23. Mama mnie zabije, tata w sumie też

Chanyeol

— Super. Ja pierdziele, mogliśmy zostać w domu, szczęśliwie robić cokolwiek, może nawet pracować, lepić transformersa z twoich patyczków po lizakach, grać w Pet Party na facebooku, cokolwiek, a po prostu zginiemy i—!

— Zamknij się! Nie zginiemy, ok?! Nie panikuj!

— Nie chcę umierać tak młodo, rozumiesz?! Jezu moja mama mi nie wybaczy, jeśli zginę, tata też i—

— Zamknij się, proszę cię! — krzyknął ponownie Baekhyun, a ja tylko wydałem z siebie niezidentyfikowane dźwięki, nie wiedząc, co innego mógłbym robić. Schowałem twarz w dłoniach, gdy nad naszymi fotelami zgasły światła, a samolot został pogrążony w ciemności oraz spanikowanych krzykach i szlochaniu ludzi.

— Mogłabyś się zamknąć, kobieto?! — krzyknąłem spanikowany na modlącą się głośno staruszkę, która musiała siedzieć obok mnie.

— Chanyeol, uspokój się, nic nam nie będzie, obiecuję. — Baekhyun złapał mnie za dłoń i objął ją jeszcze drugą. — Oddychaj. Ja też się bardzo boję, ale musimy zachować spokój. — Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, jak mój ukochany się trzęsie, i że jego oczy, podobnie jak moje, są pełne łez, które zebrały się tam przez strach. — Wszystko będzie dobrze, musi być. — wyszeptał łamiącym się głosem. Objąłem go szybko i zasłoniłem swoim ciałem, gdy samolot przechylił się niebezpiecznie w prawo, a podręczne bagaże wypadły z górnych półek, spadając zarówno na podłogę jak i na nas. Przez chwilę czułem się ogłuszony, gdy coś twardego uderzyło mnie w głowę, ale od razu wróciłem do siebie, gdy Baekhyun dotknął tego miejsca jedną dłonią i objął mnie jeszcze mocniej.

— Prosimy zachować spokój! — Usłyszeliśmy głośny komunikat niskiej stewardessy, która jednak również do najspokojniejszych nie należała. — Piloci podejmą awaryjne lądowanie na lotnisku Nagasaki! Prosimy zachować spokój i czekać na dalsze instrukcje!

Nasz samolot ponownie wleciał w strefę turbulencji, a deszcz za oknem przybierał na sile. Błyskawice błyszczały jakby coraz bardziej, a ja miałem wrażenie, że zaraz serce podejdzie mi do gardła. Siedzieliśmy z Baekhyunem pochyleni do przodu, przez co mieliśmy wrażenie, że trzęsie nami choć trochę mniej. Zerkaliśmy co chwila na to, co się dzieje dookoła nas, ale i tak większość czasu patrzyliśmy na siebie, aby choć w taki sposób zapewnić sobie wsparcie, bo przez wszechobecny hałas dookoła i płacz jakiegoś dziecka, rozmowa nie byłaby komfortowa, zwłaszcza, że wiedziałem, że mój głos od razu pewnie by się załamał. Wzdrygnąłem się, gdy po swojej prawej stronie usłyszałem potężny huk. Odwróciłem się od razu w tamtą stronę, aby natychmiast tego pożałować przez widok dymu i płomieni wydobywających się z prawego silnika.

— Podchodzimy do lądowania! Proszę schować głowę pomiędzy nogami! — Usłyszeliśmy wyraźne polecenie i od razu zrobiliśmy, jak nam kazano. Po chwili usłyszeliśmy huk, a cała kabina zatrzęsła się. Poczułem bardzo silne uderzenie w głowę, w to samo miejsce co poprzednio i usłyszałem szloch staruszki siedzącej obok mnie.

Baekhyun coś do mnie krzyczał.

Chyba.

🌼🌼🌼

Otworzyłem oczy i poczułem się od razu, jakbym był na mocnym kacu. Wziąłem głęboki oddech, czując, że tlen to najważniejsza rzecz, której teraz potrzebuję. Uniosłem się do pozycji siedzącej i dotknąłem na głowie miejsca, w którym od razu wyczułem dużego guza i promieniujący ból. W ustach czułem metaliczny posmak, co najwyraźniej oznaczało, że krwawiło mi z wargi, ewentualnie jakimś cudem z dziąsła.

Rozejrzałem się wokoło i zobaczyłem ludzi opatulonych w koce, stojące niedaleko karetki i straż pożarną. Samolot, który znajdował się kilkanaście metrów dalej już nie płonął, ale wciąż okrywał się sporą ilością ciemnego dymu. Widziałem też czarne worki na noszach, które bynajmniej nie były bagażem, a ofiarami. Na ten widok poczułem cholernie mocny uścisk w sercu i wstałem, ignorując mężczyznę, który właśnie do mnie podbiegł i chciał mi zacząć świecić jakąś cholerną latarką po oczach.

Gdzie jest Baekhyun do cholery?!

Było ciemno, co ograniczało mi mimo wszystko widoczność, ale mimo to biegałem pośród zbiorowiska i gorączkowo szukałem mojego kochanego ideału. Nie było go, nigdzie.

Nie.

To nie może być prawda.

Wszędzie było pełno świateł.

Wszędzie było pełno hałasu, wśród którego gubiłem myśli i czucie w nogach.

Obrazy i twarze ludzi mieszały się ze sobą, a metaliczny smak krwi stawał się coraz intensywnienszy.

Spojrzałem przerażony na ciała, które jedne po drugich wnoszone były do karetek. Nie mogłem powstrzymać łez, które momentalnie zaczęły spływać po moich poranionych policzkach i ukucnąłem, czując, że moje nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Nie powstrzymywałem się już i zacząłem płakać, aby choć trochę dać upust emocjom, które w tej chwili zabijały mnie od środka.

Zanim jeden z worków został zapięty, zobaczyłem starszą twarz, należącą do osoby, która siedziała obok mnie.

Nie chciałem, aby to była prawda.

Nie zasłużyliśmy na to swoim grzechem, który nie czynił żadnego zła.

— Chanyeol...? — Momentalnie odwróciłem się na dźwięk bardzo dobrze znanego mi głosu, ale łzy sprawiły, że obraz, który rozpościerał się przede mną, był niewyraźny. Przetarłem oczy i na widok płaczącego Baekhyuna, zapowietrzyłem się jeszcze bardziej. Podbiegłem do niego i chwyciłem go mocno w objęcia. Baek wzmocnił nasz uścisk i moczył mi koszulkę swoimi łzami.

Chwila, w której myślałem, że go straciłem, była zdecydowanie najgorszą w moim życiu. Uczucie, gdy myślisz, a właściwie wiesz, że już nigdy nie zobaczysz ukochanej osoby, jest gorsze od naprawdę wszystkiego innego na tym świecie. Żaden ból fizyczny nie jest w stanie dorównać sile pustki, która nagle ogarnia twój umysł i sprawia, że po chwili wszystkie złe emocje tego świata kumulują się właśnie na tobie.

— Yeollie, szukałem cię i... tak się bałem, że ty... — zaczął mój Baekhyun, gdy odsunął się ode mnie, aby spojrzeć w moje oczy. — Tak się bałem! — Połączył swoje usta z moimi w namiętnym pocałunku, słonym od naszych łez i brudnym od krwi.

Nie mogłem się nacieszyć tym, że Baekhyun jest ponownie w moich ramionach cały i zdrowy. Czułem, jak przez cały czas, muskając moje wargi, uśmiecha się ze szczęścia, co sprawiło, że przestałem czuć przeszywające zimno grudniowej nocy i zignorowałem fakt, że nie mam na sobie nawet okrycia, które zdjąłem jeszcze w samolocie. Baekhyun chyba zorientował się, że jestem dość przemarznięty i odkleił nas od siebie, aby nakryć mnie kocem, którym był cały czas owinięty.

Okryci podeszliśmy do jednej z karetek, aby sprawdzić, czy na pewno wszystko z nami w porządku, bo gdy cały szok i adrenalina minęły, odczuliśmy ból w poszczególnych częściach ciała. Na szczęście jednak i ze mną i Baekhyunem wszystko było w porządku, a co do mojej głowy, lekarz powiedział tylko, że do wesela się zagoi, a ja mu wierzę, bo na ślubie moim i Baeka wszystko będzie musiało być idealne!

Wraz z resztą osób skierowaliśmy się do hallu lotniska, gdzie już wszędzie stała prasa, chcąca dowiedzieć się czegoś o wypadku. Myśląc trzeźwo, od razu oddaliliśmy się jak najdalej od kamer. Nie byłoby fajnie, gdyby ktokolwiek znajomy zobaczył nas na lotnisku razem. W dodatku nie chciałem, aby moi rodzice dostali zawału, że mogłem zginąć i przede wszystkim, żeby nie obsypywali mnie pytaniami, co ja do cholery robię w Nagasaki, kiedy powinienem być na studiach i w pracy.

Usiedliśmy na krzesełkach z boku i obserwowaliśmy zbiorowisko. Osobom, które tu były, nie stało się nic poważnego, natomiast reszta została przewieziona do szpitali. Lekarze nalegali jednak, abyśmy z Baekiem pojechali z nimi do placówki zrobić tomografię dla pewności, ale zgodnie stwierdziliśmy, że sami zrobimy to na własną rękę. Dlatego właśnie, gdy dolecimy jakimś lotem na Lanzarote, od razu skierujemy się do jakiegoś szpitala. Chcieliśmy jednak po prostu jak najszybciej opuścić to lotnisko najbliższym lotem, który po dogadaniu się z obsługą lotniska, zagwarantowano nam już za dwie godziny. Baekhyun oparł swoją głowę o moje ramię. Był zmęczony, podobnie jak ja. Objąłem go ramieniem, a drugą ręką dotknąłem dużego strupka na jego policzku. Wyglądaliśmy jak siedem nieszczęść w tych brudnych, podartych ubraniach, ale napotkał nas kolejny problem, a mianowicie brak naszych rzeczy, które uległy zniszczeniu podczas lądowania i pożaru. Nie mieliśmy też kart kredytowych, które zostały na pokładzie, więc po przylocie na wyspę będziemy musieli załatwić jakoś i to. Na szczęście w kieszeni miałem trochę pieniędzy, które były przeznaczone do opłaty za studia, a zapomniałem ostatnio ich dać w dziekanacie. Tak, miałem kasę w kieszeni, bo niewygodnie by się nosiło w kieszeni portfel, a wyszedłem z domu po to, aby te pieniądze tylko wpłacić, ale tak się jakoś złożyło, że spotkałem na mieście Taehyunga i Yoongiego, więc po prostu poszliśmy pić.
Moje zapominalstwo jednak się przydało, bo po kilku minutach siedzieliśmy już w nowo zakupionych ubraniach, a po lekkiej toalecie wyglądaliśmy w miarę normalnie.

— Dziwnie wyglądasz bez tych wszystkich jaskrawych rzeczy i... twarzy jakiś psów na koszulce. — Zaśmiał się Baekhyun, poprawiając mi kołnierzyk błękitnej koszuli. Czułem się dziwnie w tak... zwykłych ubraniach, ale na szczęście to przecież tylko chwilowe.

— Moja bluza z kotem ze Shreka została w samolocie... — Zauważyłem mocno przybity. W sumie nie tylko ta, ale i mnóstwo innych, przez co zrobiło mi się serio smutno. Kocham moje ciuchy całym sercem.

— Kupimy nową, ty się lepiej ciesz, że żyjemy, głupku. — Baekhyun spojrzał na mnie karcąco, na co tylko westchnąłem i skierowałem się za nim w stronę naszej hali odlotów. Wiedziałem, że ma rację. Żyjemy, a to jest najważniejsze.

Wszystko dalej toczyło się bardzo szybko, bo po godzinie siedzieliśmy już w samolocie z nietęgimi minami. Do mojej głowy znów powrócił obraz staruszki, dla której byłem niemiły w ostatnich chwilach jej życia. Nie zasłużyła na to.

— Jakie jest prawdopodobieństwo... że i ten samolot się rozbije? — zapytałem nieśmiało, odtwarzając w głowie obrazy sprzed kilku godzin, które raczej zapamiętam na zawsze.

— Chyba mała, ale Jongin by ci to chyba dokładniej określił... — Baekhyun również nie tryskał entuzjazmem, ale był typem realisty, więc wzruszył ramionami. — Ale wypadki się zdarzają. Większe prawdopodobieństwo jest, że zginiesz jadąc samochodem niż samolotem... nie możemy się teraz bać już całe życie latać przez jeden incydent, prawda?

— Coś szybko się pozbierałeś. — Zauważyłem, jedynie trochę spokojniejszy.

Baekhyun nachylił się nade mną i zaczął delikatnie bawić się moimi kosmykami włosów, które jak czułem, teraz sterczały we wszystkie strony. Patrzył na mnie dłuższą chwilę, jakby nad czymś się bez pośpiechu zastanawiał.

— Po prostu cieszę się, że jesteś cały. Że obydwaj jesteśmy. — powiedział w końcu i posłał mi swój najpiękniejszy, delikatny uśmiech, przez który ścisnął mi się żołądek. — Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało.

—Lubisz sprawiać, że przestaję oddychać, o czym wiesz, prawda? — zapytałem, unosząc jedną brew. Oczy Baekhyuna zalśniły tymi swoimi pięknymi ognikami, a ich właściciel roześmiał się, jakbym powiedział coś zabawnego.

— Wiem i uwielbiam to. Tyle, że ty często robisz to samo ze mną, ale o tym nie wiesz, ciastku.

— Ciastku?

— Prosimy zapiąć pasy.

🌼🌼🌼

— Wow... tropikalnie, ale myślałem, że będzie gorąco czy coś. — Obserwowałem krajobraz za oknem, gdy jechaliśmy już do naszego hotelu. Na szczęście Baekhyun powiedział, że na tej wyspie wszystko jest blisko siebie, więc powinniśmy szybko dojechać. W międzyczasie skupiałem się na widoku ciemnych skał, które jak Baek mi wyjaśnił - tak naprawdę były lawą. Wszędzie było pełno wulkanów, serio wszędzie. Nie wiem, ludzie się nie boją, że wybuchną, czy coś? Ale ja tam nie wiem, geografia to też nie mój ulubiony przedmiot.

— W grudniu? Chan, to nie Afryka, żeby był upał — odpowiedział mi Baekhyun, jakby to było oczywiste. No cóż, ja po prostu kojarzyłem Wyspy Kanaryjskie z wiecznym upałem, palmami i zielenią. Rzeczywistość jednak była trochę inna. Ale palmy faktycznie były, punkt dla mnie i mojej znajomości geografii. — I tak jest dwadzieścia parę stopni.

— No spoko, w sumie mi to tam rybka. Ważne, żebyś tu był i w ogóle. — Uśmiechnąłem się przesadnie milutko i uniosłem kilka razy brwi, na co Baek się zaśmiał. Tak pięknie się śmieje...

Faktycznie dotarliśmy do hotelu już po dwudziestu minutach. Coś co mnie zastanowiło, to to, dlaczego większość hoteli, które mijaliśmy, miały w sobie słowo 'Lanzarote'. Nie wiem, jakiś fetysz mieszkańców?

Po rozpakowaniu rzeczy, które zakupiliśmy na lotnisku, aby mieć się w co ubrać, mimo tego, że był już środek nocy a my byliśmy zmęczeni i po podróży, i wypadku, zdecydowaliśmy się pójść na plażę, która według recepcjonistki znajdowała się dziesięć minut piechoty stąd.

— Pięknie, prawda? — zapytał Baekhyun, poprawiając kołnierz swojego płaszcza, gdy stanęliśmy już na piaszczystej plaży. Morze, a może ocean? Nie mam pojęcia, było właściwie czarne i bardzo wzburzone.

— No... fajnie — odpowiedziałem, mimo że chyba nie podzielałem entuzjazmu Baekhyuna, bo po prostu wolę chyba patrzeć na plażę, gdy... cokolwiek widać.

— Wiesz... to moje najlepsze wakacje — powiedział po krótkiej chwili i mocniej ścisnął moją dłoń.

— Stwierdzasz tak po jednym dniu? — Spojrzałem na niego zdziwiony. — Nie wiem, zawsze chciałeś przeżyć katastrofę lotniczą? Chyba nie jesteś tak normalny, jak myślisz.

Po raz setny tego dnia się ze mnie zaśmiał, mimo że nie powiedziałem nic zabawnego... chyba.

— Już wiem, że są najlepsze, bo jestem tu z tobą, wiesz? — W końcu na mnie spojrzał, a ja przełknąłem ślinę na jego słowa. W życiu nie pomyślałbym, że kiedykolwiek będę mógł znaczyć dla niego aż tyle. Byłem po prostu... tak szczęśliwy.

— Dziękuję... — szepnąłem i sam nie wiedziałem, za co tak dokładnie mu dziękuję. — Kocham cię.

Baekhyun stanął na palcach i złączył nasze wargi ze sobą, a ja poczułem moją ulubioną słodycz. Baekhyun był najlepszą słodkością na świecie i nikt nigdy nie przekona mnie, że mogłoby być inaczej.

Nie wiem, czy kiedykolwiek będę musiał, ale już teraz wiem, że nigdy nie pozwolę mu odejść. Nie pozwolę sobie na stracenie tak cudownego człowieka, który zaakceptował mnie mimo licznych wad i tego, że nie umiem po dziś dzień geografii.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dobra, ten rozdział miał być serio dopiero w środę, ale stwierdziłam, że dodając tak szybko mogę Wam podziękować za Waszą ogromną aktywność pod poprzednim rozdziałem! Ilość komentarzy (dobra część jest moich, ale to nieważne) była po prostu... no nie wiecie, jak się cieszę, bo nigdy pod żadną pracą tyle nie miałam i no cieszę się bardzo, bo komentarze jarają mnie o wiele bardziej niż gwiazdki, czy wyświetlenia :') Bardzo dziękuję!!!

Dobra a teraz...kto by się spodziewał takiego rozdziału?  nigdy nie pomyślałabym, że opisywanie katastrofy lotniczej może być tak przyjemnie :'D pzt stwierdziłam, że fajnie jest dla odmiany zrobić inny wypadek niż samochodowy, bo... wypadki samochodowedosłownie w co drugim ff .__. *serio?*

Dziś się wyjątkowo rozpisałam, ale to dlatego, że Was naprawdę uwielbiam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top