𝑨𝒖𝒕𝒉𝒐𝒓𝒊𝒕𝒚
Władza. Tylu ludzi na świecie jej pożąda. A tak naprawdę niewielu może ją posiąść. W końcu kruchy szczyt nie uniesie zbyt wielu osób. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę tak dobrze jak Nasta Di Morti. Od dziecka marzyła o władzy. Wmawiono jej, iż władza to podstawa. Powtarzano, że władza jest jej świętym prawem. Jednak nigdy tej władzy nie posiadła. Bo była tylko kobietą. Najmłodszym dzieciem głowy rodu i jego jedyną córką. Jej jedynym zadaniem było wyglądać. Stanowiła ozdobę dla rodu. Miała być tępą i posłuszna. Podlegać temu komu podlegać jej każą. Mimo słów ojca i matki jedyne co jej się należało to mężczyzna, który będzie nią władał. A tego nie mogła znieść. I bynajmniej nie zamierzała tego tak zostawić.
I w ten sposób młoda wilkołaczyca się zbuntowała. Mimo starań ojca była na tyle inteligentna by nigdy nie mówić donośnie o swoim buncie. Sprzeciwiała się bezgłośnie. Kiedy nikt nie mógł tego dostrzec.
Nasta wzięła głęboki wdech. Jak każdego ranka odawała się treningowi fizycznemu. Lubiła trenować. Poczucie kontroli i siły które wtedy czuła wydawały się jej tak bardzo na miejscu. W końcu jej się należały. Nieważne co twierdził jej ojciec.
Nigdy nie była najsilniejsza ani najlepiej zbudowana. Jednak nigdy jej to nie przeszkadzało. Nauczyła się bowiem, że jedyne co musi to wyglądać na pewna siebie. Bo jeśli inny myśleli, że wiesz co robisz to chętnie szli za tobą. Bo tego dzisiaj brakuje ludziom. Pewności siebie. Więc kiedy tylko prostowała się dumnie była ich królową. Kobieta, która doskonale wie co robi i zawsze mówi rzecz nie słychanie mądre. Jednak białowłosa nie była najmądrzejsza. Umiała jednak ubierać swe wypowiedzi w taki sposób, że brzmiała mądrze. A to wystarczyło by oszukać innych. Pewność siebie i piękne wypowiedzi to sprawło, że inni ją podziwiali.
- Ojciec cię szuka. - Jej najstarszy brat stanął naprzeciw niej. Przez chwilę mierzył ją wzrokiem, po czym parskał śmiechem. - Nie przemęczaj się. Walka to męska rola.
- Zapamiętam. - Dziewczyna wymusiła na sobie uśmiech. Był on jednak tak nieszczery, że nikt nie mógł uwierzyć w jego autentyczność. - Idę.
Ominęła brata szturchając go ramieniem. Nienawidzila swojej rodziny. Jednak nie było to nic zaskakującego. Jej bracia zawsze mieli lepiej. Tylko dlaczego? Bo urodzili się mężczyznami? Pewnie tylko dlatego.
Nasta poczuła jak nieprzyjemny dreszcz przechodzi jej ciało. Nigdy nie lubiła rozumów ze swoim ojcem. Nigdy nie przynosiły one nic dobrego. Jedynie żal i wściekłość. Które ona przez lata nauczyła się ukrywać głęboko w środku. Jednak to co skrywane prędzej czuć później musi ujrzeć światło dzienne. Dlatego tak często traciła kontrolę. Jej dzika strona brała górę. A ona nie mogła z tym nic zrobić.
Rosjanka pokonała długi korytarz obserwując obrazy, które zdobiły ściany sporego budynku. Według oficjalnej rodzinek historii pochodziła od Indian. Którzy swego czasu zaczęli uciekać przed prześladowaniami i w ten sposób rozbiegli się po całym świecie. Szczerze nie wiedziała czy w to wierzy. Bo jeśli taka była prawda to po rodzimych Amerykanach została jej tyko likantropia i nazwisko. Było ona tak bardzo nie rosyjskie, że może nawet była w stanie uwierzyć w te historie. W końcu istniały mity o plemionach które w trakcie pełni umiały zmieniać się w wilki. Jednak podobne historie miały swoje korzenie w słowiańskiej mitologi. Więc i to nie dawało jej żadnej pewności.
Niebieskooka przekroczyła próg salonu. Z nie do końca znanego jej powodu jej ojciec bardzo lubił to miejsce. Może było to spowodowane nastrojowym kominkiem a może barkiem mieszczącym najróżnieksze alkohole. Nasta zdecydowanie obstawiała to drugie. W jej pamięci zapisał się Alexiej ze szklanka alkoholu w dłoni lub siedzący przed papierami. Nie pamiętała wielu sytuacji w których byłoby inaczej.
- Dobrze, że jesteś. - Zaczął kiedy tylko wyczuł jej obecność. - Siadaj. - Wskazał fotel stojący obok niego.
Wilczyca bez słowa zajęła miejsce wskazane przez ojca. Nie chciała się stawiać. W końcu to nie było nic takiego. Mimo że nie lubiła rozkazów była w stanie to przecierpieć. Nawet zwarzyszy na fakt jak bardzo nienawidziła rozkazów. Nie mogła w końcu pokazać, że umie się stawiać. To zniszczyłoby wszystko co osiągnęła.
- Jutro będziemy mieć gości. - Nie oderwał wzroku od ognia płoncego w kominku. - Więc liczę, iż pokażesz się z jak najlepszej strony. To niewiarygodnie ważne.
- Hydra? - To stwierdzenie było dla niej oczywiste. Ta organizacja wypełniała jej życie.
Chociaż przez lata zauważyła, że hydra to nie do końca organizacja. Był to raczej tok myślenia. A może nawet pewnego rodzaju religia, w której Johann Schmidt był swego rodzaju Bogiem. Jego wyznawcy byli gotowi oddać życie za swoją wiarę. Jej to jednak w żaden sposób nie przeszkadzało. Hydra odwracała uwagę ojca od jej osoby. Poza tym jej członkowie nie wchodzili jej w drogę. To jej wystarczało.
- Tak. - Mężczyzna wziął łyk alkoholu. - Przyjedzie kilka wpływowych rodzin. Musisz wypaść perfekcyjnie.
- Zrobię to jak zawsze. - Założyła nogę na nogę i spojrzała na ojca. - Zrobię wszystko by się spodobać.
Tak dobrze wiedziała co powiedzieć by zadowolić ojca. Przez lata nauczyła się co mówić by dano jej spokój. A jej ojciec był bardzo prosty w opsłudze. Wystarczyło obiecać mu, że wykona jego polecenia tak dobrze jak będzie to tylko możliwe.
- Dobrze. Możesz już iść. - W jego ustach nie brzmiało to jak przyzwolenie. Raczej jak rozkaz który musiała wykonać.
Nasta bez słowa podniosła się z fotela i opuściła salon. Te kilka minut spędzone z ojcem było maksymalnie zmarnowanym czasem. Ona jednak nic nie mogła na to poradzić.
Dziewczyna szła przez korytarz zamyślona. Zastanawiała się co teraz powinna ze sobą zrobić. Nagle poczuła na sobie silne męskie dłonie. Beta złapał ją i przygwoździł do ściany. Przez jej kręgup przeszła fala bólu. Otworzyła oczy i spojrzała na Isaaca. Ten na nic nie czekając połączył ich usta.
Ich romans zaczął się bardzo dawno temu. W zasadzie Nasta miała wtedy może czternaście zim. Wtedy pierwszy raz poczuła do bety coś więcej. On był inny. Pragnął władzy tak samo jak i ona. I tak samo nie zamierzał cofnąć się przed niczym. Tak więc w wieku siedemnastu lat zabił swojego ojca. I co najlepsze nikt nawet go nie podejrzewał. Na pogrzebie rozpłakał się podczas mowy. A to wszystko w imię gry. W końcu nikt nie mógł się domyślić. Tylko po to by zdobyć jego stanowisko. A co na to Nasta? Była zachwycona. I bynajmniej nie przerażona.
- Pójdziemy do mnie? - Rozłączył ich usta tylko na moment wypowiedzenia tych słów.
- Tak. - Mruknęła odklejając plecy od twardej ściany.
Beta posiadał swój dom bardzo niedaleko jej domu rodzinnego. Był to sporej wielkości nowoczesny dom, który Nasta uwielbiała. Nie był tak przerażająco staromodny jak willa Di Morti. Był piękny i przestronny. Bardzo elegancki i minimalistyczny.
Kiedy tylko przekroczyła jego próg udała się do sypialny bety. Znała drogę i to bardzo dobrze. Issac był częścią jej życia od zawsze. I jego dopełnieniem od dwóch lat.
Białowosa uwielbiała te sypialnie. Przeżyła w niej najlepsze chwilę swojego życia. Na tym łóżku straciła dziewictwo i to tutaj planowała wraz ze swym kochankiem przejęcie watahy jak i całego gangu.
Tym właśnie kupił jej serce. Obietnicą władzy której tak porządała. Obiecał jej, że razem zabija jej ojca i wszystkich braci. A ona nie mogła na to nie przystanąć. Ten facet obiecał jej świat. A ona nie mogła nie przyjąć tak chojnego gestu.
Issac był od niej sporo starszy. Jednak wiek to tylko liczba. Liczby okrążeń wokół słońca. Coś tak nieistotnego, że Nasta nawet przez chwilę o tym nie myślała. On był zbyt idealny by zawracać sobie głowę takimi błachostksmi. I to o wiele zbyt idealny.
Isaac pewnym krokiem wszedł do sypialni. Swój wzrok skupił na dziewczynie. Jakby nic poza nią nie istniało. Podszedł do niej i zacisnął dłonie na jej biodrach. Ruszył do przodu zmuszając ją by siadła na łóżku. Niamal od razu pozbawił ją koszulki. Uklęknął przed całując jej szyję.
Nasta przedesł dreszcz. Tak przyjemy, że chciała by trwał w nieskończoność. Jednak mężczyzna nie lubił długich gier wstępnych. Nagle podniósł się na równe nogi i rozpiął zamek swoich spodni. Nasta na ten widok pozbawiła się dolnej części garderoby.
Nagle beta podeszdł do niej i wszedł w nią gwałtwonie całą swoją długością. Nie dając jej szansy na to by się przyzwyczaiła zaczął szybko poruszać biodrami. Z ust Nasty wyrwał się głośny jęk. Ból i przyjemność mieszały się w niej walcząc o dominację. Ona w tym czasie czerpała niepokojącą przyjemność z bólu, który ten jej przysparzał. Poruszał się w niej szybko i mocno. A ona zaciskała dłonie na satynowej pościeli chcąc krzyczeć.
Isaac spojrzał prosto w jej oczy. Zmusił ją by ta usiadł i pociągnął ją za włosy. Dziewczyna krzyknęła co wywołało uśmiech na jego twarzy. Nagle ta przystała się do jego ust. Uwielbiała ból który jej sprawiał. Kochała przyjemność i ból które przynosiły jej upojne noce. To była dla niej jak narkotyk. Jak cięcie się dla masochisty. Zapewne była tym ostatnim. Jednak to jej nie przeszkadzało.
Poczuła przyjemne ciepło opanowujace jej ciało. Orgazm uderzył w nią z wielką siłą. Uwielbiał to uczycie. I zawsze miała wrażenie, że z każdym stosunkiem jest on coraz dłuższy i lepszy. Gdy i on doszedł położył się obok niej. Przytulił ją mocno i razem udali się do krainy Orfeusza.
Dziewczyna usiadła na brzegu łóżka i zaczęła szukać swoich ubrań. W mroku pokoju w końcu udało jej się wypatrzyć bieliznę. Szybko ubrała ją na siebie zamierzając opuścić dom bety.
- Już idziesz? - Mruknęł leniwie szatyn odwracając się w jej kierunku.
- Muszę. - Obróciła się by na niego spojrzeć. - Alexiej organizuje jutro jakieś spotkanie. Muszę na nim być.
Gdyby mogła zostałaby z mężczyzna. Uwielbiała go. Nawet wtedy kiedy miał gorsze dni i bywał agresywny. Wtedy brał ją z jeszcze większą siłą. Wtedy robiła wszystko by wypaść jak najbardziej naturalnie w udawniu. Zdarzało jej się udawać, że seks jest udany, mimo że wcale tak nie było. Nauczyła się sprawiać wrażenie zadowolonej. Tak by Isaac zawsze czuł się królem seksu. Nie zawsze miała ochotę grać. Jednak od pamiętnego dnia kiedy tego nie zrobiła a beta przerwał ich stosunek i kazał jej wypierdalać zawsze udawała. Zdecydowanie wolała kiedy ich zbliżenie było naprawdę dobre. Jednak nie zawsze wszytko idzie po naszej myśli.
Białowłosa podniosła się z łóżka i założyła resztę ubrań. Powoli opuściła dom bety i wróciła do rodzinnego domu. Jak ona nienawidziła tutaj wracać.
Kiedy tylko Nasta zbudziła się z samego rana podniosła się do siadu. Pierwsze co rzuciło jej się w oczy była zdobna sukienka wisząca na wieszaku. Westchnęła cicho uświadamiając sobie co ją dzisiaj czeka. Nienawidziła tych wszystko eleganckich bankietów. Były kompletnie nie w jej stylu.
Podniosła się z łóżka i dała się do łazienki by wziąść szybki prysznic. Kiedy już to zrobiła wróciła do pokoju. Z niechęcią wbiła się w sukienkę i przejżała się w lustrze.
W sukience o szampańskim odcieniu wyglądała doprawdy zjawiskowo. Niczym prawdziwa księżniczka. Jednak to nie była ona. Nasta w sukienkach czuła się jak w kajdanach. Nigdy nie była typem dziewczynki która marzyła by być piękna księżniczka. Ona marzyła by być potężną królową.
Gdy drzwi do jej pokoju się otworzyły a ona dostrzegła jedna ze służących skrzywiła się nieznacznie. Nie zdobyła się nawet na krótkie 'dzień dobry'. Jedynie usiadła na krześle przed toaletką czekając aż kobieta się nią zajmie. Ta bez słowa do niej podeszła i upieła jej włosy następnie wykonując na jej twarzy makijaż.
Te dwie godziny zmarnowane na układanie włosów i wykonywanie makijażu służyły dwóm celą. Po pierwsze miały sprawić by dziewczyna prezentowała się jak najlepiej. Po drugie i co istotniejsze miały ukryć jej defekty. Drogie sukienki i biżuteria miały ukrywać to jak bardzo była zepsuta i niedoskonała. Chociaż zapewne tak wielkich skaz nic nie było w stanie zasłonić.
Nasta opuściła pokój i zeszła na pierwsze piętro. Jej matka dopinała wszystko na ostatni guzik.
- Kochanie pięknie wyglądasz. - Kobieta posłała w jej kierunku uśmiech który wydawał się być szczery. Był jednak kłamstwem jak wszystko inne. - Powiedz, która zastawą będzie lepsza. - Dominika nie dała jej czau na odpowiedź. - Masz rację. Lepiej wybrać te droższą.
Matka Nasty była kobieta kochająca przepych. I by móc cieszyć się bogactwem potrafiła znieść niemal wszystko. Dlatego też żyła z Alexiejem. Nigdy go nie kochała. Ona potrafiła kochać tylko pieniądze.
- Kiedy zaczynamy? - Zboczyła z tematu by nie musieć słuchać wymysłów matki.
- Za godzinę. - Kobieta skupiła swój wzrok na stołach co chwilę upominając służące. Wszystko musiało być idealnie.
Białowłosa nigdy nie rozumiała tego jak bardzo Dominika przejmuje się tymi bankietami. Zawsze przykładała do nich ogromną wagę. Jednak tym razem przerosła nawet samą sobie. Co tylko wzmocniło niepokój Nasty.
Nasta stała z boku nie chcąc rzucać się w oczy. W tym momencie pragnęła jedynie zniknąć. Tak by nikt nie mógł jej zaczepić i zacząć bezsensownych rozmów o niczym. Tak bardzo ich nienawidziła.
Nagle w tłumie dostrzegła ojca który gestem dłoni pokazywał by do niego podeszła. Jak zawsze bez słowa uczyniła co kazał. On zaproponował jej ramię które ona przyjeła. Poprawadził ją w kierunku dwóch mężczyzn. Jeden wyglądał na oko na koło piędziesiąt lat. Drógi był mniej więcej w jej wieku.
- Więc to jest twoja córka. - Starszy z mężczyzn zmierzył ją uważnie wzrokiem.
- Tak. - Alexiej wydawał się kompletnie niewzruszony całą tą sytuacją. - Skończyła szesnaście lat i powinna wyjść zamąrz.
Nasta spięła się na te słowa. Mogła przysiąc, że jeszcze nigdy ojciec tak jej nie zszokował. Spojrzała na niego rozchylając lekko wargi. Rządne słowo nie opuściło jednak jej ust.
- Mój syn potrzebuje żony. - Mężczyzna wskazał swego syna. - A my chcemy zawrzeć sojusz.
- To będzie uczciwa umowa. - W końcu jej ojciec zdobył się na uśmiech był on jednak tak szatański, że Nasta się zlekła.
Młody chłopak podszedł do niej i zaproponował jej taniec. Ona chcąc uwolnić się od ojca przyjeła jego propozycje.
Nogi bolały ją niemiłosiernie. Nienawidziła butów na obcasie. Były niewygodne i nie praktyczne. Jednak zgodziła się je ubrać by matka dała jej spokój. Zrobiła to jednak dlatego, że liczyła, iż będzie stała cały wieczór. Teraz jednak musiała tańczyć. Co też nie było jej ulubionym zajęciem.
Teraz wszystko nabrało sensu. Jej matka chciała by wszystko było jak najlepiej bo ten bankiet miał służyć tylko jednemu. Dzisiaj miała znaleźć męża. I przy okazji połączyć dwa rody.
Chłopak który przedstawił się jako Jurij próbował z nią rozmawiać. Jednak ona kompletnie go nie słuchała. Wzrokiem szukała po sali swojego kochanka. Kiedy w końcu go dostrzegłam poczuła dziwne ukłucie w klatce piersiowej. Tak bardzo nie chciała go stracić.
Kiedy tylko Naście udało się umknąć z bankietu ruszyła w poszukiwanie Isaac. Poszukiwania nie trwały jednak długo. Dziewczyna znalazła go w sali przesłuchań.
Stał z zakrawionymi dłońmi przed krzesłem na którym siedział nieprzytomny mężczyzna. Miał on wielkiego pecha trafić na zły dzień bety. Mężczyzna stał spięty oddychając nienaturalnie szybko. Jakby właśnie wykonał wyjątkowo obciążający trening. Białowłosa podeszła do niego od tyłu i zaczęła basować jego plecy. On niemal od razu się odwrócił.
- Nie chce by ten szczeniak za ciebie wyszedł. - Położyła dłonie na jej wąskiej talii.
- A ja nie chce wychodzić za niego. - Zarzuciła ręce na kogo kark. - Bo pożądam tylko ciebie.
Mężczyzna na nic nie czekajac wpił się w jej usta. Całował ją zachłanie tak jakby miał już nigdy jej nie zobaczyć. Dłońmi wodził po jej ciele które pożądało go z nieopistwalną siłą. Nasta czuła jak jej mięśnie napinają się a jej sutki reagują na jego dotyk. Nagle złapał ją za pośladki podnosząc do góry. Ona owinęła nogi wokół jego pasa. Wyniósł ją do sąsiadniego pomieszczenia. Tam zrzucił wszystko z jednego ze stołów i usadził ją na nim. Rozpiął jej spodnie i uklęknął przed nią. Nasta zaciła dłonie na krawędziach stołu. Rzadko miała okazję czerpać tak jednostroną przyjemność z ich seksu. Zazwyczaj to jego uniesienie było priorytetem. Dzisiaj jednak on dbał o jej przyjemność. Jakby chciał krzyczeć, że jest jego i nikomu jej nie odda. Kiedy głośny krzyk dziewczyny wypełnił pomieszczenie beta wyprostował się naciągając jej spodnie.
- Dosyć. - Warknął, stając między jej nogami. - Jutro twój ojciec upadnie.
Nasta kochała gdy był tak agresywny i stanowczy. Bo to zawsze zwiastowało jego zwycięstwo. On zawsze wygrywał. I tym razem nie mogło być inaczej. W tym momencie Nasta poczuła słodki smak zwycięstwa.
- Więc co planujesz. - Oparła swoje czoło o jego uspokajając oddech.
- Zbiorę tych którzy nie pochwalają rządów twego ojca. Jutro twój ojciec spadnie z tronu z głośnym hukiem.
Białowłosa zeszła ze stołu i całkowicie ignorując krew spływającą po jej ciele przeszła do pokoju z więźniem. Był ledwo żywy. Na ten widok kącik ust dziewczyny uniósł się delikatnie ku górze. Nie brzydziła się takich widoków. Było w jej oczach przejawem siły. W końcu podeszła do mężczyzny i wyrwała serce z jego klatki piersiowej.
- Tak poczułam się kiedy ojciec postanowił wydać mnie za mąż. - Odwróciła się w stronę wyjścia w którym stał szatyn. - Jutro tak poczuje się mój ojciec. - Wypuściła serce które uderzyło o podłogę.
Następnego dnia Nasta również była zmuszons założyć sukienkę. I tym razem była bardzo zdobna. Godna prawdziwej księżniczki którą ona nigdy nie była. Zgarnęła kosmyk włosów za ucho i z obrzydzenie przyjżała się swojemu odbiciu. Tak bardzo chciała by było już po wszystkim.
Nagle drzwi do jej pokoju uchyliły się. Nie dostrzegłam ona w nich jednak służącej. Isaac wszedł do jej pokoju ubrany w czarny dopasowany garnitur. Idealnie podkreślał on jego wyrzeźbioną sylwetkę.
- Co tutaj robisz? - Dziewczyna posłała w jego stronę pogodny uśmiech.
- Przybywam po swoją królową. - Pokonał dzielącą ich odległość i przyjrzał się dziewczynie. - Która na pewno dzisiaj tak się nie pokaże.
Mężczyzna podszedł do jej szafy i zaczął ją przeszukiwać. Nasta z zaciekawieniem przyglądała się jego poczynania. Czuła się niczym dziecko oczekujące na rozpakowanie prezentów. W końcu beta podszedł do niej trzymając w dłoni czarna sukienkę.
W życiu materialnie niczego jej nie brakowało. Puki była grzeczna mogła prosić o co tylko chciała. Jej ojciec niczym u idiotki w ten sposób utrwalał poprawne zachowania. Jednak rządne dobro materialne nie zastąpi dziecku miłości. I może to właśnie jej brak tak bardzo ją zepsuł. Pchnął w ręce Isaac, który okazał się jej księciem z bajki. Bo jej książę nie jeździł na białym koniu i nie był dżentelmenem. Jej książę jeździł drogimi samochodami i brał ją kiedy tylko miał na to ochotę. A przede wszystkim był gotowy poświęcić wszystkie by władać ich wspólnym królestwem.
Dziewczyna zdjęła z siebie niewygodna sukienkę i ubrała te wybrana przez swego kochanka. Materiał opinał jej ciało niczym druga skóra przez co wyglądała w niej niepoprawnie seksownie. Tym razem na swoje odbicie zareagowała szerokim uśmiechem. Mężczyzna zapiął suwak jej sukienki przyglądając jej się dłuższą chwilę. Pożądał jej równie mocno jak władzy. Nim ją poznał uważał, że to niemożliwe. Jednak ona sprawiła, że niemożliwe stało się rzeczywistością. Ona córka jego Alfy.
- Jesteś gotowa stać się moja królową? - Położyła dłonie na jej talii która tak uwielbiał.
- Oczywiście mój królu. - Zrobił krok w tył i oparła się o jego klatkę piersiową. - Niechaj nasze szczęśliwe zakończenie zacznie się teraz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top