25. On naprawdę nie ma za won wyczucia!

Kyungsoo

Szedłem właśnie zapchanym chodnikiem, pijąc kawę z sieciówki. Nie miałem czasu, by wejść do Minseoka na dobrą, prawdziwą kawę i niestety musiałem zadowolić się tym. Bez Baeka mam lekkie urwanie głowy w firmie, ale na szczęście mój koszmar miał się skończyć wraz z jego powrotem, czyli za dwa dni. Z tego co wiem, obydwoje z Chanem świetnie się tam bawią, a ja przez telefon mogłem usłyszeć, jak bardzo Bae jest szczęśliwy. To dobrze, bardzo się o niego ostatnio martwiłem, zwłaszcza po tym, co powiedział mi o rodzicach i Taeyeon. Nie mogłem go zrozumieć. Baekhyun był jaki był, zawsze bardzo liczył się z opinią rodziny, jednak szczerze uważam, że sam sobie kopie dół, udając cały czas idealnego syna. Czy on nie widzi, do czego sam doprowadza? Ma przy sobie Chanyeola, który jest naprawdę świetnym, dobrym chłopakiem, a ja natomiast już widzę, jak znając jego rodziców, już zaraz będą go pytać o nadzienie tortu ślubnego i o kolor kwiatów w jego i Taeyeon ogrodzie.
Nie chciałbym do tego dopuścić, ale nie chcę wpływać też znacząco na decyzje Baekhyuna. To jego życie.

Tyle, że ten głupek potrafi doprowadzić mnie do wewnętrznej frustracji, ewentualnie zawału, gdy dowiedziałem się, że to właśnie ich samolot miał wypadek.

Ale cokolwiek by się nie działo, to i tak nie mam prawa go pouczać odnośnie czegokolwiek, skoro sam zachowuję się jak idiota, myśląc o pewnej drobnej blondynce, która postanowiła ponownie z brudnymi buciorami wkroczyć do mojego życia.

A ja nienawidzę brudu.

Wszedłem do wysokiego biurowca, który znałem już dosłownie na pamięć i skierowałem się na moje piętro, gdzie odłożyłem swoją torbę i płaszcz. Od razu podbiegło do mnie trzech rekrutów, których tak na marginesie miałem już serdecznie dosyć.

— Hyung, ksero się zepsuło i nie mam tych kopii, które kazałeś mi zrobić!

— Nie dostałem potwierdzenia odbioru przesyłki od pana Choi! Co mam zrobić? To miało być na wczoraj...

— Jakie ja właściwie faktury miałam sprawdzić...?

Westchnąłem i pomasowałem sobie skroń, patrząc ciężko na trójkę studentów, którzy stali przede mną lekko przestraszeni, czekając na pomoc. Dziewczyna wyglądała, jakby miała się popłakać, albo udusić z nadmiaru emocji. Trochę mnie to jednak nie dziwiło, pierwsza praca zawsze jest stresująca, a ona jest tu raptem od trzech dni.

— Jeśli nie działa drukarka, to domyśl się, że nie jest to jedyna drukarka w tym budynku. Znajdź inną. — Chłopak szybko pokiwał głową, a ja przeniosłem wzrok na drugiego. — Ta przesyłka nie jest naszym priorytetem. Poczekajmy jeszcze kilka godzin. A ty... zaraz do ciebie przyjdę, tylko to sprawdzę.

Gdy wszyscy odeszli, przyszli kolejni z podobnymi pytaniami. Czy ja jestem w tej firmie niańką?

Gdy rozprawiłem się z kolejnymi, banalnymi problemami, zająłem się w końcu swoją robotą, która mnie dosłownie pochłonęła. Ocknąłem się z marazmu dopiero w chwili, gdy ktoś zamaszystym ruchem postawił mi na biurko kawę z logiem mojej ulubionej kawiarni. Spojrzałem w górę, wyrywając się z otępienia, a myśl o małym druczku z dokumentów w jednej chwili opuściła mój umysł.

— Odpocznij może chwilę? — Zobaczyłem cudowny uśmiech Jongina, który z czerwonymi od zimna policzkami, stał przy moim biurku. Uśmiechnąłem się lekko na jego widok i z wdzięcznością chwyciłem gorący napój, od razu pociągając łyka.

— Nie mam czasu, aby odpoczywać — westchnąłem cicho i odruchowo poprawiłem mankiet płaszcza chłopaka. — To nie najlepszy czas na odwiedziny, Jongin.

— Mózg człowieka potrzebuje co jakiś czas odpoczynku. Jeśli chociaż przez piętnaście minut będziesz odpoczywać, praca będzie wydajniejsza. Udowodniono to w—

— Spokojnie, nie potrzebuję takiej wiedzy. — Machnąłem ręką i podrapałem się po głowie. — Dobra, poczekaj chwilę.

Zobaczyłem, jak Jongin uśmiecha się szeroko i zajmuje miejsce, z którego właśnie wstałem, aby dopilnować szybko, czy wszyscy na pewno zajmują się tym, czym mają i czy nikt nie potrzebuje pomocy. Teoretycznie to nie były moje kompetencje, aby pomagać innym pracownikom, ale ja po prostu nie mogłem przejść obojętnie obok kogoś, kto wymaga pomocy. Na szczęście jak na razie wszyscy sobie jakoś radzili, więc mogłem pójść z Kaiem do knajpki, która znajdowała się na jednym z pięter. Zazwyczaj było tu mało osób i sam tu byłem chyba tylko raz, bo ceny mieli naprawdę kosmiczne, a ja mam na co wydawać pieniądze. Nie było jednak gdzie indziej pójść, więc zamówiliśmy tylko po ciastku.

— Nie przepracowujesz się, hyung? — zapytał mnie Jongin, patrząc na mnie swoim czujnym wzrokiem. Mówiłem już kiedyś, że Kai ma naprawdę piękne oczy? Nie wątpię, że są zwierciadłem duszy, bo właśnie po nich od razu potrafiłbym stwierdzić, że jest kimś interesującym i bystrym.

— Owszem, ale ktoś musi. Ty chyba na brak czasu nie narzekasz? — zaśmiałem się lekko, na co Jongin westchnął.

— Myślę po prostu, że powinieneś o tym porozmawiać z Baekhyunem, przecież może ci załatwić jakąś pomoc. Ostatnio siedzisz tu po nocach...

— Właśnie, ostatnio. Uwierz mi, pracuję tu od kilku lat, jest okres przedświąteczny, a dzieci dostają od rodziców nowe telefony i tablety, a ludzie wymieniają lodówki, żeby zmieściło im się więcej żarcia. To minie wraz z nowym rokiem, nie musisz się martwić.

— Jak chcesz. Po prostu chciałbym, abyś miał więcej czasu, aby spędzać go ze mną. — Uśmiechnął się zabójczo, a ja parsknąłem śmiechem, przez jego szczerość.

— Byliśmy przecież jakiś czas temu na obiedzie.

— Wolę określenie 'randka' — powiedział Kai, robiąc z ust dzióbek. — I to było dawno.

— Tydzień temu.

— No właśnie.

Pokręciłem głową, aby następnie poklepać go po głowie.

— Po świętach będę mieć na pewno czas, ok? Jesteś młody, możesz na mnie poczekać.

— Nie twierdzę, że nie — odpowiedział natychmiastowo i zapatrzył się przez chwilę na coś za mną. — To jest ten cały ojciec Baekhyuna?

Odwróciłem się i podążyłem za jego spojrzeniem, natrafiając na postać ojca Bae. Pokiwałem głową na pytanie Kaia.

— Skąd go znasz? — zapytałem zdziwiony.

— Chanyeol lubi robić zdjęcia wszystkiemu i wszystkim. Poza tym uważa, że spoko jest mieć chociaż jedno zdjęcie przyszłego teścia, czy coś takiego.

— Ja go naprawdę nie umiem nie lubić — zaśmiałem się, mając na myśli oczywiście Yeola. Ukłoniłem się lekko, gdy do naszego stolika podszedł nie wiedzieć czemu starszy mężczyzna, o którym właśnie rozmawialiśmy.

— Witaj, Dyo. Dawno się nie widzieliśmy. — Przysiadł się bez pytania do nas i obdarzył Kaia szerokim uśmiechem. — Miło mi poznać, Minwoo Byun.

— Kim Jongin.

— Brakowało panu tego pędu, prawda? — zagadnąłem starszego mężczyznę, który poprosił kelnerkę o małą, czarną kawę. — Cieszy się pan z tych wakacji Baekhyuna, mogąc zająć jego miejsce?

— Nawet nie wiesz, jak wielką masz rację. Brakuje mi tego, oj brakuje... — westchnął, a Jongin spojrzał na niego z zaskoczeniem. Chyba nie do końca wiedział, że istnieją osoby, które naprawdę czerpią przyjemność z pracy, a z tego, co zdążyłem się zorientować, Kai raczej był leniwą osobą. — Baekhyunowi zresztą też się te wakacje przydadzą. Chyba nie miał ostatnio nastroju. Trochę tylko szkoda, że zostawił panienkę Taeyeon i wyjechał sam. Powinien się zainteresować, żeby zabrać ją na wspólne wczasy, skoro już oficjalnie w końcu są razem.

Spojrzałem na niego w szoku, nie mniejszym niż Jongin, który właśnie po tych słowach zakrztusił się ciastem, które w końcu zaczął jeść. Ja jednak byłem w szoku dlatego, że powiedział to właśnie przy Kimie, który chyba byłby w stanie udusić Baekhyuna za to, że to wszystko wygląda tak, jakby Bae się Chanyeolem bawił. To przecież naprawdę nie było tak.

— Słu... słucham? — zapytałem, udając zdziwienie, aby Jongin nie domyślił się, że wiedziałem o tym już wcześniej.

— Baekhyun nic ci nie mówił? Co z niego za przyjaciel? — Pan Byun pokręcił głową, ale i tak wyglądał na zadowolonego. — Myślałem, że się już tego nie doczekam.

— Muszę iść — odezwał się chłodnym głosem Kai i ukłonił się lekko w stronę starszego pana, pamiętając o kulturze. — Do widzenia.

Pan Byun uśmiechnął się na pożegnanie, a ja szybko wstałem, aby ruszyć za nim.

— Przepraszam, naprawdę już muszę wracać do pracy, przerwa mi się skończyła. — powiedziałem, widząc pytające spojrzenie. — Było krótko, ale bardzo miło. Do zobaczenia, panie Byun.

Mężczyzna pożegnał się ze mną, najprawdopodobniej dalej jednak myśląc o Baekhyunie, dumie ich rodziny.

— Jongin, możesz zaczekać?! — krzyknąłem za oddalającym się coraz szybciej blondynem. Wiedziałem, że jest aktualnie wściekły, ale nie rozumiałem, dlaczego przelewa swoją złość na mnie, ignorując prośby. W końcu zirytowany po prostu do niego podbiegłem i chwyciłem za rękę. — Gdzie idziesz? Baekhyuna i tak na razie nie ma.

Odwrócił się w moją stronę, a ja skuliłem się lekko pod wpływem jego chłodnego wzroku i mimice twarzy. Zdziwiony puściłem jego dłoń i cofnąłem się o krok. W takich chwilach właśnie sobie przypominam, że nie należę do zbyt śmiałych i kłótliwych osób, a na spokojnej rozmowie raczej się w tym momencie nie skończy.

— Wiedziałeś o wszystkim. — Bardziej stwierdził, niż zapytał, a ja spojrzałem na niego zaskoczony. — Nie udawaj. Znam się na ludziach. Nie jesteś dobrym aktorem, w przeciwieństwie do Baekhyuna.

— Jongin, ty naprawdę nic nie rozumiesz — powiedziałem spokojnie, bo starałem się nigdy nie podnosić niepotrzebnie głosu. Jakikolwiek by nie był, trzeba mieć cierpliwość do swojego rozmówcy. — Usiądźmy i pogadajmy, wszystko ci wyjaśnię. Co chcesz niby teraz zrobić? Zadzwonić do Chanyeola i zepsuć mu te ostatnie dni wakacji?

— A mam siedzieć na dupie i cieszyć się, że się tam teraz szczęśliwie bawią? Yeol może i nie jest najbystrzejszym człowiekiem na świecie, ale jest do cholery moim przyjacielem i nie pozwolę, aby był jakąś kukłą do zabawy kolesia, który stwierdził, że spoko by było od czasu do czasu przespać się z facetem! Odmiany mu się zachciało?!

— Powtórzę ostatni raz. Usiądziemy i porozmawiamy, czy zepsujesz mu wakacje? Twój wybór.

— Przecież ci powiedziałem, że—

— Decyzja.

Zauważyłem, że moja stanowczość trochę uspokoiła Jongina, tak, że ten już nie podnosił głosu i stał przede mną, zastanawiając się, co zrobić.

— Dobra, ale teraz.

— Dobrze. Pójdę tylko wziąć swoje rzeczy. Poczekaj na mnie na dole. Jeśli zadzwonisz pod moją nieobecność do Chanyeola, możesz zapomnieć o czymkolwiek, kiedykolwiek więcej z mojej strony. Nasza znajomość się skończy, zrozumiałeś?

Od razu pokiwał lekko głową, a ja czułem, że temu zależy na mnie na tyle mocno, że nie zerwie obietnicy. Jedynie jego uczucia trochę dodały mi sił w tej sytuacji, bo szczerze sam bałem się, że Chanyeol się o tym dowie. Nie chcę, aby ten chłopak cierpiał z powodu tego nieporozumienia, zwłaszcza, że naprawdę kocha Baekhyuna jak nikt inny na świecie. I właśnie na tym polegał niestety problem, że ze wzajemnością.

Wszedłem tylko na górę po swoje rzeczy, aby zostawić sobie więcej pracy na następny dzień. Wróciłem do Jongina i w napiętej ciszy przeszliśmy kawałek dalej, aby wejść do przytulnego wnętrza kawiarni Minseoka, gdzie było dość sporo klientów. Dlatego właśnie usiedliśmy przy mało komfortowym jak dla mnie stoliku na środku. Zamówiliśmy po herbacie i przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Chwyciłem w swoje palce dłoń Jongina, która leżała na blacie, a on spojrzał na to kątem oka, nie komentując jednak mojego gestu. Najwidoczniej sprawa Chanyeola obchodziła go na tyle bardzo, że nie liczyło się nic poza tym, nawet to, że jestem pewien, że gdybym złapał go w ten sposób kiedykolwiek indziej, ten jarałby się tym do końca dnia. Nie dziwiłem się jednak jego brakiem reakcji. Nie ukrywajmy, z Chanyeolem był o wiele bardziej zżyty niż ze mną, ale jak tak teraz o tym myślę, chciałbym samolubnie przeskoczyć Yeola w tej hierarchii. Czułem chyba coś więcej do tego chłopaka, przez którego z mojej głowy rozpływał się obraz Hyoyeon, a który teraz patrzył na mnie wyczekująco.

— Baekhyun naprawdę kocha Chanyeola. Nie przerywaj mi. — Uniosłem palec do jego ust, gdy zobaczyłem, jak już je otwiera, aby zacząć się kłócić. — Nie znasz Bae, on nie jest kimś, kto się bawi innymi. Czysto subiektywnie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie znam lepszej osoby niż on. Znam go naprawdę bardzo dobrze. Ale on też jest człowiekiem i ma wady. Wiesz jaka jest najgorsza? Brak asertywności, gdy w grę wchodzą jego rodzice. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje, bo wiem, że był normalnie wychowywany, a z rodzicami ma dobry kontakt. Sam widziałeś, pan Byun jest naprawdę sympatyczny. Jednak rodzice Bae... nawet o tym nie wiedząc, całe życie wywierają na niego presję, która zmieniła go do tego stopnia, że ten nie umie już im odmówić nawet w takiej sprawie jak związek z kimś, kogo nie kocha. A oni tego nie widzą. To nie tak, że zawsze powtarzali 'musisz być najlepszy'. Nie. To Baekhyun sobie to ubzdurał od dzieciaka i żył, robiąc wszystko, co tylko się da, aby oni go postrzegali jako idealnego syna. To, co stało się z jego psychiką to proces, rozumiesz? Proces, który dalej trwa, a nie może go przerwać. Jesteś inteligentny, mam nadzieję, że rozumiesz. On... — westchnąłem cicho, czując, że moje oczy robią się nieco wilgotne. — On nie umie z tym walczyć i doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że rani nie tylko siebie, ale i w końcu Yeola, bo wszystko się wyda. Ja... nie wiem, co zrobić. Chcę, aby w końcu zerwał się z tej niewidzialnej smyczy. Chcę, żeby jego rodzice też się ocknęli i zobaczyli, co z nim zrobili wbrew sobie. Żeby zobaczyli problem, którego nie dostrzegają przez całe jego życie. Jongin, staraj się go zrozumieć, bo mam wrażenie, że on sam tego nie umie. Chyba nie umie sobie uświadomić swojego problemu, mimo że rozmawiałem z nim o tym już nie raz.

— Skoro wiesz, jaki jest Baekhyun, dlaczego ty nie porozmawiasz z jego rodzicami?

— Baekhyun przede wszystkim jest dorosłym mężczyzną, który powinien sam móc kontrolować swoje życie. To on pociąga za sznurki, ja mogę mu jedynie doradzić, pomóc. Chcę też po prostu... myślę, że każdy powinien sam zawalczyć o siebie. Nikt tego za niego nie zrobi. Jest moim przyjacielem, kocham go, ale chcę, żeby sam był w stanie wziąć się w garść, żebym mógł być z niego dumny. Rozumiesz mnie?

Jongin patrzył na mnie w skupieniu, aby po chwili pokiwać głową, przez co wypuściłem powietrze z ulgą.

— Czyli nie zadzwonisz do niego? — Wolałem się upewnić. — Baekhyun sam prędzej czy później powie o wszystkim Parkowi.

— Oby. Bo jeśli go skrzywdzi, to już nic go nie usprawiedliwi. Jesteś tego świadom?

Teraz to ja skinąłem głową, aby następnie się uśmiechnąć.

— Czyli zobacz, udało ci się mnie w końcu wyciągnąć na drugą randkę. W trochę niemiłych jednak okolicznościach, ale... zawsze coś.

— To randka? — zapytał zaskoczony, unosząc wysoko brwi. W jego oczach dostrzegłem wesołe iskierki, które trochę przyćmiły poprzedni, nieprzyjemny temat.

— A chciałbyś?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie, co? .-. Stwierdziłam, że warto być nieprzewidywalnym.

Mam bardzo zły humor, dlatego wstawiam, a wiem, że Wasze komentarze zawsze mi go poprawiają

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top