Halo...?
Rozdział specjalnie dla shrekispodrzeki ,bardzo dziękuje za pomysł ❤
Bakugou
Od kilku tygodni leżałem w szpitalu,lekarze nie chcieli mi nawet powiedzieć co mi jest...codziennie odwiedzał mnie Todoroki...nie mieszaniec a Todoroki...mój chłopak.Dzisiaj sie nie zjawił a przecież powinien według zegara siedzieć tu ze mną już godzine... tchh jebany debil...zadzwoniłem do niego kilka razy ale nie odbierał...debilu odbierz...
Todoroki
Szedłem do szpitala zeby odwiedzić Bakugou...kiedy zostałem wciągnięty do ciemnej alejki...mogłem wybrać pójscie przez park ale chciałem byc szybciej u chłopaka...poczułem uderzenie w brzuch.Zacząłem sie bronić i sam walczyć...tylko że ja byłem jeden...a ich czteru...nie dawałem rady nawet z quirkiem...w pewnym momencie poczułem uderzenie w głowe,upadłem na ziemie.
Bakugou
Dzwoniłem dalej...debilu dlaczego ty nie odbierasz...poczta głosowa...- Todoroki dlaczego nie odbierasz...coś sie stało? - uhh...rozłączyłem się sięgając po wode
Todoroki
Kątem oka zobaczyłem jak jeden z napastników wyciąga nóż...potem poczułem ogromny ból w okolicy brzucha...zaczęło robić mi sie słabo...sięgnąłem ostatkami sił po telefon i zadzwoniłem...do Bakugou...nie po pomoc a do Bakugou...
Bakugou
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i natychmiast odebrałem - Todoroki! Do jasnej cholery co sie z tobą dzieje i czemu cie nie ma?!
-shh...spokojnie kochanie...jak sie czujesz? - mówił spokojnie i cicho...
-ja? Jest okej,dlaczego pytasz? Dlaczego cie tu nie ma?
-coś mi wypadlo...przepraszam skarbie...
-oh...okej...mogłeś powiedzieć wcześniej.Wszystko w porzadku?
-tak...jest dobrze...co robisz?
-jadłem sniadanie i próbowałem sie dowiedzieć co mi jest ale ci debilemi nie chcą powiedzieć
-rozumiem...- czułem sie coraz gorzej...zaraz zasne...juz nie zobacze Bakugou...- Kochanie...
-tak kotku?
-Kocham cie...- powiedziałem już ledwo szeptem po czym opuściłem reke z telefonem na ziemie
-ja ciebie też...- usmiecham sie i czekam na jakąś odpowiedź - Todoroki? Jestes tam? - cisza...- Halo...? - znów...- Todoroki to nie jest smieszne,jak sie nie odezwiesz to skopie ci dupe obiecuje...- i znów cisza...- TODOROKI DO JASNEJ CHOLERY JA SIE MARTWIE!
Po niedługiej chwili telefon sie wyłączył a połączenie przerwało...jebana bateria...chciało mi sie płakać...nie wiedziałem co z Todorokim...nie odzywał sie...podali mi leki po których zasnąlem wciąż myśląc o nim.
Obudziłem sie rano...podszedłem pod gabinet lekarza żeby podsłuchiwać...dowiedziałem sie że ciało mojego chłopaka...Shoto Todorokiego...znaleziono w uliczce 300 metrów od szpitala...nie mogłem tego pojąć...nie,to nie może być prawda...usiadłem na swoim łóżku...to nie jest prawda haha,oni kłamią,Todoroki dzisiaj do mnie przyjdzie.Polożyłem sie z usmiechem myśląc o swoim ukochanym,obiecał mi że jak tylko stąd wyjde pojedziemy razem na wycieczke nad morze,w końcu je zobacze,zawsze chciałem...a on mi obiecał.Zapytał mnie też o wspólne mieszkanie...to takie słodkie.Jak tylko sie z nim zobacze zaczniemy wybierać kolory scian bo miejsce już znaleźliśmy.Obiecał mi też że bedziemy mieć psa,yorka bo oboke je kochamy.Usmiechnąłem się szerzej,nie moge sie doczekać aż wprowadzimy sie do wspolnego mieszkania...moze weźmiemy kiedyś ślub? Kto wie haha,bylbym szczęśliwy mając takiego męża...Todoroki to naprawde najkochańsza osoba jaką znam hah...ciesze sie że mam takiego faceta...
Kilka godzin później moje życie legło w gruzach...to była prawda...miałem przed oczami jego ciało...kazali mi potwierdzić jego tożsamośc bo było yo trudne...byl cały posiniaczony...podrapany...pocięty...nie...to nie mógłbyć on...kiedy tylko go zobaczyłem poczulem w oczach łzy...upadłem na kolana tracąc oddech...kompletnie zapomniałem w tym momencie jak sie oddycha...to nie może być prawda...nasze plany...nie! On napewno żyje...zaraz sie obudzi i powie mi ze to tylko niesmieszny żart...złapałem za jego dłoń...była taka zimna...wtuliłem w nią swój policzek płacząc...nie potrafiłem powstrzymać swoich łez...nic jeszcze mnie tak nie bolało...Todoroki pokazał mi że świat może być inny niż taki jakiego ja widze,pusty,czarno-biały w którym najwazniejsze sa pieniadze...pokazal mi że moze byc kolorowy...pełen życia...w którym najważniejsza jest miłość...nasza miłość...po chwili kazali mi opuscić sale...ale ja nie potrafiłem...nie potrafiłem go zostawić...obiecałem mu że nie zostawie go do końca życia...zostałem z nim do samego wieczora...wtedy poczułem straszny ból a następnie już nic...to co mi podawali to nie były leki...podawali mi środki otumaniające i szkodliwe leki na recepte...przestałem cokolwiek czuć...słyszeć i widzieć...zobaczyłem białe światło...byłem z Todorokim do samego końca...tak jak obiecałem...mam nadzieje że spotkam go na tamtym świecie...i znów będziemy szczęśliwi...
♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡♡
Koniec.
Mam nadzieje że ten rozdział się spodobał! Zycze miłego dnia i zapraszam do siedzenia dzis na wattpadzie bo planuje jeszcze minimum dwa rozdziały haha
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top