Kim wy jesteście do cholery?

° Perspektywa Taylor °

Obudziłam się w jakiejś windzie, która pięła się rozpędzona w górę. Wokoło mnie stały skrzynie różnej wielkości. Podniosłam się do pozycji siedzącej, przy moich nogach leżała duża, prawdopodobnie granatowa torba podróżna.

Przysunęłam się bliżej przedmiotu, lekko rozsunęłam zamek; w środku zobaczyłam pluszaka, jakąś kartkę (nie mogłam odczytać, co tam jest napisane), wyjęłam jeszcze jakieś batoniki, przeróżne przedmioty do strefy intymnej i ubrania.

Stwierdziłam, że to pewnie rzeczy dla mnie, wzięłam jednego batonika, po czym schowałam je spowrotem do torby, a następie ją zapięłam. Spróbowałam wstać, ale to było zbyt trudne, bo winda cały czas się trzęsła. Spojrzałam w górę, lecz tylko zobaczyłam punkt zbiegu. Westchnęłam, rozpakowując batonika. Ugryzłam kawałek, a słodki smak czekolady z karmelem wypełnił moje kubki smakowe. Zastanawiało mnie, co ja tu robię, skąd się wzięłam w tym miejscu, gdzie to mnie wiezie i... Kim jestem?

Jak wszamałam całego batonika zauważyłam, że coś błysnęło w kącie windy. Na czworaka podeszłam do obiektu i wzięłam to do dłoni. Był to mały sztylet.

Wciągarka gwałtownie zaczęła zwalniać. Szybko usiadłam przy torbie, amieczyk schowałam do kieszeni jeansowych, szarych, troszkę podartych, obcisłych spodni.

Wieko windy powoli się otworzyło, a do środka wpadło światło. Zmrużyłam tęczówki, a po chwili oczy przyzwyczaiły się do jasności. Spojrzałam w górę. Zobaczyłam około czterdziestu chłopców, którzy byli różnych ras, kolorów włosów. Wszyscy byli mniej więcej między czternastym, a dwudziestym rokiem życia.

- To dziewczyna! - Odrzekł jeden z nastolatków.

Miał on duże brązowe oczy, w których mogłabym się utopić. Jego włosy były koloru ciemnego blondu. Miał około 180 cm wzrostu i był szczupłej budowy, ale zauważyłam, że jest lekko umięśniony. Wyglądał na jakieś piętnaście lat. Chłopak wskoczył do windy.

- Bystrzak z ciebie, blondas. - Powiedziałam, a następnie usłyszałam głosy innych chłopaków.

- Biorę ją pierwszy!

- Panowie, to moja przyszła dziewczyna!

- Niezła jest!

- Zabawię się z nią, że przez tydzień nie usiądzie!

- Zamknąć się, sztamaki! - Krzyknął brązowooki, a zgromadzeni umilkli.

Sztamaki? Czy to jakiś slang? Co to oznacza?

- Pomóc ci wstać? - Spytał miłym, jak i ciepłym głosem.

- Jak na razie to sama potrafię podnieść się. - Oznajmiłam z ironią w głosie, na co on wywrócił oczami. Spojrzałam na niego, mogłabym dać głowę, że skądś go znam... Tylko skąd?

- Pamiętasz swoje imię? - Spytał ponownie

- Nie - odparłam, patrząc w czekoladowe oczy chłopaka. - Kim wy jesteście, do cholery?!

Nastolatek miał odpowiedzieć, ale przeszkodził mu inny twardy głos.

- Odsuńcie się, smrodasy!

Odwróciłam głowę w stronę słów. Zobaczyłam czarnoskórego chłopaka o muskularnej budowie ciała.

- Dziewczyna?! Stwórcy sobie z nas jaja robią? Co my mamy z nią zrobić? Prędzej jakiś krótas ją zgwałci niż ona przynajmniej Pomyjem zostanie. - Gdy to powiedział kilku nastolatków parsknęło śmiechem, a we mnie się zagotowało.

- Wiem, że jestem dziewczyną. To chyba nie znaczy, że jestem jakaś słaba czy coś, jak tak patrzę na tych debili, to na pewno mam większe jaja niż połowa z was! - Warknęłam, na co on podciągnął lewą brew ku górze.

- Gdybyś była Azjatką powiedziałbym, że jesteś siostrą Minho, ale niestety. -Zarechotał i dodał - Niech ktoś poda linę.

Jakiś czarnowłosy chłopak podał, a raczej rzucił mu linę. Czarnoskóry złapał ją z łatwością, a następnie zrzucił do mnie. 

- Najpierw moje rzeczy! - Zarządziłam, a on kiwnął głową.

Przywiązałam sznurek do rączki” torby. Nastolatek zaczął ciągnąć sznur. Gdy pakunek był już na górze, on odwiązał od torby linkę i ponownie rzucił pnącze do mnie. Niepewnie wspięłam się po niej, jak znalazłam się na górze; wstałam i obróciłam się wokół własnej osi. Nie dało się nie zauważyć czterech kamiennych murów o wysokości około osiemdziesięciu metrów. Ściany tworzyły ogromny prostokąt, który z łatwością pomieściłby siedem boisk piłkarskich. Zauważyłam otwarte wrota, przyglądałam im się chwilę. Następnie obróciłam się o sto osiemdziesiąt stopni, po mojej lewej stronie rósł las, zaś po prawej i na wprost mnie było kilka budynków, duża altanka, bajorko i trochę drzew. Ponownie spojrzałam na grupę nastolatków.

- Jestem Alby. - Przedstawił się ten sam czarnoskóry chłopak.

- To co widzisz, czujesz i tu gdzie stoisz to Strefa, a otacza ją Labirynt, do którego nie wolno ci wchodzić... - zaczął mówić blondyn, który wskoczył wcześniej do windy, a teraz stał przy mnie.

-Labirynt? - Zerknęłam na niego z podniesioną brwią.

-Tak, nie zadawaj tych idiotycznych pytań. - odpowiedział z grymasem na twarzy.

-Niby czemu?- spytałam ponownie, chcąc go zdenerwować.

- Jak ja nie lubię świeżuchów. - mruknął pod nosem.

- Newt, oprowadź Njubi. - Alby zwrócił się do brązowookiego. -  Niech ktoś zaniesie jej torbę do Bazy. Będzie tam spała.

Gdy to oznajmił, usłyszałam wiele pomruków niezadowolenia ze strony płci przeciwnej, ale to najmniej mnie obchodziło. Jakiś czarnowłosy chłopak o pięknych, zielonych oczach, wziął moją torbę i pognał do trzy piętrowego budynku. Blondyn spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.

- Idziesz czy będziesz tak gapić się na Alex'a? - spytał, podciągając brew do góry.

-Tak chodźmy. - odrzekłam speszona, na co on parsknął śmiechem.

Pokazał mi Mordownie, Zieline, Kuchnie, Ciape, Grzebarzysko i teraz szliśmy do Bazy. Weszliśmy do środka.

-Na parterze są zgromadzenia opiekunów... - mówił montonnym głosem, niczym sam przewodnik. - Na pierwszym piętrze są pokoje przeznaczone dla opiekunów, a teraz i dla ciebie... - zerknął na mnie orzechowym oczami.

- Ilu jest opiekunów? - zaciekawiona rzuciłam mu krótkie spojrzenie.

- Dziewięciu. Przywódcą jest Alby, a ja jego zastępcą. - uśmiechnął się kłopotliwie.

- Czyli ogólnie jest jedenaście ważnych osób. - przytaknął - Gdzie będę spała?

Chłopak wyprzedził mnie na schodach, a ja podbiegłam do niego. Weszliśmy na piętro. Po prawej jak i po lewej stronie było w sumie sześć par drzwi. Podszedł do ostatnich po lewej i lekko uchylił je.

- Tutaj świeżynko - uśmiechnął się zalotnie.

- Dziękuję, a tak w ogóle jak masz na imię? - Zerknęłam na nastolatka.

- Newt. - ukazał śnieżnobiałe zęby, na co lekko się uśmiechnęłam.

-A kiedy moje się przypomni? - Powiedziałam z niemałą nadzieją w głosie.

- Niedługo. No, a teraz idź do pokoju. Za piętnaście minut widzę ciebie na dole. - powiedział i odszedł.

Weszłam do pomieszczenia i zaczęłam analizować pokój: nędzna turkusowa trochę odklejająca się tapeta, drewniane łóżko, a na nim zblakła, zielona pościel. Czarna, poobdzierana szafa, okno naprzeciwko drewnianego biurka i mały stoliczek przy łóżku. Zobaczyłam, że przy szafie leży moja torba. Zamknęłam za sobą drzwi, zaczęłam się rozpakowywać wkładając ubrania do szafy.

Nagle ktoś zapukał w drzwi...

-------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieje, że Wam się podoba. :)

[ Sprawdzone. ]

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top