Przez kolejne dni starałam się uniknąć Johna, jak tylko mogłam. Mężczyzna parę razy do mnie dzwonił, ale ignorowałam to. Nie czułam potrzeby, żeby z nim rozmawiać. Cieszyłam się, że dyżury w szpitalu mieliśmy ustawione w taki sposób, że w tym tygodniu za dużo ich wspólnie nie mieliśmy. Przynajmniej nie na początku tygodnia, więc może do kolejnego weekendu przejdzie mi ta niechęć do niego.

Zmęczona wracałam po całej nocy spędzonej w szpitalu. Nie miałam na nic siły i marzyłam tylko o tym, aby odpocząć. Nocne dyżury należały do najgorszych i najcięższych. Zawsze było pełno nagłych wypadków oraz masa ludzi na oddziale ratunkowym. W dzień nie było, aż takiego zamieszania, ale również było dużo rzeczy do roboty. Jednak to było w większości zaplanowane.

Powoli mijałam szpitalny parking, gdy zauważyłam wjeżdżający samochód Johna. Spuściłam wzrok w dół i zaczęłam przyglądać się kostce brukowej, która była przykryta śniegiem. Musiałam czymś się zająć i sprawić, aby mnie nie zauważył. Jak najszybciej przeszłam przez cały parking, a następnie wyszłam po za teren szpitala.

Zdziwiłam się w sumie, że Backett przyjechał przed czasem, bo swój dyżur zaczynał dopiero o ósmej, a było parę minut po szóstej. Zastanawiało mnie czy czasem nie zrobił tego specjalnie, żeby móc się ze mną spotkać albo po prostu za dużo sobie wyobrażałam i miał jakieś ważne sprawy do załatwienia na oddziale.

Kiedy zobaczyłam autobus podjeżdżający na przystanek, który mógł mnie zawieźć prosto do domu, zaczęłam biec, żeby jakimś cudem zdążyć i nie czekać na kolejny. Było mi zimno, więc ucieszyłam się, gdy kierowca zaczekał na mnie.

Weszłam przednim wejściem, a następnie przyłożyłam kartę Oyster. Przez chwilę zastanawiałam się czy miała, ją doładowaną, ale odetchnęłam z ulgą, gdy zaświeciło się małe, zielone światełko.

Od razu podeszłam do schodów, którymi udałam się na górę. Wysiadałam praktycznie na ostatnim przystanku, dlatego wolałam zając miejsce na piętrze, a do tego wszystkiego mogłam w spokoju posiedzieć, gdzie nie byłoby to możliwe na dole przez tłum ludzi.

Mijając kolejne uliczki, obserwowałam, jak miasto powoli budziło się do życia. Dzieci jechały do szkoły, a inni z kolei szli do pracy. Cieszyłam się, że ja miałam swój dyżur już za sobą i mogłam odpocząć w domu przez kolejne dwa dni.

Po wejściu do wynajmowanego mieszkania skierowałam się od razu do sypialni. Chciałam, jak najszybciej się położyć, żeby zdążyć jeszcze załatwić parę spraw na mieście oraz podjechać do rodziców. Na co dzień bardzo mi pomagali. Bez nich nie dałabym sobie rady i już dawno się poddała oraz porzuciła marzenia o zostaniu lekarzem.

Obudziłam się po czwartej już bardziej wypoczęta. Nie leżąc dalej w łóżku, szybko wstałam, bo inaczej zostałabym w nim przez kilka kolejnych godzin. Zjadłam szybki obiad i już po chwili wyszłam, a wręcz wybiegłam z domu.

Tym razem skierowałam się prosto do metra. Było pełno korków, więc szkoda mi było marnować czas na jazdę autobusem, która trwała by w nieskończoność.

Wysiadłam na wcześniejszej stacji, żeby pójść najpierw na zakupy, a dopiero potem do rodziców. Nie lubiłam chodzić po nocy, więc wolałam teraz wszystko załatwić i później wrócić prosto do domu.

- Cześć - przywitałam się z mamą. Ostatni raz widziałyśmy się przed moim wyjazdem na konferencję, więc nie ukrywam, że chciałam już tutaj do nich przyjechać i ich odwiedzić.

Kobieta przytuliła mnie na przywitanie, a następnie zaprosiła do mieszkania. Ściągnęłam kurtkę oraz botki i skierowałam się do salonu.

- Sama jesteś? - zapytałam zdziwiona. Myślałam, że reszta osób również będzie, a w gruncie rzeczy liczyłam na to, bo stęskniłam się za resztą mojej rodziny.

- Tak, pojechali do ciotki, więc pewnie szybko nie wrócą - powiedziała i uśmiechnęła się delikatnie do mnie. Byłam odrobinę zawiedziona, ale starałam się tego po sobie nie pokazać, ale było ciężko. Wiedziała, że mama pewnie zdawała sobie sprawę, że byłam smutna, ale starała się jakoś zmienić temat, żebym nie myślała o ich nieobecności.

- Radzicie sobie? - zapytałam. Strasznie mi pomogli, dlatego musiałam, co jakiś czas się upewnić czy wszystko było w porządku.

- Wiesz, że tak. - Położyła dłoń na moim ramieniu. - Ojciec przynajmniej ma zajęcie. - Uśmiechnęła się. Miała rację i zdawałam sobie z tego sprawę/

- Ale gdyby było coś nie tak to powiedziałabyś mi, prawda? - kobieta tylko pokiwała twierdząco głową.

- Dajemy sobie radę, a ty skup się na stażu. - Dla mojej mamy zawsze ważną kwestią była nauką. To ona motywowała mnie do ciężkiej pracy, wspierała mnie, gdy miałam ochotę rzucić te całe studia i pójść na inny, dużo łatwiejszy kierunek.

- Dziękuję. - Pocałowałam ją w policzek. Nie wyobrażałam sobie bez niej życia. To ona była przy mnie, kiedy pierwszy raz się zakochałam oraz gdy miałam złamane serce. Wsparcie, które mi dawała było czymś czego potrzebowałam i za to byłam jej naprawdę wdzięczna.

- Jak ci idzie na stażu? - zapytała. - I jak było na tej konferecji? Opowiadaj. - Spojrzała na mnie i czekała, aż jej odpowiem na pytanie. Po krótkiej chwili zaczęłam jej w skrócie przedstawiać wyjazd. Nie mogłam zdradzić jej wszystkiego, bo domyślałam się, jakby zareagowała na informację, że wpakowałam się w dziwną relację po pierwsze ze starszym mężczyzną, a po drugie z osobą, która opiekuję się mną podczas tego stażu.

- Na początku myślałam, że się tam nie odnajdę, ale jest dobrze. Wiadomo są ciężkie dni, ale nikt nie mówił, że bycie lekarzem jest łatwe - westchnęłam. Kochałam to, co robiłam, dlatego nie mogłam za bardzo narzekać.

- Nawet nie wiesz, jak się cieszę - powiedziała z wyraźną radością w głosie. - Myślałam, że po tym wszystkim się poddasz i porzucisz swoje marzenia, a to byłby błąd - dodała, a ja się tylko uśmiechnęłam.

- Ja też się cieszę, mamo - powiedziałam cicho. W pewnym momencie naprawdę byłam gotowa skończyć ze wszystkim i po prostu zacząć żyć bez żadnego planu, zobowiązań, ale starałam się walczyć dalej o siebie i miałam nadzieję, że wygram, a moją główną nagrodą będzie zostanie dobry, a nawet bardzo dobry, lekarzem. W końcu marzenia są po to, aby je spełniać.

- Chyba wrócili - odezwała się moja mama, gdy obie usłyszałyśmy dźwięk otwieranych drzwi. Wtedy poczułam, że byłam na odpowiednim miejscu. Tego mi brakowało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top