Rozdział 4 - 𝐃𝐥𝐚𝐜𝐳𝐞𝐠𝐨 𝐭𝐨 𝐳𝐫𝐨𝐛𝐢𝐥𝐞𝐦?
(Pamiętaj drogi czytelniku to moje Au u.u)
Uwaga! W tym rozdziale są przekleństwa!
A i zmieniam imię Chris na Gabriel za prośbą jednej osoby (jak będę pamiętała to podam nick)
___________________
POV Michael Afton
Spojrzałem na mojego braciszka. Co ja zrobiłem..? Jak Eli albo tata to zobaczą to będzie miał przechlapane. Muszę coś wymyślić tylko co...
POV William Afton
Usłyszałem jakieś krzyki i piski. Co się tam do cholery dzieje? W
Wyszedłem ze swojego biura i poszedłem na główną salę. To co zobaczyłem, obróciło moje życie do góry nogami(wkurwiający dop. autorski: no co ty nie powiesz)..
Zobaczyłem Mike'a który przytula Gabriela, jednak... z Gabrielem nie było w porządku, a Michael płakał. Paszcza Fredbear'a była we krwi.
Podbiegłem do chłopaków.
- O co cho- G-Gabriel? - nie wiedziałem co powiedzieć. Mój synek... Jego głowa była zakrwawiona..
- Mike, co tu się stało!? Wytłumaczysz mi!?
POV Michael Afton
Nie mogłem wydusić z siebie ani jednego słowa. Byłem zbyt przerażony.
- Dobra, teraz to jest ważne, niech ktoś dzwoni po karetkę! - krzyknął mój ojciec i zabrał ode mnie Gabriela (wkurwiający dop. autorski: co go zabierasz kradzieju jeden >:c).
Po jakimś czacie przyjechało pogotowie i zabrało mojego brata do szpitala. Ja natomiast razem z Eli i tatą pojechaliśmy za nimi. Lizzy ciągle płakała, ojciec był załamany, a ja... Przez tą sytuację zacząłem nienawidzisz siebie samego jeszcze bardziej niż do tej pory. Z moich oczu nie mogły przestać spływać łzy, jednak siedziałem nieruchomo i patrzyłem się w dół. Nie płakałem głośno jak Eli i nie wydawałem z siebie żadnego dźwięku. Cisza w całe nie pomagała.
Kiedy dojechaliśmy, poszliśmy pod sale, gdzie obecnie przebywał Gabi. Lizz jednak nie chciała tu być, więc pojechała do domu, i zostałem sam ze starym.
- Więc - nagle zaczął tata - powiesz mi jak do tego doszło.
Na szczęście podczas drogi wymyśliłem jakąś wymówkę. Oby pomogło.
- No bo... - wahałem się w chuj. Nie widziałem, czy to co powiem, zadziała. - gadałem z moimi przyjaciółmi, i nagle Gabriel podszedł do sceny. Chciałem go zatrzymać, ale Fredbear rzucił się na niego i wiesz..
Popatrzyłem się w podłogę. Bardzo interesująca jak na tą chwilę.
- Zabije gnoja... - Spojrzałem na ojca ze zdziwieniem.
- O czym ty mó... - w tym momencie odszedł.
Zaniepokoiłem się. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
POV William Afton
Wyszedłem z ośrodka i wsiadłem do samochodu. Skurwiel jeden, ja mu pokażę (wkurwiający dop. autorski: no znowu jak dziecek TvT). Podjechałem pod dom Henrego, poczym skierowałem się w stronę garażu. Ten siedział tam i budował coś, ale szczerze mnie to nie obchodziło. On mnie nie obchodził.
- Co, fajnie tak budować roboty do zabijania? - powiedziałem idąc w jego stronę.
- Ale o czym ty mówisz, William? I w ogóle, co to za przywitanie? - odparł spokojnie. Jak on może być w tej chwili spokojny skoro mój syn tam umiera (wkurwiający dop. autorski: nie jesteś tego pewny idioto, LmAo)!?
- Twój robot... Zabił mi syna, to pewnie dlatego stworzyłeś te gówniane maszyny, co?! - krzyknąłem, natomiast ten się zdziwił.
- A-ale jak to? William, te animatrony nie zostały stworzone do mordowania ludzi tylko do zabawiania dzieci...
- Przestań kłamać! - uderzyłem o stół ręką - Ja wiem swoje, Henry!
Zacząłem się powoli cofać, ciągle patrząc się na niego.
- Zobaczysz, ja się zemszcze! - po wypowiedzeniu tego, odszedłem.
Odegram się na nim, zobaczy, pożałuję tego zdrajca jebany. Pojechałem z powrotem do szpitala, aby zabrać Mike'a.
- Michael, jedziemy - powiedziałem stanowczo.
- Ale cze... - wziąłem go za nadgarstek i skierowałem się do wyjścia.
- Ała, tato, stój to boli! - po chwili zatrzymałem się, a Mike złapał się za rękę, próbując się uspokoić.
POV Michael Afton
Spojrzałem na ojca, który patrzył w ziemię. Co on tam 10 złotych znalazł czy co?
- Emm, tato, wszystko w porządku? - powiedziałem niepewnie.
- Oh, t-tak, chodźmy już do samochodu - po tym, wszedł do pojazdu, a ja za nim.
Podczas drogi nie odzywaliśmy się do siebie. Ja ciągle patrzyłem się ze smutnym wzrokiem w podłogę, powtrzymując łzy. Nie mogłem uwierzyć, że przeze mnie Gabi może umrzeć...
Kiedy dotarliśmy, tata powiedział mamie o całym zdarzeniu, jednak ona zaczęła go oskarżać o to, że go nie przypilnował. To wszystko moja wina... Teraz matka powinna krzyczeć na mnie, a nie na ojca. Kiedy chciałem ich uspokoić, zaczęła się bardzo dziwna rozmowa.
- Zrozum, gdyby Henry nie zbudował tych morderczych robotów, do niczego by nie doszło! - widać było, że stary się nieźle wkurzył. Schowałem się za ścianą, i zacząłem podsłuchiwać.
- Ale to wasza wina, że go nie pilnowaliście!
- Nie zwalaj na mnie winy! - sytuacja powoli wymykała im się z pod kontroli. Nie wiedziałem, co mam robić.
- To ty ją zwalasz na swojego własnego przyjaciela! - wrzasnęła mama, a ja się lekko przestraszyłem.
- To już nie jest mój przyjaciel, to zdrajca i przestępca!! - kiedy to powiedział, przeraziłem się. Nie dość, że nie przyznałem się do winy i stary się zdenerwował, to na dodatek stracił przeze mnie najlepszego przyjaciela... Co ja zrobiłem...
Rodzice zaczęli się bardziej kłócić, a ja uciekłem do pokoju, upadając bezwładnie na łóżko i wkładając twarz w poduszkę. Zacząłem płakać, nie powstrzymając nawet łez. Pozwalałem im spływać.
- M-Mike? - usłyszałem znajomy głos. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem że Eli stoi mi w drzwiach.
Szybko wróciłem do pozycji siedzącej i wytarłem ręką łzy.
- Co się stało, Lizz? - próbowałem mówić normalnie, ale płacz mi nie pomagał.
- D-dlaczego to zrobiłeś..? - zdziwiłem się, jak powiedziała te słowa.
- Widzisz ja... - niestety przez łzy nie mogłem mówić. Rozpłakałem się. Nagle poczułem że ktoś się do mnie przytula.
- Spokojnie, nie powiem rodzicom prawdy, ale nie powinieneś tego robić.. - odwzajemniłem jej uścisk.
Dobrze, że mam taką siostrę. Po chwili usnęliśmy w swoich objęciach (wkurwiający dop. autorski: słodko :'>).
POV Gabriel Afton
Obudziłem się w... Czerni. Nie wiedziałem, co to za pomieszczenie. Jeśli to w ogóle było pomieszczenie. Wyglądało to jak jakaś odchłań.
- Jesteś zniszczony (wkurwiający dop. autorski: tak wiem, ja i moje piękne tłumaczenie :'^) - odwróciłem się w stronę głosu, i zauważyłem moje maskotki. Fredbear siedział najbliżej mnie.
Zacząłem płakać, mimo iż próbowałem się powstrzymać (wiem kocham ten wyraz).
- Ale nie martw się, nadal będziemy twoimi przyjaciółmi - powiedział złoty misiek, który patrzył się na mnie swoimi czarno-białymi oczami.
- Wierzysz w to? - spojrzałem się na niego, nie odpowiadając.
Reszta pluszaków powoli zaczęła znikać. A na końcu Fredbear. Rozpłakałem się bardziej. Zostałem sam, nie widząc co robić. Schowałem twarz w kolanach. Co teraz...?
POV William Afton
Miałem już dość Clary i jej wrzasków, więc wyszedłem z domu bez słowa.
- Hej, hej, hej, a ty gdzie!? - krzyknęła moja żona.
- Nie mam ochoty już z tobą gadać, żegnam szmato (wkurwiający dop. autorski: NO ALE WILL NIE PSUJ MI SHIPU KURWIU JEDEN) - zacząłem iść w stronę furtki.
- A idź w cholerę, kretynie! - po tym zamknęła drzwi od domu.
Wiem, co zrobię w razie zemsty na Henrym. Ale to dopiero wtedy, kiedy Charlie będzie sama...
Miesiąc później (po pogrzebie Gabriela)
POV Henry Emily
W końcu skończyłem. Kolejne roboty zrobione, i mimo, iż łatwo się je budowało, zajęło mi to więcej czasu niż budowaniu sprężynowych. Niestety Fredbear'a i Springbonniego nie dało się już uruchomić, a dzieci się ich bały, więc musiałem zrobić nowe, lepsze, aby pizzeria nadal mogła funkcjonować. Dałem im imiona: Bonnie the Bunny, Foxy the Pirate, Chica the Chicken, i lider, Freddy Fazbear. Myślę, że wszystkim będą się podobać.
Usiadłem na krześle. Jutro muszę je zawieść do pizzeri i ustawić je na scenę. W dodatku muszę zbudować Pirate Cove i zmienić nazwę na "Freddy Fazbear Pizza". Jutro będę miał dużo pracy. Tylko zastanawiam się jakim cudem Fredbear zaatakował Gabriela. W dodatku było ostrzeżenie na scenie, aby nie podchodzić, bo potrafią być niebezpieczne. Widać że to nic za bardzo nie dało.
Wiem, że William mnie nienawidzi, ale ja nadal uważam go za przyjaciela. Mam nadzieję, że kiedyś się pogodzimy. Ta, kiedyś... Czyli pewnie nigdy skoro jego już nie obchodzę.
Popatrzyłem na projekt Pizzeri wewnątrz. Muszę jeszcze trochę go poprawić. Oby dzieci się ich nie bały.
________________
Jezu, w końcu skończyłam pisać to gówno.
Mam nadzieję, że wam się spodobało💖
Liczba słów: 1317
Następny rozdział spróbuję napisać na sobotę, ale niczego nie obiecuje.
To tyle✨ papatki💕
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top