Rozdział 1 - 𝐙𝐰𝐲𝐤𝐥𝐲 𝐝𝐳𝐢𝐞𝐧́...

POV William Afton
Obudziłem się dość wcześnie, około 8. Momentalnie wstałem z łóżka. Następnie obróciłem się w jego stronę; Clara jeszcze spała. Nie będę jej budzić, miała wczoraj ciężki dzień, a i tak jest dzisiaj weekend. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się do kuchni aby zrobić sobie śniadanie.

Po drodze zauważyłem że Elizabeth już wstała i oglądała telewizję, ale nie zdziwiło mnie, bo robiła to dość często.
- Dzień dobry córeczko - przywitałem się, na co ona już po chwili była przy mnie przytulając się do mnie, natomiast ja odwzajemniłem uścisk.
- Cześć tatku! - krzyknęła radośnie - co będzie dziś na śniadanie!? Mogą być naleśniki? Proszę, proszę proszę!

Lekko się zaśmiałem. Elizabeth była bardzo gadadliwą dziewczynką i mimo iż mi czasami przeszkadzała, nadal ją kochałem taką jaką była.
- na początek nie krzycz bo obudzisz mamę albo braci - od razu zamknęła buzię i przestała się rzucać - miałem inne plany na śniadanie, ale mogę przełożyć je na jutro.
Widać było że strasznie się ucieszyła.
- dzięki tatusiu, jesteś najlepszy! - przytuliła mnie mocniej i z powrotem usiadła na kanapę aby skończyć swoją bajkę. Ja natomiast zabrałem się za robienie posiłku.

Po mniej więcej 20 minutach weszła do kuchni Clara, widać było że się nie do końca wyspała. Mimo tego przytuliła się do mnie od tyłu. Lekko zapiekły mnie policzki, ale nie przeszkadzało mi to.
- Dzień dobry słonko, jak ci się spało? - zapytałem jej, odwracając się do niej.
- Mogło być lepiej, gdyby Elizabeth nie krzyczała - zaśmiała się. Dała mi całusa w policzek i puściła mnie, idąc w stronę salonu. Bardzo ją kochałem, i chciałem spędzić z nią teraz więcej czasu, ale musiałem dokończyć jedzenie.

Po chwili śniadanie było gotowe. Chris najwyraźniej poczuł zapach i zszedł do na dół. Martwię się o niego. W kółko jest niewyspany, w dodatku Michael mu dokucza w kółko i straszy, czasami mam naprawdę dość tego dzieciaka (chodzi o Mike'a).
- Część tato... - powiedział najmłodszy.
- Hej Chris, jak się stało? - zapytałem zmartwionym głosem.
- Mogło być lepiej... Ale żyję - te ostatnie słowa mnie trochę zdziwiły. Przecież wiadomo że i tak by żył, czemu tak powiedział? - pomyślałem.
- Chris! - rzuciła mu się na szyję Lizzy - chodź szybko muszę Ci coś pokazać, no chodź!
Uśmiech od razu pojawił się na mojej twarzy. Ona to umie poprawić humor. Widziałem że zaciąga Chrisa do swojego pokoju.
Coś mi się wydaje że dziś będzie dość zwykły dzień.
___________________________
Hewwo!
To moja pierwsza książka❤︎ Mam nadzieję że wam się podoba ^^"
Cóż, to tyle, następny rozdział nie wiem kiedy będzie, więc czekajcie.
Przepraszam, nie umiem pisać TvT
Liczba słów: 386
To tyle bay~✨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top