20. Przyjaciele są super ważni!

Baekhyun

— Powiedziałem coś nie tak? — zapytał mnie ojciec, kiedy Chanyeol wyszedł z pomieszczenia z ewidentnie przygnębionym nastrojem, który spowodował nie kto inny jak Idiota Byun Baekhyun.

— Wybacz mu, z tego co wiem, chyba pojawiły się u niego... nagłe komplikacje w związku. — odpowiedziałem, mocno zahaczając o prawdę.

— Ah, młodość. — Uśmiechnął się mój ojciec, a ja stwierdziłem, że chyba naprawdę jego zachowanie wbrew jego wiedzy totalnie nie pasuje do mojego nastroju. Po raz kolejny.

— Po co właściwie przyszedłeś... znowu? — zapytałem, aby doprowadzić jego wizytę szybciej do końca.

— Nie zapomniałeś o czymś? — Uśmiechnął się do mnie pogodnie.

— Mam de ja vu. Czyżby coś z Shanne?

— Bankiet, znowu. Tiffany ci nie przekazała?

— Ostatnio ma sporo rzeczy na głowie. Jestem pewien, że jej to umknęło, tato. — Wywróciłem oczami na myśl o bankiecie i zacząłem masować sobie skronie. Tam na pewno będzie Taeyeon i moja matka, czyli czeka mnie wiele kłopotliwych sytuacji odnośnie młodej dziewczyny i tematu dlaczego nie jesteśmy parą.

— Kiedy jest? Chciałbym wziąć wolne. — powiedziałem, starając się nie brzmieć, jakbym chciał go udusić za moją sytuację.

— Jutro.

— Aha.

Ta informacja dobiła mnie całkowicie, jako że chciałem przeprosić Chanyeola za to, że ukrywałem przed nim spotkania z Taeyeon i zaprosić go gdzieś jutro. Ja po prostu nie chciałem, aby był o nią zazdrosny, Yeon była i jest moją dobrą koleżanką, a nie chciałem, aby Yeol się nią niepotrzebnie przejmował, że być może gram na dwóch frontach. Nie było tak, ale teraz było mi głupio, że nie porozmawiałem z nim o mojej sytuacji już jakiś czas temu. Skoro jutro nie będę mógł mu poświęcić czasu, dziś właściwie już nie ma sensu z nim rozmawiać, bo jest późno i jestem pewien, że wrócił do akademika. Przeproszę go pojutrze i już wszystko będzie dobrze, prawda?

Z tatą jedynie jeszcze porozmawiałem na temat mojego wyjazdu, który zamierzałem całkowicie samodzielnie zaplanować, robiąc Chanowi niespodziankę. Tata ochoczo zgodził się mnie zastąpić podczas mojej nieobecności, a wręcz miałem wrażenie, że cieszy się z moich wakacji bardziej ode mnie.

Pracoholik całe życie.

Pożegnałem go, kazałem pozdrowić matkę i położyłem się na kanapie. W pokoju paliła się tylko lampka na moim biurku, przez co w pomieszczeniu było stosunkowo ciemno.

No i zjebałem.

Jestem pewien, że Yeol w tym momencie zaszył się pod kołdrą i zastanawia się, jak mogłem mu to zrobić. Chciałbym do niego pojechać i przytulić tego mojego ciastka, aby znowu był wesoły i zabrać go na wakacje gdzieś, gdzie nikt nas nie zna i nie musimy się w żaden sposób ograniczać. Jeszcze trochę ponad trzy miesiące temu śmiałbym się z siebie, że naprawdę jedynym moim marzeniem teraz jest po prostu wyjechać wraz z Yeolem i pobyć z nim sam na sam, bo aktualnie nie mamy na to w ogóle czasu.

Tyle, że to musi poczekać.

Wstałem z siedzenia i postanowiłem dzisiaj zrobić jeszcze tylko jedną rzecz, a mianowicie wypisać urlop zarówno mi, jak i Channiemu. Trzeba też pomyśleć, co zrobić, aby Tiffany nie wydało się to podejrzane, ale tym pomartwię się później.

Był czwartek, a ja z niechęcią myślałem o jutrzejszym wieczorze, który jestem pewny, że nie spędzę w odprężającej atmosferze, a słowa mamy jak zwykle doprowadzą mnie do wewnętrznych napadów wścieklizny.

Gdy wypisywałem papiery, wpadła mi do głowy myśl, że przecież przez tydzień nie będę się widzieć z Kyu, z którym naprawdę mało się ostatnio widuję, co najwyżej przelotnie na korytarzu, ale i tak nie mamy czasu zamienić ze sobą więcej niż kilku zdań. Mimo zmęczenia, postanowiłem, że dobrze mi zrobi odwiedzenie go i wyżalenie się. W końcu do kogo miałbym się udać, jak nie do niego?

Zadzwoniłem do niego i na szczęście z wielką radością zgodził się przyjąć u siebie mój coraz to większy tyłek. Dodał też, że właśnie upiekł ciasto jagodowe, przez co od razu rzuciłem długopis gdzieś na blat biurka i chwyciłem marynarkę, zabierając też klucze do samochodu.

Gdy wyszedłem z budynku, spojrzałem na widoczny sprzed wejścia do firmy budynek niedaleko i ze smutkiem stwierdziłem, że naprawdę dawno nie byłem już u Minseoka na kawie, jak to kiedyś zawsze robiłem po pracy. Czas to w końcu zmienić, ale to wszystko zależy od tego, czy budżetu starczy nam na dodatkowe osoby w firmie.

Gdy dojechałem pod blok, w którym mieszkał Soo, od razu wysiadłem i niemalże rzuciłem się na drzwi, wstukałem dobrze mi znany kod i wparowałem do ciepłego wnętrza klatki schodowej. Dlaczego ta zima była tak okropna?

Wszedłem ledwie trzy schodki, bo Kyungsoo w przeciwieństwie do większości ludzi na świecie, a w tym przypadku wszystkich znanych mi osób, postanowił nie popitalać całe życie wysoko po schodach, tylko wprowadził się na parter. Gdy zadzwoniłem do drzwi, niemalże od razu te się otworzyły, ukazując mi uśmiech Dyo.

— Wyglądasz wyjątkowo okropnie — skomentował od razu mój wygląd, choć w sumie nie dziwiłem mu się. Zarówno fizycznie, jak i psychicznie aktualnie czułem się jak kupa.

— Ciebie też miło widzieć, Soo — odpowiedziałem, wchodząc do przedpokoju i zdejmując z siebie nakrycie wierzchnie. — Jak dobrze, że u ciebie tak nie pizga... znaczy... jest ciepło. Jezu, im więcej czasu spędzam z Yeolem, tym częściej mówię jak on. — Westchnąłem głośno, ale naprawdę nie miałem do niego żadnych pretensji. W pewnym stopniu nawet lekko się cieszę, że w jakimkolwiek stopniu na mnie wpływa, nie mam pojęcia, co w tym takiego fajnego, ale ja naprawdę odczuwałem z tego faktu radość.

— Ciasta, prawda? — zapytał Dyo, wchodząc do kuchni, a ja podreptałem tuż za nim.

— Serio pytasz? — zaśmiałem się lekko, ale po chwili wrócił do mnie ponury nastrój, który tkwił we mnie, odkąd Chanyeol opuścił mój gabinet. — Kawy też mógłbyś mi zrobić.

— Co się właściwie stało, że tak nagle do mnie wpadłeś? Myślałem, że może raczej spotkamy się w weekend. — Zagadnął mnie, gdy już zaczął krzątać się po niewielkiej kuchni jak przykładny gospodarz.

— Wiem, że ty na pewno mi pomożesz... — mruknąłem smętnie i oparłem policzek o blat. — Chan dowiedział się, że czasem widuję się z Taeyeon. Ojciec o tym wspomniał w jego obecności.

— Zazdrosny?

— Na pewno, ale chyba po prostu czuje się oszukany.

— Czekaj... — odwrócił się w moją stronę zamyślony i oparł biodro o blat. — Dlaczego mu właściwie o tym nie powiedziałeś?

— No przecież on by chyba jajko zniósł. — Przyjąłem normalną pozycję i spojrzałem na Kyungsoo, jak na idiotę. — Przecież on by wybuchł w frustracji. Znaczy wiesz, on nie wkurzyłby się na mnie tak po prostu, tylko tłamsiłby i kwasiłby jak ogórki w sobie tą zazdrość i udawał, że wszystko jest ok. W sumie chyba wolę jego obecny foch niż gdyby miał o tym wiedzieć wcześniej.

— To po prostu wyjaśnij mu spokojnie tę sytuację, Bae. Myślę, że nawet on to jakoś ogarnie.

Westchnąłem i w duchu zgodziłem się z tak banalną poradą. Jednak w tej chwili samo towarzystwo Dyo było dla mnie naprawdę dobrym czynnikiem relaksacyjnym. Piliśmy nasze napoje i jedliśmy ciasto w akompaniamencie naszych rozmów i śmiechów. Zdecydowanie mi go brakowało, widujemy się aż nazbyt rzadko, mimo że mieszkamy nie tak daleko od siebie i przede wszystkim dzielimy razem ten sam budynek, jeśli chodzi o pracę.

— Jak z tobą i Jonginem? Chyba nie jest tak źle, jak myślałeś na początku? — Uśmiechnąłem się szeroko, odkładając widelczyk na pusty talerzyk.

Kyungsoo momentalnie przygasł i spojrzał w bok, a mnie to naprawdę zaniepokoiło.

— Dyo... coś się stało? — Przysunąłem swoją twarz bliżej jego odpowiedniki. — Ej... Soo?

Nastąpiła chwila ciszy, której jednak nie przerywałem, nie chcąc go peszyć, bo mówienie o jakichkolwiek uczuciach nigdy nie było dla niego łatwe.

— Hyoyeon... była u mnie. Chce wrócić... — Na jego słowa momentalnie się we mnie zagotowało i pod wpływem impulsu wstałem.

— Jeśli myślisz o powrocie do niej, to możesz być pewnym, że ci nie pozwolę! Ty nie pamiętasz, jak wyglądało twoje życie z nią?! — No tak nie będzie. Mój poziom wkurwu na wspomnienia związane z drobną blondynką właśnie podskoczył na naprawdę niebezpieczny poziom.

— Pamiętam, ale... nie umiem do tej pory o niej zapomnieć... — zaczął cicho, dalej nie unosząc na mnie wzroku.

— Soo... proszę cię tylko o jedno... żebyś nie popełniał znowu tego samego błędu. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, albo coś. Przecież mówiłeś mi, że przy Jonginie czujesz się naprawdę dobrze, że...

— Jongin a Hyoyeon to dwie zupełnie inne sprawy. Jongin jest miły, dobry, zabawny, lubię go, ale... z Hyoyeon było inaczej... I jest kobietą.

— Która cię zdradziła i regularnie czyściła twój portfel. A wiesz, dlaczego sądzisz, że mógłbyś do niej wrócić? Bo starasz się nie dopuścić do siebie myśli, że mógłbyś być naprawdę szczęśliwy z Jonginem. Uwierz mi. — Złapałem jego dłonie w swoje i patrzyłem na niego w ciszy tak długo, aż w końcu na mnie spojrzał. — wiem, co mówię. W taki sposób przez może i krótki czas, ale nie dopuszczałem do siebie Yeola. Musisz po prostu... to poczuć. Widzę, jak na niego patrzysz, odkąd tylko wtedy z tobą pojechał do szpitala. On patrzy na ciebie dokładnie tak samo. Proszę, daj sobie szczęście i nawet nie myśl o tej szma... Hyoyeon.

— To nie jest tak łatwe, jak ci się wydaje, Bae. — Pokręcił głową i ponownie spuścił wzrok. — Ty zawsze byłeś sam, Yeol jest twoim pierwszym. Niektórych uczuć się nie zapomina, a ty nie miałeś czego zapomnieć.

Przyznałem mu rację, ale mimo to, nie zamierzałem odpuścić. Nie pozwolę mu się zmarnować, kiedy ostatnio osiągnął jakieś tam szczęście. Może i niepełne, ale jestem pewien, że Hyoyeon właśnie wtrynia się w przyszły, udany związek.

— Jeśli postanowisz do niej wrócić, przysięgam, że ją zabiję. — Położyłem sobie rękę na sercu. — Z Yeollim ukryjemy dowody, nikt się nie skapnie, nawet ty. Spalone mieszkanie to była moja rozgrzewka.

Kyungsoo nie wiedzieć czemu się zaśmiał. Chyba nie wziął moich słów na poważnie, co?

— Dzięki, Bae. — Spojrzał na mnie zza lekko zaszklonych oczu, a ja od razu na ten widok wstałem i mocno go przytuliłem. — Proszę... nie dopuść, abym popełnił błąd, ok?

No przytuliłem go jeszcze mocniej na te słowa i wiedziałem, że to starczy za odpowiedź.

— Dobra, a teraz odklejaj się ode mnie i leć do Yeola. — Odsunął mnie od siebie i zaplótł ręce na klatce piersiowej, patrząc na mnie. Uniósł kącik ust i skierował na chwilę twarz w stronę wyjścia.

— Eee... co? — Zmarszczyłem brwi i zastanowiłem się, o co może mu tak naprawdę chodzić. — Po co? Teraz?

— Przez ciebie leży teraz pewnie załamany i będzie tak leżeć jeszcze jutrzejszy dzień, bo masz bankiet i nie będziesz miał kiedy tego wyjaśnić. Dlatego właśnie nie przeciągaj i leć do niego dziś. Wbrew pozorom jest wrażliwy. Pamiętasz, jak płakał w toalecie w pracy, bo myślał, że masz dziewczynę?

— To... dlatego wtedy płakał? — zapytałem zaskoczony. — Skąd to wiesz?

— Ja dużo rzeczy wiem, dlatego właśnie jedź tam dziś. — Uśmiechnął się i wstał, aby mnie objąć na pożegnanie. — Powodzenia.

Wyszedłem szybko z budynku i wsiadłem do samochodu, w którym było tak samo zimno, jak na dworzu. Spojrzałem na zegarek, dochodziła dwunasta, dlatego zastanowiłem się, czy Chan może nie śpi. W końcu jest czwartek, ale nie wiem, czy zamierza się przeze mnie jutro pojawić w pracy.

Dojechałem po kilku minutach i obszedłem pierwsze piętra, aby znaleźć pokój Chanyeola dopiero na ostatnim. Przez cały korytarz niosła się głośna muzyka, która wydobywała się właśnie zza drzwi Kima i Parka. Studenckie życie nie zna dnia ani godziny, impreza w środku tygodnia? Dlaczego nie?
Lekko się zawahałem. Nie chciałem psuć mu zabawy, ale tak jak mówił Kyu, nie powinienem chyba czekać długo. Co jeśli Yeol właśnie w tej chwili przeze mnie zapija smutki? Nie chciałbym, aby pił, chociażby jednorazowo, ale z mojego powodu.

Naciskałem dzwonek tak długo, aż w końcu przebił się przez muzykę i czekałem, aż ktokolwiek mi otworzy.

Ku mojemu szczęściu otworzył mi nie kto inny, jak mój słodki ciastek, którego oczy nienaturalnie lśniły i od alkoholu i nadmiaru wilgoci w nich. Miał zaczerwienione policzki i poczochrane włoski. W dłoni trzymał butelkę z jakimś alkoholem, którego szczerze nie rozpoznawałem, a za jego plecami w stosunkowo małym pokoju widziałem tańczących ludzi.
Do moich nozdrzy trafił zapach potu i alkoholu, bijący również od Yeola. Chłopak oparł się o framugę, gdy się zachwiał. Zdałem sobie sprawę, że mówienie mu czegokolwiek w tym stanie nie jest dobre. Jest po prostu możliwość, że zapomni.

— Co tu robisz? — odezwał się zmęczonym głosem, opierając o framugę i policzek. Widziałem, że powiedzenie czegokolwiek, aby brzmiało składnie, sprawiało mu trudność. Jego oczy zrobiły się jeszcze jakby bardziej lśniące, a ja dostrzegłem w nich mieszaninę smutku i bólu.

— Chciałem porozmawiać, ale chyba zrobimy to jutro, Yeollie. — odpowiedziałem i pochyliłem się nad nim, zabierając mu z dłoni butelkę. — Nie pij więcej, proszę.

— Nie będę ciebie słuchać, skoro—

Przerwałem mu pocałunkiem, który smakował mocnymi procentami. Zetknięcie naszych ust nie trwało długo, ale wystarczyło, aby Chan się uciszył. Nachyliłem się nad jego uchem i wiedząc, że ten najprawdopodobniej zapomni, że tu w ogóle byłem, wyszeptałem mu na ucho dwa słowa, przez które się rozpłakał jak dzieciak i rzucił butelkę na podłogę, gdzie rozpadła się na tysiąc kawałków. Chciał jedynie mnie objąć.

— Ja ciebie też — odpowiedział, płacząc mi w ramię. — Nie zostawiaj mnie dla niej.

— Nie zostawię.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie mam czasu pisać~
I mam żałobę po ukończeniu "Tell me [who I am] what happened" sialalala God jak mi smutno eh

Miłego tygodnia, jedzcie zdrowo itp :') 💜🐦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top