2. Jezu Nw Dupa
-Ah!..
Wykrzyknął kiedy dostał lekkie uderzenie w głowę, które go obudziło
-co jest.. Cholera..
-uważaj na słowa, i wstawaj lepiej, znając ciebie nie chcesz sie spóźnić żeby "wymienić się słowami" z tym całym.. Mickiewiczem..
Kobieta dodała z lekkim obrzydzeniem na końcu.
-oczywiście, matko..
Salomea, matka Juliusza, lekko się uśmiechnęła do syna zanim wyszła.
Juliusz tylko wypatrywał za matką jak wychodziła i od razu wzdychnął po jej wyjściu.
-japierdole...
Chłopak powoli wstał, i poczuł jak mu coś chrupło w kręgosłupie (i feel you Julek)
-O KURWA...
Chłopak wytrzeszczał z bólem i spróbował szybko się wyprostować.
Kiedy czuł, że just jest lepiej, actually zaczął się szykować.
Wziął jakiekolwiek ciuchy, i spoglądając w lustro poprawil swoje loki.
-no.. Nie jest źle..
Wymamrotał młody odpływając na chwilę, myśląc czy napewno chce iść.
-JEZU DOBRA! Juliusz, musisz iść. Musisz mu pokazać że jesteś wart czegoś..
Po mówieniu sobię że wszystko będzie okej, wziął szybko kartkę z jego wypocinami, i wyszedł, nie żegnając się nawet z matką.
Juliusz nie stresował się staniem przed ludźmi, i wypowiadaniem swoich prac, acz kolwiek stresował się bardziej tym, ze Adam może go wyśmiać przy wszystkich, i zapewne tak będzie.
Całe to spotkanie i rywalizacja słowami, odbywała się w pobliskim dosyć małym teatrze, poeci mieli czytać swoje prace, a ludzie mieli je oceniać, i wybrać, który poeta wygrał.
Kiedy poeta znalazł się już pod teatrem, nie zwracając uwagi na życie dookoła niego, poczuł lekkie uderzenie w ramię, przez które się wystraszył, podskakując lekko. Gwałtownie spojrzał do tyłu, zeby zobaczyć przed nim, nie jakiego, Fryderyka Chopina.
-Słowacki!
-Jezus Fryderyk, nie strasz mnie tak..
Chłopak wymamrotał w jednym oddechu.
-co cię tu.. Sprowadza?
-a jak myślisz? Jestem tutaj żeby dopingować mojemu kochanemu przyjacielowi.
Wyższy uśmiechnął się szczerze do niższego
-jeszcze ciebie tu brakowało...
-eyy-.. Atrament ci się rano wylał, panie poeto? Nie cieszysz się, że twój drogi przyjaciel przyszedł ci dopingować?
-ależ oczywiście ze się cieszę, panie porcelanowe płuca
Niższy sie uśmiechnął, a potem odwrócił się i spojrzał na teatr.
Frycek cicho zachichotał i zrobił krok żeby być obok przyjaciela
-dobra, dobra, panie wielka chmuro burzy, może juz wejdziemy, co?
-hmh.. Tak..
Oby dwaj sie zaśmiali i jeszcze wymieniając słowa, weszli do teatru.
_________________________________________
Tak jakos, na szybko. Ale musze jakos tak, bo musze sie uczyc jeszcze. Mam jutro sprawdzian z chemi, kartkowke z polaka, niemca, angielskiego i poprawe z fizyki :'))
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top