33. Odwiedziny i nieporadny stalker
Baekhyun
Nie miałem pojęcia, co robić.
Jak mam sprawić, że Chanyeol znowu mnie zechce? Co mam zrobić, żeby mi uwierzył, że nigdy więcej go nie zostawię? Że jest całym moim światem? Kiedy tylko chcę z nim porozmawiać, ten mnie odtrąca. Co mam zrobić? Mam dość jego bolesnych słów. Chcę... tak bardzo chcę, aby było jak kiedyś.
Ktoś patrzący na mnie z boku mógłby uznać moje zachowanie za żałosne. Ja, trzydziestojedno letni prezes płaszczę się przed studentem i pozwalam siebie obrażać, gdy ten tylko otworzy usta. Jednak nie obchodziło mnie, jak śmiesznie to musi wyglądać, bo miałem cel, do którego będę dążyć mimo tego, że ostatnimi czasy nic mi nie wychodzi. Po prostu go kocham i nie interesuje mnie jego opinia na ten temat.
Kiedy wczoraj wróciłem, byłem w stanie dostrzec na jego chłodnej twarzy cień ulgi, który starał się ukryć. Wiem, że wątpił w to, że wrócę. Jestem pewien, że czeka na moment, kiedy siedzenie w Seulu mi się znudzi. Jednak ja tu będę, dopóki Yeol znów nie będzie mój. Dlatego po prostu powinien odpuścić. Tęsknię za jego ciepłym, szczerym uśmiechem, który zawsze działał kojąco na moje serce.
Tęsknię za jego koszulkami, które dalej wisiały w jego szafie, choć starał się je chować za nowymi ubraniami, które codziennie kupował. Tak samo jak ja, dzień w dzień, kiedy tylko była okazja, chowałem mu je. Prawda jest taka, że sam Chan na pewno nie chce się wbrew sobie pozbyć starej garderoby. Miałby do tego wiele okazji. Mógłby je chociażby najzwyczajniej w świecie wyrzucić. Nie robił tego jednak. Cały czas się wahał.
Wzdrygnąłem się przez dźwięk dzwonka do drzwi. Ponieważ Chanyeol jeszcze spał, pani Park była w pracy, a Jina wciąż chorowała, to ja musiałem sprawdzić kto to.
Z zaskoczeniem wpuściłem gości do domu, zastanawiając się, dlaczego przyjechali tak bez ostrzeżenia.
— Bae! — Na szyję rzucił mi się szczęśliwy Kyungsoo, aby następnie tylko westchnąć. — Zrobiłbyś nam coś zimnego do picia. Te upały są straszne...
— Dzień dobry, Jongin. — Zanim wykonałem prośbę przyjaciela, przywitałem się też z drugim gościem. — Dawno się nie widzieliśmy.
— Cześć — odpowiedział sucho. Mimo wszystko dalej nie darzył mnie zbytnią sympatią i nie dziwiłem mu się.
Nie czekając na nic więcej, skierował się po schodach na górę, chcąc pewnie zobaczyć się z Chanem.
— Nie miej mu tego za złe — odezwał się Kyungsoo, gdy usłyszał już, jak Jongin zniknął w pokoju Yeola. — Wyjaśniłem mu, że naprawdę przejrzałeś na oczy, jednak... rozumiesz. Dalej jest na ciebie zły...
— Jak wszyscy — odpowiedziałem, zaciskając pięści. Pod wpływem wzroku Dyo poczułem, jak coś ściska mnie w klatce piersiowej, a łzy zbierają mi się w oczach.
— Bae? Co jest? — zapytał troskliwe, od razu biorąc mnie w swoje objęcia. Przytuliłem się do niego mocno, czując, że właśnie tego mi brakowało. Czułem się w tym mieście okropnie samotny.
— Jestem zmęczony — załkałem niczym jakieś dziecko, ale właśnie opuściło mnie całe napięcie, które tkwiło we mnie, odkąd tu przyjechałem. — On naprawdę mnie nienawidzi. Nie wybaczy mi, nieważne, co zrobię. Mam dość, ale nie wyjadę bez niego. Dyo, co ja mogę jeszcze zrobić? Robię wszystko, co tylko się da. On... on nawet liczył dni, kiedy mnie nie było. Dlaczego więc nie da mi drugiej szansy?
— Nie płacz, Bae. — Głaskał mnie po plecach, a ja usłyszałem, jak westchnął cicho. — Wiesz, że Chanyeol jest uparty... nawet bardzo. Myślę, że on po prostu w końcu to zobaczy, ale potrzebuje czasu. On... chyba nie chce, byś miał go znowu tak łatwo. Tak myślę.
— Ile mam się do cholery starać? Ja chcę go tu i teraz! — krzyknąłem, puszczając go. — Czego on ode mnie oczekuje?! Co ja mam według niego zrobić?! Nie wiem, mam szantażować, że jeśli do mnie nie wróci, to się zabiję? Mam zacząć się ciąć na jego oczach? No co mam zrobić, żeby zrozumiał, że jestem poważny? Mam to sobie wytatuować?!
— Uspokój się i nie wygaduj takich bzdur. — Dyo pokręcił głową i starł swoim rękawem moje łzy. — Gadasz jak dziecko, które chce iphone'a.
Wziąłem głęboki oddech i chwilę trwałem w bezruchu.
— Dobra — powiedziałem w końcu i wyrwałem się z jego objęć, przecierając oczy. — Przepraszam, po prostu to wszystko jest frustrujące.
— Domyślam się. — Kyu uśmiechnął się tym swoim charakterystycznym grymasem. — Dasz radę, prawda?
Chciałem odpowiedzieć, ale zamarłem z rozchylonymi ustami, wsłuchując się w dźwięk, od którego niemalże stanęło mi serce.
Chanyeol się śmiał. Tak, to na pewno był jego śmiech. Zagłuszony przez drzwi, ale na pewno należał do niego i był szczery.
— Chyba dobrze się bawią, co? — Kyungsoo również wsłuchiwał się w kolejne napady śmiechu, dochodzące zza zamkniętych drzwi na górze. — Nie widują się często.
— Pierwszy raz odkąd tu jestem, słyszę jego śmiech. Cieszę się. W końcu na jego twarzy pojawiło się jakieś miłe uczucie...
— Pewnie żałujesz, że to Jongin je wywołał, a nie ty? — zapytał Dyo, wpatrując się w szczyt schodów jak ja.
— Nie... myślę, że nie. Nieważne z jakiego powodu, ważne aby po prostu był szczęśliwy. To mi wystarczy.
Kyungsoo uśmiechnął się na moje słowa i nie komentując ich, przeszedł do kuchni, gdzie zrobiłem nam herbatę. Dyo opowiedział mi o wszystkich nowościach w Pusan. Wiem chociażby, że moi rodzice wyjechali znowu na jakieś wyspy tropikalne, Chen i Minseok się rozstali, jednak pozostali w przyjacielskich kontaktach. Z tego, co Dyo zrozumiał, Minseok po prostu zakochał się w jakieś dziewczynie, a Chen również nie pozostał samotny. Czyli nie jest się chyba gejem całe życie, cóż, różnie bywa.
W dodatku Wiktoria, miła Europejka, która pracowała od dawna jako recepcjonistka u mnie w firmie, zaręczyła się i na stałe wraca do ojczystego kraju. Znaleźli już nawet za nią zastępstwo. W dodatku nawet nasza chłodna Tiffany zmieniła status na zajętą. I nie był to jakiś pierwszy lepszy bogacz, na którego pieniądze mogłaby polecieć. Ponoć jest zwyczajnym pracownikiem działu marketingowego. Jeśli Tiffany przestało zależeć na majątku, może i ją dopadło to diabelstwo zwane miłością?
— A to tylko trzy tygodnie, odkąd mnie nie ma — westchnąłem, pijąc gorący napój. — Życie szybko się zmienia, co?
— Odezwał się Byun Baekhyun— zaśmiał się mój przyjaciel, przez co jedynie posłałem mu ciężkie spojrzenie.
🌼🌼🌼
Usłyszałem trzask drzwi, na który wyszedłem zza swojego ukrycia, a dokładniej - po prostu zza kanapy. Ubrałem szybko buty i poprawiłem cienką marynarkę, aby następnie wyjść z domu, podobnie jak ten, którego właśnie zamierzałem śledzić.
Chanyeol szedł spokojnym krokiem wąską uliczką, nie rozglądając się w ogóle po otoczeniu. Pewnie słuchał muzyki, bo czasem ruszał delikatnie głową, jakby pod jej rytm.
Dyo i Kai wyjechali od nas raptem godzinę temu, a Chanyeol nie chcąc zapewne być ze mną sam na sam w domu, postanowił gdzieś wyjść i zapewne wrócić w nocy. Byłem ciekaw, czy faktycznie ciągle chodzi się upijać, jak mówiła mi jego mama. Miałem szczerą nadzieję, że to nie jest prawda, a Chanyeol po prostu chodzi... nie wiem, chociażby do parku?
Wszystkie moje nadzieje jednak rozwiały się w momencie, w którym Chanyeol przekroczył próg niewielkiego budynku, który wyróżniał się na tle innych przez neonowy szyld, kilka reflektorów i młodzież niemalże tak głośną, jak muzyka dobiegająca ze środka. Spojrzałem na to z niesmakiem, zwłaszcza, że stan budynku pozostawiał wiele do życzenia.
Stanąłem niedaleko, opierając się o jedną z latarni, które rozświetlały mroczną uliczkę. Naprawdę chciałem tam wchodzić? Czy nie zdenerwuję go tym przypadkiem jeszcze bardziej?
Mój wewnętrzny spór wygrało serce, które zaczęło kierować moim ciałem, powoli zbliżającym się do obskurnego klubu. Wyciągnąłem banknot, za który kupiłem wejściówkę i wkroczyłem do ciemnego, tłocznego miejsca. Do moich nozdrzy doszedł zapach dymu papierosowego, więc mogłem się domyślić, że gdzieś obok, przy głównym przejściu jest palarnia.
Wszędzie były różnokolorowe neonowe napisy, ściany przysłonięte były cegłą, a podłoga wyłożona ciemnym linoleum.
Przepchałem się przez spocone ciała, aby usiąść przy barze, skąd miałem świetny widok na całą salę, gdzie świetnie bawiła się młodzież. Parkiet był duży, a wokół niego znajdowały się oddzielne stoliki z bordowymi, poniszczonymi kanapami, gdzie pary postanowiły wpychać sobie języki do gardeł.
Nie dostrzegłem jednak nigdzie Yeola. Zastanowiłem się, gdzie mógł pójść, skoro wszedł tu ledwie parę chwil temu. Uniosłem wzrok na osobną lożę, z której dochodziły głośne rozmowy i śmiech upitych. Przeczucie podpowiadało mi, że i tam nie ma mojego ciastka, więc nawet nie ma sensu tam wchodzić. W takim razie... gdzie on zniknął?
Z przestrachem skupiłem się teraz na ludziach niemalże uprawiających seks na kanapach, wśród setki ludzi dookoła. Wytężyłem wzrok, lustrując dokładnie wszystkich po kolei. Z ulgą jednak przyjąłem fakt, że żadną z tych osób nie był Yeol.
Wydrapałbym oczy. Na miejscu.
— Co podać? — Usłyszałem nad sobą głos, który wyrwał mnie z myśli o tym, co zrobiłbym Chanowi, gdyby w tej chwili penetrował na moich oczach jamę ustną jakiejś małolaty.
No zabiłbym go chyba, serio.
Mężczyzna stojący za barem starał się przekrzyczeć głośną muzykę. Barman o jasnych włosach i wąskich oczach patrzył na mnie wyczekująco, wycierając szybkim ruchem blat zalany wódką.
— Burbon. Dobry. — odpowiedziałem, czując stres z powodu bycia w tym miejscu. Naprawdę bałem się reakcji Chanyeola, gdyby mnie tu zobaczył, jednak byłem zbyt ciekawy, w co zmieniło się jego życie po mojej zdradzie.
Miałem nadzieję, że chociaż alkohol trochę mnie odstresuje i odpręży, bo aktualnie czułem, jak serce niebezpiecznie szybko bije mi w piersi.
Barman skinął głową na moją prośbę i odwrócił się do mnie tyłem, aby przygotować mi mój napój, który następnie szybko wypiłem, ignorując palenie w przełyku.
— Jeszcze jedno.
🌼🌼🌼
Odetchnąłem z ulgą, gdy dziwne, bolesne uczucie już mnie opuściło. Uśmiechnąłem się błogo, zastanawiając się, dlaczego Chanyeola dalej tu nie ma. Choć właściwie i tak bym go nie zobaczył z daleka, bo mój wzrok płatał mi figle, rozmazując obraz parkietu, który rozpościerał się przede mną.
Nie byłem jednak pijany. Czułem się po prostu lepiej, a przyjemne ciepło w żołądku zastąpiło nieprzyjemny ścisk. Jedynie zdawałem sobie sprawę, że moje ruchy nie są tak płynne, jak być powinny, a moje oczy widzą trochę mniej wyraźnie niż zazwyczaj. Byłem jednak trzeźwy i z łatwością mogłem ocenić każdy mój ruch i pojedynczą myśl.
— Czemu nie tańczysz? — Obok mnie na krzesło zwalił się mężczyzna pokaźnej postury, który krzyknął do barmana o wódkę. Ja również poprosiłem o jeszcze jedną szklankę trunku, który popijałem od jakiegoś czasu.
— Po co tańczyć, będąc samotnym? — odpowiedziałem, lekko się śmiejąc, bo procenty jednak zdecydowanie poprawiły mi samopoczucie.
Mój rozmówca uśmiechnął się na moje słowa i wypił szota jednym łykiem, nie popijając go niczym. Ja również wypiłem na raz swój napój, krzywiąc się lekko.
Mężczyzna zamiast odejść na parkiet, siedział ze mną dłuższy czas i rozmawiał. Był zabawny, choć może to alkohol, który powoli zaczynał mieszać mi w głowie, wpłynął na jakość jego żartów. Mówił, że był w nieudanym związku. Że jego miłość się wypaliła, a żeby poprawić sobie nastrój, przyszedł tu trochę się wyszaleć i być może poznać kogoś nowego.
— A ty? Czemu upijasz się w samotności? — zapytał niewyraźnie. Najwidoczniej język plątał mu się już, podobnie jak i mój. Nigdy nie miałem mocnej głowy.
— Zaraz tam 'upijasz w samotności'... — mruknąłem, opierając rękę na ociężałej głowie. Spojrzałem na niego zmęczonym wzrokiem i wzruszyłem ramionami. — Czekam na kogoś.
— No przecież już jestem — zaśmiał się i przysunął do mnie bliżej, przez co uniosłem lekko brwi. Byłem jednak zbyt otumaniony, by zareagować.
— Chyba nie miałem na myśli ciebie. — Uśmiechnąłem się lekko i starałem się skupić, na poprawnym wymawianiu wszystkich słów. Strzepnąłem jego rękę z mojego uda i machnąłem na barmana, aby polał mi jeszcze. Zmarszczyłem brwi, gdy ponownie poczułem na swoim udzie ciężką rękę. — Ej, serio, weź tę łapę.
— Oj, przestań. — Mężczyzna przysunął się, a ja poczułem od niego mocny zapach wódki. Zresztą, sam pewnie nie pachniałem lepiej. — Ja jestem tu sam, ty jesteś tu sam. Nie chciałbyś się trochę rozerwać? Mieszkam niedaleko.
— Nie chciałbym. — Odchyliłem się, aby być dalej od niego. Moja sympatia do wysokiego mężczyzny właśnie minęła. Z ulgą wypiłem kolejną szklankę burbona.
— To po chuj ze mną rozmawiałeś?! — Facet nagle wstał z furią, przez co jego kieliszek rozbił się na ziemi. Z zaskoczeniem uniosłem wzrok, widząc jego wściekły wyraz twarzy. Czyżby był jednym z tych, których pięści kontrolowały wypite procenty? — Kurwa, myślisz, że teraz możesz sobie tak po prostu pójść?
— Idę gdzieś? — zapytałem, nie rozumiejąc, jak ten człowiek postrzega całą sytuację. Zawsze zastanawiałem się jak to jest, że niektórych ludzi po alkoholu może rozwścieczyć randomowe słowo. Ten facet był idealnym tego przykładem.
Nie odpowiedział mi, tylko zbliżył się o jeden krok, chwytając moją szyję tak, że przysunął mnie do siebie bliżej, a ja niemalże spadłem ze stołka. Rozejrzałem się w poszukiwaniu pomocy, bo czułem, że moja koordynacja ruchowa nie jest na tyle dobra, aby dać radę takiemu osiłkowi. Na moje nieszczęście barman przed chwilą gdzieś poszedł, a w tej części sali było niewiele osób, a ci którzy byli, nawet nie wyłapali tej sytuacji. Starałem się go odepchnąć, jednak był zbyt silny i mocno wpił się w moje usta, które starał się za wszelką cenę otworzyć swoim językiem. Dalej się szarpałem, jednak ten mocno trzymał moje ręce jedną dłonią, a drugą trzymał szyję na tyle mocno, że nie mogłem się odsunąć, a wręcz czułem, że brakuje mi powietrza.
To wszystko było tak obrzydliwe i czułem się tak bezsilny, że wbrew mojej woli po moim policzku pociekła łza. Dopiero po chwili mężczyzna został odepchnięty na tyle silnie, że upadł z głuchym uderzeniem na podłogę, aby następnie krzyknąć z bólu, chwytając się za rękę. Ja sam spadłem z siedzenia i chwyciłem się za bolący łokieć, na który upadłem.
— Wypierdalaj! On jest mój! — Leżąc na ziemi jak ostatnia ofiara, usłyszałem swój ulubiony głos, a przede mną stanęła wysoka, charakterystyczna dla mnie sylwetka, która odgrodziła mnie od krzyczącego z bólu i wściekłości mężczyzny.
Tak, jestem twój, Chanyeol. Dlatego właśnie chroń mnie, skoro ja nie umiem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nieprzewidywalność to moja duża zaleta, wiecie? Dlatego właśnie cieszę się umilając Wam ten czwartkowy, (nie) cudowny wieczór! 🌆
Mam nadzieję, że nie musicie właśnie uczyć się o sztuce średniowiecznej jak ja, tylko możecie sobie spokojnie... nic nie robić
Kończenie w fajnym momencie zawsze fajnie
Trzymajcie się ciepło kochani! 🌞
(Ktoś spodziewał się takiego rozwoju akcji? Jestem ciekawa, czy jestem choć trochę zaskakująca)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top