15. Włoskie i spalone smaczki
Baekhyun
Stałem niczym jakiś bardzo ładny posąg, oparty plecami o moje drzwi. Miałem dziwne przeczucie, że powinienem przysłuchać się, jakie właściwie relacje panują między Tiffany, a Chanyeolem, ale to, co usłyszałem, totalnie zbiło mnie z tropu. Tiffany... ty zołzo. A co w tym wszystkim było najgorsze? Że miała teoretycznie rację, co do relacji mojej i Yeola, tyle, że żaden jeszcze nie dobrał się do drugiego. Cóż, nie mogłem dłużej przed sobą zaprzeczać, że naprawdę chciałbym, aby do tego doszło, ale cii, na razie będzie dobrze, jeśli będę Chanowi wmawiać, że wcale tak nie jest. Ale... no gówno powinno szczególnie ją to obchodzić.
Odsunąłem się wściekły od drzwi i z impetem usiadłem na swoim fotelu, splatając swoje palce ze sobą. Nie mogę jej zwolnić, wtedy na pewno znajdzie coś, co potwierdzałoby jej słowa i szybko rozeszłoby się to w ustach innych. Dowiedzą się i moi rodzice, a tego szczególnie chciałbym uniknąć, nie wiedząc, jaka mogłaby być ich reakcja.
Dobra Byun Baekhyun, jesteś prezesem, jesteś mądry, jesteś super. Musisz coś wymyślić, aby w końcu pozbyć się tej irytującej flądry, albo chociażby rozwiać jej insynuacje, a za jakiś czas powiedzieć 'ups, zwalniam cię'.
Więc jakie w tej sytuacji było zdecydowanie najprostsze rozwiązanie?
Do: Yeollie
Udawaj, że nic cię nie obchodzi, ok?
Od: Yeollie
Co? o czym ty mówisz hyung?;;
Do: Yeollie
Ufasz mi? Jeśli tak, po prostu zignoruj to, co zrobię. Słyszałem, co mówiła Tiffany.
Wstałem i pokręciłem głową. Wybrałem numer, który zapisałem u siebie w poprzednim tygodniu i przyłożyłem telefon do ucha, w tym samym czasie opuszczając gabinet.
— Słucham? — Usłyszałem po drugiej stronie połączenia i westchnąłem z ulgą, że odebrała.
— Dzień dobry, Taeyeon. — Uśmiechnąłem się lekko, wchodząc do pokoju zajmowanego przez moich asystentów. — Myślałem o naszym ostatnim spotkaniu. Miałabyś może ochotę wybrać się ze mną jutro na obiad?
Starałem się zachowywać bardzo naturalnie, ale czułem, jak mój wzrok co chwila kieruje się w stronę mojej pracownicy, która wyraźnie zainteresowana wbijała we mnie swoje spojrzenie. Na Chanyeola nie spojrzałem ani razu, bojąc się, że pomimo moich smsów, ten może poczuć się dotknięty tym, co właśnie robię.
Aby nie wyglądało to na pokazówkę, podszedłem do szafki z segregatorami i udałem, że któregoś szukam.
— Byłoby mi naprawdę bardzo miło! Mogę wybrać restaurację? Znam naprawdę dobrą, włoską. Wyślę ci adres smsem, pasuje? — Usłyszałem wesoły i przyjemny głos kobiety, który przez telefon brzmiał jednak trochę inaczej niż na żywo. Uśmiechnąłem się lekko, wiedząc, że uda mi się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze, Tiffany przestanie mieć jakiekolwiek podstawy do szantażu, a i mój ojciec będzie szczęśliwy, że spotkam się z dziewczyną mającą kiedyś przejąć firmę Shanne. No cud, miód i maliny.
— Jasne, to o siedemnastej? Myślę, że powinienem się wyrobić.
— Idealnie, do zobaczenia! — Pożegnała się i rozłączyła, a ja chwyciłem czerwony segregator, udając, że właśnie o niego cały czas mi chodziło. Odłożyłem telefon do kieszeni i spojrzałem niby zdziwiony na brunetkę.
— Coś nie tak? — zapytałem, unosząc brwi.
— Nic — warknęła widocznie wbrew sobie, ale od razu zreflektowała się i miło uśmiechnęła. — Może kawy, prezesie?
— Poproszę. Chanyeol, też chcesz? Tiffany chętnie zrobi i dla ciebie. — Spojrzałem na niego pytająco, a on pokiwał twierdząco głową. — Więc zrób jeszcze dla Parka, proszę.
Udałem się zadowolony ponownie do siebie, gdzie z ulgą zająłem się pracą. Mój spokój jedynie przerwało wejście Tiffany z moim napojem, ale od razu ulotniła się do siebie.
Do: Yeollie
I jak poszło?
Od: Yeollie
Nie odzywa się do mnie i wygląda na wkurzoną... więc chyba dobrze :D
Od: Yeollie
Bo przypomniało mi się... nie miałem jutro do ciebie przyjść robić projekt?
— Kurna... — Przypomniałem sobie, że faktycznie tak było, a przecież umówiłem się na jutro z Taeyeon. Brawo jak zawsze panie Byun, twój geniusz ponownie zaskoczył. Wypuściłem głośno powietrze. Nie wypadałoby teraz odwołać spotkania, a do oddania projektu zostało też niewiele czasu. Jutro piątek, teoretycznie mógłbym poprosić Chana o zostanie u mnie na weekend, ale pewnie też ma swoje plany...
Do: Yeollie
Mógłbym dać ci moje klucze, poczekałbyś u mnie. Myślę, że do 20 powinienem się uwinąć, a ty sam skończyłbyś szkic kontraktu. Dasz radę?
Od: Yeollie
dla ciebie wszystko hyung <3
Jeju, no nie mogę. Mówiłem już kiedyś, jaki on jest kochany? No taka słodka kulka, którą mógłbym poprosić o wszystko i wiem, że nie zawiedzie. No po prostu takie słodkie ciasteczko, po prostu wiesz na czym stoisz. Kupujesz truskawkowe - masz truskawki. Kupisz czekoladowe - dostaniesz cukrzycy. Po prostu wiesz, że jak od niego czegoś oczekujesz, możesz być pewny, że nie zawiedzie. Jak mam nie kochać takiego ciastka, jak on?
Dalsza część dnia minęła mi dość szybko. Gdy wychodziłem, Yeola jednak już nie było, bo wyszedł wcześniej na wykłady. Tiffany właśnie zbierała się do wyjścia i posłała mi uśmieszek.
— Już nie Channie? — zapytała.
— Słucham? — Uniosłem brwi i poczułem na plecach zimny pot.
— Po prostu pytam się drogi panie prezesie, czy nie jest już pan z Channie, skoro postanowił spotkać się z panienką Taeyeon.
— Tiffany, mam wrażenie, że to w żadnym stopniu nie powinna być twoja sprawa, ale owszem. Wychodzę, więc do widzenia.
— Channie brzmi trochę podobnie do Chanyeol, prawda? — Usłyszałem za swoimi plecami i zatrzymałem się. — Dziwny zbieg okoliczności...
— Jeszcze raz zainsynuujesz coś takiego pod moim adresem, a kolejnym moim krokiem będzie zwolnienie ciebie. Zarzucasz mi homoseksualizm? — Odwróciłem się na pięcie w jej stronę i ponownie zobaczyłem ten chamski uśmieszek na jej ustach.
— Oczywiście, że nie, panie prezesie.
🌼🌼🌼
— Cieszę się, że zaproponowałeś spotkanie! — powiedziała Taeyeon od razu po zobaczeniu mnie, całując mnie w policzek na przywitanie. Wyglądała dziś naprawdę ładnie. Włosy spływały na jej ramiona lekkimi falami, a jej jasna, bawełniana bluzka ładnie współgrała z dżinsami.
Ponownie zajęła miejsce przy stoliku, przy którym ją zastałem i zachęciła mnie, abym zrobił to samo.
— Przepraszam, że musiałaś czekać. Niekompetencja jednego z wydziału dała mi dziś w kość. — Uśmiechnąłem się, ale i tak przypomniałem sobie, jak z Kyungsoo dziś musieliśmy latać po całej firmie i naprawiać jeden, głupi błąd. Jak dobrze, że na niego mogę liczyć. W sumie to ostatnio dość zaniedbuję spotkania z nim, ale piszę z nim regularnie, a on sam nie ma czasu. Życie szefa wydziału również nie jest łatwe. — Ale nie rozmawiajmy dziś lepiej o pracy.
— Jak dobrze, naprawdę. Już i tak za dużo słucham od ojca, a szczerze nie zbyt się w tym łapię. Jak myślę, że mam kiedyś przejąć firmę to... sam rozumiesz. Po prostu czuję, że się nie nadaję i pewnie znajdę kogoś na moje miejsce.
— W takim razie co byś chciała robić? — zapytałem zaciekawiony, zaczynając studiować menu, które podał nam od razu kelner.
— Aktualnie raczej weszłam w świat mody. To również jest naprawdę opłacalne, jeśli w miarę uda ci się zostać zauważonym. Teraz raczej chodzę po wybiegach, niż pozuję do zdjęć, ale jestem szczęśliwa. Jedynie dobija mnie ciągłe 'to nie jest przyszłościowe, jeśli się zestarzejesz'. Niby wiem, że to prawda, ale będę się o to martwić później.
— Słusznie, lepiej robić, co się lubi. — Posłałem jej pokrzepiający uśmiech widząc, że z jej twarzy zniknął ten słodki, miły uśmiech. Ogólnie rzecz biorąc dziewczyna naprawdę była urocza. Do takiego stwierdzenia skłaniała i jej anielska twarz i drobne gesty, czy uśmiechy.
Złożyliśmy zamówienia, a ja postawiłem na prostotę i poprosiłem o carbonarę, która była moim ulubionym, włoskim przysmakiem.
— A ty robisz to, co lubisz, oppa? — zapytała, gdy ponownie zostaliśmy sami.
— Nie jest to mój wymarzony zawód, ale nie mogę narzekać. Przyzwyczaiłem się, nie wiem, czy chciałbym zmieniać tę pracę na coś innego. Jednak jest bardzo czasochłonna, to fakt.
— Pewnie nie masz też czasu, aby się przez to z kimś związać, prawda? A szkoda, jesteś naprawdę przystojnym mężczyzną. Na charakter marudzić też nie można. — Posłała mi kokieteryjny uśmiech, a ja zaśmiałem się.
— Oprócz mojej asystentki, dawno nikt mi nie mówił takich rzeczy, to dość zawstydzające. — skłamałem. Słyszałem to już od Chanyeola, poza tym, gdy podobne słowa wydobywały się z jego ust, wtedy czułem się prawdziwie zawstydzony.
— Czyżby liczyła na awans? — Wybuchnęła śmiechem, a ja poszedłem w jej ślady, potwierdzając jej słowa. Ogólnie to rozmowa ponownie się kleiła, a my w dobrych humorach zjedliśmy posiłek i dorzuciliśmy do tego pyszny deser. W końcu zorientowałem się, że dochodzi już dwudziesta pierwsza, a Chanyeol powinien na mnie cały czas czekać w moim mieszkaniu. Lekko się spiąłem pamiętając, że obiecałem mu być koło dwudziestej. Gładko więc zakończyłem rozmowę i zaproponowałem jej odwiezienie do domu. Taeyeon jednak odmówiła twierdząc, że zaraz ma być po nią kierowca, a po mnie widać, że się spieszę. Była wyrozumiała, to bardzo miłe, bo faktycznie oszczędziła mi trochę czasu i mogłem szybciej wrócić do Chana. Pożegnałem ją pocałunkiem w policzek i pomachałem w jej stronę odchodząc. Odwzajemniła gest dalej się uśmiechając i krzycząc, że trzeba powtórzyć nasze spotkanie, na co się zgodziłem. Ale przechodząc do sedna - w końcu mogę pojechać do Chanyeola! Znaczy... pracować. To miałem na myśli.
Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon ruszyłem w stronę dobrze znanego mi budynku, w którym znalazłem się już po dziesięciu minutach. Wparowałem do windy i przejrzałem się w lustrze, aby od razu panicznym ruchem zetrzeć z policzka ślad szminki, co Chanyeol mógłby opacznie zrozumieć... a tego nie chciałem, bo i tak za bardzo go zwodzę, przez co mam wyrzuty sumienia.
Gdy wysiadłem, od razu do moich nozdrzy doszedł zapach spalenizny, przez co przestraszyłem się nie na żarty i z mocno bijącym sercem wbiegłem do apartamentu, który był lekko zadymiony. Szybko przemieściłem się do kuchni, skąd to wszystko się wydobywało i zobaczyłem Chanyeola, który otwierał okna i wywiewał okropny zapach z domu swoją bluzą.
— O... hyung... — powiedział nieźle zmieszany, a ja mogłem niemalże wyczuć w powietrzu nie tylko spaleniznę, ale i jego strach.
— Możesz mi wyjaśnić... co ty robisz? — zapytałem nie wiedzieć, czy bardziej przerażony, czy zdenerwowany.
— Może... najpierw wywietrzymy i wtedy... no ogółem nie ma straty w ludziach, więc...
— Cicho. Wietrz tu. — powiedziałem dość ostro, mimo że tak naprawdę nie umiałem być na niego jakoś strasznie zły, choć najprawdopodobniej prawie spalił mi dom. Ale niech się za karę chłopak trochę postresuje, nie zaszkodzi mu.
Przeszedłem po całym apartamencie, otwierając wszędzie okna. Miałem nadzieję, że już zaraz wszystko się wywietrzy, bo za ciepło na dworzu to jednak nie było, zwłaszcza, że znajdowaliśmy się na wysokości. Po dziesięciu, może piętnastu minutach w końcu zaczęliśmy zamykać okna, a ja ruszyłem w stronę kuchni, aby zobaczyć, co tak naprawdę mogło się tu wydarzyć. Zobaczyłem osmaloną patelnię z czymś co... naprawdę nie mam pojęcia, co na niej było, ale to chyba to było źródłem tego wszystkiego. Aha... no i osmalonej ściany. Dzięki Chan, nie mam co robić w weekend, tylko ją malować.
— Przepraszam... — Głos Chanyeola wydobył się zza moich pleców, a ja obróciłem się, aby zobaczyć jego skruszoną i zakłopotaną twarz i lekko trzęsące się ręce. Ojeju... jak słodko! Zaraz, Baekhyun... udawaj złego, albo chociażby normalnego.
— Możesz mi to wszystko wyjaśnić? — zapytałem, opierając się o czysty kawałek blatu. Założyłem rękę na rękę i patrzyłem na Yeola, jakbym właśnie karcił swoje dziecko. Nie powiem, przyjemne zajęcie.
— Byłem głodny i pomyślałem, że może ty też będziesz... — mówił bardzo szybko. — więc pomyślałem, że byłoby ci miło, gdybym coś ugotował i wiem, że to głupie, ale no po prostu nigdy jeszcze nie gotowałem, bo zawsze robiły to dla mnie gosposie i nawet teraz nie gotuję i to był mój pierwszy raz i... i... przepraszam.
Afdghdnuvndinfuj!
Baekhyun, spokój.
To wcale nie było cholernie urocze.
Dobra, kogo ja okłamuję? Chanyeol gotował po raz pierwszy i to... dla mnie! Z mizernym jak widać skutkiem, ale zawsze wszyscy powtarzają 'liczą się chęci' i w tym przypadku faktycznie one były dla mnie ważne. Jak mam się na niego niby gniewać?
— Chodź tu do mnie, kucharzu. — Rozłożyłem ręce, ale ten zdziwiony uniósł na mnie wzrok i nie poruszył się ani o milimetr. No Channie, przecież nie żartuję. Skoro jednak nie ruszył się w moim kierunku, ja uczyniłem to w jego i objąłem jego wysokie ciało, kładąc swoją brodę na jego ramieniu. No idealnie. — Dziękuję. Nie za to, że prawie zostawiłeś mnie bez dachu nad głową, ale za to, że chciałeś spróbować zrobić dla mnie coś, czego nie umiesz. To... naprawdę miłe.
Odwzajemnił bardzo mocno uścisk, na co się uśmiechnąłem i zetknąłem nasze usta w słodkim, bardzo romantycznym pocałunku. Nie obchodziło mnie już naprawdę to, co niedawno mu mówiłem o tym, że nie chcę związku z nim. Za bardzo mnie przyciągał do siebie, za bardzo pragnąłem być blisko niego, móc go przytulać i widzieć jego starania dla mnie. Starania, których nigdy nie doświadczyłem od nikogo innego w moim samotnym życiu. I nawet jeśli nie mogłem wykrzyczeć światu, że jestem w tym momencie, w tej jeszcze śmierdzącej kuchni tak cholernie szczęśliwy, było mi z tym naprawdę dobrze. Ważne, aby Chanyeol wiedział, że to właśnie jego osoba wywołuje u mnie uśmiech, sprawia, że przychodzenie do pracy nie jest takie złe, bo mogę go wtedy zobaczyć i, że wieczory w moim apartamencie wcale nie muszą być ciche. Po prostu mnie zapełnił. To tak banalne.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Sama cukrzę się przez końcówkę, ok?
Dziękuję za aktywność - to takie milutkie. 🌼
Dziękuję za ponad 400 obserwujących!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top