24. Nawet ciastka mają pazurki

Baekhyun

Obudziłem się, czując zapach pachnącej pościeli i ciepło leżącego obok mnie Yeola. Uśmiechnąłem się i przysunąłem bliżej niego, po czym nie zważając na to, że mogę go obudzić, wtuliłem się w niego mocno, jakby był moim pluszakiem. Bo w sumie to był, takim moim osobistym misiem i ciastkiem w jednym.

Pomyślałem jeszcze o wczorajszym dniu i schowałem czoło w jego szyi, myśląc o tym, że obydwoje mogliśmy wczoraj być martwi, nie mając szans, aby tu tak po prostu sobie leżeć w swoich objęciach, jak gdyby nigdy nic. W myślach też zobaczyłem te czarne worki, które wnoszone były do karetki. Gdy się ocknąłem i zacząłem biegać jak oszalały w poszukiwaniu młodszego, zdołałem tylko zobaczyć, jak staruszka, na którą przed upadkiem Chanyeol krzyczał, zakrywana jest czarnym szeleszczącym materiałem. Siedzieliśmy tuż obok niej...

— Dlaczego płaczesz? — Z rozmyślań wyrwał mnie głos mojego uszatka.

— Co? Nie płaczę. — Uniosłem twarz, aby na niego spojrzeć i dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że faktycznie moje policzki są mokre. — Nie zauważyłem... nic się nie stało... myślałem o wczoraj i tak jakoś... Nie poczułem nawet, nie martw się.

— Zapomnijmy o tym, ok? W sensie... no wiesz, to i tak niczego nie zmieni i w ogóle... — zaproponował niepewnie, patrząc na mnie nie śmiało.

— Wiem, że nie zmieni, ale i tak to... po prostu... enigmatyczne uczucie...

Chanyeol pokiwał głową, zgadzając się ze mną, aby potem się szeroko uśmiechnąć i zacząć mnie łaskotać. Zacząłem się dusić ze śmiechu i grozić mu, że jak nie przestanie, może tylko pomarzyć o kolejnych wspólnych kąpielach, ale chyba nie wziął moich słów na poważnie, bo przestał dopiero, gdy niechcący chyba zbyt mocno uderzyłem go w brzuch.

— Było nie zaczynać! — krzyknąłem i uradowany z wolności wstałem, aby się przeciągnąć.

— Było nie wprowadzać pogrzebowego nastroju! — odkrzyknął ze śmiechem, gdy już skierowałem się w stronę łazienki, aby doprowadzić się do względnego porządku.
Po ogarnięciu się i po małej bitwie na pastę do zębów (Chanyeol, dlaczego przy tobie staję się dzieckiem?) zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy głodni, bo w sumie nie jedliśmy nic, odkąd zatrzymaliśmy się w jednej z knajpek jeszcze na lotnisku w Seulu. Zeszliśmy do restauracji i niczym zwierzęta pożarliśmy większość potraw znajdujących się na długich, rozłożonych stołach, z czego ja oczywiście zjadłem większość słodkich przysmaków. Nie wiem, jak można żyć bez naleśników. Problemy pierwszego świata.

— To dziwne, że nawet w środku zimy mają takie oblężenie — powiedział Chanyeol, odkładając z westchnięciem swoje sztućce, gdy najwyraźniej nie był w stanie wepchnąć w siebie kolejnej porcji jajecznicy. Pomasował się po brzuchu i jęknął. — Czuję się, jakbym był w ciąży.

— Mogę być ojcem? — zaśmiałem się i rozejrzałem po dużej sali, w której jedna ściana była przeszklona, dając widok na nieczynny o tej porze roku basen. — To ładne miejsce i dobry hotel, więc to normalne, że ludzie przyjadą w takie miejsce odpocząć. W ogóle to dziwnie widzieć wszędzie Europejczyków, no nie? Wszyscy wyglądają prawie tak samo...

— Zastanawiam się, jak matka może odróżnić swoje dziecko od innych. — Yeol poprawił swoje włosy i przyjrzał się jednej dziewczynce przebiegającej obok naszego stołu, aby następnie przenieść wzrok na inną, chyba trochę od niej starszą. — O, wiem! Te mają inny kolor włosów!

🌼🌼🌼

Szliśmy spokojnym krokiem, obserwując z zachwytem okolicę, porośniętą niezbyt gęstą zielenią, jednak najważniejsze było to, że były tu... kaktusy! Pełno cudownych super kaktusów o różnych wielkościach, kształtach i innych szczegółach. Byłem w swoim małym kaktusowym raju, a Yeol chyba podzielał mój entuzjazm, bo jak dziecko wskazywał mi co parę kroków kolejnego.

Kto by podziwiał w takiej chwili wulkany, kiedy jesteśmy otoczeni kłującym rajem?

Na szczęście mimo trwającej zimy, temperatura na wyspie była dość ciepła, więc szliśmy z rozpiętymi, niezbyt grubymi bluzami, trzymając się za ręce. Według kobiety z recepcji najbliższe miasteczko powinno być kwadrans od hotelu, jednak szliśmy już czterdzieści minut i zdaliśmy sobie w końcu sprawę, że chyba poszliśmy w nie tym kierunku co trzeba, a pani z recepcji chyba 'right' pomyliło się z 'left'. Nie widzieliśmy jednak sensu w zawracaniu, bo w końcu i tak dojdziemy do jakiejś cywilizacji. Tutaj ponoć wszystko jest blisko.

— Chyba nie jestem stworzony do takiego wysiłku. — Oho, chyba włączył się tryb Yeolruda, czyli moje autorskie połączenie Chanyeola z irytującym marudą.

— Nie cieszysz się, że możemy być tyle czasu sam na sam? — Uśmiechnąłem się słodziutko, mając nadzieję, że moje słowa pomogą mu znaleźć jakiś plus sytuacji, w której się znaleźliśmy.

— Racja — Momentalnie się rozpromienił i energicznym krokiem parł przed siebie. Spojrzałem z uśmiechem na jego twarz, wyglądającą dziś trochę inaczej, bo Yeol podczas naszego wypadku zgubił okulary. Zastanawiałem się, czy na pewno dobrze sobie bez nich radzi, ale o nic się nie potykał, ani na nic nie wpadał, więc jego wada wzroku chyba nie była tak duża, jak sądziłem.

Ku naszemu szczęściu po jakimś czasie nagle wyrosły przed nami pierwsze oznaki cywilizacji wraz z kamiennymi budynkami, licznymi kawiarenkami, lodami na każdym rogu i cudownym, długim pomostem, na którym siedzieli liczni turyści, machając wesoło nogami nad wodą.

— Pójdziemy się napić? — Zaproponował Chanyeol, patrząc wprost na knajpkę, która spodobała mi się od pierwszego wejrzenia przez urokliwy, stary szyld i kwiaty w dużych donicach, stojących przed drewnianymi, po części przeszklonymi drzwiami.

Pokiwałem z entuzjazmem głową i usłyszałem, jak Chanyeol przed wejściem do środka mówi, abym usiadł przy jednym z wystawionych na zewnątrz stolików, a on w tym czasie zamówi nam coś, co na pewno mi posmakuje. Podziękowałem mu szerokim uśmiechem, bo ten domyślił się, że po takiej wędrówce naprawdę bolą mnie nogi i jedyne o czym marzę, to aby usiąść.

Usiadłem na wygodnym krześle i przechyliłem głowę do tyłu, ciesząc się ciepłymi promieniami słońca. Mój spokój jednak nie trwał długo, bo poczułem jak coś, a właściwie ktoś mi to słońce zasłania, przez co niezadowolony otworzyłem oczy.
Przede mną stał mężczyzna o wyraźnie opalonej skórze, ciemnych, lekko kręconych włosach i niezbyt pięknym uśmiechu.

— Kochaniutki, sam tutaj jesteś? — zapytał łamanym angielskim, a po sposobie w jaki powiedział to zdanie, od razu wiedziałem, że nie jest zdecydowanie najbardziej trzeźwą osobą na tej wyspie. Przez silny wiatr, który nagle się zerwał, doleciał też do mnie nieprzyjemny zapach alkoholu i jego potu, przez co nie mogłem się powstrzymać i wyraźnie się wykrzywiłem.

— Nie, nie jestem sam — odpowiedziałem w tym samym języku, mając nadzieję, że ten człowiek o pokaźnych gabarytach ku mojemu szczęściu od razu się odczepi. Nigdy nie byłem dobry w takich kłopotliwych sytuacjach, więc poczułem się zdecydowanie niekomfortowo.

— Bejbe, widzę, że jesteś sam, nie okłamuj tatusia — odpowiedział, szczerząc się jak idiota, a ja w duchu przekląłem to, że wyglądam jak jakiś student, zwłaszcza, że nie byłem w swoich zwyczajowych, eleganckich ubraniach, więc mężczyzna nie jest w stanie zrozumieć, że jestem dorosłym mężczyzną, a nie jakimś gnojkiem, który poleci na 'tatusia'.

— Tatusia? — zapytałem i wstałem, będąc zirytowanym już nachalnym typkiem. — Chyba nie wiesz, do kogo ty mówisz.

— Lubię zadziornych. — Przybliżył się do mnie niebezpiecznie blisko, a ja cofnąłem się o krok. Chciałem odepchnąć go od siebie, gdy ponownie się do mnie przybliżył, ale wyręczył mnie Chanyeol, który bez cackania się, po prostu uderzył go z prawego sierpowego w twarz. Nieznajomy wpadł na stolik stojący za nim, na szczęście go nie uszkadzając. Przez chwilę chyba starał się zrozumieć, co właśnie zaszło i gdy to już zrobił, wstał, aby agresywnie ruszyć w stronę Yeola. Chciałem ponownie powstrzymać faceta, jednak młodszy ponownie był szybszy i mocno złapał go za nadgarstek, sprawnie go wykręcając.

— Spróbowałbyś go tylko tknąć. — Mój facet odezwał się poważnym głosem, którego jeszcze nie miałem okazji usłyszeć i spojrzał na niego z góry, z wściekłością wypisaną na twarzy. — Wypierdalaj.

Mężczyzna pomimo swojej słabej znajomości angielskiego, chyba zrozumiał, co Chanyeol mu zakomunikował, więc odszedł, ówcześnie plując nam pod nogi. Widziałem, że rozmasowywał sobie nadgarstek i klął cicho pod nosem, idąc w stronę przystani.

— Coś ci zrobił? — zapytał Yeol, odwracając się do mnie. Spojrzał na mnie czujnie, a ja wgapiałem się w niego oczarowany. Wydawał się jakiś taki... inny? Po prostu jego twarz wydawała mi się bardziej dorosła, poważniejsza niż zazwyczaj. Właśnie w tej chwili zdałem sobie dopiero sprawę, że mój kochany chłopiec już za jakiś czas stanie się prawdziwym mężczyzną, pewnie też trochę mniej naiwnym dzieciakiem, którym był. Kto wie, może nawet kiedyś odrzuci gdzieś w kąt swoje koszulki z wielką wiewiórką walczącą mieczem świetlnym lub te z napisami typu 'stop heterowaniu'? Nie chciałem, aby się zmieniał, bo kochałem go takiego, jakim był, ale muszę przed sobą przyznać, że podoba mi się perspektywa dojrzałego Yeola.

W sumie nie oszukujmy się, każda perspektywa zwrócona w stronę mojego ciastka jest cudowna.

— Baek? Odpowiesz mi w końcu? Wszystko ok? Zdążył ci coś zrobić? Mamy znowu jechać do szpitala? — Patrzył na mnie niespokojnie, nawiązując przy okazji do naszej porannej wizyty w szpitalu, ponieważ tak jak postanowiliśmy, upewniliśmy się, czy na pewno wszystko z nami w porządku po wypadku.

— Spokojnie, nic mi nie jest. Nawet mnie nie dotknął. — Uśmiechnąłem się i uniosłem lekko na palcach, aby krótko go pocałować. — Dziękuję.

— Nie ma za co, ale... na pewno wszystko ok? Trochę się zawiesiłeś. — Zauważył, mając dalej skupioną minę.

— Oj, nie jestem babą. Nic mi nie jest. — Westchnąłem i wszedłem jednak do wnętrza kawiarni, bo gdy chmury zasłoniły słońce, wcale nie było mi tak super ciepło jak wcześniej. — A co do ciebie, Yeol... bijesz się o wiele lepiej, niż kiedyś.

— Nie śmiej się ze mnie! — Zareagował od razu na mój śmiech. Usiedliśmy przy stoliku. Oprócz nas w pomieszczeniu była jeszcze tylko jedna para i kelnerka czyszcząca filiżanki. — Miałem wtedy dziewięć lat.

— Wiem, ale po prostu przypomniało mi się to teraz. Zapomniałem, że taki słodziak jak ty w ogóle może się bić.

— Czy ty się znowu ze mnie nabijasz? — Spojrzał na mnie ciężko, ale wiedziałem, że i tak nie jest na mnie zły.

— Nie, powiedziałem tylko, że jesteś słodki. A jak dobrze wiesz... ja bardzo lubię słodkie rzeczy. — Uśmiechnąłem się kącikiem ust i patrzyłem, jak Chanyeol stara się udawać, że się nie zapowietrzył.

Do naszego stolika podeszła młoda, sympatycznie wyglądająca kelnerka i postawiła przede mną torcik czekoladowy i koktajl truskawkowy, na co uśmiechnąłem się szeroko do Chanyeola, bo tak dobrze zna mój gust. On sam zamówił sobie dokładnie to samo, a w dodatku trochę mu podjadałem, ale nie wyglądał na złego.

— Brudasie. — Chwyciłem chusteczkę i pokręciłem głową, zaczynając wycierać Yeolowi usta, gdy już skończyliśmy jeść. Ten zrobił zeza, jakby chciał zobaczyć, czy rzeczywiście się ubrudził, a to naprawdę wyglądało komicznie. Gdy dzięki mnie był już prawie czysty, przysunąłem się do niego, aby w moich ustach znalazło się jeszcze trochę czekolady, którą miał na swoich wargach. Zobaczyłem, jak lekko się zmieszał, ale i uśmiechnął promiennie na mój gest.

🌼🌼🌼

Kolejnego dnia zdecydowaliśmy się na zwiedzenie całej tej wyspy, jako że nie była ona zbyt wielka. Dla nas obydwu najlepszym punktem był oczywiście ogród kaktusów, gdzie biegaliśmy po nim podekscytowani jak dzieci. Nawet Park Narodowy Timanfaya, ani jaskinia z krabami albinosami nie dorastały do pięt naszej miłości do tych cudownych, kłujących, zielonych roślin.

Dlaczego ja właściwie nie mam kaktusa u siebie w biurze?

A, zasuszyłem go chyba.

Ale wiem, że Chanyeol ma u siebie na biurku kaktusa Alberta 2, bo Alberta 1 przelał jeszcze, gdy się nim opiekowałem w Seulu. Nawet niedawno mi wspomniał, że do tej pory ma wyrzuty sumienia, że doprowadził do końca jego żywota, a był to prezent ode mnie. Dlatego właśnie jakiś czas temu (to chyba była jakaś miesięcznica? W sumie nie wiem) dałem mu identycznego. Nigdy nie sądziłem, że komukolwiek taki drobiazg może sprawić przyjemność, ale Yeol był naprawdę bardzo szczęśliwy.

— To był serio świetny dzień — westchnął Yeol, leżąc pode mną na leżaku, na piaszczystej plaży. Obserwowaliśmy zachodzące słońce i odruchowo trzymaliśmy swoje dłonie. Ostatnie promienie słońca padały na nasze twarze, przyjemnie je rozgrzewając, bo wiał tu niestety chłodny wiatr.

— O czym myślisz? — zapytał Chan, a ja zdałem sobie sprawę, że robię coś, czego się nie powinno robić na wakacjach.

— Szczerze? O pracy.

— Zwariowałeś? — zapytał Yeol z pretensją. — Pracoholik. Liczy się tu i teraz. Nie myśl w ogóle o Seulu. Myśl o rybach, albo coś. O czymkolwiek. Chyba nie umiesz się relaksować...

— Przyzwyczajenie. — Wzruszyłem ramionami i krzyknąłem zaskoczony, gdy Yeol nagle poderwał się i chwycił mnie, jakbym nic nie ważył. Aby nie spaść, od razu odruchowo oplotłem swoje nogi na jego pasie. Chanyeol ruszył w stronę wody i wbiegł od razu aż po kolana. Poczułem chłodne krople na swoich bosych stopach, więc starałem się znaleźć wyżej.

— Yeol! Co ty robisz?! — krzyknąłem, patrząc na niego jak na wariata. — Odbiło ci?

— Odrywam cię od pracy. Mam nadzieję, że lubisz wodę. — Uśmiechnął się z entuzjazmem i wkraczał coraz głębiej, w dość duże fale.

— Już nie myślę, serio! — Zagwarantowałem mu i zacząłem się wyrywać. — Tylko wróćmy na brzeg, jest zimno!

— Oj tam, wieczorem się rozgrzejemy. — Jak on może zachować tak promienną twarz, gdy mi jest już tak zimno w dupę?!

— No weź, proszę, nie! — Ostatni raz zaprotestowałem, gdy fala zmoczyła już całe nasze ciała, a ja wzdrygnąłem się z zimna. — Jesteś idiotą, Park!

Mimo tego, że naprawdę mnie zdenerwował i tak nie wypuściłem go z objęć i mocniej oplotłem swoje ręce na jego szyi i oparłem swoją brodę o jego ramię.

— Za to jestem pewien, że nie myślisz teraz o pracy, prawda? Więc osiągnąłem to, co chciałem.

— Osiągnąłeś to, że nabawimy się zapalenia płuc, głupku.

— Oj tam, kocham cię — zaśmiał się i mnie wypuścił. Wbrew sobie popłynąłem za nim, nie zważając na to, że jesteśmy w ubraniach i jest przeraźliwie zimno.

Słońce już właściwie zaszło, a ja płynąłem spokojnie, obserwując twarz Yeola.

Był dla mnie piękny. Był też szczęśliwy w mojej obecności. A ja czułem jedynie ból w mojej klatce piersiowej przez silne uczucia do niego.

Chyba też cię naprawdę kocham. I przepraszam za to, jaki jestem i za wszystkie moje kłamstwa, skarbie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dobra, to będzie długie.

Chciałam też podziękować Wam, za to, że obserwuje mnie już ponad 300 osób. Bardzo dużo to dla mnie znaczy, wiedzieć, że aż tyle osób lubi moje prace i chce być ze wszystkim na bieżąco. dziękuję naprawdę mocno! 💜

Powiem Wam, że od dobrych kilkudziesięciu dni się zastanawiam... czy ja serio nie zeswatałam chanbaeka zbyt szybko? 😂 w sensie... kurde już pocałowali się po raz pierwszy w 9 rozdziale, po chyba... 2 tygodniach znajomości? ;-; teraz mi się to wydaje tak bardzo głupie :') możecie tu napisać, czy serio to wyglądało tak źle czy coś, bo nwm mam trochę mętlik w głowie;;

A i przepraszam za koniec tego rozdziału

Eh meh
dziękuję💜🐄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top