36. Jak jest źle, to chyba musi być potem dobrze

Baekhyun

Siedziałem na niewygodnym, plastikowym krzesełku już od paru godzin, zastanawiając się, dlaczego ostatnimi czasy, jak już wszystko zaczynało mi się układać, potem coś musiało się psuć. Nie wiem, czy kogoś u góry, jeśli w ogóle istnieje ktoś taki, bardzo bawi moje życie? Nie żebym marudził, czy coś. Po prostu nie uważam, żeby to było normalne.

— Proszę — Przed moją twarzą pojawiła się ręka z kawą z automatu. Chwyciłem napój i spojrzałem z wdzięcznością na Taeyeon, która trzymała w dłoni identyczny kubeczek.

— Dzięki — odpowiedziałem i od razu upiłem łyka czegoś, co miało w smaku przypominać kawę. Kleiły mi się jednak oczy i ogólnie słabo się czułem, więc wypicie tego syfu mogło mi choć trochę pomóc. — Wiesz, że nie musisz tu ze mną cały czas siedzieć, prawda? Jeśli jesteś zmęczona to...

— Mówiłam już, że nie chcę, abyś tu siedział sam — odpowiedziała, uśmiechając się promienie. Tak naprawdę ucieszyłem się z jej odpowiedzi. Sama jej obecność pomagała mi, bo nie czułem się najlepiej, patrząc na nieprzytomnego mężczyznę, który zawsze tryskał energią.

Jadąc do Pusan nie miałem wielkich obaw o jego zdrowie. Oczywiście, bałem się o ojca, jednak nie panikowałem. Dopiero, gdy przyjechałem i zobaczyłem go podłączonego to wszelkiej możliwej aparatury, poczułem strach, że tym razem już ostatecznie mogę go stracić. Nie mogłem sobie wyobrazić świata bez niego. Bez jego ciągłych wizyt w moim biurze, bez narzekań na to, że nic nie robię i jego pretensji, że nie pamiętam o urodzinach matki. W dodatku martwiłem się o moją rodzicielkę, która aktualnie pewnie leżała w domu i płakała. Tuż po tym, jak tu dotarłem, odwiozłem ją do domu, widząc, jak jest zmęczona. Obiecałem jej, zostać przy ojcu, dopóki się nie obudzi, albo dopóki ona tu nie wróci. Kobieta jednak była w tak złym stanie, że nie chciała tu przyjeżdżać, nie chcąc patrzeć na stan męża. Tak więc to ja tu ciągle przesiadywałem i tylko ją informowałem o jakichkolwiek drobnych zmianach.

— Wszystko będzie dobrze, Baekkie. — Po dłuższej chwili Tae złapała moją dłoń pomiędzy swoje palce, a ja spojrzałem na nią pytająco. — Znasz swojego ojca lepiej niż ja. Powinieneś wiedzieć, jaki jest i w niego wierzyć.

— Nigdy nie było jeszcze tak źle — odpowiedziałem zrezygnowanym tonem, patrząc na puls mężczyzny widoczny na małym ekranie nad łóżkiem. Tata był blady, jego oczy były podgrążone, jakby długo nie spał. Dotknąłem jego dłoni, a ta wydała mi się chłodna w porównaniu z moją. Spojrzałem na Taeyeon zaniepokojony. — Czy to normalne, że jest tak... zimny?

Szatynka uniosła zdziwiona brwi i dotknęła delikatnie skóry nieprzytomnego, przy którego łóżku siedzieliśmy, otoczeni bielą ścian prywatnej sali. To cholernie smutne, że mimo zapewnionej, dzięki sporej sumie pieniędzy, najlepszej opieki zdrowotnej, tak naprawdę lekarze mało co mogli zrobić.

— On wcale nie jest chłodny, Baekhyun... — Yeon odpowiedziała mi po chwili, lustrując mnie uważnie wzrokiem. Bez zastanowienia położyła swoją dłoń na moim czole i pokręciła głową. — To ty masz gorączkę. Wracamy do domu. Bez gadania.

— Obiecałem matce, że tu będę. — Niezbyt przejął mnie mój stan, bo czułem jedynie lekkie zmęczenie i ból głowy. Poza tym... kto przeziębia się w wakacje?

Taeyeon jednak była uparta i chwyciła mnie za rękę, abym wstał.

— Wstawaj, grubasie. — Spojrzała na mnie oburzona. — Napiszę do pani Yoony, żeby po prostu zadzwoniła po kogoś z rodziny, jeśli nie chce, żeby pan Minwoo był tu sam. Może tak być, Hyun? Nie pozwolę ci tu siedzieć, skoro jesteś rozpalony. Masz ponad 38 stopni jak nic.

Przewróciłem oczami, ale wiedziałem, że z nią nie wygram, bo jak chce, ta niska szatynka umie bardzo silnie bronić swojego zdania. Mój opór od początku był skazany na porażkę.

Pożegnałem się z ojcem, mając głupią nadzieję, że to słyszy i obiecałem mu powrót, gdy wyzdrowieję. Ruszyłem z Taeyeon do samochodu, gdzieś tam w środku ciesząc się, że już niedługo będę mógł po prostu położyć się w swoim ciepłym łóżku. Od tygodnia, podczas którego właściwie całe dnie spędzałem w szpitalu, nie mogłem spać, martwiąc się o tatę. Czułem się po prostu bezradnie. To jedno z najgorszych uczuć na świecie.

Spojrzałem na telefon, podczas gdy Taeyeon zaoferowała, że to ona będzie prowadzić samochód.
Miałem nadzieję, że zobaczę może jakieś nieodebrane połączenie lub zwykłą wiadomość, jednak niestety musiałem pogodzić się z zawodem. Chanyeol nie odzywał się już od trzech dni, a ja nie miałem pojęcia dlaczego. Wcześniej pisał bardzo często i wspierał mnie w tym wszystkim, zapewniając, podobnie jak Tae, że wszystko będzie dobrze. Może to były najprostsze słowa na świecie, jednak gdy mówił to on, brzmiały właściwie jak zapewnienie, że faktycznie, tak na pewno musi być.

— Dalej się nie odzywa? — Usłyszałem pytanie, które wyrwało mnie z myśli.

— Tak... — mruknąłem, wgapiając się w miasto widoczne zza dość brudnego okna. — Nie zdziwiłbym się, gdyby po prostu zgubił telefon. Mówił mi, że często mu się to zdarza. Głupek.

— Wydaje się być dość roztrzepany. — Yeon przyznała mi rację i skupiła się, aby dobrze zaparkować. Uśmiechnęła się z satysfakcją, gdy idealnie wycelowała w namalowany prostokąt. — Tyle lat już nie jeździłam, a dalej jestem świetna.

— I skromna.

— No przecież to wiesz.

Już po chwili staliśmy w moim mieszkaniu, ściągając z siebie lekko przemoknięte ubrania, bo akurat w momencie, w którym wychodziliśmy z szpitalnego budynku, zaczął siąpać lekki, ciepły deszczyk, niewidoczny wśród wieczornej ciemności.

— Zrobię ci herbatę. Ty zdejmuj z siebie te ciuchy i się połóż. — Taeyeon od razu skierowała się w stronę kuchni, a ja stwierdziłem, że taka przyjaciółka to skarb, a jej przyszły partner to farciarz.

Zgodnie z jej prośbą... lub poleceniem? Udałem się do swojej sypialni, gdzie z ulgą ściągnąłem z siebie ubranie, zostając jedynie w dresowych spodniach. Było mi gorąco i ani myślałem wkładać na siebie koszulkę. Położyłem się pod kołdrą i westchnąłem z ulgą, czując pod plecami miękki materac, który rekompensował mi kilka godzin na niewygodnym krzesełku. Nawet nie wiem, kiedy właściwie moje powieki stały się tak ciężkie, a dźwięk gotowanej wody przestał docierać do moich uszu, jednak wiem, że stało się to bardzo szybko. Spałem głębokim snem, którego nie zaznałem już od dawna. Myślę, że to właśnie choroba mogła na to wpłynąć.

🌼🌼🌼

— Baekhyun... Baek... — Obudził mnie głos przyjaciółki, który przerwał mój cudowny sen. Spojrzałem na nią pytająco, domyślając się, że budzi mnie po to, aby dać mi leki. Ta jednak wyglądała dość niepokojąco w blasku lampki nocnej, pochylając się nade mną. Miała już na sobie koszulę nocną, którą pewnie znalazła w mojej szafce. Jak mogłem się domyślić, nie wzięła wszystkich swoich rzeczy po wyprowadzce ode mnie.

— Coś się stało? — zapytałem lekko zachrypniętym głosem, patrząc na jej zmarszczone brwi i usta, które nerwowo przygryzała.

— Gdy spałeś... przyjechał tu Chanyeol i... nie wiem, ale chyba się wkurzył...

— Co? — Momentalnie się rozbudziłem i usiadłem, patrząc jej w oczy. — Chanyeol? Był tu? Co, poczekaj... — Starałem się ignorować zawroty głowy i skupić myśli. Pomasowałem sobie skronie, jakby to miało coś dać. — Nie rozumiem, dlaczego się wkurzył i... Kiedy on w ogóle tu był?

— Myślę, że zobaczył mnie w piżamie u ciebie i... no dopisał sobie resztę. Nie dał mi dojść do słowa, tylko od razu poszedł. To było dosłownie dwie minuty temu, więc...

Nie czekając na jej kolejne słowa, szybko zarzuciłem na siebie bluzę, która leżała na podłodze i zakładając pierwsze lepsze buty, które wpadły mi w ręce, wybiegłem z mieszkania, dopadając do windy, która na złość musiała być na samym dole. Gdy już znalazłem się na dole, wybiegłem na zewnątrz, prosto na ulewę, która zdążyła się rozpętać, podczas gdy spałem.

Musiałem na chwilę oprzeć się o ścianę budynku, gdy zakręciło mi się w głowie. Zimny deszcz uderzał we mnie z dużą siłą, a ja oddychałem ciężko, czując, że moja temperatura zdecydowanie się podniosła, a ja z każdą chwilą przebywania na lodowatym deszczu czuję się coraz gorzej.

Wytężyłem wzrok i starałem się zobaczyć w okolicy wysoką, charakterystyczną sylwetkę. Minęło już kilka minut, więc mogłem się domyślić, że go już nie zobaczę tak blisko budynku, w którym mieszkałem. Nie wiedząc, co zrobić, zacząłem po prostu chodzić po okolicy, mając nadzieję, że w końcu zobaczę go gdzieś pod drzewem, gdzie ukryłby się przed deszczem, lub na pasach, gdyby czekał na zielone światło.

Mijały minuty, a ja oddalałem się od domu coraz bardziej. Czułem złość, tym razem na samego Yeola. Wiem, że jest jeszcze młody i czasami trudno mu patrzeć na wszystko trzeźwo, ale mógł chociaż dać Taeyeon dojść do słowa. Czasami ten głupek zachowuje się naprawdę jak dzieciak i tworzy w głowie historie, które idealnie pasują do tego, co akurat widzi. Ja wiem, że po tym wszystkim, co było między mną a Taeyeon, mógł być zakłopotany, gdy zobaczył ją u mnie w piżamie, jednak... zamiast wyjść wściekły nie wiadomo gdzie, mógł porozmawiać z nią na spokojnie.

Ja wiem, że jest, jaki jest. Wiem, że często jeszcze jego rozum przyćmiewają hormony, jednak myślę, że sam powinienem dopilnować, aby w końcu dorósł, bo nie może być taki całe życie, mimo wszystko. Mimo tego, że lubiłem w nim te wszystkie dziecinne zachowania.
Chodziło mi jedynie o to, że powinien nauczyć się patrzeć na niektóre rzeczy z pewnym dystansem i nie brać do siebie każdego niewielkiego elementu, który nie pasuje do jego idealnego scenariusza w głowie.

— Chanyeol! — krzyknąłem zachrypniętym głosem, gdy zobaczyłem idącego kilkanaście metrów przede mną wysokiego chłopaka w jasnobłękitnej kurtce. — Możesz się zatrzymać?!

Ku mojej uldze zrobił to od razu, jednak mimo odległości już teraz mogłem zobaczyć wściekłość wypisaną na jego twarzy, gdy tylko się odwrócił w moją stronę. Podszedłem do niego te kilka kroków, które nas dzieliły i wbrew sobie oparłem dłoń na jego klatce piersiowej, bo zrobiło mi się słabo.

— Zanim zaczniesz gadać jakieś głupoty o tym, że cię zdra—

— A niby tego nie robisz? — Przerwał mi i zepchnął moją dłoń ze swojego ciała. — Prawie naga wpadła do ciebie pewnie na herbatę, co?!

— Po pierwsze, powiedziałem chyba, abyś dał mi skończyć zanim cokolwiek zaczniesz, dobrze? — Starałem się zignorować złe samopoczucie i wykazać się dozą cierpliwości dla tego wiecznie głośnego dzieciaka. — A po drugie... Jaka półnaga? Była w piżamie.

— Nie pogrążaj się.

— Taeyeon była ze mną w szpitalu u ojca. — Zacząłem spokojnie wszystko tłumaczyć. — Miałem temperaturę, więc wróciłem do domu, a ona zaoferowała, że się mną zajmie i zostanie na noc, skoro ciebie tu nie ma. Powinieneś być szczęśliwy, że mam kogoś, kto może mi pomóc w razie takiej sytuacji. To, co było między nią a mną, jest skończone i mówiłem ci o tym wiele razy. Nie musiałbym też tu lecieć w tym deszczu, a jestem chory, gdybyś wykazał się dojrzałością i dał jej dojść do słowa, zamiast obrażony wychodzić. — Obserwowałem, jak jego mimika twarzy z każdą chwilą zmienia się coraz bardziej, aby w końcu skończyć na zakłopotaniu i spuszczonym wzroku. Zrobiłem krok w jego stronę i pogłaskałem go po policzku, aby następnie go przytulić. — Ty głupku...

Odwzajemnił uścisk, a mi dzięki temu zrobiło się choć trochę cieplej, choć dalej czułem, jak moje ręce sinieją z zimna.

— Przepraszam, ale to... — Zaciął się, a ja się uśmiechnąłem przez jego zażenowanie.

— Wiem, jak to musiało wyglądać — powiedziałem, zanim zdążył dokończyć. — ale zrozum wreszcie, że mnie i Tae łączy tylko przyjaźń. A tak poza tym... — Odsunąłem się od niego i spojrzałem na niego, udając złego, choć byłem raczej bardziej ciekawy, niż zirytowany. — Możesz mi powiedzieć, dlaczego nie odzywasz się od trzech dni? Martwiłem się.

— Zgubiłem telefon — Zakłopotany podrapał się po głowie, a ja wywróciłem oczami na te słowa. Tak, jak myślałem.

— W ogóle... — Zwróciłem w końcu uwagę na żółtą, dość dużą walizkę, która stała za nim. — ta walizka to...?

— Mówiłeś, że chciałbyś, żebym tu wrócił i... mówiłeś, że chciałbyś, żebyśmy mieszkali razem i... no ten... i w ogóle...

Otworzyłem szeroko oczy, a na mojej twarzy powoli pojawiał się szeroki uśmiech, którego nie byłem w stanie powstrzymać. Rzuciłem się Chanowi na szyję, czując, jak po prostu nagle moje złe samopoczucie z powodu choroby zostaje zepchnięte na dalszy plan przez szczęście, jakie wypełniało mnie od środka. Będę mógł mieć go na co dzień. Mojego Yeola.

— Tak bardzo się cieszę... — szepnąłem mu do ucha. Chanyeol przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i skierował swoją twarz do mojej, chcąc mnie pocałować. Niestety nie mogłem mu na to pozwolić, więc odgrodziłem swoje usta dłonią. Spojrzał na mnie zdziwiony, a ja odsunąłem się lekko.

— Nie pozwolę, żebyś się zaraził, głupku — odpowiedziałem na jego nieme pytanie, które zobaczyłem w jego zawiedzionych oczach. — I... wracajmy już, bo naprawdę nie czuję się najlepiej...

Chanyeol szybko pokiwał głową, gdy dotknął z ciekawości mojego gorącego czoła. Chwycił swój bagaż i ruszył wraz ze mną szybkim krokiem w kierunku wieżowca, w którym mieszkałem. Gdy już dochodziliśmy do drzwi wejściowych, zmęczeni przez marsz pod wiatr, Chanyeol pociągnął mnie za rękę i zanim zdążyłem zareagować, musnął szybko swoimi ustami te moje, zmarznięte.

— Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Nie obchodzi mnie, czy będę chory. — Uśmiechnął się przepraszająco i nachylił się nade mną jeszcze raz, napierając na moje wargi tym razem trochę dłużej. Gdy odsunął się ode mnie po dłuższej chwili, nie mogąc się powstrzymać, zaśmiałem się cicho.

— Mój dziecinny głupek.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że ta niedziela mija Wam przyjemnie i nie musicie się dużo uczyć! 🤔

Ja właśnie zaczynam ferie, więc w końcu mam czas, aby dla Was pisać

Mam nadzieję, że ubieracie się wszyscy ciepło i nie macie wiecznych problemów z gardłem jak ja❄⛄

Życzę Wam miłego tygodnia i Walentynek, które być może jak ja, spędzicie, jedząc w mcdonaldzie powiększony zestaw 💪

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top