Kim ty jesteś?
Yakov i Zethar patrzyli na wilkołaki. Pierwszy, zaskoczony nadal nie mógł oderwać wzroku, natomiast drugi spoważniał w chwili, gdy nowo przybyli się zatrzymali.
Stwory zobaczywszy pobratymca przestały warczeć, lecz nadal eksponowały ostre zęby. Zethara tylko przeleciały wzorkiem i wrócili do Yakova. Brunet poczuł się urażony. Nie znosił być ignorowany, ale nic nie powiedział. Nagle kreatury uniosły gwałtownie głowę i po chwili, jakby czegoś nasłuchując, dały znak łbem, aby podążać za nimi.
Białowłosy szedł, mając mieszane uczucia. Ostatnimi wilkołakami, których widział byli ludzie z jego wioski. Nigdy potem nie miał styczności z kimś podobnym do siebie. Jak taka typowa wataha żyje? Co robią na co dzień? Był zafascynowany, ale z drugiej strony zaniepokojony. Te osoby napadały na ludzi i porwały dziecko. Nie wiedział co ma myśleć.
Nagle Yakov dostrzegł blask ognisk. Zbliżali się do obozowiska. Oczy otworzyły mu się szerzej, gdy zobaczył ile ludzi siedzi wokół ognia. Z lewej i prawej strony paliło się drewno, a wokół na pniach i trawie siedziało minimum po siedem osób, zarówno mężczyźni jak i kobiety. W momencie zobaczenia obcych przestali rozmawiać i spoważnieli. Po środku, przy trzecim ognisku, z rękoma położonymi luźno na kolanach, siedział czarnowłosy przywódca stada. Z twarzy wydawał się być arogancki, co potwierdzała lekko uniesiona głowa i wzrok, który patrzył na wszystko z góry.
Zethar i Yakov zatrzymali się w odległości około pięciu metrów od alfy. Wilkołak nie wiedział jak miał się zachowywać. Zgodnie z radą bruneta postanowił nic nie mówić i to jemu zostawić całą rozmowę.
Nieśmiertelny natomiast w ogóle się nie stresował. Miał poważny wyraz twarzy, którym ukrywał fakt, że był lekko rozdrażniony, po części z powodu, że nie mógł iść spać. Jednak skoro już tutaj był, to chciał zapobiec niepotrzebnemu rozlewowi krwi.
Rozmowy ucichły. Jedyny dźwięk wydawał trzaskający ogień oraz lekki szum wiatru, który poruszał ciemnozielonymi liśćmi po nocnym niebie. Jedyne światło pochodziło od ognisk i tworzyło na pniach drzew promienie, które przedzierały się przez ciemność lasu.
W momencie zauważenia przybyszów, przywódca stada całą uwagę skupił na białowłosym. Na człowieka nawet nie raczył spojrzeć. Wstał pewny siebie i z rękoma w kieszeniach podszedł do obcego wilkołaka.
— Interesujące — rzekł, zbliżając się do niego. — Jesteś taki sam jak my, ale nigdy cię tu nie widziałem.
— Ty jest... — zaczął mówić Zethar, ale czarnowłosy najwyraźniej specjalnie stanął do niego plecami, a przodem do Yakova, pokazując kompletny brak szacunku do człowieka.
— Skąd jesteś? Z którego stada pochodzisz? — zadawał pytania alfa z wrednym uśmiechem. Białowłosy był zdezorientowany i w ogóle nie wiedział, co ma odpowiedzieć.
Zethar był zszokowany. Ten szczyl miał maksymalnie dwadzieścia sześć lat i śmiał go olać?!? Nie dość, że nie może pójść normalnie spać, to osoba która chce wszcząć wojnę z ludźmi jest jakimś aroganckim bachorem?!? Brunet ze wszystkiego na świecie nienawidził być ignorowany, nie kiedy jest śmiertelnie poważny. Zacisnął w kieszeniach płaszcza ręce w pięści. Był wściekły, lecz milczał i wpatrywał się w alfę.
Nagle przywódcy stada uśmiech zniknął z ust, a oczy straciły pewność siebie, na niebezpieczeństwo, które wyczuł za plecami. Obrócił się gwałtownie, odruchowo skacząc w tył, zachowując bezpieczną odległość i patrząc, co go tak zaniepokoiło. Przeżył szok, gdy zobaczył, że sprawcą tego poniżającego uczucia był nie kto inny, jak ten człowiek. Jego wzrok przykuły zimne, zielone tęczówki, które wpatrywały się w niego i były niczym niewidzialna włócznia, wymierzona prosto w jego umysł. Alfa w tym momencie poczuł jakby wszystko dookoła zniknęło. Powoli zmieniło się w czerń, pośród której czuł, że jest tylko on i para szmaragdowych oczu, w obliczu których czuł się bezbronny i mały. Czuł niższość i przytłaczającą, niebezpieczną siłę, bijącą od bruneta. Nie wiedział, co miał zrobić. Był sparaliżowany i przerażony, a wyższość nieśmiertelnego coraz bardziej go przygniatała.
Przywódca stada w końcu mrugnął i gwałtownie odwrócił głowę, spuszczając wzrok. Wrócił na pień, na którym wcześniej siedział. Nie chciał dać po sobie poznać, że nadal czuł przyśpieszone bicie serca, wywołane strachem.
On się bał? ON? Czego? Spojrzał ostrożnie na człowieka, lecz nie czuł już tego uczucia słabości. Patrzył się przez chwilę, ukrywając swój niepokój.
Co to było? Przez ułamek sekundy, który zdawał się być o wiele dłuższym okresem czasu niż w rzeczywistości, czuł bijącą od bruneta siłę, której za żadne skarby nie mógł się przeciwstawić.
Mimo wszystko nie zamierzał dać po sobie poznać, że stracił choć na chwilę pewność siebie i zaczął udawać jakby nic nigdy się nie stało.
— To? Czego chcecie? — zapytał niby od niechcenia.
— Gdzie jest dziewczynka? — zadał ostro pytanie Zethar, nadal rozdrażniony.
— A, o to chodzi — westchnął alfa. — Jest bezpieczna w chatce, niedaleko.
Brunetowi na tę chwilę ta informacja wystarczała.
— Jesteśmy podróżnymi i przez przypadek zostaliśmy wplątani w ten konflikt — opowiedział szybko. — Możemy porozmawiać na osobności?
Czarnowłosy wilkołak lekko się zawahał. Zaczął podejrzewać, że nie ma do czynienia ze zwykłym człowiekiem, mimo że na pierwszy rzut oka tak się wydawało. W końcu wstał i skinął głową, aby przybysz ruszył za nim.
— Zaraz wracam — rzekł Zethar do swojego kolegi, który słysząc te słowa w duchu jeszcze bardziej spanikował. W końcu miał zostać sam wśród obcej watahy.
Gdy nieśmiertelny zniknął za drzewami, Yakov nie wiedział, co miał robić.
— Co tak stoisz? Przysiądź się! — zawołała z uśmiechem rudowłosa dziewczyna, wskazując na miejsce obok siebie. — Rzadko spotyka się samotnego wilka — dodała gdy zmieszany chłopak usiadł obok niej. — Jak się nazywasz? Skąd pochodzisz?
— No nie mogę! — Zawołał ktoś z drugiej strony. — Spójrzcie wszyscy! Keri jest dla kogoś miła! Trzeba uwiecznić tę chwilę. - Zaczął się śmiać jakiś chłopak o niemalże żółtych włosach.
— Grabisz sobie, Rocky — odgryzła się do niego ruda.
— Uuu... Już się boję, takiej małej wiewiórki.
Dziewczyna nagle wstała i szybkim krokiem zaczęła do niego iść. Rocky uśmiechnął się i zaczął uciekać.
— Wracaj tu, półmózgu!!!
Wszyscy zaczęli się śmiać, bo scena wyglądała niczym z typowych komedii. Yakov także się roześmiał. Zaczął rozmyślać, co by było gdyby sam miał stado? Czy też było by tak zabawnie?
______________________________________________________
Chciałabym przeprosić za częstotliwość dodawania rozdziałów, ale mam klasę maturalną, więc rozdziały będą jak znajdę dłuższą chwilę ;_;
Komentarze mile widziane, chciałabym poznać Wasze zdanie!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top