30. Fajna rodzinka i gościnna kobieta

Baekhyun

Chwyciłem swoją walizkę i westchnąłem. Czułem się dalej niepewny tego, co planuję zrobić, jednak myśl, że ponownie zobaczę mojego Yeola, dodawała mi siły i nadziei, że ponownie będę mógł zagościć w jego życiu.

- Wszystko w porządku? - zapytała Taeyeon, która właśnie założyła na siebie jeansową kurtkę, ponieważ chciała mnie odprowadzić na lotnisko.
Firmę mogłem spokojnie zostawić i się nie martwić, bo i tak wziąłem miesięczny urlop na wyjazd poślubny. Moje miejsce miał zajmować mój ojciec.

- Chcę jeszcze wcześniej porozmawiać z rodzicami - powiedziałem w końcu, zerkając na nią. - Myślę, że należy im się jakieś wyjaśnienie, zanim wyjadę. Nie mam pojęcia, kiedy wrócę.

- Jesteś pewny? Nie chcę, abyś znowu im uległ i...

- Nie ulegnę. Nie tym razem.

🌼🌼🌼

Gdy dojechaliśmy pod dom moich rodziców, wysiedliśmy obydwoje, posyłając sobie pokrzepiające uśmiechy. Otworzyłem bramę kodem, który pozwolił nam wkroczyć na teren wielkiego ogrodu, gdzie wśród idealne wypielęgnowanych krzaków i drzew stał duży, jasny dom, prezentujący z ogromnych okien piękną, bogatą przestrzeń wnętrza budynku. Wszedłem od razu przez główne drzwi, trzymając Taeyeon za nadgarstek, bo czułem, że potrzebuję właśnie wsparcia przed chyba najważniejszą i najtrudniejszą rozmową w moim życiu.

- Baekhyun?! - Gdy wkroczyliśmy do salonu, od razu pojawiła się przed nami moja rodzicielka, która chyba nie do końca wiedziała, jak się zachować. - Mo... możecie nam do cholery wyjaśnić całą sytuację?! Obydwoje!

- Może usiądziemy? - Zaproponowałem, widząc, że do salonu wkroczył mój ojciec wraz z dziadkiem, który patrzył na mnie nieprzychylnym spojrzeniem. Tyle, że on nie wiedzieć czemu nigdy mnie nie lubił. Ojciec natomiast zmarszczył brwi i od razu władczym gestem wskazał naszej dwójce kanapę, na której usiedliśmy. Puściłem w końcu dłoń Tae, żeby nie dawać rodzinie żadnych złudzeń. Oni natomiast usiedli na siedzeniach naprzeciwko i patrzyli na nas z wściekłością i rozczarowaniem w jednym.

- Wiecie ile kosztowało nas to wszystko?! - Zaczął mój ojciec i nie mogąc wytrzymać na siedzeniu nawet sekundy, wstał i założył ręce na ręce.

- Pieniądze to chyba nie pro-

- Nerwów - Poprawił się ostrym głosem. - Wiecie ile to wszystko kosztowało nerwów i nas i państwa Kim?! A co ludzie teraz pomyślą?! Zachowujecie się jak nieodpowiedzialni gówniarze! Po tobie Baekhyun się tego nie spodziewałem, ale po tobie Taeyeon...?! Po tobie jeszcze bardziej! Ja... nawet nie wiem, co wam powiedzieć! Czy wy wiecie, ile to było przygotowań?! Ludzie teraz będą gadać, że kogo my i Kimowie wychowaliśmy?! Jesteście dorośli, to zachowujecie się jak dorośli!

- Ja już tak się cieszyłam! - Teraz wstała i matka, która przyłożyła sobie chusteczkę do policzka, aby zetrzeć mikroskopijną łzę, która chyba nawet jeszcze nie uszła z jej oka. - Bylibyście taką piękną parą! I o co chodzi? Przecież jesteście szczęśliwi, więc oczywiste, że kolejnym krokiem jest ślub!

- Nigdy nie miałeś jaj, Baekhyun. - Wtrącił kąśliwie staruszek, opierając ze znudzeniem brodę o swoją mahoniową laskę.

Słuchałem tego całego monologu rodziców i złośliwości dziada ze spokojem, jednak mogłem wyczuć, że Taeyeon wcale nie czuje się komfortowo, przez co zebrała się we mnie złość. Chciałem porozmawiać na spokojnie, ale chyba nie są jeszcze na to gotowi.

- Usiądźcie. Nie chcę z wami rozmawiać w ten sposób i proszę, abyście nie podnosili głosu na Taeyeon. To była nasza wspólna decyzja i nie żałujemy jej. - Zacząłem, jednak przez kilka kolejnych minut ponownie milczałem, słuchając krzyków rodziców, którzy teraz też chodzili nerwowo po pomieszczeniu. Byłem coraz bardziej zirytowany, a Taeyeon przestraszona, więc stwierdziłem, że to chyba dobry moment, aby ich uciszyć.

- Wychodzimy, Taeyeon - powiedziałem, po czym wstałem z siedzenia. Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, podobnie jak rodzina.

- Co? Nie, nie wyjdziesz bez żadnego wyjaśnienia! - Matka stanęła w przejściu prowadzącym na korytarz, abyśmy nie mogli przejść.

- W takim razie dajcie mi dojść do słowa - odpowiedziałem i uśmiechnąłem się, gdy w końcu coś do nich trafiło i w miarę spokojnie usiedli na kanapie. Zrobiłem to samo i westchnąłem, nie wiedząc od czego zacząć. - Podjęliśmy tę decyzję wspólnie, jak już zresztą mówiłem. Nie chcemy brać ślubu z kimś, kogo nie kochamy. Jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi.

- Tak nagle sobie to uświadomiliście, hę? Dzień przed ślubem? Nie pieprz, Baekhyun. - Dziadek uderzył laską w podłogę, a ja na to tylko przewróciłem oczami. Jak ja go nie lubiłem.

- To nie do końca tak. - Taeyeon odezwała się spokojnym głosem, chcąc załagodzić atmosferę, którą mój dziad postanowił zagęścić jeszcze bardziej. - Myślałam o tym od pewnego czasu i... zdałam sobie sprawę, że nie chcę tego ślubu, a Baekhyun... on... - Zawahała się i spojrzała na mnie pytająco, nie chcąc kończyć tego za mnie.

- Jestem gejem - powiedziałem w końcu i obserwowałem, jak moi rodzice bledną. - Znaczy właściwie to bi, ale... mam nadzieję, że rozumiecie.

Najstarszy mężczyzna w tym pomieszczeniu parsknął śmiechem i wstał, aby następnie po prostu wyjść z domu bez słowa. Tym lepiej dla mnie.

- Tae... zostawiłabyś nas na chwilę samych? - zapytałem cicho dziewczynę siedzącą obok mnie. Pokiwała głową i uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.

- Poczekam w samochodzie. Do widzenia państwu.

Gdy wyszła, ponownie nastała bolesna dla mnie cisza. Spojrzałem rodzicom w oczy, aby następnie spuścić wzrok. Postanowiłem skończyć to, co zacząłem i brnąć w to bagno jeszcze głębiej. W sumie to co niby mam już do stracenia, jak najważniejsze utraciłem już kilka miesięcy temu?

- Możecie mówić, co chcecie. Że jestem głupi, że tylko mi się zdaje, że to taka moda naszych czasów, że zaraz mi się odwidzi, że popełniam błąd, że jestem nienormalny, że to się powinno leczyć... - Poczułem, jak łamie mi się głos pod wpływem ich spojrzeń. Po moim policzku pociekła łza, jednak naprawdę nie mogłem jej powstrzymać, bo tak ważna była dla mnie ta rozmowa. - Przepraszam, że was zawiodłem, ale ja... naprawdę się zakochałem i nie planuję z tego zrezygnować. Nawet kosztem dobrej relacji z wami, bo wiem, że jeśli znowu go sobie odpuszczę, już nigdy nie będę szczęśliwy. Zakochałem się już... prawie rok temu i wiem, że to nie minie.

- Nawet, gdybyśmy teraz się na to wszystko nie zgodzili, ty i tak byś wolał odejść? - zapytała z niedowierzaniem kobieta, która przełknęła ślinę. Widziałem, jak jej oczy robią się czerwone od gromadzących się tam łez i zrobiło mi się jej cholernie szkoda. Kochałem ją, a powiedziałem coś okropnego, jednak wiedziałem, że innymi słowami nie udowodnię im, jak bardzo zależy mi na naprawie związku.

- Przepraszam. Wyjeżdżam do Seulu do odwołania. Niezależnie od tego, co o mnie powiecie.

- Seulu? - Ojciec zmarszczył brwi, patrząc na mnie czujnie. - Dlaczego do Seulu?

- Chanyeol tam mieszka. Chcę tam jechać i naprawić związek, który zniszczyłem przez swoją głupotę.

- Chanyeol? - Ojciec powoli wstał, a ja już wiedziałem, że dzięki swojej świetnej pamięci, na pewno już skojarzył to imię z jego właścicielem. - Żartujesz sobie, prawda?

- O czym wy mówicie? - Teraz wstała i matka. Obydwoje stanęli nade mną, niczym jak po powrocie z wywiadówki. - Jaki Chanyeol? Kto to Chanyeol?!

- Niepełnoletni smarkacz. - Ojciec odpowiedział jej kąśliwie, a ja poczułem, jak krew zaczyna szybciej płynąć w moich żyłach ze zdenerwowania przez pogardliwy ton, jakim to powiedział. Poza tym, Chanyeol był pełnoletni. - To dla niego to wszystko marnujesz? Dla tęczowego bachora? Chyba ci się do reszty pojebało we łbie, Baekhyun!

- Chwila, nie pozwolę ci tak o nim mówić. Nie będziesz go obrażać w mojej jebanej obecności, rozumiesz?! - Po raz pierwszy w życiu uniosłem na niego głos i wstałem, patrząc na niego chłodno. Zobaczyłem szok na jego twarzy, ale nie sądziłem, że przesadzam. W końcu walczę o swoje. - Powtórz to, a wyjdę i nie będzie już żadnej rozmowy.

- Czy ty siebie, kurwa, słyszysz Baekhyun?! Wmawiasz nam, że zakochałeś się w jakimś małolacie?! Co ty do nas w ogóle mówisz?!

- W końcu mówię, co chcę!

- Dobra! Spokój! - Mama oparła swoje dłonie na naszych torsach, gdy zobaczyła, że z zacięciem zbliżamy się coraz bliżej siebie. Po chwili dodała ciszej, łkając. - Nie kłóćmy się. Jesteśmy rodziną.

- Czy ty siebie słyszysz? - zapytał ojciec i zepchnął jej dłoń ze swojego ciała. - I czy słyszysz, co on bredzi?!

- I co to według ciebie zmienia?! - Jej ton głosu zaskoczył mnie na tyle, że aż lekko rozchyliłem usta z wrażenia. Mężczyzna stojący przede mną chyba również był zszokowany. - Nie wiem... mamy przestać go nagle kochać, bo jest gejem?! To jego decyzja i czy tego chcę, czy nie, będę musiała się z tym pogodzić! - Potrzebowała chwili, aby zaczerpnąć oddech. - Minwoo, to przecież nasz jedyny syn! Rób jak chcesz, ale ja nie zmierzam go tracić i przeszkadzać mu w byciu szczęśliwym! Nie urodziłam dziecka, aby robić z niego robota bez własnej woli! Nie widzisz tego?! On... Spójrz na niego. Czy ty nie widziałeś w jego oczach zmiany przez te miesiące? Bo ja tak.

Czarnowłosy facet patrzył przez chwilę w zaszklone oczy ukochanej, aby następnie głęboko westchnąć i usiąść na fotelu, chowając twarz w dłoniach. Moja rodzicielka zrobiła krok do przodu, aby mnie objąć. Zaskoczony odwzajemniłem uścisk i wtuliłem jej dość drobne ciało do swojego. Pogłaskała mnie po głowie i pocałowała w policzek.

- Ojciec się z tym pogodzi. A ja synku... żałuję, że nie powiedziałeś nam tego wcześniej i... zerwaliście z tym chłopakiem dlatego, że tak naciskaliśmy na ciebie i Taeyeon, prawda? - Nieśmiało pokiwałem głową, przez co posmutniała. - Przepraszam, Hyunnie. Wybacz mi. Nie wiedziałam, że jesteś z nią wbrew sobie. Tak cię przepraszam... Nigdy nie chciałam, abyś przeze mnie był nieszczęśliwy, synku...

- To już nieważne. Dziękuję, że się ode mnie nie odwróciłaś... - powiedziałem cicho, po czym ponownie wziąłem ją w swoje objęcia, czując ulgę niemalże tak silną, jak wczorajszego wieczoru.

- Nigdy bym tego nie zrobiła, skarbie - szepnęła i uśmiechnęła się swoim cudownym, promiennym uśmiechem.

Nagle poczułem drugie, silniejsze ramiona, które również mnie objęły, a mi przez chwilę stanęło serce z niedowierzania.

- Przepraszam cię, Baekhyun. - Usłyszałem przy uchu dobrze mi znany, męski głos. - Jestem po prostu... zaskoczony.

- Kocham was - odpowiedziałem po prostu, wzdychając ze szczęścia. Odsunęliśmy się od siebie i równocześnie wybuchnęliśmy śmiechem, widząc jak wszyscy się rozkleiliśmy. W tym momencie zdałem sobie sprawę, że chyba nigdy nie byli mi bardziej bliscy, niż w tym momencie.

Gdy wychodziłem, czując się w końcu tak niesamowicie lekkim, nie mając już przed nikim żadnych sekretów, odwróciłem się jeszcze na pięcie, wiedząc, że powinienem jeszcze wspomnieć o czymś, co na pewno uspokoi mojego ojca. Za dobrze go znam, aby nie wiedzieć, że go to trapi.

- Jakby co, nasze stosunki z Shanne nie pogorszą się. Taeyeon rozmawiała już z państwem Kim i... mimo wszystko przyjęli to dość spokojnie. Byli tylko zaskoczeni, ale w końcu stwierdzili, że faktycznie może Tae jest za młoda na ślub. Dlatego nie martw się o firmę.

- To nieważne, Baekhyun. - Ojciec pokręcił głową, ale ja i tak wiedziałem, że w duchu odetchnął dzięki moim słowom.

- Odezwij się, jak dojedziesz. Chcę wiedzieć, że doleciałeś bezpiecznie. - Tuż przed wyjściem z budynku mama jeszcze dodała coś od siebie, a ja uśmiechnąłem się lekko przez jej troskliwość.

- Zadzwonię.

🌼🌼🌼

Tak oto właśnie kilka godzin później stałem pod ładną, wyłożoną jasną cegłą willą na obrzeżach Seulu. Było już ciemno, więc przy zadbanej, całkiem długiej ulicy paliły się już wysokie, eleganckie latarnie, dające jednak dość straszne, nieprzyjemnie blade światło. Skłamałbym, mówiąc, że to miejsce nic się nie zmieniło, od kiedy byłem tu ostatnio. Cała ulica wyglądała zupełnie inaczej, a dużych domów i ogrodów przybyło. Podobnie jak luksusowych samochodów, stojących na posesjach lub jak nieliczne, na krawężnikach.

Chwyciłem walizkę w dłoń i podszedłem bliżej czarnej furtki. Przycisnąłem dzwonek, słysząc od razu przytłumioną melodyjkę z wnętrza domostwa.

- Tak? - Usłyszałem po dłuższej chwili damski głos z głośniczka umieszczonego na jednym z prętów i dopiero teraz zauważyłem, że znajduje się też obok kamera.

- Zastałem Chanyeola? - zapytałem, zastanawiając się odruchowo, czy rozmawiam z panią Park, czy być może z Jiną.

- Nie ma go.

- Mógłbym wejść na chwilę? - zapytałem z nadzieją, modląc się w duchu, by kobieta odpowiedziała twierdząco.

- Mogę poznać pana imię?

- Byun Baekhyun.

Przez dłuższy czas nastała cisza, a ja zastanawiałem się, czy może przypadkiem głośnik nie uległ awarii, jednak odpowiedź i zwolnienie blokady w furtce rozwiały moje wątpliwości.

- Wejdź.

Chwyciłem walizkę w dłoń i ruszyłem kamienną ścieżką do głównych drzwi, które otworzyła dobrze mi znana kobieta, zanim jeszcze zdążyłem podejść.

- Dobry wieczór, pani Park. - Uśmiechnąłem się uprzejmie i skłoniłem. Ona natomiast tylko lekko skinęła głową i odsunęła się, abym mógł wejść do środka. Zrobiłem to i zauważyłem, że i wnętrze domu się zmieniło. Odstawiłem bagaż gdzieś na bok, aby nie przeszkadzał, stojąc w przejściu. Zauważyłem, jak kobieta ubrana w wełniany, jasny sweter patrzy na niego podejrzliwie.

- Przepraszam za bagaż. Dopiero przyleciałem.

- Nie szkodzi. Usiądźmy w salonie. - powiedziała dość chłodnym głosem, a ja poczułem się bardzo nieswojo, bo zapamiętałem ją jako żywą, energiczną kobietę.

Zrobiliśmy tak, jak powiedziała i przez jakiś czas patrzyliśmy na siebie w krępującej dla mnie ciszy.

- Mam wielką prośbę. Wiem, że to dużo, ale czy mógłbym zatrzymać się u państwa na jakiś czas? Mogę zapłacić.

- Dlaczego nie wynajmiesz hotelu, Baekhyun? W Seulu raczej ich nie brakuje, nie sądzisz? - Zmrużyła lekko oczy i założyła nogę na nogę, rozsiadając się wygodnie. Jej mimika twarzy i stosunek do mnie od razu podpowiedział mi jedną, zasadniczą rzecz.

- Wie pani o wszystkim, prawda? - zapytałem, patrząc jej w oczy.

- Tak i chcę, abyś wiedział, że właśnie powstrzymuję się, aby nie wywalić cię na zbity pysk. Mam jednak wrażenie, że to nie jest dobry pomysł. Mimo wszystko.

- Nie cofnę czasu - odpowiedziałem. Czułem się zmęczony dzisiejszym dniem i nieprzespaną nocą. Chciałbym ponownie się położyć do łóżka i zapomnieć o wszystkich niemiłych słowach, wyrzutach i ciężkich rozmowach, które się dziś odbyły. - Przyjechałem tu, aby go przeprosić.

- Tylko przeprosić? Daruj sobie i wyjedź, zanim znowu mu namieszasz w głowie. Nie chcę, żeby znowu cię zobaczył i przypomniał sobie o wszystkim. Wróć po prostu do swojej narzeczonej i nie kombinuj, chłopaku.

- Nie mam już żadnej narzeczonej. Wróciłem tu, by go przeprosić i wszystko naprawić. Żałuję tego, co zrobiłem i mogę pani przysiąc, że to się nie powtórzy.

- Nie mnie powinieneś obiecywać cokolwiek - odpowiedziała już nieco lżejszym tonem. Westchnęła i zapatrzyła się na widok za oknem. - Nawet nie wiesz, jaki był szczęśliwy, gdy powiedział nam, że ma chłopaka. Że jest tam szczęśliwy... w Pusan. Obiecywał, że spotkamy się wszyscy czworo na obiedzie, abyśmy mogli cię ponownie spotkać i poznać bliżej po tylu latach. A ledwie dzień po wyjeździe wrócił tu nagle na stałe z podkulonym ogonem, jak porzucony pies. Nie wybaczę ci nigdy tego widoku, Byun. Nie wiesz, jak to przeżywał. Nikt nie chciałby nigdy zobaczyć swojego dziecka w takim stanie, ale ty tego uczucia raczej nigdy nie zaznasz.

Zacisnąłem dłonie, czując ból w klatce piersiowej. Do tej pory nie wierzę, że mu to zrobiłem i zostawiłem na tak długo. Nie dziwię się w ogóle tej kobiecie, że nie chce mi wybaczyć zranienia jedynego syna.

- Jak już mówiłem, nie cofnę czasu - powiedziałem cicho. - Pomoże mi pani? Tęsknię za nim. Chcę tu mieszkać, dopóki mi nie wybaczy. Pozwoli mi pani? Obiecuję, że wszystko naprawię. Nie chcę go stracić. Nie chcę go już nigdy zranić.

Kobieta już otwierała usta, aby mi odpowiedzieć, jednak przerwał nam trzask drzwi wejściowych i odgłos kroków.

- Wróciłem! Co to za walizka? - Usłyszałem głos, przez który odruchowo przełknąłem ślinę. Poczułem dziwne mrowienie w dłoniach i obróciłem głowę w stronę wejścia do salonu. W przejściu pojawił się wysoki, czarnowłosy chłopak o odstających uszach i nieskazitelnej cerze. Jego ciemne oczy spojrzały na te moje, a usta zacisnęły się w wąską linijkę.

Zmienił się.

Jego włosy były niemalże tak ciemne jak golf, który miał na sobie, wraz z granatowymi spodniami. Gdyby ktoś te kilka miesięcy temu powiedział mi, że Yeol byłby w stanie ubrać tak normalne, ciemne ubrania, wyśmiałbym go.
Ale jego zmiana nie polegała tylko na garderobie.
Od jego twarzy bił dziwny chłód, a oczy lustrowały mnie jakby bez żadnego wyrazu. Po chwili jednak zmarszczył brwi i odezwał się swoim głębokim głosem, który również był dla mnie jakby obcy.

Czułem, jak moje serce niebezpiecznie szybko tłucze się w piersi na jego widok i dźwięk głosu, którego tak dawno nie słyszałem, a naprawdę kochałem. Moje ręce dziwnie się trzęsły, a w gardle poczułem wielką gulę.
Tak bardzo chciałbym rzucić mu się teraz na szyję i dotknąć swoimi wargami jego cudownych, ciepłych ust. Kochałem go całować i wiedziałem, że i on zawsze był fanem naszych namiętnych, oraz tych subtelnych pocałunków.

- Co on tu robi? - Przeniósł wzrok na matkę i od razu, nie czekając nawet na jej odpowiedź, skierował się w stronę schodów prowadzących na piętro. - Wywal go stąd.

To, co powiedział, zabolało mnie cholernie, ale zacisnąłem tylko usta i pobiegłem po lekkim wahaniu za nim po schodach, jednak gdy chwyciłem klamkę od jego pokoju, drzwi okazały się być już zamknięte.

- Chanyeol... - powiedziałem, mając nadzieję, że jakoś zareaguje na mój głos. Znałem go jednak zbyt dobrze i wiedziałem, że jak na razie na pewno mi nie otworzy, a z jakąkolwiek rozmową powinienem poczekać, bo i tak nie zechce mnie wysłuchać. Osunąłem się po ścianie i usiadłem na chłodnych panelach. Najchętniej wyważyłbym teraz te cholerne drzwi i przywarł do jego warg. Wiedziałem jednak, że to nie będzie tak proste, bo zachowałem się w stosunku do niego jak ostatnia szmata. Nawet jeśli mnie kocha, nie wybaczy tak łatwo.

A kocha mnie. Jestem tego w głębi siebie pewny. Jeśli czekał na mnie już tyle czasu, na pewno to uczucie dalej w nim tkwiło, a ja zamierzałem sprawić, że ponownie mi to okaże.

- Baekhyun... - Usłyszałem kobiecy głos i dopiero zorientowałem się, że przede mną kuca Pani Park i kręci delikatnie głową. - Naszykowałam ci twój stary pokój... A Chan... on się bardzo zmienił. A jeśli mój stary, wesoły syn nie powróci... obiecuję, że wyrwę ci jaja, zrozumiałeś?

- Tak.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny prezent ode mnie! ważny jest efekt zaskoczenia, prawda?

Musicie wiedzieć, że jest to jak na razie najdłuższy rozdział
sama byłam zaskoczona, gdy go napisałam...

Mam nadzieję, że nie czujecie niedosytu po poprzednim rozdziale i cieszycie się wiedząc, że Baekowi wcale nie będzie tak łatwo z naszym słodkim Yeolem

Jeszcze raz wesołych świąt, a ja lecę udawać, że umiem grać na harmonijce

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top