2. Wielki chłopak w wielkim mieście
Chanyeol
Obudziłem się równo z budzikiem, którego do tej pory nie miałem siły wyłączyć po roku szkolnym, który nawiasem mówiąc, skończył się dobre trzy tygodnie temu.
Za każdym razem budziłem się w złym humorze, bo ustawiona na alarm, niegdyś moja ulubiona piosenka, teraz stała się tą naprawdę znienawidzoną, i za każdym razem, gdy ją słyszałem, miałem ochotę ją udusić.
Tak, udusić piosenkę.
Można więc spokojnie stwierdzić, że moje uczucia do niej są jak najbardziej poważne.
Wysunąłem w końcu rękę i chwyciłem telefon, przyciskiem bocznym wyłączając dzwonek. Ułożyłem się w pozycji półleżącej i wziąłem głęboki oddech. Dobra, zrobię to.
Usunąłem alarm.
Już więcej nie zadzwoni.
Co za ulga.
Niesamowite uczucie, naprawdę.
Mogłem to zrobić wcześniej.
Wstałem całkowicie rozbudzony mimo wczesnej pory i ubrałem się w pierwsze lepsze dresowe spodnie oraz ciepłą bluzę, ponieważ mimo lata, przez powietrze wpadające z uchylonego okna, czułem, że dziś jest wyjątkowo chłodno.
Zszedłem na dół po jasnych, długich schodach i wszedłem do kuchni.
Mój dom nie był remontowany od dobrych kilku lat, więc podejrzewałem, że mimo jego dobrego stanu, rodzice niedługo zapragną zmienić wystrój. Ja jednak bardzo lubiłem to, w jaki sposób był ozdobiony i zaaranżowany. Białe płytki kontrastowały z ciemnymi blatami, szafkami i sprzętami kuchennymi, jednak pomieszczenie nie było zimne, dzięki uroczym firankom, ramkom i półmisom z owocami, które moja rodzina pochłaniała kilogramami.
Chwyciłem zielone, kwaśne jabłko i wziąłem gryza, siadając na jednym z blatów, przy okazji odsłaniając delikatną zasłonkę, aby sprawdzić, jak ma się sytuacja na zewnątrz. Faktycznie, tak jak myślałem, zbierało się na deszcz, więc straciłem jakąkolwiek chęć, aby ruszyć się dziś z ciepłego domku.
Ale ktoś inny może to zrobić, hehe.
Rozleniwiony przeszedłem do przestronnego salonu, urządzonego w podobnym stylu co kuchnia i cała reszta przestronnego domu.
Rzuciłem się na jedną z dwóch ogromnych kanap i wykonałem połączenie.
— Wbijasz? — mruknąłem, gdy usłyszałem zaspane 'halo?' po drugiej stronie.
— Przychlaście... jest ósma, kurwa, rano — odpowiedział niewyraźnie Kai, najwyraźniej niezbyt zadowolony z mojego zaproszenia. Typowo. Czy tylko ja byłem jedynym człowiekiem, który w wakacje nie spał do dwunastej? — Normalni ludzie śpią! — Mógłbym przysiąc, że w tej chwili jego twarz opadła na poduszkę. — Lecz się.
— Oj, kochany... — przeciągnąłem słodko, wiedząc, że to go złamie.
— Dobra, ja jebię. Będę za pół godziny. Może... — warknął i rozłączył się.
Zwycięsko odrzuciłem telefon kawałek dalej i przeciągnąłem się. Łatwo poszło.
Przeniosłem wzrok na równoległą ścianę i zapatrzyłem się na jedno ze zdjęć oprawionych w ciemną ramę. Lubiłem to zdjęcie, wyglądałem tam jak mały, obrażony karzełek, czyli jak przeciwieństwo szeroko uśmiechniętego Baekhyuna. Mojego dawnego opiekuna.
Baekhyun. Mój Baekhyun.
Codziennie od dziewięciu lat zastanawiałem się, co u niego, jak mu się wiedzie, jak bardzo się zmienił, jak żyje, czy mnie pamięta, i czy ucieszyłby się na mój widok, gdybyśmy kiedykolwiek się jeszcze spotkali.
Właściwie to oczywiste, że się spotkamy. Chcę go zobaczyć, tęsknię za nim od tylu lat.
Czekałem na to spotkanie już cholernie długo, a ucisk w klatce piersiowej z dnia na dzień stawał się coraz silniejszy i silniejszy. To było męczące i nie do zwalczenia, choć czasem naprawdę tego żałowałem.
Żałowałem, że zauroczyłem się w nim już jako gówniarz, a moje uczucia zamiast zniknąć z czasem i nowymi znajomościami, wraz z tęsknotą tylko wzmacniały się bardziej.
Nie widziałem go dziewięć lat. To naprawdę dużo czasu.
A czasu w życiu nie jest dużo, a ja nie planuję go znów zmarnować, będąc daleko od niego.
Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos dzwonka do drzwi, ale zanim zdążyłem wstać, usłyszałem kroki gosposi, która postanowiła zrobić to za mnie.
— Witaj, Jongin! — Usłyszałem, jak starsza pani powitała gościa ciepłym głosem. Byłem pewien, że uśmiechnęła się przy tym szeroko.
— Dzień dobry — odpowiedział mój przyjaciel równie wesoło. Po chwili pojawił się w salonie mierząc mnie już nie takim sympatycznym wzrokiem.
Od razu rzucił się na wolną kanapę i przycisnął do niej swój policzek. Zauważyłem, że ma wilgotne włosy i ubranie. Nawet nie zwróciłem uwagi, kiedy zaczęło padać.
— Nie wierzę, że wstałem tak wcześnie — powiedział niewyraźnie przez twarz przyciśniętą do obicia mebla. — Nienawidzę cię... — Spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Nudziło mi się. — Wzruszyłem ramionami, a na mojej twarzy pojawił się beztroski uśmiech. — Zresztą, wiem, jak bardzo chciałeś mnie zobaczyć.
Widziałem, jak Kai skrzywił się nieznacznie, ale potem cicho zachichotał.
— Idź być gejem gdzieś indziej, chujku — prychnął, jednak byłem już przyzwyczajony do żartów odnośnie mojej orientacji.
— Twoje wyniki już przyszły?— zapytałem, zaplatając palce z tyłu głowy. — Miały być jakoś w tym tygodniu. Moich jeszcze nie ma.
— Wiem, że nie ma, bo jak by były, albo byś doszedł na sam ich widok, albo już szedłbyś po diamentowe żyletki, żeby się zabić — odpowiedział, obracając twarz tak, aby mieć na mnie dobry widok. W duchu przyznałem mu rację.
— Pozłacane by wystarczyły — powiedziałem ze śmiechem. — Czyli twoich też nie ma?
— Nie, i szczerze nie zbyt mnie obchodzą — westchnął. Jedna z dominujących cech mojego przyjaciela? Lenistwo. Nie rozumiałem, jak można być tak inteligentnym jak on i móc mieć same szóstki w szkole, ale zlać naukę do minimum i lecieć na czwórkach. Ok, ocena dobra w liceum jest serio powyżej przeciętnej, ale Kai miał genialną pamięć i na luzie miałby najlepsze oceny w budzie, gdyby nie odkładał testów w połowie, aby móc się zdrzemnąć na ławce. A o poranku to już w ogóle nie należał do osób najszczęśliwszych z powodu swojego istnienia. To jest dopiero dziwna osobowość, ale przez to właśnie wydawał mi się tak unikatowy. Szczerze przyznam też, że to dzięki jego pomocy w nauce (i na testach...) udało mi się ukończyć szkołę z dobrymi wynikami i złożyć papiery na uniwersytet, na którym chciałem znaleźć się już od kilku lat. Ma się w końcu przyjaciela nie tylko po to, aby zżerał wszystkie chipsy z twoich kuchennych skrytek, prawda?
— Typowo.
— Typowo — powiedział równocześnie ze mną. Dobra, chyba powinienem zacząć być bardziej nieprzewidywalny.
Po chwili lenistwa włączyliśmy grę na playstation. Co jak co, ale chociaż tu Kai nie mógł mi dorównać.
Mieliśmy już kilka rund za sobą, kiedy doszedł do mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Znowu.
Chciałem wstać i otworzyć, już nawet zastopowałem rozgrywkę, ale ponownie uprzedziła mnie Jina, mówiąc, abym spokojnie usiadł. Ta kobieta to skarb.
Dokończyliśmy partię, którą o dziwo wygrał mój przyjaciel, w momencie, w którym do pomieszczenia weszła starsza pani.
— Przyszedł list do ciebie — powiedziała z lekkim uśmiechem. — Chyba na niego czekałeś...
Otworzyłem szeroko oczy i podbiegłem kilka kroków, aby niemal wyrwać jej ten list z dłoni.
Rozerwałem kopertę dość chaotycznie, z mocno bijącym sercem. Pobieżnie przeczytałem drobny druczek i pisnąłem jak kilkuletnia dziewczynka, unosząc ręce w górę, niczym zwycięzca olimpiady.
— Przyjęli mnie na Pusan, pierdolone, National Uniwersity! Kurwa! — krzyknąłem, czując, jak zbyt dużo krwi napływa mi do twarzy, a oddech staje się bardzo szybki. — Nie wierzę! Jadę do Pusan! — wrzeszczałem dalej. — O mój Boże! Ja jebię! Jak się oddycha?!
— Gratuluję, rodzice na pewno będą dumni! Też się cieszę, Chanyeollie! — Uśmiechnęła się Jina i szybko mnie przytuliła, uważając by nie dostać z łokcia, bo strasznie się trząsłem. — Pójdę może zrobić jakąś uroczystą kolację z tej okazji i powiadomię państwo Park, aby się na niej obydwoje zjawili. Może tak być?
— Rób co chcesz! Nie wierzę! To jest lepsze od nowej bluzy z limitowanej edycji Star Wars! — Dalej piszczałem, jednak moja radość nie była spowodowana jedynie tym, że będę mógł studiować na dobrej uczelni, o nie, to nie tak.
Jadę do Pusan, do miasta, gdzie mieszka Baekhyun. Gdzie znowu zamierzam go spotkać i sprawić, aby się we mnie zakochał! Nie może przecież odmówić, bo w końcu na pewno jestem wyższy od niego! Baekhyun mierzył dokładnie 1,74 i już na pewno nie urósł.
Skąd znałem jego wzrost? Pamiętałem do jakiego kafelka sięgał głową, stojąc przy ścianie w kuchni. A była ona na wysokości 1,75 cm, a Baekhyunowi brakowało właśnie centymetra, aby do niej sięgnąć.
Zmierzyłem to! Naprawdę!
Ja natomiast miałem już 1,85, więc był przy mnie dość niski.
Nikt z mojej rodziny nie spodziewał się, że tak niski dzieciak jak ja, w ciągu kilku lat urośnie aż tak. To stało się bardzo szybko, w czasach, gdy kończyłem podstawówkę. Nagle bardzo szybko urosłem i rówieśnicy już nie wyzywali mnie od karłów, a ja nie musiałem się już z nimi bić, skoro przestali mnie obrażać.
Świat nagle stał się tak cholernie piękny. Warto było się urodzić.
Właśnie w tym momencie, dokładnie tu i teraz, czułem, że dosłownie ze szczęścia mógłbym umrzeć i nie miałbym z tym żadnego problemu. Ucisk w mojej klatce nagle jakby zelżał, a ja mogłem oddychać pełną piersią.
— Kai, chyba zgonuję — powiedziałem, rzucając się na plecy przyjaciela, który nie zbyt poruszony moim szczęściem leżał na podłodze, tam, gdzie wcześniej grał w grę.
— Czyli moje pewnie też doszły. — Jongin zastanowił się na głos.
— Wszystkie szkoły wysyłają przecież w innych terminach — odpowiedziałem zdziwiony, jednak na mojej twarzy dalej widniał szeroki uśmiech i wypieki, które dotkliwie czułem.
— Też złożyłem na pierwsze miejsce papiery do PNU — odpowiedział spokojnie, a ja zszokowany sturlałem się z niego tak, aby móc mu spojrzeć w oczy.
— Co? What? Czekaj... Łączę wątki... — wydukałem, marszcząc brwi.
Kai lekko zażenowany odwrócił wzrok.
— Chciałem żebyśmy studiowali razem — mruknął, nie patrząc na mnie.
Zaniemówiłem. Nigdy nie sądziłem, że Kai specjalnie dla mnie byłby w stanie przeprowadzić się aż tak daleko.
— Ty... ty mówisz poważnie...? — zapytałem cicho, nie mogąc wyjść z szoku.
— Ta...
— Będziemy razem studiować! — krzyknąłem, niemal go dusząc swoimi ramionami, gdy przytuliłem go, ciągnąc za szyję do siebie. — Ty kochany chujku, ty mój!
— Gejozie mówimy stop — zaśmiał się, starając się wyrwać z mojego uścisku, ale nie puszczałem go. Ta chwila naprawdę mnie jakoś wzruszyła.
Czuję, że już niedługo dwaj genialni, super przystojni dziewiętnastolatkowie podbiją Pusan! Cieszyłem się, że będę mógł mieć Kaia na co dzień w zupełnie obcym, dalekim miejscu. Kocham tego debila i nie sądzę, aby kiedykolwiek mnie zawiódł.
🌼🌼🌼
— Naprawdę tu jesteśmy... — szepnąłem, gdy wyszliśmy z lotniska w Pusan ponad miesiąc później. Rozglądałem się wokoło, jakbym był co najmniej na drugim końcu świata.
— Myślałem, że będzie gorzej — potwierdził Jongin skinieniem głowy, również rozglądając się z ciekawością. — Przejdziemy się, czy zamawiamy taksę? — zapytał.
— Akademik niby jest blisko... — odpowiedziałem, zerkając na niego. — Możemy się przejść i zobaczyć kawałek miasta. I tak mamy tylko te torby, a reszta rzeczy powinna tam już być... albo i nie, nie wiem.
— Do tej pory nie rozumiem, dlaczego nie zgodziłeś się, żeby twoi rodzice kupili nam tamto mieszkanie.
— Oj przestań. Mieszkanie w akademiku musi być ciekawe! Chyba. — odpowiedziałem, szeroko się uśmiechając i poprawiając dość sporą torbę sportową, która zdążyła zsunąć mi się z ramienia. Zignorowałem ciężki wzrok Jongina i ruszyłem powolnym krokiem po chodniku, zerkając co chwila na ekran nawigacji w telefonie, czy na pewno dobrze idziemy.
Szliśmy już kilkanaście minut, rozmawiając o jakiś pierdołach, ale gdy zorientowaliśmy się, że zostało nam dobre pół godziny drogi piechotą, zmęczeni z powodu targania ciężkich pakunków usiedliśmy na jakimś murku. Godziny były już późne, więc co druga przechodząca obok nas osoba wracała najprawdopodobniej do domu z pracy. Większość z tych ludzi ubrana była w ubrania biurowe, więc łatwo można było się domyślić, że pracowali w okolicznych wieżowcach, siedzibach dużych korporacji.
— Ciekawe, czy w akademiku będą spoko ludzie? — zastanowił się chłopak, siedzący obok mnie. Ciemne włosy zaczesane dziś miał lekko do tyłu, a ciemniejsza skóra lekko lśniła od potu, mimo tego, że siedzieliśmy i odpoczywaliśmy już kilka minut.
Nie odpowiedziałem, również się nad tym zastanawiając. Poprawiłem odruchowo moje duże okulary w grubej oprawce i przeczesałem ciemną grzywkę.
— Nie wiem, ale—
— Oddawaj to! Złodziej! —Usłyszeliśmy krzyk i momentalnie spojrzeliśmy w tamtą stronę. Gdy zobaczyłem krzyczącego, moje serce zaczęło bić szybciej, a do twarzy napłynęło chyba zbyt dużo krwi.
Rzuciłem się biegiem za uciekającym mężczyzną.
Wiedziałem, że Kai tego nie zrobi, ponieważ doskonale wiedział, że z moimi długimi nogami i wysportowaniem nie będzie dla mnie trudne, aby go dogonić. Rzuciłem się na nieznajomego i powaliłem na ziemię. Odebrałem własność, którą ukradł, a on jakimś cudem wyszarpał się i uciekł, zakrywając swoją szpetną twarz pod czarną maską i równie ciemnym kapturem.
Uspokoiłem oddech i odwróciłem się. Zobaczyłem, jak właściciel portfela, który właśnie trzymałem, ociera zdarte dłonie i cicho syczy. Potem jednak przeniósł na mnie wzrok pełen podziwu.
Starając się opanować oddech, podszedłem do niego i włożyłem mu skórzany przedmiot do rąk.
Mężczyzna był uroczy. Był niższy ode mnie, a jego postura była dość delikatna. Jego kasztanowe, nie zbyt długie włosy powiewały wraz z wiatrem, a słodkie, wąskie usta lekko rozchylały się co chwila.
Od razu, gdy podszedłem, miałem ochotę dotknąć jego twarzy, aby poczuć dotyk delikatnej, jasnej skóry. Ciemne, wąskie i lśniące oczy patrzyły na mnie z wdzięcznością, zmieszaną z czymś, czego nie umiałem rozpoznać.
Widziałem, jak przenosi swój wzrok na ówcześnie skradzioną własność, a następnie wyciąga z niego kilka banknotów o wysokim nominale. Wsadził mi je w dłonie, zanim zdążyłem zaprotestować.
— Proszę. — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Nie ma potrzeby — odpowiedziałem od razu, ówcześnie je oddając.
— Jest, przydadzą ci się. Dziękuję za pomoc — westchnął , będąc wyraźnie niezadowolonym z powodu moich słów.
To ja dziękuję, że tu stoisz!
— Naprawdę ich nie chcę. Cieszę się, że mogłem ci pomóc — odpowiedziałem, patrząc cały czas w jego oczy. Miałem ochotę się poryczeć ze szczęścia.
Baekhyun, jesteś tak piękny, jak cię zapamiętałem.
Znalazłem go już pierwszego dnia. Stoję tuż przed nim, a on się nic nie zmienił. Jakby u niego, w przeciwieństwie do mnie, zatrzymał się czas.
— Baekhyun hyung, krwawisz — powiedziałem przerażony, chwytając jego dłoń. — Bardzo boli?
— Trochę, ale... czekaj. Skąd znasz moje imię? — Był wyraźnie zaskoczony, przez co uroczo zmarszczył swoje brwi.
Taki piękny!
Udałem, że to pytanie nie zabolało mnie ani trochę, jednak poczułem okropny żal, że mnie nie poznał. Jednak mogłem to zrozumieć, bo minęło dziewięć lat. Zmieniłem się... w przeciwieństwie do niego.
— Nie pamiętasz mnie, hyung? — Na te słowa przysunął swoją twarz bliżej mojej i zmrużył oczy, bacznie mi się przyglądając. To było zabawne, bo musiał dość mocno unosić głowę.
Taki uroczy!
— Wiesz co, hyung...? W końcu cię przerosłem. — powiedziałem, licząc na to, że moje słowa naprowadzą go na moje imię.
Uniósł głowę powoli, tak, aby móc spojrzeć w moje oczy z niedowierzaniem.
— Chanyeol...?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To smutne, bo w planach miałam zamiar napisać więcej rozdziałów, ale krótszych i dodawać częściej :,) jednak nie mam jak podzielić napisanych, więc forma będzie taka
Liczę na komentarze i mam nadzieję, że 2 rozdział wprowadzenia wam się podobał
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top