4. Studenckie życie, skarpetki Jongina i praca
Chanyeol
Po tym, jak rozstałem się z Baekhyunem i udaliśmy się w swoje strony, potrzebowałem dobrych kilku minut, aby zrozumieć, co się właściwie stało.
Spotkałem go!
Baekhyuna!
Już pierwszego dnia!
I dał mi swoją wizytówkę!
Nie wierzyłem w swoje szczęście. Halo, jak mam w nie wierzyć? Dzisiejszy dzień był zbyt idealny.
Tak nierealny, że marzyłem tylko o tym, aby się obudzić i móc spełnić swój sen w rzeczywistości.
Bo wciąż byłem pewien, że tak naprawdę leżę teraz w moim łóżku w Seulu i spełniam swoje fantazje we śnie.
Musiałem usiąść na dłuższą chwilę na jakimś murku, aby się uspokoić i zrozumieć, że wszystko, co się dziś wydarzyło, to prawda. A co najważniejsze, Baekhyun wyglądał na zadowolonego z mojego towarzystwa, a ja nie musiałem się jakoś specjalnie wysilać, aby podtrzymać rozmowę, mimo że wydawał się on bardziej typem słuchacza, a przynajmniej mniejszej gaduły ode mnie... jest jakaś większa ode mnie?
Jednak Byun również gładko opowiadał swoje opinie na poruszany temat i często się uśmiechał.
Ma taki piękny uśmiech...
Baekhyun hyung kazał mi nawet mówić do siebie po imieniu! Czy mogło być piękniej? Nie, naprawdę nie mogło.
Mam ochotę teraz się napić czegoś mocniejszego. Tak, zdecydowanie przydałoby mi się coś. Cokolwiek do napicia się.
Stwierdziłem, że najwygodniej w takiej sytuacji udać się w końcu do akademika, do którego trafiłem za pomocą nawigacji w telefonie, ponieważ nie znam jeszcze miasta na tyle dobrze, a wręcz nie znam go wcale, aby trafić samemu.
Przystanąłem przed wielkim budynkiem, wykończonym kremową cegłą, ładnymi i nawet czystymi oknami oraz zapalonymi lampami na marmurowych schodach. Prezentował się naprawdę nieźle, a całości dopełniały rozmowy i śmiechy zza okien na pierwszym piętrze.
Skierowałem się do pokoju, którego numer napisał mi w jakiś czas temu Kai, zapewniając przy okazji, że zdążył już dawno kupić to, o czym teraz marzyłem. Jak my się rozumiemy.
Korytarze, które mijałem, były długie, o jasnych ścianach, a podłoga śmiesznie skrzypiała pod naciskiem stopy. Budynek posiadał trzypiętrową kondygnację, a nam trafił się pokój na ostatnim piętrze, gdzie mieściło się ich zaledwie trzy, bo reszta pomieszczeń służyła za pokoje gospodarcze, schowki i składziki dla wszystkich rzeczy niepotrzebnych. A przynajmniej tak powiedzieli mi w czymś na wzór recepcji, gdy wchodziłem.
Stanąłem przed ładnymi, drewnianymi drzwiami i pociągnąłem za klamkę. Zobaczyłem siedzących na podłodze trzech chłopaków i już miałem przeprosić, wyjść i nawrzeszczeć na tego idiotę, nazywanego potocznie moim przyjacielem, że podał mi namiary na zły pokój, ale w tej samej chwili Jongin uśmiechnął się do mnie szeroko z podłogi, przenosząc się na jedno z łóżek. Pozostała dwójka wgapiała się we mnie z ciekawością.
— To Sehun — Kai wskazał na wyższego, czarnowłosego chłopaka, który posłał mi coś na wzór niemrawego uśmiechu. Niższy blondyn o twarzy lalki uśmiechnął się za to promiennie, w przeciwieństwie do swojego towarzysza i pomachał mi lekko swoim za długim rękawem od nieco zbyt dziewczęcej jak dla mnie bluzy, na której kapturze znajdowały się niedźwiedzie uszy, a zamiast typowych ściągaczy, z nasady kaptura zwisały mu na brązowym sznurku dwa beżowe pompony. Wyglądał dość specyficznie. — Drugi to Luhan. Mają pokój obok.
— Słyszeliśmy, że doszli na nasze piętro jacyś nowi, więc stwierdziliśmy, że trzeba się poznać. Reszta naszych niestety jeszcze nie wróciła. W końcu został im tydzień sielanki. Sam pewnie bym tak wcześnie nie wracał, gdybym miał właściwie skąd... — zaśmiał się blondyn, gestem proponując mi, abym usiadł, jakbym to ja był jego gościem, a nie on moim. No fajnie.
Zrobiłem bez słowa to, o co niewerbalnie mnie poprosił.
— Kai nam o tobie mówił, grasz w kosza? — zapytał — Na jaki idziesz kierunek? Sport?
— Grywałem, teraz raczej nie będę miał czasu. Chcę znaleźć jakąś robotę. Jutro mam nawet rozmowę kwalifikacyjną. Idę na finanse i zarządzanie. Chyba.
— Wow, poważnie... — Był pod wrażeniem, ale mimo to zaśmiał się. — Jestem na drugim roku filmówki.
— Jest tu taki kierunek? — Spojrzałem na niego szczerze zdziwiony.
— Tu jest wszystko, kochany. — Pokręcił głową, jakby mówił do dziecka, a czarnowłosy nie wiedzieć czemu skrzywił się lekko.
— Może się napijemy? — zaproponował, a ja po raz pierwszy usłyszałem jego spokojny głos. Od razu dało się usłyszeć, że najprawdopodobniej ma drobną wadę wymowy i być może dlatego nie jest szczególnie rozmowny.
Wtedy też, gdy wspomniał o piciu, przypomniałem sobie, że faktycznie miałem ochotę poczuć w ustach smak alkoholu po tak męczącym, a zarazem niesamowitym dla mnie dniu.
— Jestem jak najbardziej za! — Uniosłem w górę dłoń, aby pokazać mój entuzjazm. Studentowi piwka nie można żałować, hehe.
🌼🌼🌼
— Chyba przesadziłem... — mruknąłem nad ranem, gdy do moich oczu dotarły ostre promienie słońca. W oknach nawet nie było firanek, aby je zasłonić, więc zmuszony byłem wstać po nieudanej próbie przykrycia się duszącą poduszką.
Z tego, co pamiętam, Luhan i Sehun również trochę się spili, a Luhan nie był nawet w stanie dojść do pokoju obok o własnych siłach. Tak, według studenta to jest właśnie trochę.
Zaniósł go chyba Sehun, który prawdę powiedziawszy po wypiciu w końcu się rozluźnił i przestał być takim milczkiem, za jakiego go uważałem. Ogółem fajne ziomki i cieszę się, że postanowili do nas wbić bez zapowiedzi.
— Trochę...? — powiedział niewyraźnie Kai, przeciągając się. Miał bardzo lekki sen, więc moje słowa zdążyły go wybudzić. — Wypiłeś dwa razy więcej niż ja.
— Szczerze? Nie pamiętam... — odpowiedziałem, dziwnie się śmiejąc i przeciągnąłem się podobnie jak Jongin przed momentem. Gdy to zrobiłem, zwróciłem uwagę na jedną, dość dziwną rzecz. — Dlaczego na żyrandolu wiszą twoje brudne skarpetki? Gacie... Gacie chyba też?
Kai przekręcił się tak, aby patrzeć na sufit, a ja założyłem okulary, aby się upewnić, ze tak faktycznie jest.
Kai chwilę zastanawiał się, jak ta część garderoby tam trafiła, ale nic najwyraźniej nie przychodziło mu do głowy.
— Nieważne... ściągnij je potem po prostu. — powiedziałem, idąc w stronę drzwi do łazienki. Z zaskoczeniem stwierdziłem, że była ona całkiem ładna, wykończona zielonymi kafelkami, a toaleta nawet nie odstraszała swoim wyglądem. Przemyłem twarz zimną wodą i przeszedłem dalej, aby zobaczyć resztę naszego pokoju. Sypialnię aka salon oddzielała z kuchnią ściana pomalowana na morski kolor, aby w kuchni zdominować wnętrze pastelowymi barwami. Z tego, co mówił mi ojciec podczas załatwiania nam tu miejsca, to piętro zostało poddane remontowi, dlatego właśnie wyglądało przyzwoicie. Pokiwałem z uznaniem głową, ale i tak póki co czułem się tu dziwnie, przez to, że przyzwyczajony byłem mieszkać w domu, gdzie mój pokój był wielkości przynajmniej czterech sypialni takich jak ta, w której aktualnie miałem mieszkać z Jonginem. Nie zraziłem się tym jednak, przypominając sobie, że to ja sam uparłem się, aby tu mieszkać, zamiast kupować apartament niedaleko. Chciałem zaznać prawdziwego, studenckiego życia.
— W sumie całkiem spoko miejsce — skomentowałem, zwracając się do przyjaciela, który właśnie zaglądał pod swoją bieliznę.
— Mam wrażenie, że ostatnio urósł... — powiedział, patrząc na swoje przyrodzenie, które dla mnie na szczęście było niewidoczne. Nie żebym go nigdy nie widział. — Chcesz zobaczyć?
Spojrzałem na niego ciężko, aby potem przewrócić oczami, demonstrując swoje obrzydzenie.
— Fuj, nie.
— Baekhyuna byś chętnie zobaczył.
Walnąłem się dłonią w czoło i już tego nie skomentowałem, ubierając się w czyste rzeczy, które miałem w dalszym ciągu w walizce. Eh... kiedyś może ją rozpakuję, ale to jeszcze nie ten krytyczny moment, w którym potykamy i zabijamy się o swoje bagaże. Dlatego wyjąłem tylko kosmetyczkę, aby się jakoś ogarnąć.
— Co ty tak elegancko się ubierasz? — zapytał Kai, lustrując mnie wzrokiem, gdy zapinałem już ostatnie guziki od białej, nudnej koszuli. Wcześniej ubrałem na siebie jak zawsze za dużą, zieloną bluzę i koszulkę z wielką twarzą gołębia, ale stwierdziłem, że tak chyba jednak nie wypada, więc wyjątkowo poświęciłem się i porzuciłem dziś swój genialny styl na coś formalnego i nudnego.
— Nie mówiłem ci? Chciałem znaleźć tu jakąś pracę, żeby mieć potem do CV. Jeszcze gdy byliśmy w Seulu, poszukałem ofert i przesłałem swoje papiery do kilku firm. Jedna, bardzo blisko nas poszukuje teraz jakiś młodych ludzi. Godziny idealne dla studenta i kasa całkiem spoko. Idę dziś na rozmowę... serio nic nie wspominałem? Dziś mam rozmowę.
— Faktycznie, coś mi świta — mruknął Jongin, przekręcając się na plecy. — ale pewnie zanudziłeś mnie po drugim zdaniu.
— Ty też mógłbyś czegoś poszukać. — parsknąłem, marszcząc brwi, gdy kończyłem już wiązać czarny krawat. — Leniwy grubasie.
— Może kiedyś — Czyli totalnie zlał moje słowa, typowo.
— Co to w ogóle za firma? — zapytał po chwili ku mojemu zaskoczeniu.
— Nie mam pojęcia — Wyszczerzyłem się jak głupi. — Składałem CV gdzie popadnie.
— Sprytnie — Kai pokiwał głową. — A jeśli będziesz roznosić śmieci?
— Roznosić śmieci? — Uniosłem brwi. — Tobie nie chodzi raczej o wynoszenie śmieci? Myślisz, że dostawa ich miałaby jakikolwiek sens?
— Różni są ludzie — odparł, zagrzebując się bardziej w kołdrze, aby po chwili jednak usiąść, opierając się o ścianę. Chyba sam nie wiedział, czego chce. — Ostatnio nęka mnie jedna rzecz... — Zaczął smutnym głosem. — Cztery lata temu na teście z trygonometrii przekreśliła mi chyba dobrą odpowiedź. Źle się czuję z tym, że tego nie zauważyłem.
— Nie mam pojęcia, dlaczego właśnie ktoś tak głupi jak ty, mógł urodzić się mądry. — Stanąłem i po prostu się na niego patrzyłem. Przejmuje się taką rzeczą? Jongin, ty chory pojebie.
— Sprzeczność w sprzeczności, nie uważasz? — zaśmiał się na moje stwierdzenie, nic nie robiąc sobie z tego, że właśnie go obraziłem. Przyzwyczaił się.
— Dobra, wychodzę — powiedziałem, przeglądając się po raz ostatni w lustrze i sprawdzając czas na moim zegarku z Panerai. — Chwila... — W odbiciu lustra zobaczyłem Kaia, który za moimi plecami będąc w pozycji siedzącej, usilnie coś żuł.
Odwróciłem się. — Co ty kurna żresz? Skąd masz jedzenie? — zapytałem, czując, jak mój żołądek domaga się posiłku, bo ostatnie, co jadłem, to truskawkowe ciasto.
Kai nie odpowiedział, tylko ruchem głowy wskazał na mój plecak. Spojrzałem na moją własność a potem znowu na przyjaciela, który właśnie wkładał do buzi coś małego.
Jezu, ja chyba wiem, co to jest.
— Moje żelki?! Ty chory pojebie!
🌼🌼🌼
Po wyjaśnieniu sobie małego nieporozumienia z moim przyjacielem, ruszyłem w stronę biurowca, który przy okazji wczoraj mijałem, więc jego lokalizacja była mi już znana. Była to wysoka na kilkadziesiąt pięter, w większości szklana budowla, o spiczastym wykończeniu i wielkim logo na szczycie. Sam wygląd budynku już zwiastował, że jest to korporacja, której się zdecydowanie powodzi. Idąc w tym kierunku, przy okazji rozglądałem się dookoła, aby zapamiętać okolicę, w której będę żyć kilka następnych lat. Zastanawiałem się też w międzyczasie, w jaki sposób mogę zbliżyć się do Baekhyuna. Przez studia oraz codzienną pracę mój czas będzie mocno ograniczony, a z tego, co mi wczoraj powiedział, wynika, że jemu też wiecznie brakuje czasu na wszystko. W tej chwili nawet żałowałem, że idę na tę rozmowę kwalifikacyjną, ponieważ to mi tylko utrudnia plan zbliżenia się do tego ideału. Trudno, jeśli naprawdę będzie tak źle, to po prostu zrezygnuję, a moimi funduszami zajmą się rodzice, którzy nie będą mieli nic przeciwko temu.
Doszedłem do budynku po kilku minutach, stwierdzając, że jest to naprawdę blisko kawiarni, w której wczoraj siedziałem z hyungiem. Przypomniałem sobie nagle, jak wczoraj, gdy wróciłem i alkohol jeszcze nie zdążył mną zawładnąć, opowiedziałem Jonginowi, jak przebiegło moje spotkanie ze starszym, co on skwitował tylko hasłem 'bierz go póki ciepły i nie ma obrączki'. Jego stwierdzenie brzmi głupio, ale jest jak najbardziej prawidłowe. Nie mam pojęcia, co bym zrobił, gdyby okazało się, że hyung ma rodzinę i jest w szczęśliwym związku. Nie sądzę, abym chciał włazić komuś z buciorami do życia i zabierać jakiemuś bachorowi ojca. Nie wiem tylko, jak po prostu skończyłoby się to dla mnie, bo nie wyobrażam sobie, abym mógł pokochać kiedyś kogoś tak samo, jak tego niskiego mężczyznę o prostokątnym, uroczym uśmiechu.
Odrzuciłem jednak wszystkie te myśli choć na chwilę na bok, aby skupić się na rozmowie o pracę. Wszedłem do budynku pewnym siebie krokiem, bo nawet się nie denerwowałem. Jeśli się nie uda, to trudno. Moje finanse nie są w żaden sposób zagrożone, jak u większości studentów, więc nie martwię się o każdy grosz jak oni.
Skierowałem się w stronę recepcji, gdzie siedziała ładna Europejka o kasztanowych włosach. Usta pomalowane miała czerwoną szminką, a plakietka zawieszona na jej uniformie informowała, że jej imię to Wiktoria.
— Dzień dobry. — Przywitałem się, uśmiechając się szeroko, a ona spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami. — Przyszedłem na rozmowę o pracę. Park Chanyeol.
— Chwilka, coś nam się dzisiaj serwery tną. — Uśmiechnęła się ciepło i wskazała mi jedną z kilku kanap, ustawionych obok siebie. Ich jasny kolor mieszał się z białą podłogą i ścianami o podobnych barwach. Siedząc tu dłużej, można chyba dostać oczopląsu od bieli tego pomieszczenia. Nie miałem pojęcia, jakim cudem recepcjonistka wytrzymuje tu na co dzień, skoro mnie po trzech minutach bolały oczy.
— Panie Park? — Po jakimś czasie stanęła przede mną, trzymając w dłoniach jakiś neseser. — Pan pozwoli za mną.
Pokiwałem głową i wstałem. Przeszliśmy w stronę wind, które okazały się być aż w liczbie czterech. Kobieta Wcisnęła na guzik 29 - przedostatniego piętra. Z głośników leciała cicha muzyczka, na którą jednak nie zwracałem uwagi, patrząc na szklane ściany, wśród których się znajdowałem. Widać było za nich panoramę Pusan, prezentującą się naprawdę okazale, a zza większych budynków dało się zobaczyć morze.
Dojechaliśmy po dłuższej chwili. Kobieta poprowadziła mnie długim, również jasnym korytarzem. Odniosłem wrażenie, że cała firma najprawdopodobniej urządzona jest w tak jasnych kolorach, bo tu również lekko mrużyłem oczy. Wszystko wyglądało bardzo nowocześnie.
Na końcu korytarza, który zdawał się nie mieć końca, szatynka zapukała w czarne, potężne drzwi. Nie czekając na odpowiedź, weszła do pomieszczenia i skinęła na mnie, abym zrobił to samo.
Bez wahania przekroczyłem próg pomieszczenia, czując na sobie kilka par spojrzeń. Byli to głównie starsi mężczyźni o dość ostrych rysach twarzy i idealnie skrojonych garniturach, przylegających do ich ciał. Mój wzrok jednak zatrzymał się dłużej na dwóch młodszych członkach rady, a dokładnie to na jednej osobie, która w tej chwili patrzyła się na mnie z szeroko otwartymi oczami.
Dziś wyglądał chyba jeszcze piękniej niż wczoraj, a włosy miał idealnie zaczesane na bok. Jego mina jednak mnie rozśmieszyła, ale sam byłem nie mniej zaskoczony co on. Starałem się to jednak ukryć, jak najlepiej umiem.
No, ale cholera, chyba Bóg naprawdę nade mną czuwa, jeżeli będę mógł pracować na co dzień z Baekhyunem hyungiem. Moim ukochanym, który w tej chwili patrzył na mnie jak na kosmitę, zastanawiając się, jakim cudem zamierzam tu pracować.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top