𝑄 𝑈 𝐼 𝑁 𝑇 𝑂
żeby mari mnie nie zaciukała
enjoy kochani
···
Miałam cholernie dość, przysięgam. Nie dość, że niedziela sama w sobie była dniem przytłaczającym doszczętnie i odbierającym jakiekolwiek chęci do egzystowania, tak dzisiaj wszystko sięgnęło apogeum w moim przypadku. Nakład nauki na nadchodzący tydzień zwalił się na mnie jak grom z jasnego nieba i to wcale nie było tak, że przecież miałam cały weekend, aby dobrze się przygotować. Bo nie było. Ja wolałam poimprezować, totalnie się upić, umierać tysiąckrotnie w morzu mojego zażenowania całkowicie zapominając o tym, że powinnam się uczyć, aby utrzymać mój dobry poziom, którego oczekiwał ode mnie mój ojciec. Nie mogłam go przecież zawieść, a jednak całkowicie o tym zapomniałam, dając się ponieść piątkowej nocy.
Cholernej piątkowej nocy...
Chryste, jak tylko przypominałam sobie przebłyski tego co udało mi się zapamiętać z tego wieczoru to topiłam się w morzu mojej żałości. Tym razem też nie było inaczej. Z głośnym jękiem zażenowania walnęłam głową o blat białego biurka wypełnionego książkami, zeszytami od matematyki oraz historii i mocno zacisnęłam powieki, mając zdłudną nadzieję, że to pozwoli wymazać moją pamięć. Jednak to się nie działo, a ja naprawdę nie potrafiłam poradzić sobie sama ze sobą. I może wszystko nie byłoby takie złe, gdybym nie była tak zalana i jedyne co pamiętała to urywki mojego picia, obściskiwanie się z Agusem i pojedyncze zdania z mojej kłótni z Ruggero.
Cholerny Ruggero!
Nawet nie potrafię sama przed sobą opisać uczuć i emocji jakich doznałam, gdy w sobotni ranek koło szóstej obudziłam się w obcym mi pokoju, ubrana jedynie w męską koszulę. W tamtym momencie zabrakło mi tchu, nie tylko z powodu rozrywającego moją czaszkę kaca, ale również ze zdezorientowania i przerażenia. Nie miałam cholernego pojęcia co robiłam w tym pokoju, rozebrana i w zasłanym łóżku. Łączenie faktów przychodziło mi z trudem, gdy moje ciało zwijało się z bólu, a ślinianki nie były w stanie wytworzyć choćby grama śliny. Jednak po pierwszym szoku i paraliżu jaki mnie ogarnął, przerażona rozejrzałam się po pokoju, a mój wzrok od razu spoczął na mężczyźnie śpiącym w dużym fotelu w jakiejś niezidentyfikowanej pozycji. I w tamtym momencie, gdybym mogła to zachłysnęłabym się własną śliną, bo owym mężczyzną był Ruggero, a ja spałam w jego pieprzonej koszuli, która była aż przesiąknięta jego zapachem. Jedyne co siedziało w mojej głowie w tamtej chwili to pytanie „JAKIM KURWA CUDEM TO SIĘ WYDARZYŁO?". Nie pamiętałam kompletnie nic od momentu naszej wymiany zdań na tarasie i to wszystko było dla mnie jedną wielką zagadką. W pierwszej sekundzie miałam ochotę krzyczeć z powodu mojej głupoty, lecz po kolejnym otrząśnięciu, wiedziałam że muszę się jak najszybciej stamtąd zmyć. Nie miałam sił, a przede wszystkim nie byłam gotowa na tą konfrontację, dlatego niewiele myśląc po prostu zgarnęłam z ziemi moją sukienkę, która była w opłakanym stanie oraz parę szpilek. Szybko przebrałam się w łazience, koszulę niedbale rzuciłam na materac i cicho opuściłam pokój pragnąc, aby Włoch nie uchylił swoich powiek, bo wtedy na pewno zapadłabym się pod ziemie. Szczególnie, że nic nie pamiętałam. I właśnie to było w tym wszystkim najgorsze, ta cholerna czarna dziura w głowie. Nie miałam pojęcia co nawiwijałam i w jakim stopniu mogło to być szkodliwe. Byłam pewna, że gdybym miała chociaż jakieś krótkie urywki w swojej pamięci, łatwiej byłoby mi to przetrawić. Dlatego po powrocie do domu pierwsze co zrobiłam to wyłączyłam swój telefon, aby nie mieć kontaktu z nikim z kim bym nie chciała wliczając w to również moich przyjaciół, którzy po tym jak zniknęłam na pewno zadawaliby setki pytań. Wzięłam szybki prysznic, aby zmyć z siebie resztki tego abstrakcyjnego wieczoru, podczas którego zrobiłam z siebie kompletną idiotkę, a następnie zakopałam się w swojej pościeli, aby przez całą sobotę topić się w morzu mojej niewiedzy i żałości. Na zmianę ze spaniem i głupim wpatrywaniem się w sufit z nadzieją na nagły powrót wydarzeń do mojej głowy, spędziłam tak cały dzień i doszłam do jednego wniosku.
Ruggero znowu miał rację. Miał rację, że nie powinnam pić przy nim, a ja mu to tylko udowodniłam robiąc z siebie kompletną idiotkę i pokazując mu, że może mnie traktować jak gówniarę, bo takie właśnie było moje zachowanie – nieodpowiedzialne i gówniarskie. Zapewne przyniosłam mu wstyd na tej cholernej imprezie i tym samym na starcie skreśliłam swoje jakiekolwiek szansę na pomyślny przebieg zakładu. Wiedziałam, że po tym wieczorze nie będzie w stanie spojrzeć na mnie inaczej niż tylko na rozkapryszone, rozpuszczone dziecko. Sama sobie strzeliłam w nogę i to mnie wkurwiało jeszcze bardziej! Może nie sam fakt tego jak mogłam się zachowywać, a właśnie to na jakie dziecko wyszłam przed nim i jak to może zmienić jego sposób postrzegania mojej osoby.
Głupia, głupia, głupia.
— Ugh! — warknęłam wściekła na swoje myśli i mimowolnie uderzyłam dłonią w blat biurka.
Buzowało we mnie milion negatywnych emocji i brakowało naprawdę niewiele, żebym wybuchła. Sytuacji nie poprawiał też fakt, że byłam sama i nie miałam się nawet na jakim wyżyć. Jak na złość w niedzielę służba miała wolne i nie mogłam nawet wyładować swoich głupich emocji na żadnej bogu ducha winnej służącej. Potrzebowałam, gdzieś wyładować ten natłok emocji i wiedziałam, że jest na to tylko jeden w miarę logiczny sposób w tej sytuacji. Niewiele myśląc po prostu machnęłam swoimi dłońmi sprawiając, że wszystkie moje notatki, książki i inne rzeczy wyleciały do góry, tym samym rozsypując się po całej części biurowej mojego pokoju, a ja z impetem odepchnęłam się od biurka na obrotowym krześle, mając całkowicie gdzieś ten bałagan. Wstałam na równe nogi i przeszłam do mojej garderoby, gdzie szybko wygrzebałam jeden z wielu jednoczęściowych, sportowych kostiumów kąpielowych i po uprzednim ściągnięciu poplamionych dresów, naciągnęłam go na siebie. Zwykły, prosty w kolorze czarnym, może z trochę większym wycięciem na plecach. Sięgnęłam z szafki na buty parę klapek basenowych, z fotela stojącego w rogu mój różowy szlafrok, który zarzuciłam na siebie bez zbędnego zawiązywania i wyszłam z pokoju od razu kierując się na basen, który znajdował się w piwnicy naszego domu, tuż koło siłowni oraz sali fitness.
Bo to było chyba właśnie to, czego teraz potrzebowałam. Wysiłek fizyczny i orzeźwienie organizmu poprzez wodę. Od dziecka uwielbiałam pływać i robiłam to odkąd pamiętałm. Mój ojciec nieraz śmiał się, że byłam urodzona w wodzie, a ja nie potrafiłam temu zaprzeczyć. Czułam się w niej świetnie i pewnie. Więc nie jest też żadnym zaskoczeniem, że gdy tylko zawitaliśmy do stanów te piętnaście lat temu, to matka znalazła dla mnie najlepszą drużynę pływacką w okolicy i tak od tamtej pory cztery razy w tygodniu uczęszczałam na treningi na miejską pływalnie, gdzie trenowałam, a później dołączyłam do szkolnej drużyny pływackiej, w której zdobywałam najwyższe tytuły i doprowadziłam ją na szczyt. Zawsze wygrywałam. Raz w tygodniu trenowałam również indywidualnie z najlepszym trenerem jakiego mogła znaleźć dla mnie moja mama. I nie miałam zamiaru narzekać, nawet już nie chodziło o poprawę moich umiejętności, kondycji, czy tego że zdobyłam z nim wiele tytułów oraz pucharów, ale również o sam fakt jego osoby. Niejednokrotnie ciężko było mi się skupić na treningu, gdy jego atletyczna postać stała nade mną i wydawała mi rozkazy. Jednak i w zeszłym sezonie, mimo tych kilku chwil rozkojarzeń, udało mi się zdobyć ponownie mistrzostwo i pobić kolejny rekord. Ale co się dziwić – byłam najlepsza. Jak we wszystkim do czego byłam zmuszona przyłożyć rękę.
Gdy przekroczyłam próg naszej domowej pływalni i swoje spojrzenie skupiłam na falującej wodzie, a do moich nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach chloru, automatycznie wyłączyłam swoje myślenie. Działo się to wbrew mojej woli i w obecnej chwili było mi to niezmiernie na rękę. Nie przejmując się niczym, zrzuciłam ze swoich ramion miękki materiał, a klapki odrzuciłam niedbale na bok. Zrobiłam trzy szybkie kroki, końcowo mocno odbijając się od białych płytek i po sekundzie po całym pomieszczeniu rozniósł się głośny plusk, gdy moje rozgrzane ciało zanurzyło się w wodzie. Natychmiast wypłynęłam na powierzchnie zgarniając moje długie włosy do tyłu i głęboko odetchnęłam. Na moich wargach mimowolnie pojawił się uśmiech pełen ekscytacji. Kochałam to. Zdecydowanie.
Sprawnie odbiłam się od dna i po chwili, kończyłam już kolejną długość, ćwicząc w dobrze mi znanym schemacie. Z wrodzoną gracją zmieniałam style, aby w jednym momencie płynąc szybkim kraulem, a następnie relaksować się leżąc na plecach. Po około dwóch godzinach spędzonych na pływalni, w czym pół godziny w jacuzzi, doszłam do wniosku, że oczyściłam się już wystarczająco, a nauka czekająca na mnie w pokoju na pewno nie wyparuje. Kolejny raz fuknęłam pod nosem zła na samą siebie. Gdybym tego weekendu była choć trochę lepiej zorganizowana, to teraz mogłabym jeszcze wstąpić na pare chwil do sauny, aby ostatecznie się wykończyć. Niestety musiałam znaleźć w sobie ostatnie pokłady energii, aby nauczyć się na nieszczęsne egzaminy. Nie mogłam zawieźć. Gdy wyszłam z gorącego basenu z bąbelkami niechlujnie zarzuciłam na swoje ramiona szlafrok, całkowicie nie przejmując się tym, że woda skapuje ze mnie strumieniami. Przecież jutro i tak ktoś przyjdzie i to posprząta. W końcu za to im płacą moi rodzice. Gdy ponownie znalazłam się na parterze naszego domu, postanowiłam zajrzeć jeszcze do pokazowej kuchni, gdzie nasza kucharka jeszcze w piątek zostawiła mi przepyszny koktajl i którego została ostatnia porcja.
— Kurwa! — krzyknęłam przerażona, gdy przechodząc koło wystawnego salonu dostrzegłam postać siedzącą wygodnie na wielkiej sofie.
W pierwszej sekundzie chciałam zacząć panikować i już szykowałam się do ucieczki, gdy w tej samej chwili dotarł do mnie ten cholerny głos.
— Nie wyrażaj się. — Zachrypnięty baryton dosłownie sparaliżował mnie w miejscu.
Zastygłam, bezmyślnie i uważnie obserwując jego sylwetkę. Pomimo tego że był weekend, jak zwykle był ubrany w jeden ze swoich niezniszczalnych garniturów. Biała koszula opinała jego klatkę piersiową, a kilka odpiętych górnych guzików zdradzało jej zarost. Beżowy garnitur kontrastował z granatową kanapą, na której obecnie siedział. Mimowolnie przełknęłam ślinę, gdy uświadomiłam sobie, że wcale nie był mi dłużny i sam uważnie skanował moje wciąż mokre ciało nieokryte praktycznie niczym. Może jeszcze nie wszystko stracone.
I dokładnie z tą myślą, poczułam cholerne gorąco obezwładniające moje ciało. Już nie było ono spowodowane tylko jego widokiem, ale również tym, że zdążyłam sobie przypomnieć to, co zaprzątało moje myśli przez ostatnie dwa dni. Z trudem powstrzymałam cisnący się na moje usta jęk zażenowania, ale nie udało mi się powstrzymać grymasu, który wstąpił na moją twarz. Nie potrafiłam na niego normalnie spojrzeć, mając świadomość tego, że nie wiedziałam co odpieprzałam tamtego wieczoru. Jednak wciąż czułam na sobie jego palący wzrok, który wcale nie ułatwiał mi sytuacji.
— Co ty tu robisz? — Z ogromnym trudem zmusiłam się do zadania tego pytania, w duchu modląc się o błyskawiczny powrót mojej natury.
— Przyszedłem spotkać się z twoim ojcem — odpowiedział mi niemal natychmiast i wygodniej usadowił się na miękkim meblu, zarzucając ramię na jego oparcie i dalej nie spuszczając ze mnie swojego spojrzenia.
— Nie wiem, czy zauważyłeś, ale jego tu nie ma — bąknęłam i zaczęłam bawić się sznurkiem od mojego szlafroka, nie fatygując się nawet oto, żeby cokolwiek nim zakryć. W końcu byłam u siebie w domu.
— Zauważyłem, mądralo — prychnął i jednocześnie podrapał się po brodzie, okrytej tym delikatnym zarostem. — Poczekam.
Przysięgam, że on chciał mnie przyprawić o zawał serca w wieku dziewiętnastu lat. Byłam tego pewna.
— To czekaj. Ja muszę iść się uczyć — odpowiedziałam zbyt szybko, wiedząc że nie wytrzymam zbyt długo w jego towarzystwie.
Zrezygnowałam z koktajlu, który miał mnie postawić trochę do pionu i odwróciłam się na pięcie, aby jak najszybciej znaleźć się w swoim pokoju, lecz w pół kroku zatrzymał mnie jego głos.
— Nie masz mi nic do powiedzenia, Karoline? — spytał z wyczuwalnym sarkazmem w swoim tonie, czym sprawił że przeklnęłam w myślach i na kilka sekund przymknęłam swoje powieki.
Cholera! Właśnie tego chciałam uniknąć.
— Nie bardzo rozumiem co masz na myśli — mruknęłam i w bardzo wolnym tempie, ponownie odwróciłam się w jego stronę, posyłając mu jeden z najbardziej niewinnych uśmieszków na jaki było mnie stać.
— W piątek byłaś jakoś bardziej wyszczekana i skora do rozmowy — rzucił w moją stronę i posłał mi krzywy uśmiech, czym sprawił że ponownie zaczęłam tonąć w morzu mojego zażenowania.
— Ustalmy, że to co wydarzyło się w piątek pozostanie w czterech ścianach tego kasyna — mruknęłam, błądząc swoim spojrzeniem po całym pomieszczeniu byle tylko nie zawiesić go odrobine dłużej na jego postaci.
Mężczyzna prychnął pod nosem na moje słowa, poklepał się dłońmi po udach i z elegancją podniósł się do pionu, automatycznie zapinając guzik swojej marynarki.
— Nie uważasz, że należy mi się chociaż jakieś przepraszam? — spytał prześmiewczo, ponownie górując nade mną, gdy stanął pewnie i schował ręce do kieszeni spodni.
— Przepraszam? Za co? — Zgrywałam totalnego głupka, grając na czas i mając nadzieję, że znudzi mu się zabawa ze mną w kotka i myszkę, przez co pozostawi mnie w spokoju.
— Za twoje lekceważące moją osobę zachowanie? — Bardziej spytał niż stwierdził, po czym zrobił kilka kroków w moją stronę, jednak ja dalej nie byłam w stanie na niego spojrzeć.
Po mojej głowie gorączkowo krążyło pytanie co zrobiłam tamtego wieczoru. Znając swój temperament mogłam się jedynie domyślać, że nie było to nic grzecznego.
— Nie sądzę, aby takie było. — Dalej próbowałam zgrywać twardą i wreszcie odważyłam się na niego spojrzeć, czym wprowadziłam go w lekkie zaskoczenie, które nieumiejętnie starał się ukryć.
— Nie? — prychnął kpiąco i postawił kilka kolejnych kroków, sprawiając że znajdowaliśmy się w odległości metra od siebie.
— A nawet powiem więcej... — Zdecydowanie oszalałam brnąc w tą niewiadomą, ze świadomością że mogę zrobić z siebie kompletną idiotkę, ale jak to mówią: kto nie ryzykuje ten nie pije szampana. — Sądzę, że nawet ci się to podobało, Ruggero — położyłam nacisk na jego imię i wreszcie uśmiechnęłam się w ten charakterystyczny dla mnie sposób.
Co ma być, to będzie.
Szatyn niedowierzająco pokręcił głową dalej starając się utrzymać fason i postawił jeszcze jeden krok, tym razem znajdując się tuż przed moją osobą. Moje zwykłe klapki, które miałam na stopach, niestety nie dodawały mi wzrostu i musiałam zadrzeć głowę, aby wciąż utrzymywać z nim kontakt wzrokowy.
— A więc sądzisz... — mruknął, jednocześnie mrużąc oczy, dalej bacznie mnie obserwując, czym spowodował moją nagłą suchość w gardle.
Niespiesznie wyciągnął jedną z dłoni z kieszeni, wahając się moment i zatrzymując ją w powietrzu na dosłownie kilka sekund, po czym pogładził mnie kłykciami po zmarzniętym policzku, czym totalnie mnie sparaliżował. Wstrząsający prąd przebiegł po moim ciele, znajdując swoją kulminacje w dole mojego podbrzusza i sprawił, że ze świstem wciągnęłam powietrze, ciągle starając się nie zdradzić reakcji mojego organizmu na jego dotyk, co było niebywale trudne.
— Że podobało mi się to... — szepnął, owiewając moją skamieniałą twarz swoim miętowym oddechem i mozolnie przesunął rękę z mojego policzka w dół, niewzruszenie zjeżdżając nią na moją odkrytą szyję.
Brakowało sekund, żebym wybuchła, padła lub sama nie wiedziałam co. Naprawdę trudno było mi przyswoić to co się obecnie działo, a jedynie bodźce dobiegające z mojego organizmu, które były reakcją na jego dotyk, utwierdzały mnie w przekonaniu, że wciąż żyłam.
— Jak bezwstydnie zaczęłaś się przede mną rozbierać i... — Tym razem przejechał opuszkami palców wzdłuż mojego odkrytego obojczyka, lecz niedane było mu dokończyć swoją wypowiedź, która sprawiła że moja krew zawrzała, a w uszach zaczęło mi szumieć, ponieważ po domu rozniósł się głośny trzask zamykanych drzwi.
— Karol! — Krzyk mojego ojca docierał do mnie jak przez mgłę, lecz nie był w stanie mnie ocucić i sprawić abym się poruszyła, odsunęła, cokolwiek.
Dalej stałam sparaliżowana w miejscu mierząc się z mężczyzną spojrzeniami i sama nie wiedziałam, czy powinnam dziękować mojemu rodzicielowi, czy raczej go wyklinać. Szatyn też raczej nie kwapił się o żaden gwałtowny ruch i dopiero, gdy dotarły do nas głośne kroki z korytarza, niespiesznie odsunął się od mojej osoby, pozostawiając na mojej skórze parzący ślad w miejscu gdzie jeszcze przed sekundą jego dłoń stykała się z moim ciałem. Z trudem powstrzymałam się od przeciągłego jęku dalej nie będąc w stanie oderwać wzroku od postaci przyjaciela mojego ojca.
— Witaj, córeczko! — krzyknął uradowany mężczyzna, gdy tylko wyłonił się zza rogu i mnie spostrzegł.
Pospiesznie do mnie podszedł i przytulił mnie do siebie jednym ramieniem, składając soczystego buziaka na mojej skroni. Jednak ja dalej nie byłam w stanie wybudzić się z letargu w jaki wpadłam przez tego cholernego Włocha.
— Pływałaś? Jesteś cała mokra. Karol, ile razy mam powtarzać, abyś zaczęła używać ręcznika. Jeszcze się przeziębisz. — Niemal od razu zaczął bombardować mnie swoimi opiekuńczymi monologami, lecz gdy dostrzegł że nie zwracam na niego większej uwagi, również obrócił się w stronę, gdzie utkwione miałam swoje spojrzenie.
— Ruggero! Wybacz, widziałem twoje wiadomości jednak nie byłem w sta...
— Daj spokój, Alexandrze. Dobrze cię widzieć — przerwał mu bez krzty wstydu, bez problemu powracając do swojego poważnego i głębokiego barytonu, którego używał niemal zawsze. — Domyśliłem się, dlatego od razu wiedziałem, żeby do ciebie przyjechać.
— Ten wyjazd, to była jedna wielka porażka, ale mam nadzieję, że ty masz dla mnie lepsze wieści — sarknął mój ojciec wyraźnie czymś niezadowolony, ale dalej przytulał mnie do swojego boku.
— Gdzie mama? — spytałam otępiała, gdy wreszcie udało mi się oderwać uwagę od szatyna. Skarciłam się w myślach za wyraźną chrypkę w moim głosie.
— Poszła się położyć. Wiesz jakie ma migreny po podróżach.
— Tak. Ja muszę wracać do nauki. Miło cię widzieć tatku. — Ucałowałam policzek mężczyzny, starannie unikając spojrzenia na jego przyjaciela.
— Leć, kochanie. A my Ruggero, przejdźmy do mojego gabinetu — zwrócił się do Włocha, gdy tylko wywinęłam się z jego ramion i prędko ruszyłam w stronę schodów, aby zaszyć się w swoim pokoju.
I naprawdę nie jestem w stanie powiedzieć, co mnie podkusiło, aby ten ostatni raz odwrócić się przez ramię zanim zniknęłam za zakrętem, lecz nie byłam w stanie opisać emocji, gdy ponownie spotkałam się wzrokiem z szatynem, a ten bez skrupułów puścił mi oczko, a następnie posłał tajemniczy uśmiech.
Dobry Boże. Czy ktoś jest w stanie mi powiedzieć, co tu się właśnie odpieprzyło?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top