Harriet jestem, witaj w Strefie.
Po udanej nocy wstałam z ogromnym bólem głowy. Wczoraj wypiłam dwie butelki „ drinka ” roboty Gally’ego. Mocne cholerstwo!
Leniwym krokiem podeszłam do szafy i wyjęłam z niej dresy, bluzę, podkoszulkę, czystą bieliznę, pastę i szczoteczkę do zębów. Flegmatycznym krokiem poszłam do pomieszczenia, przypominającego łazienkę. Obmyłam twarz zimną wodą i umyłam zęby, wiążąc włosy w luźnego koczka. Przebrałam się i wyszłam z pomieszczenia z brudnymi ubraniami. Poszłam do pokoju, a gdy tam dotarłam rzuciłam ciuchy na łóżko i pobiegłam do Kuchni.
Przepchnęłam się na początek kolejki, znajdując się w Kuchni.
- Witaj Patelniak! — uśmiechnęłam się szeroko, wpatrując w niego krótko.
- Cześć dziewico. - uśmiechnął się, marszcząc brwi. - Jak się czujesz?
- Koszmarnie - mruknęłam i zewnętrzną częścią dłoni przetarłam oczy. - Łeb mnie boli.
- Idź do Jeffa, on zawsze coś ma od kaca. - puścił mi oczko, wykrzywiając usta w uśmiech.
- Dzięki za troskę. - wzięłam talerz z kanapkami i kubek soku pomarańczowego.
Usiadłam przy pustym stoliku i zaczęłam zajadać śniadanie, co raz rozglądając się, chcąc znaleźć jednego ze znajomych.
Tymczasem w DRESZCZU — Remensee.
- Remensee, przyjdź do pokoju trzysta dwudziestego czwartego. - rozbrzmiał w głośnikach głos mojej matki, który jak zwykle był, wręcz wyprany z uczuć.
Niechętnie wstałam z łóżka. Otworzyłam drzwi i pokierowałam się do wskazanego pokoju. Truchtem dobiegłam do pomieszczenia, a następnie przeciągnęłam krótko. Zagryzłam dolną wargę, po czym otworzyłam drzwi. Zobaczyłam, siedzącą mamę na jednym z krzeseł przy stoliku. Usiadłam na przeciwko niej, uśmiechając się krótko i ciepło.
- Coś się stało? - spytałam, patrząc na nią ciekawym wzrokiem.
- Skarbie, jak wiesz są dwa Labirynty - zaczęła wyjaśniać, obserwując mnie. Zaniepokoiłam się. - Taylor trafiła do A, a ty pójdziesz do B. - Jej kąciki ust minimalnie spadły w dół, a ja jak z automatu zmarszczyłam brwi. Zgodzić się?... I tak nie mogę dyskutować...
- Dobrze, mamo. - powiedziałam cicho, a ona spojrzała na mnie z niedowierzaniem. - Jeżeli to ma wam pomóc w znalezieniu leku, to nie mam wyboru.
- Chociaż ty nie zaprzeczysz... - westchnęła cicho, po chwili lekko uśmiechając.
- Dlaczego mnie to nie dziwi... - mruknęłam do siebie. Jestem młodsza, od Taylor, o całe osiem minut, ale czasami czuję się starsza o kilka lat.
- A teraz udasz się do doktor Belli. Ona wprowadzi ci Zatarcie. - westchnęła ciężko matka, wpatrując się we mnie.
- Oczywiście. - powoli wstałam, nie patrząc na nią.
- Rem... - spojrzałam na blondynkę, unosząc brew. Jej oczy zaszkliły się. - Nie daj się zabić, kochanie. Pamiętaj...
- DRESZCZ jest dobry. - przerwałam kobiecie, a ta uśmiechnęła się do mnie - Mamo? - uniosłam niepewnie brwi.
- Tak, córciu?
- Mogę pożegnać się z Teresą?
- Tak, tak. Masz pięć minut. - stwierdziła krótko, podnosząc się z białego krzesła.
- Do zobaczenia, mamuś. - przytuliłam się do niej, a ona odwzajemniła to krócej niż się spodziewałam.
- Pa kochanie. - wyszłam z pokoju i pobiegłam do pomieszczenia, przeznaczonego dla mojej przyjaciółki.
Po kilku chwilach zapukałam, a później usłyszałam ciche: ,, proszę''. Weszłam do pokoju,po czym niczym gepard rzuciłam się na nastolatkę. Zdezorientowana dziewczyna również mnie przytuliła. Puściłam ją po minucie i drżącym głosem odrzekłam:
- Ter, mnie wyślą do Labiryntu B.
- Co? Dlaczego? Ale... - dostrzegłam w jej spojrzeniu smutek.
- To pomoże znaleźć lek. - stwierdziłam smutno, jednak mimo to uśmiechnęłam się pocieszająco.
- Ale nie będziesz mnie pamiętać... - z jej oczu zaczęły spływać słone łzy, a ja wytarłam je kciukiem.
- Nigdy ciebie nie zapomnę. - poczułam zimne łzy na policzkach, jednak nie zwracałam na nie najmniejszej uwagi.
- Newt mówił ci to samo... I... I co? Mimo to nie pamięta. - załkała gorzko, obejmując mnie ponownie ramionami w talii, co ja odwzajemniłam, chowając twarz w jej zagłębieniu szyi.
- Cśś.... Tereso nie wspominaj o nim, zawsze go kochałam, a on mnie...- powiedziałam smutno, zagryzając mocno dolną warge. - Będziesz mnie widziała na ekranie, prawda?
- Oczywiście Rem. Będę tęsknić. - wyszeptała.
- Ja za tobą też. - wymamrotałam cicho, pociągając nosem.
Drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stanęła znienawidzona przeze mnie doktor Bella. Nie wiem, jak Taylor mogła ją lubić, a tym bardziej ufać. Odchrząknęła.
- Remensee chodź. Musimy iść. - odrzekła zniecierpliwionym głosem, mrużąc powieki.
- Jasne. - syknęłam - Żegnaj Ter.
- Do zobaczenia Rem. - ostatni raz spojrzałam na nią i poszłam za panią ą ę.
Doszłyśmy do pokoju z kilkoma łóżkami, jakimiś maszynami, biurkiem i szafami. Kobieta wskazała mi jedno łóżko, a ja ułożyłam się na nim wygodnie.
- Remensee będę musiała ciebie uśpić, ale przed tym chcę ciebie zapytać: czemu mnie tak nienawidzisz? - spojrzałam w jej zielone oczy i zagryzam wnętrze policzka.
- Po prostu nie przypadłaś mi do gustu. - odpowiedziałam
- Dobrze. - westchnęła, kręcąc lekko glowa. - Podaj dłoń.
Wyciągnęłam lewą rękę, a ona wstrzyknęła mi w przedramię lek usypiający, lecz usłyszałam jeszcze słowa.
- DRESZCZ jest zły.
Chciałam zaprzeczyć, ale... zasnęłam.
Trzydzieści minut później
Obudziłam się w małej windzie, wokół mojego ciała było pełno skrzynek. Głowa mnie boli jakbym miała kaca. Wziąwszy kilka głębokich wdechów, zagryzłam wargę. Śmierdziało tu metalem i rdzą. Winda jechała z dużą prędkością w górę, a ja byłam zdezorientowana.
- Pomocy! - krzyknęłam, ale moją odpowiedzią był głośny zgrzyt.
Skuliłam się w kącie windy i oddychałam głęboko. Nagle poczułam jakby coś rozrywało mi głowę od środka. Bolało jak cholera.
Remensee to moje imię.
Ból ustąpił, a winda zaczęła gwałtownie zwalniać. Spojrzałam w górę. Metalowe drzwi otworzyły się, aż musiałam zmrużyć oczy, bo światło było oślepiające. Po chwili moje źrenice przyzwyczaiły się do jasnego blasku. Poczułam, że ktoś wskakuje do windy i dłonią dotyka mojego ramienia.
Była to czarnoskóra, wysoka dziewczyna z brązowymi oczami oraz prawie czarnymi włosami, która uśmiechała się do mnie.
- Harriet jestem, witaj w Strefie. Pamiętasz imię? - podała mi dłoń, a ja wstałam z jej pomocą.
- Ja jestem Remensee. - odrzekłam.
- Ej no, niech jakaś łodyga* poda linę. - krzyknęła czarnoskóra, a jak na komendę spadł sznur. - Właź.
Wspięłam się na górę, gdy tam weszłam wokół mnie było ze trzydzieści dziewcząt w różnym wieku, różnych kolorach włosów, skóry, oczu i wzrostu. Wyszłam z tłumu, zobaczyłam otaczające mnie cztery ściany układające się w prostokąt. Podeszła do mnie blondynka z brązowymi oczami i około sto sześćdziesięcioma centymetrami wzrostu.
- Soyna, a ty? - podniosła brew do góry, również sympatycznie się uśmiechając.
- Remensee. - niepewnie spojrzałam na nią.
- Chodź odprowadzę cie po Strefie.
- Gdzie ja jestem? Czemu nic nie pamiętam? Co to za miejs... - wystawiła rękę w geście, abym przymknęła buzię. Wzięła głęboki wdech i spojrzała w moje oczy.
- Pytania po wycieczce Dostarczona*. Idziemy na małe zwiedzanie. Najpierw do Kuchni. - Westchnęłam i ruszyłam za nią.
Labirynt A — Taylor
Pobiegłam do Lecznicy i zrobiłam, że tak powiem z buta wjeżdżam. W pomieszczeniu było kilka łóżek, biurko i szafa. Marna zielona tapeta na ścianie i Plaster opierający się o ścianę, wpatrzony w świat za oknem, głośno odchrząknęłam, na co chłopak spojrzał na mnie.
- Co chcesz Njubi ?
- Masz może jakieś tabletki przeciwbólowe?
- Jakieś pewnie są. - odszedł od okna i podszedł do szafy otwierając dolną szufladę.
- Mógłbyś troszkę szybciej? - spytałam zniecierpliwiona.
- Świeżynko mogłabyś trochę mniej gadać? - rzucił mi pudełko tabletek. - Weź dwie teraz, a za sześć godzin kolejne dwie, później oddasz mi resztę.
- Dzięki wielkie Jeff. - posłałam mu szeroki uśmiech - A masz wodę?
- Drzwi po prawej. - rzekł, jakby to była oczywista rzecz.
- Jeszcze raz dzięki. - wybiegłam z pokoju i weszłam do pomieszczenia z umywalką i kubeczkiem. Nalałam trochę wody i do kubeczka i popiłam wskazaną dawkę leku. Schowałam opakowanie do kieszeni i truchtem pobiegłam przed budynek Mordowni. Przed budowlą czekał Remus i Newt. Pomachałam im radośnie i przyśpieszyłam bieg.
- Jak dobrze pamiętam masz tam - wskazał kciukiem na Mordownię szatyn - wytrzymać dziesięć minut.
- Tak, dobrze pamiętasz. - uśmiechnęłam się złośliwie, na co on pokazał mi język.
- Zapraszam w skromne prosi Wistona i Remusa. - ukazał swoje białe i równe zęby.
Weszłam do środka za szatynem.
- A ty nie idziesz Newt? - odwróciłam się w stronę blondyna.
- Ja tam pięciu minut nie wytrzymam. - uśmiechnął się kłopotliwie.
- Ogay to... Do zobaczenia za dziesięć minut.
- Zobaczymy. - wyszczerzył się do mnie
- Chodź już Tina. - wywróciłam oczami i poszłam za szatynem.
-----------------------------
*Dostarczona/ łodyga- inaczej nowa
1270 słów
Sprawdzone.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top