Sprawa w toku...
Dziewczyna patrzyła się lekko zdezorientowana na blondyna, który nadal był w szoku. Szukał tyle czasu jakichkolwiek wieści o swoim bracie, ale nie mógł się niczego dowiedzieć. Nawet zaczynał powoli się poddawać, uważać, że może zginął, aż tu nagle natrafia na informacje i to czystym przypadkiem.
— Przepraszam, wszystko w porządku?...
Głos Mayi wyrwał Ivara z transu.
— Tak, po prostu... się zamyśliłem. — Wymusił lekko uśmiech, choć ta wiadomość nadal robiła na nim wrażenie.
— Znasz tego człowieka? — zapytała w końcu, gdyż ciekawość wzięła górę.
— Prawdopodobnie — rzucił krótko i odwrócił się w kierunku koturina. Widząc, że ten już do niego wraca, znów zwrócił się do dziewczyny. — Dziękuję ci bardzo za informację, ale będziemy musieli już iść — mówił o dziwo miłym tonem.
— Nie będę was zatrzymywać. — Uśmiechnęła się miło, kątem oka obserwując siostrę.
— Do widzenia zatem — rzekł wampir, gdy Shea do niego dołączył i odszedł w drugą stronę.
Koturin nie wiedział, o co mogło chodzić. Zdziwiło go, że Ivar odszedł tak nagle. Zwykle był spokojny, a teraz mimo że próbował to ukryć, to widać było, że coś go zaniepokoiło, czy raczej zdenerwowało. Chłopak dorównał mu krokiem idąc z rękami w kieszeniach.
— Coś się stało? — Spojrzał na niego, lecz wzrok blondyna nadal błądził niespokojnie.
— Nie, nic — rzucił, aby go zbyć.
Shea westchnął z grymasem na twarzy i arogancko lekko uniósł głowę.
— Nie zachowuj się jak jakaś mająca focha nastolatka, tylko powiedz, o co chodzi — skomentował niezbyt miłym tonem, na co jednak Ivar nie zareagował.
— Możliwe, że... był tu mój brat — powiedział w końcu, biorąc wdech na uspokojenie.
Koturin spojrzał na niego unosząc brew.
— No i co z tego?
— To, że go szukam od paru lat i wreszcie mam jakiś trop — rzekł z lekką irytacją, co nie było częste. Natomiast ton Shei pozostał lekceważący i pewny siebie jak zazwyczaj.
— Aha. A dawno temu?
— Trzy miesiące temu. — Westchnął, ogarniając myśli. Nie chciał się teraz nad tym głowić. — Ale to nieważne.
— Skoro tak mówisz. — Wzruszył ramionami.
Szli przez chwilę w ciszy. Delikatny wiatr poruszał ich włosami, a słońce wyglądało zza chmur. Koturin spojrzał w gęsty las i się lekko skrzywił.
— Nie denerwuje cię, że Yakov tak znika? — wydusił w końcu z siebie.
— W sensie, że spędza czas z innymi wilkołakami? — upewnił się wampir, na co chłopak skinął głową. — Niezbyt. W końcu znalazł kogoś takiego samego jak on. To normalne, że jest ciekawy. Przecież nie mam prawa mu niczego zabraniać.
Nastolatek patrzył przez chwilę na drzewa, lekko marszcząc brwi, lecz widział tylko poruszające się delikatnie liście.
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, a niebo nabierało cieplejszych barw, drzwi do wynajmowanego pokoju w gospodzie otworzyły się.
— Nawet nie wiecie jaki jestem zmęczony — poskarżył się na wejściu Zethar.
Ostrzący sztylet na parapecie Shea oraz Ivar, który czytał książkę, spojrzeli na niego.
— I? Są już jakieś konkrety? — zapytał wampir, wracając do lektury.
— Tak. — Brunet usiadł na łóżku. — Trzeba tylko jakoś ustalić spotkanie z wilkołakami. Teraz powinni się zgodzić.
— Jak to teraz? — zapytał koturin, przekrzywiając lekko głowę.
— Po wcześniejszej rozmowie z alfą. Przekażesz im wiadomość, aby dziś po zmroku przyszli na skraj i że ja też tam będę. Wtedy oficjalnie wszystko będzie postanowione. — Położył się tyłem do nich. — A! I dodaj, że jeśli się nie zjawią, to odbierzemy to za akt braku współpracy i wtedy konflikt nigdy nie zostanie zażegnany — dodał przez ramię. — Ja idę spać. W dzień ludzie, w nocy wilkołaki... To nie na organizm prostego człowieka - westchnął przymykając oczy.
— Chwila. Ja mam to przekazać? — Shea się zirytował.
— Tak, bo zrobisz to najszybciej. Tylko nie wdawaj się w bójkę, a wszystko powinno być dobrze — rzekł niedbale Zethar, lecz koturin wiedział, że ten ton oznaczał, że lepiej się nie kłócić.
Chłopak zacisnął zęby i pięści, patrząc się przez chwilę na plecy bruneta, ale nic nie powiedział. Schował za pasek sztylet i otworzył okno, po czym przez nie wyskoczył.
Wylądował miękko na ziemi i włożył ręce do kieszeni, wkurzony faktem, że robi za chłopca na posyłki, w dodatku ma iść do gniazda tych kundli. Szedł przez pole w kierunku lasu, ignorując wzrok pracujących ludzi, którzy woleli go teraz nie zaczepiać.
Yakov od rana był ze sforą. Mimo iż wilkołaki to stworzenia bardziej nocne, to jednak nie potrzebowały codziennego snu, dlatego cały dzień minął im na głośnej zabawie, bieganiu po lesie i łapaniu zwierząt. Chłopak nigdy wcześniej się tak nie czuł. Wiatr w czasie gonitwy na czterech łapach, wolność oraz dominacja dzikszej natury, te rzeczy były dla niego czymś, czego nie ma na co dzień. Jednak z jakiegoś powodu coś go trapiło. Jakby... wyrzuty sumienia?
— O czym myślisz? — zapytała rudowłosa dziewczyna, z którą od samego początku złapał lepszy kontakt. Jakiś czas temu reszta wilkołaków pobiegła w głąb lasu, w pogoni za zwierzyną, więc teraz ta dwójka została sama.
Yakov siedział na przewalonym drzewie i wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w barwiące się na różowe niebo.
— O dzisiejszym dniu — odparł w końcu.
— Zabawny był prawda? Niby zwykły bieg po lesie, a ile radości może przynieść, szczególnie kiedy jest się ze stadem. — Keri uśmiechnęła się i odgarnęła włosy za ucho.
— Fakt. Nigdy nie spędzałem tak czasu z innymi wilkołakami. — Uniósł lekko kącik ust.
— Nigdy? — zdziwiła się ruda, na co chłopak zaprzeczył głową. — To... smutne. — Usiadła koło niego. — Nie mieć nikogo, z kim by się rozumiało bez słów, lub w ogóle nie mieć takiej rodziny.
Yakov przypomniał sobie dom, a wraz z nim parę wspomnień, gdy jeszcze jako dziecko ganiał z innymi i wymykał się do lasu. Wtedy matka zawsze się wkurzała, że wracał zbyt późno, na co jego ojciec się tylko śmiał.
Keri spojrzała na jego pogrążoną w myślach twarz. Wiatr zawiał delikatnie, powodując szum liści i ruszając lekko końcówkami jej włosów. Otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale się zawahała.
Shea w tym czasie przemieszał się odbijając się od gałęzi i gdy dzięki powiewowi powietrza wyczuł obecność dwóch osób, cicho i niezauważalnie wylądował na drzewie niedaleko nich.
Dziewczyna przygryzła wargę niepewna, ale w końcu zadała pytanie:
— Może... Dołączysz do nas?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top