𝑇 𝐸 𝑅 𝐶 𝐸 𝑅 𝐴

„Gdybyś była moją..."

Moją co? Cholera! O co mu chodziło? Gdybym była jego co? Córką? Wtedy nie pozwoliłby mi na tak nieodpowiedzialne zachowania, jak wypicie wina przed szkołą? Cholera, cholera, cholera! Nie miałam zielonego pojęcia o co mogło mu chodzić w tej wypowiedzi i doskonale wiedziałam, że zrobił to z premedytacją. On już taki był. Chciał żebym nie mogła spać całą noc i jedynie głowiła się nad sensem tego zdania, aby na następny dzień pokutować. Cholerny manipulant.

I pokutowałam. Przysięgam, że przez całą noc nie zmrużyłam oka na dłużej niż pół godziny. Ciągle przed oczami przelatywała mi jego sylwetka stojąca w progu mojego pokoju i jego cholerne słowa. Gdybyś była moją...

— Cholera! — syknęłam wściekła, gdy już kolejny raz dzisiejszego dnia wpadłam na jakąś randomową osobę na szkolnym korytarzu. — Uważaj jak leziesz.

— Ktoś chyba wstał dziś lewą nogą — zażartował Agustin kroczący obok mnie, gdy przestraszony pierwszak mijał nas ze spuszczoną głową.

— Gdybym ja jeszcze w ogóle spała — westchnęłam przeciągle, a palcami rozmasowałam skronie.

— Mam na to idealne rozwiązanie! — pisnęła blondynka idąca z mojej drugiej strony i zadowolona klasnęła w dłonie.

Spojrzałam na nią jak na idiotkę, bo skąd ona mogla mieć w sobie takie pokłady energii, gdy ja tu dosłownie zdychałam i oczekiwałam rozwinięcia jej odpowiedzi. Raczej nic nie było w stanie mi dziś poprawić humoru. Moje samopoczucie sięgało dna totalnego i nawet jakiś super hiper pomysł mojej przyjaciółki raczej nie był w stanie tego zmienić.

— Jest piątek. Zrywajmy się z tych nudnych ostatnich lekcji. Ten dzień jest zbyt piękny, aby marnować go w tak okropny sposób — skończyła niezwykle zadowolona z siebie, a ja musiałam przyznać, że to nie był wcale głupi pomysł.

— Mnie nie musisz namawiać! — Blondyn od razu przystał na jej propozycje, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Przeciągnął się zatrzymując się na środku korytarza i w ogóle nie przejmował się ludźmi, którzy mamrocząc coś pod nosem, zmuszeni byli go wymijać. — Zdecydowanie mam dość tej budy na ten tydzień.

— Więc chodźmy. Nie wytrzymam tu ani minuty dłużej — mruknęłam niemrawo i od razu skierowałam się do wyjścia, a moi przyjaciele zrobili to samo.

— Jedźmy do mnie, chata jak zawsze wolna, a jeszcze kucharz przygotuje nam coś do jedzenia — powiedziałam, gdy tylko stanęliśmy przy moim aucie i zakręciłam na palcu kluczykami od czerwonego audi.

— Mam nadzieję, że będą to te pyszne roladki, które zrobił ostatnio — zamruczała Valentina i z rozmarzeniem poklepała się po brzuchu, czym spowodowała nasz śmiech.

Spojrzała na nas rozanielona i nie czekając na nic, wpakowała się na tylne siedzenia samochodu, gotowa na wielkie obżarstwo. Przekręciłam oczami na jej gest i chciałam wykonać to samo, jednak ramiona chłopaka mi to uniemożliwiły. Bernasconi sprawnie przyciągnął mnie do siebie i posłał mi jeden ze swoich bajeranckich uśmiechów, co sprawiło że parsknęłam śmiechem.

— Czego dusza pragnie?

— Ty już dobrze wiesz czego — szepnął i przejechał nosem wzdłuż mojego policzka, przez co mimowolnie przymknęłam powieki.

— Chcę jechać do domu, Agustin — jęknęłam, gdy nie przerywał swoich pieszczot, a nos zamienił na delikatne pocałunki.

— To przecież bardzo dobrze się składa. — Uniósł głowę z uśmiechem i spojrzał na mnie z błyskiem w oku.

— Valentina z nami jedzie, debilu — prychnęłam rozbawiona i popukałam się w czoło, chcąc wybić mu ten pomysł z głowy.

— Myślę, że bez problemu będzie można ją gdzieś wysa...

— Żebym ja zaraz ciebie nie wysadziła w powietrze idioto! — warknęła na niego dziewczyna, której głowa wychylała się przez okno, co sprawiło że ponownie chciało mi się śmiać. — No dalej! Przysięgam, że mój żołądek odgrywa właśnie jakieś symfonie Beethovena!

— Musisz obejść się smakiem — roześmiałam się głośno i poklepałam blondyna po ramieniu.

Sprawnie zasiadłam za kierownicę i gdy tylko chłopak z nietęgą miną dołączył do nas, ruszyłam prosto do mojej rezydencji, gdzie mogliśmy na spokojnie objeść i poopierdzielać się w czasie, w którym powinniśmy być w szkole. Kochałam to.

— Przysięgam... że w życiu... nie jadłam nic lepszego — wydukała między gryzami blondynka, rozpływając się nad smakiem roladek, które zostały przygotowane specjalnie dla niej.

Przewróciłam oczami na jej słowa, bo powtórzyła to już jakiś dziesiąty raz odkąd tylko dostaliśmy danie. Sama oblizałam palce kończąc swoją porcję, mając w dupie jakiekolwiek maniery i zasady dobrego wychowania. Tak dobre jedzenie nie mogło się zmarnować nawet w najmniejszych ilościach. Odstawiłam pusty talerz na stolik przed sobą i z głośnym jękiem z przejedzenia rzuciłam się na oparcie sofy.

— A ja przysięgam, że tak się przejadłam, że nie ruszę się do jutra — burknęłam ledwo oddychając i zwinęłam się w kłębek na sofie znajdującej się w części dziennej mojego pokoju.

Zenere dalej delektując się wykwintnością tego dania zajmowała fotel naprzeciwko mnie, a drugi taki sam mebel obok niej zajmował chłopak, który był tak zajęty jedzeniem, że nie odzywał się słowem odkąd służba przyniosła je do mojego pokoju. Pokręciłam głową z uśmiechem, gdy obserwowałam jak zafascynowany, niemalże zahipnotyzowany obserwuje zwinięte ciasto, a później wpycha je do swojej buzi.

— O to, to na pewno nie! — zaprotestowała od razu dziewczyna, również kończąc swój posiłek i szybko wyprostowała się w fotelu.

— Nie rozumiem, Valen — mruknęłam i powoli przekręciłam się z boku na plecy, a swoje spojrzenie utkwiłam w śnieżnobiałym suficie.

Moją, moją, moją.

Gdybyś była moją...

A szlag by to wszystko trafił!

— Przecież pisałam wam, że dziś idziemy na imprezę! — fuknęła oburzona moją niewiedzą i z nadzieją spojrzała na blondyna, szukając w nim wsparcia, jednak ten dalej zdawał się znajdować w innym świecie.

— Coś tam pamiętam, ale może wytłumaczysz cokolwiek? — poprosiłam, nie chcąc jeszcze bardziej jej podburzać, bo wkurzona Zenere to nie było nic dobrego.

Podciągnęłam się na łokciach i oparłam się na jednym z nich o podłokietnik kanapy, aby mieć na nią lepszy widok.

— W jednym z kasyn przy Virginia Street organizowana jest dzisiaj impreza — wyjaśniła podekscytowana widząc moje zainteresowanie, gdy ja głośno się roześmiałam.

— I ty myślisz, że my tam wejdziemy? — prychnęłam przez śmiech.

Takie imprezę były organizowane tylko przez największe szychy w mieście i były to oczywiście imprezy zamknięte. Nie miał tam wstępu byle kto i jeśli nie miałeś zaproszenia, to nawet nie miałeś co marzyć o wejściu. Zazwyczaj znajdowały się tam osoby pokroju mojego ojca i wujka, które przychodziły tam w dwóch celach — interesy i dobry alkohol. Zabawa była tam rzeczą drugorzędną i raczej wykorzystywaną przez partnerki zacnych biznesmenów. Nie było szans abyśmy się tam dostali.

— Oczywiście, że tak — rzuciła stanowczo patrząc na mnie z dumą.

— Niby jak? — spytałam sarkastycznie i wywróciłam oczami na ten głupi pomysł.

— Uznajmy, że mój dobry znajomy stoi tam dziś na bramce i wisi mi ogromną przysługę — odpowiedziała mi z nutką dwuznaczności w głosie i sugestywnym spojrzeniem utkwionym w mojej osobie, dlatego od razu uniosłam ręce w geście kapitulacji.

— Nawet nie chcę wnikać w szczegóły.

— I lepiej dla ciebie, kochanie. Cóż... — Przelotnie spojrzała na zegarek znajdujący się na nadgarstku i od razu powstała na równe nogi. — Jest godzina szesnasta, a skoro szczegóły mamy już obgadane to będę się zbierać, bo trzeba zacząć się szykować — rzuciła na odchodne, zarzucając swoimi blond lokami i tyle człowiek jej widział.

— Jakie szczegóły?! Nic nie powiedziałaś, suko! — krzyknęłam za nią w nadziei, że jeszcze mnie usłyszy.

— O dziesiątej widzę was gotowych pod moim domem! Stroje wieczorowe obowiązkowe obdartusy!

Pokręciłam z niedowierzaniem na jej odpowiedź, lecz nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu cisnącego się na moje usta. Spojrzałam z rozbawieniem na chłopaka, który pozostał ze mną w pokoju. Obecnie roladki nie pochłaniały już całej jego uwagi, teraz centrum jego zainteresowania byłam ja. Blondyn wytarł swoje dłonie oraz kąciki ust w białą serwetkę, ani na moment nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia. Chcąc wytrzymać tę grę, nagle poczułam że leciutki sweterek, który zarzuciłam na siebie dzisiejszego ranka wcale nie był takim dobrym pomysłem. W jednej chwili zrobiło mi się gorąco, a gdy Agustin podniósł się ze swojego fotela, czułam, że zaraz po prostu się ugotuje. Jednak w przeciwieństwie do moich oczekiwań, wyminął mnie bez słowa kierując się w stronę drzwi. Zdezorientowana obserwowałam to z otwartą buzią i autentycznie nie wiedziałam jak zareagować.

— Valen, miała rację, już późna godzina. Też będę się zbierał — powiedział jak gdyby nigdy nic, podczas zakładania swojej czarnej bluzy, którą wcześniej zdjął przy wchodzeniu.

— Mówisz poważnie? — spytałam totalnie skołowana jego zachowaniem, które wcześniej wykazywało coś całkowicie innego.

— Powinniśmy zacząć się szykować, Karol — kontynuował nie unosząc nawet na mnie spojrzenia, gdy poprawiał kaptur.

— Zostań do cholery — sapnęłam poirytowana jego gierką.

Jak na zawołanie uniósł swoją głowę i spojrzał na mnie z błyskiem w oku oraz chytrym uśmiechem błąkającym się na jego wargach.

— Tego chcesz?

— Przestań się zgrywać, Agustin! — fuknęłam na niego mierząc go wściekłym spojrzeniem.

— Skoro tego chcesz.

W jednej sekundzie zrzucił siebie bluzę, którą dosłownie przed chwilą założył i dwóch krokach znalazł się tuż przy kanapie stojąc nade mną. Uśmiechnęłam się do niego figlarnie i tracąc więcej czasu na jego głupie gadki, pociągnęłam z siłą za skrawek jego białej koszulki i przyciągnęłam go do siebie. Zaskoczony chłopak cudem zdążył zareagować przed zderzeniem naszych głów i oparł się dłońmi o oparcie sofy. Posłał mi pełne podziwu spojrzenie, lecz gdy przerzucił wzrok na moje usta, gdzie powstrzymywałam cisnący się na wargi uśmiech, tak po prostu mnie pocałował. Nie w żaden gwałtowny, czy pospieszny sposób, tylko delikatnie i z wyczuciem. Muskał moje wargi swoimi, co jakiś czas dmuchając powietrzem w moją twarz, chłodząc moje rozgrzane poliki. Naparł na mnie swoim ciałem, zmuszając mnie do zmiany pozycji.

Przekręciłam się tak, aby moje plecy stykały się z podłokietnikiem, a on znalazł się pomiędzy moimi nogami, klęcząc na kolanach. Przeniósł dłoń na moją szyję, gdzie pociągnął za moje włosy. Mimowolnie jęknęłam, na ten gest, a prąd przebiegł po moim ciele wzdłuż kręgosłupa. Doskonale wiedział co uwielbiałam. Masował skórę mojej głowy dalej kąsając usta, desperacko prosząc o ich uchylenie.

— Mam... resztki... jedzenia... między... zębami — wysapałam między kolejnymi pocałunkami, starając się brzmieć jak najbardziej zrozumiale.

— Oh, pieprzyć to, Karol — wychrypiał, gdy oderwał się od moich ust, aby swoimi zjechać na moją szyję i wywołać mój jęk.

Czule ucałował miejsce za moim uchem, co sprawiło, że mocno zacisnęłam palce na jego koszulce. Coraz odważniej kąsał moją skórę na szyi co chwilę ją przygryzając, co sprawiało, że mój oddech stawał się coraz cięższy. Po omacku wślizgnęłam się pod jego koszulkę, aby powoli zbadać jego umięśniony brzuch, który aż błagał aby wystawić go na światło dzienne.

— Aguuus — sapnęłam, gdy zjechał swoją dłonią wzdłuż mojej talii nie zapominając o zahaczeniu o skrawki biustonosza. — Agus — powtórzyłam bardziej zirytowana i sama przyciągnęłam jego twarz na powrót do swojej, aby ponownie złączyć nasze wargi.

I już wcale nie przejmowałam się jedzeniem między moimi zębami, czy czymkolwiek innym niepożądanym. Od razu złączyłam nasze języki w pocałunku, przez co udało mi się wyczuć jego głupi uśmiech. Skupiał swoją uwagę na moich ustach, lecz dłonią ciągle sunął w dół mojego brzucha. Wierciłam się niecierpliwie pod nim, naprawdę starając się skupić na pocałunkach. Było to jednak coraz trudniejsze, gdyż ręka chłopaka już dawno poradziła sobie z zapięciem moich spodni i błądziła teraz po moim wzgórku łonowym. Bez skrępowania wsunął ją w moje koronkowe majtki i przycisnął palce do mojej łechtaczki, czym całkowicie wybił mnie z rytmu.

— Ah — jęknęłam, czując jego koliste i niespodziewane ruchy. — Pieprzyć cię, Agustin — warknęłam, jednak wcale nie brzmiałam przekonująco, zbyt skupiona na jego poczynaniach.

— Niech będzie, kochanie — szepnął w moje rozchylone i spierzchnięte wargi, które później mocno złączył ze swoimi, a w tym samym czasie wsunął dwa palce wgłąb mnie.

Kolejny niespodziewany ruch z jego strony, spowodował mój kolejny jęk, tym razem stłumiony przez jego usta. Mocno zacisnęłam palce na jego ramionach starając się nie wydawać z siebie żadnych głośniejszych dźwięków, jednak było to coraz trudniejsze zważywszy na to, że z każdą sekundą przyspieszał swoje ruchy. Kciukiem ponownie powrócił do mojej łechtaczki i zsynchronizował swoje ruchy doskonale wiedząc, co robić. Dzięki temu moje wszystkie mięśnie się spięły, a plecy wygięły w łuk. Czując buzujące napięcie w całym ciele coraz trudniej było mi wytrzymać w miejscu. Wierciłam się pod nim, mimowolnie przerywając kontakt naszych ust, a on jeszcze bardziej przyspieszył swoje ruchy. Nasze ciężkie oddechy mieszały się ze sobą, a ja doskonale czułam jak obserwuje moją twarz z tej bliskiej odległości, jednak nie miałam sił unieść swoich powiek. Byłam już tak blisko.

Gdybyś była moją...

W jednej sekundzie przeciągły jęk opuścił moje wargi, a przyjemność obezwładniła całe moje ciało. Wygięłam się w łuk dalej czując prąd paraliżujący moje ciało, a po chwili opadłam na miękkie poduszki sapiąc jak jakaś lokomotywa.

— Kurwa — szepnęłam ledwo słyszalnie dalej nie uchylając powiek i mocno zaciskając palce na jego ramionami, będąc pewną, że zostawię po sobie widoczne ślady.

— Abigale!

— Kurwa! To moja matka — krzyknęłam pół szeptem i natychmiast otrzeźwiałam ze wszystkich emocji.

Sparaliżowana obserwowałam chłopaka, który spoglądał na mnie z przerażeniem. Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody, dlatego na momencie zrzuciłam go ze swojego ciała i powstałam na równe nogi, jeśli w tej chwili można było je w ogóle tak nazwać. Drżącymi palcami zapięłam guzik moich czarnych jeansów, poprawiłam wymiętolony sweterek, a spoconą grzywkę odkleiłam od czoła. W tym samym czasie chłopak również poprawił swój ubiór starając się doprowadzić do względnego porządku, jednak nie był w stanie nic zrobić z wybrzuszeniem w jego spodniach, co nie powiem – w tej paradoksalnej sytuacji nawet mnie rozbawiło.

— Muszę do niej zejść, lepiej chodź ze mną — sapnęłam z wciąż przyspieszonym oddechem, a chłopak jęknął niezadowolony za mną, lecz wykonał moje polecenie.

— Witaj, matko — przywitałam się chłodno, gdy dostrzegłam jej sylwetkę w korytarzu, wciąż schodząc po schodach.

— Gale, dziecko! Jak ty wyglądasz? — spytała oburzona zapewne dostrzegając moje zarumienione policzki i potargane włosy.

Szybko przeniosła spojrzenie za mnie i w tej samej chwili zasznurowała swoje usta.

— Witam, pani Anderson. — Blondyn przywitał się z moją matką pewnym i głębokim głosem, za co szczerze go podziwiałam.

Tak szybko zdążył się uspokoić, podczas gdy moje serce dalej chciało wyrwać z klatki piersiowej.

— Oh, Agustinie! Jak miło cię widzieć, chłopcze — zaświergotała wesoło i zrobiła kilka kroków w naszą stronę.

Od zawsze go uwielbiała, dlatego dobrze wiedziałam, co robię zabierając go ze sobą na dół.

— Chętnie zaproponowałabym abyś został na kolacji, ale dziś to niestety niemożliwe.

— Nic się nie stało, pani Anderson. Ja będę się już zbierał. Do widzenia, pani. Do zobaczenia Karol — pożegnał się z nami obiema, ukradkiem puścił mi oczko i prędko ruszył do drzwi już po chwili znikając za ich powłoką.

— Jesteście razem? — zapytała niemalże od razu, zapewne nie mogąc wytrzymać już od momentu kiedy tylko go ze mną zobaczyła.

— Myślę, że to nie w tej sprawie wołałaś mnie do siebie — stwierdziłam całkowicie ignorując jej absurdalne pytanie, na co wywróciła oczami.

Zdecydowanie miałam to po niej.

— Wraz z ojcem wyjeżdżamy na weekend. Chciałabym zastać po powrocie dom w nienaruszonym stanie, a służbę w nieokrojonym składzie, Abigale — oznajmiła tak po prostu, a przy ostatniej części zdania spojrzała na mnie sugestywnie, na co tym razem ja wywróciłam oczami.

To nie moja wina, że ta sprzątaczka całkowicie nie znała się na swoich obowiązkach do cholery!

— Jasne, mamusiu. — Uśmiechnęłam się do niej ironicznie i odwróciłam się na pięcie, aby udać się do pokoju i wreszcie wziąć się za przygotowania do dzisiejszego, zapewne bardzo ciekawego, wieczoru.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top