32. Smak ciasta w sumie chyba zależy od tego, kto je piecze

Chanyeol

Czułem, jak ziemia powoli wiruje pode mną, a dłonie obcej dziewczyny szybko suną pod moją koszulką. Miałem wrażenie, że robi to, nawet nie wiedzieć czemu, pod rytm muzyki. Dziwne mrowienie na skórze, które zazwyczaj było dość podniecające, dziś nie sprawiało mi przyjemności. Odepchnąłem ją więc i upiłem ostatniego łyka z butelki, którą następnie postawiłem gdzieś przy ścianie. Chyba.
Odszedłem od dziewczyny, czując mdłości. Wyszedłem na dwór z głośnego, zatłoczonego wnętrza. Chyba nie miałem już dziś ochoty na więcej alkoholu i łatwych dziewczyn.

Nie lubię łatwych dziewczyn.

Kojarzą mi się ze mną. Byłem kiedyś taki. Gdy jeden brunet zawrócił mi w głowie na kilka lat, aby potem mnie wyjebać jak śmiecia, z powodu jakiejś idealnej modelki. Byłem łatwy i naiwny. Pozwoliłem mu na potraktowanie mnie jak zabawki.

Poczułem, jak obiad podchodzi mi do gardła, a równocześnie zakręciło mi się w głowie. Oparłem się o jakiś murek, aby następnie po prostu zwrócić to, co niepotrzebnie tkwiło w moim żołądku. Ochyda.

Po wszystkim zrobiło mi się trochę lepiej, ale i tak muzyka ze środka dziwnie dudniła mi w uszach, a sylwetki ludzi mieszały się ze sobą.
Usiadłem pod ścianą klubu i zapatrzyłem się w przestrzeń. Poczułem, jak po moim policzku spływa pojedyncza łza. Czyli alkohol przestał działać odprężająco i zaczęła się ta bolesna faza. Najgorsza część każdej nocy.

Kocham go.

Nienawidziłem siebie za to, że dalej mogę to powiedzieć, będąc tego tak pewnym. Pomimo tego, co mi zrobił.
Zawsze gdy wypiłem, wszystkie wspomnienia wracały do mnie jeszcze silniej, aż czasami nawet myliłem je z rzeczywistością. Od czasu do czasu nawet byłem w stanie poczuć nasz pierwszy pocałunek na moich ustach, jednak było to tylko ulotne wspomnienie, które następnie zastępowały wymioty i poranny kac.

Położyłem się na wilgotnej ziemi i skuliłem, myśląc, że to mnie obroni przed całym światem. Że mój szloch, albo momentami krzyk agonii będzie odstraszał drapieżników, a łzy zasłonią moją twarz niczym kurtyna.

Dlaczego to tak cholernie boli mimo upływu czasu? Dlaczego muzyka gra tak głośno, ale mimo tego nigdy nie jest w stanie zagłuszyć mojego płaczu, który podrażniał mi uszy?

Baekhyun wrócił. Znowu wrócił do mojego życia, a ja nie wiedziałem, co zrobić. Nie wierzę mu już.

Kocham go tak samo, jak mu nie ufam. Kocham go tak samo, jak go nienawidzę.
Mam tego dość.

Nie chcę, żeby znowu każda moja myśl skupiała się tylko na nim. Nie chcę, aby znowu stał się moim światem, aby potem znów odejść, zostawiając mnie z niczym. To boli. Jedynie to mocne gówno, przez które przed chwilą rzygałem, pozwala mi na chwilę zapomnieć o bólu. Potem jednak czuję go dwa razy silniej, jednak czego się nie robi za choć moment błogiego spokoju?

Kocham go.

Schowałem twarz w dłoniach, nie chcąc patrzeć na otoczenie, w którym się znajduję. Słyszałem ludzi wokoło, słabe żarty, dźwięk wymiotowania, muzykę. Słyszałem propozycje pójścia na szybki numerek do kibla i ofertę podwiezienia do domu.
Zastanawiałem się, dlaczego od kilku miesięcy słucham cały czas tego samego. Mimo że mógłbym być teraz w zacisznym domu, albo stać przy łóżku Baekhyuna, wsłuchując się w jego spokojny oddech. Robiłem to cały czas, nie chcąc się jednak przyznać, że wolałbym po prostu się obok niego położyć i czuć ten oddech na sobie.

Gdy dźwięki z otoczenia wkurzały mnie już na tyle bardzo, że nie mogłem ich znieść, z trudem wstałem, rozplątałem słuchawki, które miałem w kieszeni czarnej bluzy, którą musiałem kupić niedawno, jak i dużo innych ubrań, ponieważ Baekhyun postanowił bezprawnie wszystkie mi gdzieś ukryć, a ja nie zamierzałem chodzić w tych ubraniach, w których on chce mnie widzieć.

Wytężając wzrok, za którymś podejściem podłączyłem je do telefonu, puszczając pierwszą lepszą piosenkę. Wstałem i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę mojego domu, który znajdował się niedaleko. Zgubiłem się tylko trzy razy, zanim dotarłem pod swoje drzwi i z wielkim skupieniem włożyłem klucz w zamek. Nawet udało mi się trafić za pierwszym razem.

Potknąłem się o schodek prowadzący na główny korytarz i poczułem ból w brzuchu, gdy upadłem na komodę. Po co ona w ogóle stoi na korytarzu. Po co w ogóle komuś komoda?

Wszedłem z trudem po schodach, mocno trzymając się poręczy, aby zatrzymać się w połowie drogi. Już stąd widziałem, że w moim pokoju pali się lampka nocna. Nie pamiętam, żebym ją zostawiał włączoną.
Czułem, jakby nagle część procentów ze mnie wyparowała, a obraz i myśli stały się jakby nieco wyraźniejsze. Czujnie wszedłem powoli po reszcie schodków, aby następnie lekko uchylić drzwi do swojego pokoju. Wszystko wyglądałoby tak samo, jak tu zostawiłem, nie licząc jednej, dość istotnej rzeczy.

Baekhyuna, śpiącego na moim łóżku.

Poczułem ucisk w klatce piersiowej, przez widok jego drobnego ciała wśród mojej pościeli. Zbliżyłem się do niego chwiejnym krokiem i nachyliłem nad jego twarzą. Dopiero z bliska zauważyłem, że wtula się on w moją bluzę, którą chyba nawet wczoraj miałem na sobie.

Szczerze nie miałem pojęcia, co zrobić. Odkąd wrócił, nie miałem aż tyle sprzecznych uczuć co teraz, gdy widziałem go tak niewinnego i bezbronnego, pogrążonego w twardym śnie.

Nie mogąc się powstrzymać, pogłaskałem go delikatnie po policzku. Od razu zabawnie zmarszczył nos, a ja wstrzymałem oddech, bo bałem się, że Baekhyun się obudzi. Nie zrobił tego jednak, a ja odetchnąłem z ulgą.
Czułem się, jakbym to ja był w tej chwili starszy i patrzył na swojego kochanego chłopaka. Rzeczywistość jednak była trochę inna. Usiadłem na krańcu materaca i w ciszy patrzyłem na te rumiane policzki, wyraźne cienie pod oczami i słodkie, wąskie usta, o których marzyłem, odkąd pamiętam.

I najgorsze w tym wszystkim było to, że mógłbym je mieć choćby i teraz, ale za bardzo bałem się, że jeśli znowu staną się moje, a ja przypomnę sobie ich smak i zdążę się od niego uzależnić, ponownie znikną z mojego życia i będą należeć do kogoś innego.

Gdy wrócił, obiecał mi, że nigdy mnie nie zostawi, jednak czy kiedyś nie obiecywał mi dokładnie tego samego?

Kocham go.

Dotknąłem jego miękkich włosów i zacisnąłem zęby. Odsunąłem się od razu i wyszedłem z pokoju, bojąc się, że zrobię coś głupiego.
Z wielkim żalem poszedłem do salonu, niemalże po drodze spadając ze schodów i po prostu usiadłem na kanapie, nie wiedząc, co ze sobą zrobić, bo spać u siebie nie mogłem. Nie miałem serca go budzić.

— Już jesteś, Chan? — Poczułem, jak ktoś siada obok mnie. Spojrzałem na mamę, która patrzyła na mnie zaniepokojonym wzrokiem. — Coś się stało? Znowu piłeś...

— Nie — odpowiedziałem zmęczonym głosem, patrząc jej w oczy. Z trudem przychodziło mi mówienie czegokolwiek, a jak już słowa wychodziły z moich ust, były nieco zniekształcone. — Nie licząc tego, że pozwalasz Baekhyunowi tu mieszkać. Możesz mi powiedzieć, o co ci chodzi?

Mama westchnęła i przeczesała sobie nerwowo włosy, unikając mojego wzroku.

— Chan... jest tu już dwa tygodnie, stara się pokazać, że mu zależy. Jestem kobietą i... widzę, że to jest szczere. Dlaczego nie dasz mu szansy? Sam wiesz, że to uszczęśliwi i ciebie i—

— Co ty możesz wiedzieć? — Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. — Byłaś kiedyś w takiej sytuacji?

— Nie — odpowiedziała spokojnym głosem i w końcu na mnie spojrzała. — ale skoro tak bardzo chcesz, aby wyjechał, powiedz mi teraz wprost 'Ja, Park Chanyeol nie kocham Byun Baekhyuna i pragnę, żeby zniknął'. Byłbyś w stanie? Dobrze wiem, że nie, Chan.

Zacisnąłem zęby na jej słowa i odwróciłem wzrok.

— I co? Nie jest to łatwe? Nie powiesz tego, prawda? — zapytała pewna siebie. — Chanyeol, pozwalam mu tu mieszkać, bo wiem, że prędzej czy później to cię uszczęśliwi. Nie myśl, że jestem po jego stronie, a to co robię, to zdrada wobec ciebie. Kocham cię najbardziej na świecie i wiem, że robię to wszystko dla twojego dobra, synku.

— Dla mojego dobra?! Dla mojego dobra trzymasz tu faceta, który zostawił mnie dla jakiejś szmaty?! - Wstałem i od razu oparłem się ręką o kanapę, aby nie upaść.

— Chanyeol uspokój się i—

— Nie! — krzyknąłem i czując, jak złość przeważa nad uczuciami, które żywiłem do Baekhyuna, wbiegłem po schodach, otwierając od razu swoje drzwi na oścież. Hukiem uderzanych drzwi sprawiłem, że Byun od razu się obudził i spojrzał na mnie lekko przestraszonym wzrokiem, będąc w pozycji półsiedzącej.

— Zejdź z mojego łóżka i wyjdź z mojego pokoju, póki jestem dość spokojny. — Wycedziłem, wskazując rozkojarzonemu szatynowi korytarz. Szybki bieg sprawił, że znów zrobiło mi się niedobrze, więc zakryłem usta ręką i odetchnąłem głęboko, opierając się o drzwi. — Nie gap się tak, tylko wyjdź. A najlepiej po prostu wyjedź i zostaw mnie w spokoju.

Ku mojemu zdziwieniu, Baekhyun nie skomentował moich słów. Po prostu wstał, odrzucając moją bluzę gdzieś na bok i wyszedł z sypialni, posyłając mi jedynie krótkie, subtelne spojrzenie, z którego jednak nie mogłem nic wyczytać. Następnie spuścił wzrok i zmarszczył lekko nos, zapewne wyczuwając ode mnie smród alkoholu.

— Coś ci to dało, Chanyeol? — Za mną pojawiła się moja mama, jednak nie czekając na moją odpowiedź, od razu skierowała się do swojego pokoju.

Pieprzcie się. Obydwoje.

🌼🌼🌼

Właśnie mijał trzeci tydzień obecności Baekhyuna w moim domu. Od pory mojego wybuchu hyung stał się jakby trochę cichszy. Mniej pewny siebie. Nie wiedziałem, czy tak właściwie to dla mnie źle, czy dobrze.
Dalej gotował, sprzątał mi pokój, zostawiał mi otwarte drzwi, gdy wychodziłem na imprezy. Był jednak przy tym po prostu... cichy. Nie rzucał się w oczy, jakby nie chciał zrobić czegoś nie tak i stanąć mi na drodze. Był jak nie on.

Właśnie w takich momentach zdawałem sobie sprawę, że być może naprawdę jego miłość jest szczera, jeśli moje słowa mogły sprawić mu taki ból.

I mimo tego bólu wciąż tu jest.

Zastanawiałem się, czy on naprawdę chce tu zostać, dopóki mu nie wybaczę. Szczerze? Nie wierzę w to.

— Upiekłem ciasto, Chanyeol. — Usłyszałem jego spokojny głos, gdy przekroczyłem próg kuchni. Tak szczerze, to właśnie ten cudowny zapach zwabił mnie na dół. Baekhyun stał odwrócony do mnie tyłem i właśnie wycierał blat z mąki. Na stole stało jeszcze gorące ciasto, na którego widok uniosłem brwi. Ciasto truskawkowe. Mój ulubiony deser, które tak często robił mi w dzieciństwie i jako nagrodę, i jako formę pocieszenia po różnych porażkach.

Udałem, że nie poruszyło mnie to nawet trochę, mimo że poczułem dziwne uczucie w sercu, z powodu tego, że w ogóle postanowił je dla mnie upiec. Spojrzałem w jego stronę, ale on niczym cień tylko zmywał teraz naczynia i starał się udawać, że go tu nie ma. Czyli tak, jak robił od dłuższego czasu.
Gdy skończył, wytarł ręce w ręczniczek, a ja szybko udałem, że przyszedłem tu sprawdzić, co mam w lodówce.

— Obiecałem ci wtedy u Minseoka, że zrobię ci ciasto, prawda? — Odwrócił się w moją stronę, jednak szybko spojrzałem na otwartą lodówkę zamiast na niego. Zdążyłem jedynie wyłapać, że w ustach miał lizaka, co było do niego bardzo podobne. Na pewno był wiśniowy. Jego usta często smakowały jak te lizaki. — A i... jadę dziś do Pusan na ważny bankiet. Będę jutro z samego rana. — odezwał się cicho. Poczułem, że stoi już tuż za mną, przez co spiąłem mięśnie. — Dobrze?

— Nie obchodzi mnie to — odpowiedziałem twardo, choć jego obecność tak blisko, bardzo mnie rozpraszała. — Możesz tam zostać.

— Będę rano. — Wyczułem smutek w jego głosie i usłyszałem, jak wychodzi. Odwróciłem się w stronę drzwi, za którymi przed chwilą zniknął i zacisnąłem usta.

Czy na pewno wróci?

Przez chwilę poczułem porażający strach, że znów nie będę go widział tyle czasu. Ze znów nie będę słyszał jego głosu.

Ale powiedział, że wróci.

Pokręciłem głową, chcąc odrzucić od siebie wszystkie myśli o nim. Spojrzałem na ciasto, udekorowane przypieczonymi truskawkami i lukrem. Powiedzieć, że pachniało ładnie, i tak też się prezentowało, to kłamstwo. Dosłownie czułem, jak ślina niemalże staje mi w gardle przez zapach i wygląd ciasta, którego nie jadłem już od dziesięciu lat. Nikt nigdy nie umiał zrobić tak dobrego, mimo że Baekhyun zostawił tu po sobie dokładny przepis. Nieważne, ile razy sam próbowałem to upiec, ale ani mi, ani mamie, ani Jinie nigdy nie wyszło tak dobre. Jak więc on to robił?

Podszedłem do szuflady i wyciągnąłem z niej nóż i widelec. Nie potrzebuję talerza. Baekhyun nie musi też wiedzieć, że zjadłem to ciasto. Zawsze mogę powiedzieć, że zrobiła to mama, albo przyszli do mnie koledzy. W sumie to nie powinienem go jeść. Jeszcze pomyśli, że powoli zaczynam się wyłamywać.
Nie zamierzam dać mu tej satysfakcji.

Odłożyłem sztućce i spojrzałem jeszcze raz na ciasto. Dlaczego mam wrażenie, że ono się na mnie patrzy?

Dobra, zjem tylko jeden kawałek.

Usiadłem przy stole, ukroiłem nierówny trójkąt wypieku i wbiłem widelec w gorącą słodkość, pełną gorących truskawek i rozpuszczonej czekolady. Zamknąłem oczy, rozkoszując się smakiem. Cudowne jak zawsze. Ten smak jest nie do skopiowania.

Dobra, zjem jeszcze tylko jeden kawałek.

Ponownie napchałem sobie ciasta do ust i spojrzałem z przykrością na to, co jeszcze stało w brytfance.

Przecież Baekhyun się nie dowie, jak zjem więcej... prawda?

🌼🌼🌼

— Wróciłem. — Uśmiechnął się ciepło Byun, gdy otworzyłem mu drzwi kolejnego poranka. Przybrałem niechętny wyraz twarzy, bo mimo wszystkiego, co robił i tego, jak szybko biło mi serce na jego widok, w dalszym ciągu nie byłem w stanie pozbyć się myśli, że potraktował mnie kilka miesięcy temu w ten sposób. Nigdy nikt mnie tak nie zranił, jak on w ciągu tamtej chwili. I jego tłumaczenia i starania, tak naprawdę nigdy nie wymażą tego, co zrobił.

Baekhyun wesołym krokiem wszedł do kuchni, gdzie usłyszałem po chwili dźwięk czajnika.

— Mam nadzieję, że choć trochę martwiłeś się, czy wrócę bezpiecznie. — Baekhyun wychylił się z kuchni i spojrzał na mnie, wykrzywiając swoje wąskie usta w słodkim uśmiechu.

— Straciłem zwyczaj martwienia się o ciebie — odpowiedziałem chłodno, zdając sobie sprawę, ile czasu ofiarowywał ten sam uśmiech Taeyeon, a nie mnie. Być może nawet widział się z nią wczoraj na bankiecie. Skierowałem się na górę po schodach, ignorując ciszę, która nastała. Wiedziałem, że w tej chwili po raz kolejny odkąd tu jest, zraniłem go, jednak nie miałem wyrzutów sumienia. Przynajmniej na razie. — Marzyłem, żebyś nie wrócił.

— Mam nadzieję, że chociaż ciasto ci smakowało. Mogę zrobić dziś dla ciebie nowe... — Usłyszałem, jeszcze zanim zdążyłem zamknąć za sobą drzwi. Stanąłem przez chwilę w bezruchu, słysząc, że Baekhyun stara się nie dopuścić do siebie tych wszystkich rzeczy, które mówiłem.

Kocham go.

— Wywaliłem je — Skłamałem, wiedząc, że w tej ciszy na pewno usłyszy moje słowa i poczuje dokładnie taki sam ból w klatce piersiowej, jaki ja czułem od prawie ośmiu miesięcy.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej~

Nie wiem czemu, ale ten rozdział wydaje mi się dziwnie nieskładny (?) ale idk, fajny jest (?)

Jest zimno ❄ fu ⛄

Mam nadzieję, że ten super poniedziałek mija wam lepiej, niż mojej osobie i jeszcze żyjecie, albo coś

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale, który będzie fajny (?¿??) 🐷🌵

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top