XV
W mieszkaniu starałam się, jak najszybciej przygotować do wyjścia. Nie chciałam, aby John musiał zbyt długo na mnie czekać, a drugą kwestią było to, że oboje musieliśmy się pojawić, jak najszybciej w szpitalu. Gdybyśmy się razem spóźnili to byłoby to podejrzane i wszystko mogłoby się posypać.
Schowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, a następnie przebrałam się w czyste ubrania. Dosłownie wybiegłam z mieszkania, a następnie z budynku, Miałam tylko pół godziny do rozpoczęcia dyżuru i o ile Backett by się nie przyczepił dzisiaj do moje spóźnienia, to Veld już owszem.
Miałam nadzieję, że wyjątkowo nie będzie korków na ulicy, ale niestety tak się nie stało. Chyba na piechotę bym szybciej pokonała tę trasę niż jakimkolwiek pojazdem, no chyba że metrem.
- Spóźnię się - jęknęłam odrobinę załamana. - Znowu - dodałam, spoglądając na skupioną twarz mężczyzny, siedzącego obok.
- Usprawiedliwię cię - zaśmiał się, nie odwracając wzroku od tego, co działo się na ulicy.
- Ciekawe, co im powiesz, że zatrzymałeś mnie dłużej w łóżku - prychnęłam.
- Po prostu to był nagły przypadek i byłaś mi cholernie potrzebna. - Wzruszył ramionami, a na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech.
- Lepiej się nie odzywaj - oznajmiłam. Zdawałam sobie sprawę, że żartował, ale to chyba nie był odpowiedni temat do tego.
- Biegnij - powiedział, zatrzymując się przed bramą, prowadzącą do szpitala. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Sama mówiłaś, że nikt nas nie może zobaczyć, to były twoje słowa. - Wcisnął jakiś przycisk, aby odblokować drzwi, a ja od razu opuściłam samochód.
Spojrzałam na zegarek w telefonie i automatycznie przyspieszyłam. Miałam dwie minuty do rozpoczęcia dyżuru, a ja byłam ani nie przebrana, ani nawet nie było mnie jeszcze w budynku. Jak tak dalej pójdzie to mnie stąd wyrzucą i to z takim opisem, że żaden szpital nie przyjmie mnie na staż, a tym bardziej później do pracy.
- Znowu spóźniona. - Usłyszałam po wejściu do szpitala. Czy znajomy Johna, aż tak się na mnie uwziął, że koniecznie musiał mi wytykać nawet najmniejszy błąd. Wydawało mi się, jakby specjalnie tutaj na mnie czekał, widząc, że nie było mnie na oddziale.
- Wiem i przepraszam - powiedziałam spokojnym głosem. Nie chciałam się z nim kłócić, widząc, że on również będzie opisywał moje poczynania podczas pobytu w tym szpitalu. Nie wiedziałam na ile mogłam sobie pozwolić w kontaktach z nim, dlatego też wolałam zachowywać się neutralnie, a nawet mu ustępować.
- Idź się przebrać i za dziesięć minut widzę cię na porannym spotkaniu. - Po wypowiedzeniu tych słów gdzieś zniknął. Odetchnęłam z ulgą i pośpiesznie skierowałam się do szatni, ignorując znajomych, których spotykałam po drodze. Nie miałam na to czasu.
Punktualnie weszłam do gabinetu lekarskiego, gdzie było już większość osób. Veld miał nam przedstawić plan działania na dzisiejszy dzień oraz powiedzieć kto miał asystować mu przy operacji. Nie liczyłam nawet na to, że mnie wybierze. Nie przepadał za mną, więc pewnie znowu będzie kazał mi posegregować jakieś dokumenty albo zrobić coś podobnego, o niewielkim znaczeniu dla osoby, która chciałaby uczyć się czegoś praktycznego.
- Witam wszystkich. - Przywitał się z nami niby miło, ale jednak wiedziałam, że coś było na rzeczy. - Jak wiecie niedługo wasz staż się kończy, dlatego też wasza uczelnia postanowiła was sprawdzić. Po południu wywieszę listę, którą przygotuję razem z doktorem Backettem odnośnie tego, kto kiedy będzie asystował podczas operacji. - W pomieszczeniu było słychać szept inny studentów, którzy tak, jak ja byli przerażeni tym, co miało nastąpić.
- Ale proszę o spokój - odezwał się John, wchodząc do gabinetu. - Dostosujemy wszystko do waszych umiejętności. Naprawdę nie chodzi nam, aby was pogrążyć, bo my z doktorem Veldem kiedyś pójść na emeryturę, ale musimy mieć godnych następców. Mężczyzna spojrzał na mnie, a ja spuściłam wzrok. Kilka osób się roześmiało, a szczególnie kobiety, które były zafascynowane dójką lekarzy.
- Teraz standardowo pójdziecie z lekarzami na obchód, a później przydzielimy wam pracę na dzisiejszy dzień. - Teraz wszystko zaczynało mi się układać w pewną całość. Rozumiałam, dlaczego John jechał z rana do szpitala. Musieli wszystko ustalić, żeby nie było jakiś niejasności.
- Jakieś pytania? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Ja mam - odezwał się jeden z największych prymusów, jaki tylko chyba mógł być. - Kiedy ta cała kontrola ma się odbyć? - zadał pytanie, które chyba wszystkim chodziło po głowie, ale nikt nie miał odwagi się odezwać.
- Za tydzień - Veld odpowiedział na jego pytanie, na co można było usłyszeć kilka jęknięć z tyłu pokoju.
- Ale są święta, nie można po? - prychnęłam, słysząc słowa jednej dziewczyny. Źle trafiła, bo to nie zrobi na nich wrażenia, a przynajmniej na Johnie i miałam rację, bo po chwili się odezwał.
- Tym samym załatwiła sobie pani dyżur w Boże Narodzenie. - Uśmiechnął się do niej, a ja cicho się zaśmiałam.
- Ale, jak to? - Zdziwiła się. Na początku chciała się z nim kłócić, ale po chwili odpuściła. Zrozumiała, że to nie miało sensu, bo on zdania nie zmieni.
- Szpital normalnie wtedy funkcjonuje, no chyba, że powie pani ludziom, aby nie chorowali to wtedy może zmienię zdanie - stwierdził. - To wszystko, proszę się nie rozchodzić - dodał szorstkim głosem, przez co nawet ja bym się do niego odezwała. Przerażał mnie w takim wydaniu, ale zdawałam sobie sprawę, że to było konieczne, bo inaczej studenci weszliby na lekarzom na głowę.
- Komuś brakuje seksu - mruknęła cicho jedna ze znajomych, komentując zachowania Backetta, a ja nie chcąc jej słuchać jej mądrości po prostu wyszłam z gabinetu i czekałam przed nim na doktora Marghet, z którą miałam iść na obchód.
- Wołałam cię, dlaczego się nie zatrzymałaś? - Podeszła do mnie Rose i stanęła obok, opierając się o ścianę.
- Tak wyszło. - Wzruszyłam ramionami.
- Coś się stało? - zapytała zmartwiona. - Nie powiedziałam nikomu - szepnęła cicho, żebym tylko ja mogła usłyszeć jej słowa.
- Jestem po prostu zmęczona, nie wyspałam się - powiedziałam, spoglądając na kobietę.
- Ciężka noc? - zaśmiała się, a następnie odeszła w kierunku Backetta, który przyszedł już po swoją grupę.
- Żebyś wiedziała - mruknęłam, ale nie mogła już tego usłyszeć i bardzo dobrze.
W momencie, kiedy przyszła młoda lekarka, podeszła do niej, chcąc mieć już ten obchód za sobą. Potrzebowałam kolejnego kubka kawy, bo inaczej nie będę mogła tutaj normalnie funkcjonować, a czekało mnie jeszcze dzisiaj parę ładnych godzin w tym budynku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top