27. Jemioła kusi, a tęczowy telefon nie odpowiada
Baekhyun
— Tak, tato — powiedziałem po raz setny do telefonu, gdy ojciec zapytał, czy Taeyeon na pewno podobały się dwa świąteczne dni, które spędziliśmy razem z moją rodziną i jej rodzicami. W sumie mogę nawet stwierdzić, że były to jedne z przyjemniejszych świąt w moim życiu, bo było naprawdę miło. W międzyczasie jeszcze pisałem i rozmawiałem wieczorami z Chanyeolem i myśl, że już jutro go spotkam, sprawiała, że naprawdę miałem ochotę wybuchnąć z radości i przyspieszyć czas, byleby go tylko szybko zobaczyć. Lot jednak miał dopiero jutro rano, więc miałem okazję przećwiczyć swoją cierpliwość. Ale naprawdę niesamowicie tęskniłem przez te kilka dni za jego uśmiechem, czasem dziecinnym zachowaniem i jego... cudownymi odblaskowymi butami i koszulkami w klocki lego.
Gdzie. On. To. Wszystko. Kupuje?
— Dobrze, nie musisz być tak opryskliwy — zaśmiał się ojciec, domyślając się chyba w końcu, że to, co mówię, raczej musi być prawdą. Zerknąłem na drobną brunetkę, która aktualnie siedziała na przeciwko mnie i pisała z kimś na czacie, wcinając ciastko. Uniosła wzrok znad komórki, gdy poczuła mój wzrok na sobie. Uśmiechnęła się, co odwzajemniłem. Była naprawdę świetną przyjaciółką. Jednak bolało mnie to, że chyba naprawdę wierzyła w moją miłość i to, że moje pocałunki i czułości są całkowicie szczere. Nie mam pojęcia, co mam zrobić z Taeyeon i Chanyeolem, ale miałem po prostu nadzieję, że dziewczyna zrozumie po jakimś czasie, że chyba nie czuje do mnie czegoś więcej i w końcu sama zaproponuje tylko przyjaźń, bo mimo wszystko nie chciałem tracić tak dobrej i kochanej osoby ze swojego życia. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jakkolwiek by się nie starała, to i tak nie mogłaby zastąpić mi mojego ciastka.
— Nie jestem opryskliwy. Po prostu ty jesteś dość...
— Upierdliwy? — Dokończył za mnie, a ja pokiwałem głową, mimo że nie mógł tego zobaczyć.
— Dokładnie. Cieszę się, że się rozumiemy.
— Oj Baekhyun, nigdy się nie zmienisz. Pozdrów Taeyeon i bawcie się dobrze! — Rozłączył się, nie czekając na moją odpowiedź. Odłożyłem więc komórkę i zapatrzyłem na dziewczynę.
— Chyba mnie polubił, co? — zapytała wesoło, kończąc swój deser.
— Powiedziałbym wręcz, że jest twoim fanem — odpowiedziałem, ścierając odruchowo resztkę bitej śmietany z jej wargi, przez co lekko się zarumieniła i zmieszała.
— Wow, to chyba dobrze mieć fana w postaci przyszłego teścia. Uważaj tylko, bo ci mnie zabierze, Bae. — zaśmiała się i ponownie chwyciła telefon, gdy ten zawibrował. Ja natomiast tylko przełknąłem ślinę przez to, co powiedziała.
Teścia.
Super. Ślub. Nie no, po prostu fantastycznie. Dlaczego wszyscy o nim gadają? Tyle, że ja tak jakby go nie chcę.
W trakcie, gdy Tae rozmawiała przez telefon, zacząłem się zastanawiać, jak właściwie mogę ją zniechęcić do małżeństwa, na które już napalili się zarówno moi rodzice, jak i państwo Kim oraz sama Taeyeon, choć do tego na pewno jeszcze by było dużo czasu. No bo tak na poważnie, co ja niby mogłem zrobić? Jeśli zacznę być nieprzyjemny, znielubi mnie jako przyjaciela, a tego bardzo nie chciałem. Nie zasługiwała też na złe traktowanie, nie jest winna temu, że jej nie kocham i wolę penisy. Właściwie tylko jednego konkretnego.
Jak więc niby mogę ją zniechęcić do ślubu, nie tracąc jej przyjaźni, nie niszcząc owocnej współpracy naszych firm i nie burząc nadziei moich rodziców na to, że ich jedyny syn w końcu się ożeni?
Życie nie jest łatwe, ponoć. Dlaczego tak cholernie się teraz z tym zgadzam?
— Bae? O czym myślisz? — Tae pochyliła się nade mną i szybko cmoknęła, aby znowu obdarzyć mnie miłym uśmiechem.
— O pracy.
— Typowo, pracoholiku. — Pokręciła głową i wstała, dłonią przygładzając swoją grubą, wełnianą sukienkę. Nałożyła na siebie płaszcz, a ja spojrzałem na nią pytająco.
— Umówiłam się z Tiffany — odpowiedziała na moje nieme pytanie. — Zwykłe zakupy.
— A, podwiozę cię — zaoferowałem, również się ubierając. — Od kiedy wy w ogóle się tak przyjaźnicie?
— A bo ja wiem? Samo wyszło. Wbrew temu, co zawsze mówiłeś, jest naprawdę fajna. Owszem, ma ciężki charakter, ale ta rozprawa sądowa z bratem ją trochę zmieniła. Przecież wiesz, że musiała układać sobie życie od nowa.
— Mówisz o tej rozprawie, w której zabrał jej cały spadek? — zapytałem, otwierając przed dziewczyną drzwi, za którymi padały delikatne płatki śniegu.
— Dokładnie. Była raczej rozpuszczoną osobą, więc nie dziwne, że próbowała prostych metod, żeby wrócić do bogactwa — Uniosła na mnie wzrok zza swoich długich rzęs i schowała dłonie do kieszeni z powodu mrozu.
— Prostych metod?
— Uwiedzenie ciebie, matołku. Ale spokojnie, widzisz, że powoli przyzwyczaja się już całkowicie do normalnego życia człowieka pracującego.
— Widzę i szczerze... podziwiam ją. Silna jest.
Taeyeon pokiwała głową na moje słowa i uśmiechnęła się, a jej policzki zabarwiły się już na różowo pod wpływem zimna.
— Widzisz, przyjaźnię się z nią, bo jest fajna. Po prostu.
Dalszą drogę do mojego samochodu pokonaliśmy w ciszy i wszystko byłoby dobrze, gdyby Taeyeon nie zauważyła nad jedną z witryn sklepowych jemioły i pod nią nie wbiegła. W tej chwili nawet nie zastanawiałem się, dlaczego pomimo tego, że jest już po świętach, tu jeszcze jest ten świąteczny krzaczor.
— Ojej, zobacz. — Uśmiechnęła się szeroko i pociągnęła mnie za rękaw, abym stanął pod zawieszoną na sznurku rośliną wraz z nią. Od razu przywarła swoimi zimnymi wargami do moich, a ja odwzajemniłem pocałunek, mimo iż w głowie i tak starałem się, podobnie jak za każdym razem, wyobrazić sobie, że jej wargi to te Chanyeola, a ja wcale go nie zdradzam.
Odsunęliśmy się od siebie po dłuższej czułości i uśmiechnęliśmy się. Objąłem Taeyeon lekko w pasie, aby zaprowadzić ją do auta, ale nagle poczułem niesamowicie silny ból spowodowany uderzeniem w twarz. Chwilę zajęło mi zorientowanie się, że siedzę na zimnym chodniku, a z mojego nosa sączy się gorąca krew.
— O matko! Baekhyun, wszystko w porządku?! Policja! — Usłyszałem krzyk Taeyeon, ale byłem zbyt zdezorientowany całą sytuacją, aby zwrócić uwagę na cokolwiek innego poza oddalającą się szybko wściekłą sylwetką, ubraną w jaskrawozieloną kurtkę i żółte buty. Wstałem i zrobiłem kilka kroków w przód, czując, jak po moich policzkach zaczynają ciec łzy, które kapały na mój płaszcz, mieszając się ze świeżą krwią.
— Chanyeol...
🌼🌼🌼
Nienawidzę siebie. Nienawidzę. Zraniłem go. Jestem największym śmieciem na świecie.
Trzasnąłem drzwiami wejściowymi mojego mieszkania i rzuciłem torbą o ścianę. Wróciłem właśnie z akademika, w którym jednak nie zastałem Yeola, a i nie odbierał telefonu, więc nie miałem pojęcia, gdzie ten może być. Bałem się, że zrobi coś głupiego, tylko i wyłącznie z mojej winy.
Przecież ja nie chciałem.
To nie jest moja wina. I tak by się w końcu dowiedział, jednak jestem wściekły, że zrobił to właśnie w ten sposób, a nie bezpośrednio ode mnie. Zbyt długo to ciągnąłem. Dlaczego nie wyznałem mu tego wprost? Myślałem, że mogę to wszystko ciągnąć w nieskończoność?
Jestem kretynem.
Usiadłem przy moim dużym oknie i schowałem twarz w dłoniach. Wszystko mnie bolało. Ciało, twarz, na której widać było jeszcze resztki krwi i wielkiego sińca, i co najgorsze, najbardziej bolało mnie serce, a mózg niemalże krzyczał z wściekłości na samego siebie.
Po kilkunastu minutach bezczynności usłyszałem dzwonek do drzwi, jednak postanowiłem go zignorować, dopóki się nie powtórzył raz i jeszcze kolejnych kilka.
Wstałem z chłodnych paneli i otworzyłem Taeyeon, która spojrzała na mnie zaniepokojona.
— Baekhyun... wszystko w porządku? Poszedłeś tak nagle i... co się właściwie stało? Nie widziałam twarzy tego faceta, ale i tak możemy to zgłosić na policję... — zaczęła, wchodząc od razu do mojego mieszkania. Zdjęła płaszcz i buty, aby następnie od razu przenieść się do mojej kuchni, gdzie wstawiła wodę na herbatę. Nawet nie wiem, kiedy się tak u mnie zadomowiła, ale nie miałem siły o tym myśleć. Chciałem myśleć tylko o Chanyeolu i tym, że ode mnie nie odbiera, a ja nie mam pojęcia, co się z nim dzieje.
— Nie odpowiedziałeś mi. — Zauważyła, sięgając po apteczkę. — Wyglądasz strasznie... siadaj.
Zrobiłem to, o co prosiła, dalej milcząc. Chciałem tylko, aby stąd poszła i zostawiła mnie samego, a najlepiej z Chanyeolem, którego jednak kurwa tu nie ma. I jak podejrzewam, dziś nie będzie.
— Dziwnie się zachowujesz, Baek... na pewno nie chcesz jechać do lekarza?
Wpatrywałem się w ścianę, zastanawiając się, co Chan teraz robi. Czy wrócił już do akademika i jest bezpieczny? Jest późno i nie chciałem, aby chodził sam po mieście. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby dziś przeze mnie coś mu się stało.
— Baekhyun...? Mówię do ciebie... — Do moich uszu doszedł kobiecy głos, a ja zdałem sobie sprawę z tego, że faktycznie nie jestem tu sam, a przede mną stoi Taeyeon, wyrzucając czerwone gaziki i zwijając bandaż.
— Taeyeon... nie mam dziś na nic siły. Wyjdź, proszę. — powiedziałem cicho, dość niemiłym tonem. Byłem na nią zły, choć nie powinienem, bo wszystko jest tylko i wyłącznie moją winą.
Pochyliłem się do przodu, gdy poczułem uścisk w podbrzuszu spowodowany stresem i zbyt dużą ilością emocji, które się we mnie gromadziły.
— Słucham? — zapytała, unosząc brwi ze zdziwienia. — Czy ja ci coś zrobiłam, Baekhyun?
Po tym, jak zadała to pytanie, coś we mnie pękło i sprawiło, że wbrew sobie gwałtownie wstałem i zmierzyłem ją wściekłym wzrokiem.
— Tak! Jesteś tu, żyjesz, oddychasz i nie dasz mi spokoju! Głucha jesteś?! Powiedziałem, żebyś wyszła! Nawet tępa modelka jak ty to zrozumie!
— Ty... — zająknęła się i zobaczyłem, jak jej oczy momentalnie robią się wilgotniejsze przez łzy. Spuściła wzrok i wypuściła z dłoni bandaże, których części użyła, aby mi pomóc.
Momentalnie zdałem sobie sprawę z tego, co powiedziałem i otworzyłem szerzej oczy, widząc, jak niewinnie i krucho wyglądała.
— Tae, ja... nie chciałem. — Zacząłem się tłumaczyć, ale dziewczyna tylko wyminęła mnie, pociągając nosem. — Naprawdę nie chciałem! — Po chwili otępienia ruszyłem za nią, aby zobaczyć, jak już kończy zakładać płaszcz na korytarzu. — Tae...?
— Powiedziałeś, co chciałeś. Nie będę cię już niepokoić. — Pierwsze słowa powiedziała stanowczo, aby następnie przejść niemalże do szeptu. — Nawet tak tępa osoba jak ja, może łatwo zinterpretować twoje słowa, Baekhyun.
— Ale ja... — Nie dane mi było skończyć, bo zamknęła za sobą drzwi, zostawiając mnie samego, jeszcze bardziej zniszczonego wewnętrznie.
Wróciłem do salonu, z którego miałem widok na kuchnię i zużyte waciki, którymi otarła mi twarz. Przymknąłem oczy, aby następnie położyć się na podłodze.
Sprawdziłem, czy nie mam żadnego połączenia od Yeola, ale brak wiadomości nie zdziwił mnie ani trochę.
Dlaczego musiałem go skrzywdzić? Mojego skarba, moje małe szczęście...
Czułem, jak moje życie wewnętrzne ma kryzys, z którego najprawdopodobniej nie wyciągnie mnie nic innego, jak obecność Chanyeola u mojego boku. Chciałem tego dzieciaka w tej chwili obok siebie i jestem pewien, że oddałbym w tym momencie chyba wszystko, aby go tu mieć.
Kochałem go tak krótko. Niech pozwoli mi siebie kochać jeszcze dłużej. Te kilka miesięcy były zbyt krótkie.
Kocham go.
Zbyt mało go poznałem.
Zbyt mało spędziłem z nim dni, nocy.
Zbyt mało razy dotknąłem jego ust.
Zbyt mało razy mu wyznałem, że kocham go jak nic na świecie.
Właściwie nie zrobiłem tego. Nigdy.
Właściwe to owszem, ale tylko jeden raz gdy był pijany i zrobiłem to właśnie wtedy, bo zbyt bałem się powiedzieć mu to wprost, w każdej innej sytuacji. Mówienie słowa 'kocham' wcale nie jest tak proste, nawet jeśli jesteś pewien swoich uczuć.
Otworzyłem oczy, słysząc dzwonienie do drzwi i głos mojego ojca zza nich. Zdałem sobie też sprawę, że leżę tak już bardzo długo, a mój telefon bez przerwy wibruje przez próbę kontaktu mojego ojca.
Jednak nawet nie wstałem i leżałem niczym bez życia na tych zimnych panelach, które i tak były o niebo cieplejsze od uczuć, które mroziły mnie od środka.
— Baekhyun, wiem, że jesteś! Dlaczego nie otwierasz?! — Usłyszałem jego zaniepokojone krzyki i stwierdziłem, że jeśli nie odpowiem, będzie w stanie zaniepokojony wezwać tu policję, czy karetkę.
— Zostawcie mnie do cholery samego! Wszyscy! — wrzasnąłem, nie podnosząc się. Zacisnąłem ręce w pięści, gdy ojciec rozpoczął długi monolog na temat tego, jak potraktowałem dziś Taeyeon, oraz oczywiście żądał wyjaśnienia, kim był mężczyzna, który mnie zaatakował.
Ja jednak ponownie zignorowałem wszystkie jego słowa. Wiedział, że żyję i nic mi nie jest, więc na pewno nikogo tu nie przyśle. Jestem pewien, że już w tej chwili w jego głowie roją się głupoty typu, że tajemniczym mężczyzną jest diler, a ja jestem ćpunem, albo mam u kogoś długi, ewentualnie po prostu jestem w jakimś gangu.
Fantastycznie.
— Idź stąd i zajmij się swoim życiem!
Po jakimś czasie w końcu odpuścił, a ja wsłuchałem się w ciszę, która nastała w moim dużym, pustym mieszkaniu. Nie lubiłem go. Zawsze czułem się samotny przez jego ogrom.
Gdy Yeollie do mnie przychodził, zawsze było tu głośno, bo Chanyeol albo puszczał jakąś muzykę, albo starał się coś nieudolnie zarapować, ewentualnie po prostu tak głośno się śmiał. Kochałem jego śmiech.
Chwyciłem jeszcze raz komórkę, chcąc zrobić dwie rzeczy, bez których dziś nie zasnę, a przez dzisiejszy dzień już zamykały mi się oczy, mimo niewygodnego miejsca spoczynku. Nie miałem jednak siły, aby wstać i przejść do sypialni. Uważałem nawet, że nie zasługuję, aby spać dziś na miękkim.
Do: Taeyeon
Przepraszam.
Do: Yeollie♡
Proszę Cię, uważaj na siebie, martwię się.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ciekawe, z której strony poleci dziś na mnie pierwszy nóż
#FajnaDramaPrawda?
Nie oceniajcie mnie, życie to nie zawsze cukier puder i gorąca czekolada
Kocham Was i postaram się dodać kolejny przed świętami!
(Dopisek 10.12.17) mam nadzieję, że uda mi się wyrobić z całym tit do świąt, ale nic nie obiecuję :') ale ostatnio mega zwiększyłam tempo sprawdzania jak widzicie, więc who knows?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top