Cała ta konferencja przedłużyła się przez masę zadawanych pytań przez lekarzy specjalistów. W pewnym momencie sama chciałam o coś zapytać, ale gdy tylko zobaczyła minę Johna, kiedy próbowałam podnieść rękę do góry, zrezygnowałam. Wyraźnie mogłam z niej wyczytać, że lepiej nie powinnam się odzywać tylko siedzieć i notować najważniejsze rzeczy.

Zrobiło mi się w tamtym momencie przykro, bo naprawdę chciałam dowiedzieć się czegoś nowego, a on mi to uniemożliwił. Sam pytał o różne kwestie, a ja nie mogłam. Może, gdy zostanę tak dobry lekarzem, jak on to nie będę musiała patrzeć na innych i będę mogła robić to, na co będę miała ochotę.

Po wyjściu z sali konferencyjnej był krótki poczęstunek, ale w nim już nie braliśmy udziału. To znaczy tylko ja i mój znajomy z roku, bo Veld i Beckett od razu zaczęli rozmawiać z innymi lekarzami, a nam kazali po prostu wrócić do samochodu, który miał już na nas czekać. Nie tak to sobie wyobrażała. Miałam nadzieję, że wprowadzą nas w ten świat, ale myliłam się.

- No i co się gapisz? - zwróciłam się do Cartera, który już od drobnych pięciu minut spuszczał ze mnie wzrok. Nie czułam się komfortowo.

- Miałem nadzieję, że poznam jakiś super lekarzy, a tutaj takie rozczarowanie - westchnął, a ja zgodziłam się z nim.

Po krótkiej rozmowie z nim mogłam śmiało stwierdzić, że nie był taki zły za jakiego go uważałam na samym początku. Dało się z nim dogadać oraz porozmawiać na ciekawe tematy i nie tylko dotyczące medycyny.

- Ciekawe kiedy wrócą. - Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co powiedział. Minęła już prawie godzina, a oni nie wracali. Naprawdę tak długo kazali nam na siebie czekać? Nie byli jakimiś celebrytami, aby tak się zachowywać. Chociaż może w świecie lekarzy byli uważani za takich, tego nie wiem.

Dopiero po kolejnych trzydziestu minutach otworzyli drzwi do samochodu i wsiedli do środka w bardzo dobrych nastrojach. Zazdrościłam im tego, bo może gdyby nie siedziała tyle czasu w jednej pozycji to byłabym również zadowolona, jak oni.

- Jak wam podobała się konferencja? Bo muszę przyznać, że była naprawdę dobrze zorganizowana - powiedział wyraźnie zachwycony Matt.

- Zawsze mogło być lepiej - mruknęłam cicho. Nie zamierzałam na siłę mówić, jak było cudownie, gdy wcale tego nie czułam.

- Jak, wracamy? - sytuację starał się uratować John, rzucając z pozoru neutralne pytanie.

- Tak jak przyjechaliśmy - stwierdził Matt, co mi się wcale nie podobało, ale nie mogłam się sprzeciwiać, bo od razu by się zorientował, że coś było nie tak. Na dodatek zastanawiałam się już od jakiegoś czasu czy John nie zwierzył się swojemu przyjacielowi, ze swoich przygód. Mogło tak być, ale nie miałam pewności. Z drugiej strony to było nieodpowiednie, co działo się między mną, a Backettem, więc chyba by nie ryzykował zdradzając komuś, że sypiał ze stażystką.

- Mi tam pasuje. - Widziałam uśmiech na twarzy Johna i mogłam śmiało stwierdzić czym był spowodowany. Gdybym tylko mogła go odwzajemnić, ale niestety nie potrafiłam. Droga niby nie miała być długa, ale mimo wszystko wolałabym chyba wracać pieszo.

Samochód zatrzymał się pod hotelem, w którym się zatrzymaliśmy. Veld razem z Carterem od razu ruszyli w drogę powrotną, ponieważ Matt miał rano dyżur, więc musiał zdążyć jeszcze odpocząć przed nim.

- Widzimy się o dziewiętnastej przed hotelem - powiedział Backett, a następnie wszedł do swojego apartamentu. Wzruszyłam tylko ramionami i zrobiłam to samo. Unikał mnie? Śmieszyło mnie trochę jego zachowanie oraz sprawiało, że byłam lekko zdezorientowana. Wydawało mi się, że mam do czynienia z dojrzałym mężczyzną, a nie gówniarzem, któremu buzują hormony.

Gdy tylko przekroczyłam próg pokoju, ściągnęłam płaszcz i odwiesiłam go na wieszak. Wyjęłam z garderoby ubrania, które tam powiesiłam, żeby się nie pogniotły w walizce przez te dwa dni. Położyłam walizkę na łóżku i zaczęłam do niej władać poskładane rzeczy. Niby nie było ich dużo, ale ledwo mieściły mi się w bagażu.

Punktualnie o dziewiątej zeszłam na dół. Nie chciałam się spóźnić, bo zdążyłam już się przekonać, że Backett tego nie znosił. Może miałabym taryfę ulgową gdybym tylko zachowała się inaczej po naszej wspólnej nocy.

- Wsiadaj - powiedział, kiedy podeszłam do jego samochodu. Mężczyzna stał oparty o maskę samochodu, a gdy tylko mnie zobaczył, podszedł do mnie, a następnie wziął moją walizkę i schował ją do bagażnika. Zajęłam miejsce pasażera i od razu zapięłam pasy.

- Kupiłem ci gorącą czekoladę. - John podał mi gorący kubek i sam wsiadł do auta. - Możemy ruszać? - zapytał, a ja kiwnęłam twierdząco głową.

Po krótkiej chwili mężczyzna odpalił silnik i odjechał z parkingu, tym samym włączając się do ruchu drogowego.

Cały czas trzymałam w dłoniach napój, który rozgrzewał mnie. Musiałam przyznać, że to był całkiem miły gest z jego strony, którego się nie spodziewałam. Znowu mnie pozytywnie zaskoczył.

- Jak ci się podobała konferencja? - zadał mi pytanie, które już wcześniej padło. - Ale szczerze - dodał.

- Sama w sobie była naprawdę okej, ale nie chcę o tym rozmawiać - stwierdziłam. Nie chciałam go denerwować, a już szczególnie kiedy prowadził.

W połowie drogi zaczął padać śnieg, przez co zaczęłam uważnie przyglądać się temu, co działo się za samochodową szybą. W szybkim tempie ulice zaczęły przybierać kolor biały, a ja musiałam przyznać, że uwielbiałam ten widok. Potrafił wprowadzić zupełnie inną atmosferę nieco lżejszą, która teraz się idealnie by przydała.

- Cholera, nic nie widzę przez to białe gówno! - krzyknął John, gwałtownie hamując. Gdybym nie zapięła pasa bezpieczeństwa to pewnie wyleciałabym przez przednią szybę.

- Możemy się zatrzymać gdzieś, jeżeli nie jesteś w stanie jechać dalej - stwierdziłam.

- Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie - powiedział, a ja śmiało mogłam wyczuć w jego głosie rozdrażnienie. Był zły, a ja nie wiedziałam, na co tym razem, bo przecież ja nic nie zrobiłam. Siedziałam cały czas cicho.

- Jak chcesz - mruknęłam cicho i zaczęłam kontrolować jego jazdę. Nie spodobało mi się jego zachowanie, więc po prostu obawiałam się, że przez swoją nieuwagę mógł spowodować wypadek, a ja jednak chciałam dalej żyć i miałam po co.

- Pieprzona zima. - Mówił coś pod nosem. Uznałam to za nieistotne, dlatego też nie wsłuchiwałam się za bardzo. Modliłam się tylko, aby jak najszybciej znaleźć się w Londynie.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top