Ⅺ
- Rose, on jest tylko człowiekiem, więc ma prawo tutaj być - powiedziałam, aby ostudzić chociaż odrobinę jej ekscytacji. Nie rozumiałam, dlaczego była, aż tak zdziwiona jego obecnością, bo przecież oprócz tego, że był lekarzem to również miał życie prywatne.
- No tak, ale wiesz jakie to dziwne uczucie? - zapytała, a ja pokiwałam głową. Doskonale wiedziałam, jak bardzo było to dziwne. Ją łączyła z nim tylko praca, a przynajmniej taką miałam nadzieję, a jednak nie coś więcej.
- Nie gap się tak - syknęłam cicho i kopnęłam ją w kostkę. - Jeszcze nas zauważy - dodałam. Naprawdę nie miałam ochoty na konfrontację.
- Myślisz, że dołączyłby do nas? - zadała pytanie, a ja tylko wzruszyłam ramionami. - Co prawda siedzi z jakimś facetem, ale może. - Rozmarzyła się odrobinę, co mi się nie podobało.
- A co podoba ci się? - zapytałam niby w żartach, ale tak naprawdę chciałam poznać odpowiedź na to pytanie i byłam przerażona odpowiedzią, którą mogłam usłyszeć.
- Ni wiesz, jest całkiem przystojny - powiedziała, lekko się rumieniąc. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć na jej wyzwanie. Rozumiałam, że John był przystojnym mężczyzną i podobał się wielu kobietom, ale poczułam dziwne uczucie. Byłam zazdrosna, a już szczególnie, słysząc to z ust Rose.
- Może i przystojny, ale co z tego, jak jest kretynem - mruknęłam cicho do siebie, tak aby moja znajoma nie usłyszała tego. Odwróciłam głowę przez ramię i spojrzałam na Johna.
Siedział tak niedaleko i popijał piwo razem z jakimś innym mężczyzną. Przyjrzałam mu się uważnie. Wyglądał naprawdę dobrze zresztą, jak zawsze. Idealnie wyprasowana koszula, opinająca jego ciało, działała na mnie pobudzająco. Tak bardzo miałam ochotę po prostu podejść do niego i ją z niego zdjąć.
- Ał - syknęłam, gdy poczułam lekki ból w nodze. - Czemu mnie kopnęłaś? - spojrzałam na nią lekko oburzona.
- Gapisz się. - Kobieta powtórzyła moje słowa, śmiejąc się przy tym. - Tobie też się podoba? - zapytała, a ja się głośno roześmiałam, a nawet, aż za, bo kilka osób spojrzało w naszą stronę.
- Nie, nie podoba mi się - powiedziałam już lekko zdenerwowana tą całą sytuacją. Starałam się jakoś ukryć moje prawdziwe emocje, tak aby ich nie mogła rozszyfrować. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym jakie relacje łączyły mnie z Johnem, że to było coś więcej niż praca.
- Jesteś lesbijką? - zapytała dosyć głośno, przez co znowu uwaga skupiła się na nas. Mogłam dać sobie rękę uciąć, że byłam cała czerwona ze wstydu.
- Rose! - syknęłam mrużąc przy tym oczy. Miałam ochotę ją udusić.
- Lesbijką? - Usłyszałam za sobą głos Johna? - Serio, Lee? - zaśmiał się, a ja odwróciłam głowę w prawo, tak aby móc na niego spojrzeć. Widziałam, że ta sytuacja go strasznie rozbawiła, ale ja zamiast się śmiać razem z nim, miałam ochotę mu przywalić. Nie mógł udawać, że mnie tutaj nie było? Coś by mu się stało.
- Odpieprz się Beckett - mruknęłam cicho, chcąc zapaść się pod ziemię.
- Ashley! - pisnęła Rose, słysząc moje słowa. Nie spodziewała się po mnie, aż tak ostrej relacji, ale tylko wzruszyłam ramionami, widząc jej minę.
- Nie powinnaś się do mnie odzywać w taki sposób. - Prychnęłam. Alkohol chyba źle na niego działał. Nie wiem starał się stwarzać pozory? Za późno skoro podszedł do nas, co było zbędne.
- Nie? - zapytałam prowokująco. - Jakoś w taki sposób się do ciebie odzywałam, nie przeszkadzało ci, gdy mnie pieprzyłeś! - Wyrzuciłam z siebie, to co tak długo we mnie siedziało. Nie mogłam tego dalej dusić w sobie. Może mój wybuch nie był na miejscu, ale nie dawałam już sobie z tym wszystkim sama rady. Pogubiłam się w swoich uczuciach.
- Spałaś z nim?! - zapytała moja znajoma, wskazując rękę na Johna.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłam. Zdradziłam nasz sekret, co nigdy nie powinno mieć miejsca. To była nasza tajemnica, którą wydałam. Jak wielką trzeba być kretynką, żeby zrobić coś takiego? Przecież możemy mieć oboje z tego powodu problemy.
Spanikowana spojrzałam na lekarza. Obawiałam się jego reakcji, bo przecież mógł być do wszystkiego zdolny.
- Co ty zrobiłaś?! Zwariowałaś?! - John uderzył ręką w stolik, na którym stały drinki, przez co po chwili wylały się na drewniany blat.
- Przepraszam - powiedziałam cicho, ale jego nie obchodziły moje słowa, bo po prostu odszedł. Spojrzałam w jego kierunku i doskonale widziałam, jak zabrał swój czarny płaszcz prawie, wywracając przy tym krzesło, a następnie opuścił lokal, zostawiając swojego znajomego samego.
- Naprawdę to zrobiłaś? - odezwała się Rose, po krótkiej chwili milczenia. Wzruszyłam ramionami, nie wiedząc co jej miałam powiedzieć. Nie dało się już obrócić sytuacji w głupi żart, więc nie pozostawało mi nic innego, jak przyznać się do tego.
- Tak - szepnęłam. Miałam świadomość, że to było moje życie oraz wybory, jednak obawiałam się reakcji innych, bo w końcu to było coś niedopuszczalnego, a przynajmniej nie teraz, gdy miałam staż w tym szpitalu, w którym on pracował.
Ludzie od razu zaczęliby gadać, że poprzez łóżko, starałam się zdobyć pozytywną ocenę, ale to nie była prawda. Od samego początku, John wpadł mi w oko, a ja jemu. Ciągle posyłaliśmy sobie ukardkowe spojrzenia, aż w końcu napięcie, które pomiędzy nami powstało, ujrzało światło dzienne w jego gabinecie. Jak teraz o tym myślałam, to było mi po prostu wstyd za moje zachowanie.
- Jak było? - zaśmiałam się, słysząc jej pierwsze pytanie. To tylko uświadomiło mnie, że on jej się naprawdę podobał.
- Rose, proszę cię to było dawno - skłamałam. Obiecał mi, że nie powiesz o tym nikomu. - Spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem.
- Nie powiem. - Zapewniła mnie, uśmiechając się szeroko. - Ale zdradź mi czy było warto?
- Było - stwierdziłam, starając się powstrzymać uśmiech, wkradający się na moje usta, ale nie potrafiłam.
- Ma dużego? - Zadała kolejne pytanie, a ja przez chwilę myślałam nad odpowiedzią. Nie mogłam jej przecież wszystkiego zdradzić.
- Przestałam - zaśmiałam się. - Będę już się zbierać - powiedziałam, wstając z krzesła. Tak naprawdę nie śpieszyło mi się, ale miałam nadzieję, że natknę się jeszcze na Johna przed lokalem i będę mogła go przeprosić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top