XIII
- Masz mi coś do powiedzenia? - zapytał, podnosząc odrobinę głos. Dopiero wtedy odważyłam się spojrzeć na niego. Od razu mogłam stwierdzić, że był zły. Identycznie wyglądał w szpitalu, gdy szło coś nie po jego myśli.
- Nie chciałam tego powiedzieć - westchnęłam. - Poniosło mnie - dodałam.
- Poniosło?! - krzyknął. - A jak ona komuś to wygada?! Pomyślałaś o tym?! - Był wściekły, a ja nie miałam pojęcia, jak sobie z nim poradzić. Nie wiedziałam, jak do niego dotrzeć i wytłumaczyć mu parę kwestii.
- Nie powie - zapewniłam go. - Zachowa to dla siebie. - Starałam się go jakoś przekonać.
- Mogę mieć przez ciebie problemy! Nie rozumiesz tego?! - W moich oczach pojawiły się łzy. Wiedziałam, że to była moja wina, ale nie musiał, aż tak krzyczeć na mnie. Mogliśmy przecież porozmawiać na spokojnie, jak ludzie. Nie musiał pokazywać jaką miał nade mną władzę, bo było to zbędne.
- Zaufaj mi, nie powie powiedziałam spokojnym tonem, chcąc sprawić, że on również się uspokoi. Wtedy bylibyśmy w stanie więcej rzeczy ustalić, ale w takiej atmosferze się po prostu nie dało tego osiągnąć.
- Jesteś taką idiotką! - warknął, a następnie podszedł do mnie. Dosłownie wyrwał mi z ręki kubek z herbatą i odstawił go na bok. Zaczynałam się go obawiać. Mogłam jednak spotkać się w nim w miejscu publicznym, gdzie nie mógłby mi niczego zrobić, a tutaj? Wszystko było możliwe. Nie znałam go, aż tak dobrze, żeby wiedzieć jakim był człowiekiem. Równie dobrze mógł cały czas zakładać maskę opanowanego mężczyzny, a tak naprawdę być kimś zupełnie innym.
- Nie chciałam - powtarzałam cały czas te same słowa. Tak bardzo pragnęłam, aby w to uwierzył.
- Żartujesz sobie! - złapał mnie za łokieć i mocno ścisnął, a nawet za bardzo, przez co syknęłam z bólu.
- Zostaw, to boli - mruknęłam, starając się wyrwać z jego uścisku, co było skomplikowane. Miał naprawdę dużo siły, a w takim stanie, jakim był teraz to chyba jeszcze więcej niż normalnie.
Mężczyzna, jak na zawołanie zabrał swoją rękę z mojego ciała. Spojrzałam mu prosto w oczy. On zresztą tak samo, jak ja nie wiedział, jak się powinien zachować w takiej sytuacji.
Postanowiłam wszystko postawić na jedną kartę i po prostu się do niego przytulić. John był wyraźnie zaskoczony moim gestem, ale nie protestował, wręcz przeciwnie. Przyciągnął mnie do siebie i objął ramionami. Po chwili oparł swoją brodę o moją głowę i staliśmy przez jakiś czas w kompletnej ciszy.
- Nie złość się na mnie, proszę. - Odsunęłam się od niego kawałek, żeby móc spojrzeć na niego. Tak dobrze czułam się w jego ramionach. Brakowało mi tego i nie mogłam tego dłużej ukrywać. Czułam coś do tego mężczyzny, jednak nie wiedziałam czy to zwykłe pożądanie czy coś więcej.
- To nie jest takiej proste - westchnął. - Nie tylko ja mogę mieć problem i doskonale zdajesz sobie z tego sprawę - stwierdził. - Wiesz, co się będzie działo, jak twoja uczelnia się o tym dowie oraz dyrektor szpitala? - zapytał, a ja kiwnęłam głową.
- Mogą mnie wyrzucić - powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
- Gdybyś już była po studiach to byłoby inaczej. - Złapał moją rękę i splótł nasze palce razem.
- Wiem o tym doskonale - oznajmiłam, stając na palcach, aby złączyć po chwili nasze usta razem. Mogłam to śmiało zrobić, bez obaw, że ktoś nas zobaczy i wyciągnie konsekwencje.
- Co to za odważny odruch? - zaśmiał się, gdy oderwaliśmy się od siebie na chwilę. Wzruszyłam tylko ramionami, uśmiechając się przy tym.
- Nie podobało ci się? - zapytałam, a on od razu pokręcił przecząco głową i sam pochylił się nade mną.
- Podobało - stwierdził. - Mam nadzieję, że ona faktycznie niczego nie powiem, bo inaczej ty poniesiesz wszystkie związane z tym konsekwencje, rozumiesz? - powiedział poważnym głosem, przez co faktycznie zaczęłam się obawiać o swoją przyszłość.
To nie tak, że nie wierzyłam Rose w jej obietnicę, ale po prostu miałam pewne obawy, jak chyba każdy na moim miejscu. Zawsze była ta niepewność, bo nie mogłam do końca przewidzieć ruchu drugiej osoby, a szkoda, bo teraz by się to przydało.
- Nie zrobiłaby mi tego - zapewniłam go. Była moją dobrą znajomą, więc po prostu jej ufałam.
- Pamiętaj, że w szpitalu rywalizujecie. Ty jesteś dobra, ale ona również i teraz będzie miała na ciebie haka i pewnie nie zawaha się go wykorzystać w jakiejś sytuacji - oznajmił, a ja zaczęłam zastanawiać się poważnie nad jego słowami.
- Znam ją i ona taka nie jest. - Mimo wszystko broniłam Rose, chcąc mieć w wyobrażeniu jej pozytywny obraz, który mnie uspokajał.
- Gdybym był na jej miejscu i miał do wyboru ja albo ona to nie zawahałbym się ani przez chwilę. - Przedstawił mi swój punkt widzenia i powoli dochodził do mnie sens jego słów. Ale czy ona naprawdę byłaby w stanie postąpić tak nie fair.
- Nie chcę o tym myśleć, nie teraz. - Jak najszybciej chciałam wyrzucić to ze swojej głowy. Zapomnieć o tym i nie brać nawet takiej możliwości pod uwagę.
- Ostrzegam tylko. - Uśmiechnął się delikatnie do mnie. - Co powiesz na to, żeby zwiedzić mieszkanie? - zapytał i czekał na moją odpowiedź. Pokiwałam tylko twierdząco głową i już po chwili spacerowaliśmy po wszystkich pokojach.
- Naprawdę jest tutaj ślicznie, a na korytarzu to były kryształki Swarovskiego? - zapytałam. Na początku byłam zdziwiona, widząc je, ale zrozumiałam wszystko, kiedy dotarł do mnie fakt, że był to jeden z najdroższych budynków mieszkalnych w Londynie.
- Tak, nie wiem po co, ale są. - Wzruszył ramionami. - Teraz czas na sypialnię, chodź na górę. - Złapał mnie za rękę i schodami weszliśmy na piętro, które również było dużych rozmiarów. Nie chciałam chyba wiedzieć, ile to całe miało metrów kwadratowych, ale zdecydowanie było kilka, a nawet kilkanaście razy większe od mojego mieszkania.
Mężczyzna otworzył drzwi do pomieszczenia. Rozejrzałam się dookoła i śmiało mogłam stwierdzić, że pokój był urządzony w takim samym stylu, jak reszta apartamentu. Królowały ciemne kolory, ale pasowały one tutaj. Nie przytłaczały, a nawet dodawały uroku. Oszklona ściana z widokiem na panoramę miasta była czymś, o czym mogłam tylko pomarzyć.
- Wow - powiedziałam, a następnie podeszłam do szyby i podziwiałam przez chwilę widoki. Po chwili poczułam ręce Johna na swoich biodrach. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej i odwrócił przodem do siebie.
- Może skoro już tutaj przyszłaś to wykorzystamy ten czas? - zadał mi pytanie, a ja doskonale zrozumiałam jego sens. Tylko czy ja tego chciałam?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top