26. Dzień dobry, rodzinko!
Chanyeol
Trudno było mi się zaaklimatyzować z powrotem w mroźnym Pusan i nawet perspektywa świąt nie pomagała znieść mi tej dobijającej szarości na ulicy. Zwłaszcza, że za kilka dni miałem wraz z Jonginem jeszcze pojechać do Seulu, aby w końcu odwiedzić rodziców. Niestety święta spędzimy z Baekhyunem osobno, bo zarówno ja obiecałem się spotkać z moją rodziną, jak i on obiecał być u swojej. Powiedzieć, że było mi przykro to zbyt mało. Naprawdę marzyły mi się wspólne święta, a zobaczymy się pewnie dopiero przed sylwestrem, bo ten dzień akurat zarezerwował sobie dla mnie.
— Chyba oszalałeś, głupku! — Z zamyślenia wyrwał mnie głos Luhana, który idąc obok mnie i Jongina, coraz głośniej kłócił się ze swoim chłopakiem.
— Dlaczego? — zapytał spokojnie Sehun, idąc sobie z zamyślonym wyrazem twarzy.
Wymieniłem z Jonginem spojrzenia, aby wyjaśnił mi, o co tak właściwie się kłócą, ale Kai tylko wzruszył ramionami. Sam ostatnio chodził z głową w chmurach. Z tego co wiem, Kyungsoo chyba zgodził się na randkę, więc normalnie byłem z tego mądrali dumny.
— Dlaczego nie chcesz? — zapytał spokojnie Sehun. — Trochę już minęło. Myślę, że się uspokoili i tęsknią.
— Ty tak myślisz! — warknął słodki Lu i wyprzedził nas, tym samym wchodząc już do akademika po zajęciach. Sehun westchnął i spojrzał zirytowany gdzieś w bok.
— Dobra, trochę chyba nie zrozumiałem sytuacji, która tu właśnie miała miejsce. Zechcesz wyjaśnić? — zapytał Kai, otwierając drzwi do budynku. Weszliśmy w trójkę do ciepłego wnętrza i od razu skierowaliśmy się na nasze piętro.
— Namawiam go, żeby w końcu odwiedzić jego rodziców na święta. Trochę się z nimi pokłócił, gdy powiedział, że ma chłopaka i mnie przyprowadził. Jego rodzice są trochę homofobiczni, ale ja chciałbym, żeby mieli dobry kontakt. To ja zepsułem ich dobrą relację. Myślę, że gdybyśmy się na spokojnie spotkali po tak długim czasie...
— Jak długim?
— To już prawie dwa lata. W ogóle nie rozmawiają. Jestem pewny, że tęsknią, ale chyba są tak samo uparci jak on. Po kimś to musi mieć.
Sehun wyglądał na wyraźnie zdołowanego, co było do niego niepodobne. Zrobiło mi się go szkoda, bo przecież przez tak długi czas siebie obwinia za rozwalenie rodziny. Zastanowiłem się teraz nad moimi rodzicami. Jak ja ich uwielbiam.
— Chloroform, samochód i po sprawie — zaproponował Kai, przez co lekko parsknąłem śmiechem, niszcząc poważną atmosferę.
— Co? — zapytał, unosząc brwi, jakby wybudzony z rozmyślań.
— No uśpij go, wsadź w samochód i po sprawie — powtórzył Kai z szelmowskim uśmiechem. — Ponoć to dobry sposób na wiele rzeczy.
— Ok.
— Tak po prostu?
— Brzmi spoko.
Czy ja żyję wśród debili, czy debili?
Zostawiłem Kaia z Sehunem, którzy rozmawiali jeszcze o tym, jak skutecznie załatwić sprawę z Lu.
Wszedłem więc sam do pokoju i już chciałem rzucić się na łóżko, aby odpocząć, kiedy przypomniałem sobie, że za kilka godzin mam samolot, a mój pokój to jeden wielki burdel, wśród którego są rzeczy, które na pewno muszę spakować. No super.
Czym prędzej ogarnąłem to pobojowisko, zostawiając jednak najgorsze rzeczy takie jak mycie naczyń współlokatorowi. I niech on się wysili. Zresztą, umówiłem się z nim, że pojadę jeszcze na chwilę do pracy, żeby pożegnać się z Baekhyunem, aby potem dołączyć do Jongina na lotnisku. Tak też zrobiłem, więc po godzinie cackania się z tym wszystkim, prawie wybiegłem z budynku, widząc, że nagli mnie czas. Wyjątkowo zamówiłem taksówkę, bo nie tak fajnie chodzi się z ciężką torbą.
— Chanyeol? A ty nie w drodze do Seulu? — zapytał zdziwiony Baekhyun, gdy wkroczyłem szczęśliwym krokiem do swojego i mojej współpracownicy gabinetu, napotykając tam siedzące Tiffany i Taeyeon, wesoło popijające kawę. Baekhyun wydał mi się dziwnie spięty, ale stwierdziłem, że to tylko wynik tego, że się mnie tu nie spodziewał.
— Stwierdziłem, że fajnie by było się pożegnać z szefem i tobą, Tiffany. A, dzień dobry, noona. — Uśmiechnąłem się do kobiet, wpatrujących się we mnie. Taeyeon po prostu uśmiechnęła się do mnie szeroko, odgarniając swoje bujne, brązowe loki.
— Miłego lotu, Wieżo. — Tiffany natomiast uśmiechnęła się w charakterystyczny dla siebie sposób, przez który nigdy nie umiałem stwierdzić, czy mówi serio, czy się ze mnie nabija. — Uważaj na siebie. Jeśli umrzesz, będę miała więcej pracy.
— Miło jak zawsze. — Pokręciłem głową, ale w tej chwili już wiedziałem, że żartuje, bo w ciągu tych kilku miesięcy zdążyliśmy złapać wspólny język i nawet przestała mnie zbytnio irytować. — Baekhyun hyung, pozwolisz na moment? — zapytałem, dyskretnie pokazując mu głową na dwie przyjaciółki, które wróciły już do rozmowy. — Chciałem obgadać jeszcze to tłumaczenie, które mam zrobić w trakcie wolnego.
— Jasne, chodź.
Weszliśmy do jego gabinetu, gdzie od razu pocałowałem go, wiedząc, że przez kilka dni na pewno nie będę mógł tego zaznać. Odwzajemnił od razu mój gest, ale po chwili się odsunął. Zaskoczyło mnie to, więc uniosłem brwi.
— W każdej chwili mogą tu wejść... — Uśmiechnął się lekko i pstryknął mnie w nos. — a ty masz za półtorej godziny samolot, więc lepiej się nie spóźnij, głupku.
Westchnąłem na jego słowa. Czasem zachowuje się jak moja matka, która musi pilnować, abym zawsze miał na sobie czyste gacie, miał idealnie ułożone włosy i był zawsze na czas. Chyba nadawałby się na rodzica.
— Dobra, chciałem tylko zobaczyć cię jeszcze raz przed wylotem. To głupie?
— Nie, raczej kochane. — Uśmiechnął się szeroko i jeszcze raz musnął moje wargi. — Ale zmykaj już stąd, bo Jongin się wkurzy.
Uśmiechnąłem się szeroko i pozwoliłem sobie jeszcze raz go pocałować. No co? Jest mój, to mogę.
— Do zobaczenia w sylwestra.
🌼🌼🌼
— Jestem! — krzyknąłem na cały dom, jakby moje trzaśnięcie drzwi nie służyło za poinformowanie o mojej obecności. Na korytarz od razu wbiegła moja mama, która rzuciła mi się na szyję, jakby nie widziała mnie co najmniej dziesięć lat, a nie cztery miesiące. Szczęśliwy objąłem ją mocno i westchnąłem. Chyba dopiero teraz odczułem, jak brakowało mi jej w tak odległym mieście jak Pusan. Odsunęła się ode mnie, a ja mogłem zobaczyć jej błyszczące ze szczęścia oczy, szeroki uśmiech i zmierzwione, krótkie, brązowe włosy. Wyglądała naprawdę młodo, zważając na to, że już niedługo wybije jej czterdzieści pięć lat.
— Wyrosłeś! I zmężniałeś, Chan! — Poklepała mnie po policzku, kopnięciem przesuwając moją torbę pod ścianę, aby nie przeszkadzała. — Tak tęskniłam, chciałabym mieć cię tu na co dzień.
— I tak widywaliśmy się z godzinę dziennie. — Parsknąłem śmiechem, kierując się wraz z nią w stronę kuchni.
— Ale to zawsze było coś. No nieważne, z ojcem wzięliśmy urlop na cały tydzień, więc będę mogła się tobą nacieszyć!
— Wow, kiedy ostatnio braliście tak długie wolne? — zapytałem zaskoczony, ale i szczęśliwy, że ci pracoholicy to dla mnie zrobili.
— Oj, nie bądź złośliwy... — Kobieta westchnęła i pokręciła głową, wstawiając wodę na herbatę. Oparła się biodrem o blat, podczas gdy ja usiadłem na krześle przy stole. — Opowiadaj, jak tam szkoła? Co u Jongina? Wyrzucił już wszystkich nauczycieli z ich posad i sam je zajął?
— Oczywiście — zaśmiałem się wraz z nią i w skrócie opowiedziałem o nauce i o tym, że jakimś cudem wszystko jeszcze zaliczam. Rozmowę przerwał nam dopiero tata, który właśnie wrócił z pracy i Jina, która wróciła z zakupów. Tak teraz patrząc na całą trójkę zdałem sobie sprawę, że czas to faktycznie tylko głupi licznik, który chyba czasem się psuje, bo ci ludzie się w ogóle nie zmieniali mimo upływu lat. Mama dalej uśmiechała się swoim śnieżnobiałym uśmiechem, tata tak samo zaczesywał swoje kruczoczarne włosy, a zmarszczki Jiny nie powiększyły się mimo podeszłego wieku.
Chciałabym, aby zawsze byli tacy sami, jak będę tu wracać.
🌼🌼🌼
— Tak, pamiętam to!
— A jak on wtedy powiedział, że zrobi to sama? To były najlepsze urodziny!
— Ale jak wtedy on się wtrącił i...
Starałem się przysłuchiwać wszystkim rozmowom na raz, które toczyły się w tej chwili przy stole w naszej dużej jadalni, która spokojnie pomieściła ponad dwadzieścia pięć osób, które właśnie przekrzykiwały się przy świątecznym stole. Ja tylko wcinałem coś ze swojego talerza, będąc jak na razie cicho.
Człowiek głodny nie powinien gadać, tylko jeść i się delektować, ok? Zapamiętajcie to.
Atmosfera była naprawdę przyjemna, a ja czułem się bardzo swobodnie w gronie bardzo dobrze mi znanych krewnych i przyjaciół rodziny.
— Chanyeol, a co z tobą? Masz w końcu jakąś narzeczoną? — Babcia posłała mi szeroki uśmiech zza drugiego końca stołu, a ja przełknąłem szybko jedzenie, aby móc odpowiedzieć. Trochę zdziwiła mnie cisza, która nagle nastała w pokoju. Wszyscy spojrzeli na mnie zaciekawieni, a ja tylko wzruszyłem ramionami.
— Mam chłopaka.
Nie sądziłem, że cisza, która nastała, może przyjąć skalę ujemną, ale chyba właśnie to zrobiła. Przerwało ją dopiero upadek na podłogę widelca, trzymanego wcześniej przez moją mamę.
— No co? — zapytałem zdziwiony, patrząc to na babcię, która zrobiła się jakby bardziej czerwona, to na rodziców, którzy siedzieli nieruchomo niczym kukły. Reszta gości zerkała po sobie, albo patrzyła podobnie jak moi rodziciele. — Powiedziałem coś nie tak?
— Chan... skarbie... pozwól na chwilę do kuchni, dobrze? — Mama wstała dziwnym, sztywnym ruchem z krzesła i spojrzała na mnie z niebezpiecznie szerokim, ale chyba nie do końca szczerym uśmiechem. — Przyniesiemy może już deser, albo... deser.
— Przecież Jina może to zrobić. — Uniosłem brwi, mając na myśli naszą gosposię, która w tej chwili pewnie krzątała się po kuchni.
— Chanyeol, idziemy. — Kobieta ponownie się dziwnie uśmiechnęła, zaostrzając swój głos i szybkim ruchem pociągnęła mnie w stronę wyjścia z jadalni. Od razu dołączył do nas ojciec. Nie do końca rozumiałem, o co chodzi, ale chyba wolałem się nie odzywać, dopóki nie zostaniemy sami. Weszliśmy we trójkę do gabinetu ojca, gdzie od razu zamknęli drzwi i spojrzeli na siebie, aby potem dość niepewnie spojrzeć na mnie.
— Dziecko... czy ty zwariowałeś? — Moja matka złożyła ręce jak do modlitwy. Następnie chyba chciała przeczesać sobie włosy, jak to zwykle miała w zwyczaju, gdy jest zdenerwowana, ale powstrzymała się w połowie ruchu, bo przypomniała sobie, ile zajęło jej dziś układanie ich w tak idealny kok.
— Nie rozumiem... — odpowiedziałem zmieszany. — Przecież tylko powiedziałem, że mam chło—
— No właśnie! I po pierwsze, dowiadujemy się tego przy całej rodzinie, a po drugie... dowiadujemy się tego przy... No przy nich! Zwariowałeś?!
— Podałaś mi jeden argument, inaczej go nazywając chyba...
— Nie zmieniaj tematu! Co ty myślisz, że co oni teraz pomyślą?! Czy my żyjemy w Europie, że możesz sobie na prawo i lewo mówić, że kogoś masz?! Znaczy chłopaka! — Uniosła głos i spojrzała na milczącego ojca, który masował sobie skronie. — Kochanie, powiedz coś!
— Nie mam pojęcia, jak to skomentować — odparł lakonicznie, jak to zresztą miał w zwyczaju.
— Się wysiliłeś — skarciła go kobieta, aby następnie z westchnieniem usiąść na kanapie.
— Jesteście na mnie źli, że jestem gejem? — zapytałem cicho, bo szczerze zrobiło mi się dość smutno. Teraz pomyślałem, że faktycznie powinienem im to wcześniej powiedzieć na osobności, a nie oznajmiać to przy wszystkich, nie będąc pewnym ich reakcji. — Przepraszam...
Usiadłem na przeciwko kobiety, koło której zasiadł mąż i zacząłem się nerwowo bawić palcami.
— Nie jestem zła, że jesteś gejem, Chanyeol. Znaczy trochę tak. Ale w sumie to nie. Może trochę. — Mama w końcu się odezwała i posłała mi delikatny, aczkolwiek niezbyt pewny uśmiech. — Oczywiście, jestem zaskoczona i nie ukrywam, że wolałabym, abyś miał... dziewczynę, ale chcę żebyś był szczęśliwy... Jednak uważam, że jesteś już na tyle dorosły, że nie powinieneś mówić, co tylko ci ślina na język przyniesie. Zwłaszcza nie przy takim towarzystwie. Dziecko drogie... trochę pomyśl czasem.
— Miałem kłamać? — Nie rozumiałem logiki moich rodziców, ale mimo wszystko odetchnąłem z ulgą przez myśl, że dość łatwo zaakceptowali moją orientację. W sumie moja mama nigdy jakoś nie miała parcia na to, aby mieć milion wnuków i zobaczyć moje wielkie, huczne wesele.
— Czasami trzeba, a ty Chanyeol jesteś tak bardzo... bezpośredni. To nie zawsze jest dobra cecha. — odpowiedział ojciec, kręcąc głową w niezadowoleniu. — Zachowuj się i myśl jak dorosły, nie masz dziesięciu lat.
— Mam de ja vu. — Zmarszczyłem brwi. — Baekhyun chyba mówił mi to samo.
— Baekhyun?
— No... mój chłopak. Pamiętacie go? Opiekował się mną kiedyś.
— Zaraz... — Moi rodzice jak na zawołanie otworzyli szerzej usta i wstali. — Przecież on ma... ze trzydzieści lat!
— No tak, to źle? — Chyba naprawdę nie rozumiałem ludzi. To tylko jedenaście lat różnicy...
— Jezu, synu... przecież... możesz sobie znaleźć kogoś w swoim wieku... — Schowała twarz w dłoniach. — Nie wierzę...
— No, ale mówiłaś, że chcesz, żebym był szczęśliwy. I jestem, kocham go i on mnie też. — Starałem się jakoś załagodzić jej reakcję, więc przysiadłem się do niej, bo znowu opadła na siedzenie. Objąłem ją ramieniem. Odwzajemniła mimo wszystkich emocji uścisk i głośno westchnęła.
— Co ja z tobą mam, Chan...
— Mam nadzieję, że kiedyś będziecie mogli go poznać. Znaczy... znacie go, ale dawno nie widzieliście, więc... wiecie o co mi chodzi?
Ojciec pokiwał głową i poklepał mnie po plecach.
— Tylko nie kontynuuj już tego tematu przy stole. Cieszymy się, że jesteś szczęśliwy, ale... nie powinno się o takich rzeczach mówić głośno. Rozumiemy się?
Przewróciłem oczami zirytowany podejściem ludzi w moim kraju do sprawy homoseksualizmu, ale mimo to nie mogłem narzekać. Moi rodzice zachowali się super, akceptując wszystko i nawet się z tego ciesząc. Mimo tego, że zawsze mieli dla mnie mało czasu, nie mogłem powiedzieć, że byli źli. Byli świetnymi rodzicami i udowodnili to właśnie dziś. Byłem niesamowicie szczęśliwy, że spędzę jeszcze z nimi cztery dni. Miałem wrócić do Pusan dopiero ostatniego dnia miesiąca, ale już ich wczoraj ostrzegłem, że wrócę jednak o dzień wcześniej. Przyjęli to z niechęcią, ale rozumieli moją decyzję.
Nie mogąc się powstrzymać, objąłem tę dwójkę i zaśmiałem się ze szczęścia z powodu ich postawy wobec mnie.
— To co? Deser?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No witam, to znowu ja 🐢
Nie spodziewaliście się mnie, prawda?
Jak wam mija sobotni wieczór, bo mi beznadziejnie? Zima ssie
Stwierdziłam, że czemu nie, wstawię kolejny tak szybko, bo w sumie spięłam tyłek a i wena bardzo wróciła i mam znowu fajny zapas rozdziałów c:
A tak wgl wolę ostrzec już teraz, a mianowicie nie czytajcie kolejnego rozdziału bez: Inhalatora, 26 paczek żelków, mydła w płynie i chęci do życia.
(Dopisek 09.12.17) Jakby co są to stare notki sprzed roku, ff jest poprawiane, ale nie czuję potrzeby usuwania ich, czułabym się źle mając puste rozdziały bez próby rozmowy z Wami c: Kocham i nie przejmujcie się, ten wieczór wcale nie jest beznadziejny 💜
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top