13. Propozycje teoretycznie nie do odrzucenia

Baekhyun

— Nie przeszkadzam? — Usłyszałem głos mojego ojca, który wkroczył do gabinetu z uśmiechem na twarzy. Ja w tym czasie starałem się w miarę normalnie oddychać i podszedłem do okna, aby owiało mnie chłodne powietrze. Czułem, jak moje poliki są niesamowicie gorące. Na szczęście przez deszczowe chmury, w gabinecie nie było zbyt jasno, więc nie były bardzo widoczne.

Oczywiście, że przeszkadzasz.

— Nie... nie przeszkadzasz — odpowiedziałem, siląc się na spokojny ton. Zamknąłem oczy i oparłem czoło o chłodną szybę. — Chanyeol, możesz już iść.

— Aaa... tak. — Usłyszałem, jak wstaje i wychodzi, ówcześnie mówiąc tylko mojemu ojcu, że miło go poznać. Mój staruszek oczywiście odpowiedział mu tym samym i siedział cicho, dopóki Chan nie wyszedł.

— Co to za chłopak? — zapytał, a ja zesztywniałem, słysząc jego słowa. Po chwili jednak zorientowałem się, że miał na myśli zupełnie coś innego i raczej nie zauważył w naszym zachowaniu nic niepokojącego.

— Chanyeol, pomoc Tiffany. Nie wyrabialiśmy się w dwójkę ze wszystkim. Zna też angielski lepiej od niej. — Odwróciłem się w końcu i uśmiechnąłem lekko, siadając na przeciwko niego. Starałem się odrzucić wszystkie wspomnienia sprzed wejścia tu ojca na zdecydowanie dalszy plan.

— Student?

— Tak, dobrze, że poszedłem na te rozmowy, jak mi radziłeś. Teraz wychodzę czasem nawet trochę wcześniej z pracy.

— A jak twoja dziewczyna? — zapytał, uśmiechając się kącikiem ust.

— Słucham? Jaka dziewczyna? — Przez chwilę naprawdę nie rozumiałem, o co mu może chodzić, ale przypomniało mi się, jak wczoraj przyszedł do mojego gabinetu, gdy byłem w nie najlepszym humorze i ubzdurał sobie, że mam problemy miłosne. W sumie nie do końca to była nieprawda, ale chyba się źle z nim zrozumieliśmy.

— Ja nie mam dziewczyny, tato. Gdybym miał, powiedziałbym wam.

— Oj, przecież przede mną nie musisz udawać, to nic dziwnego, Baek. Cała firma już o tym trąbi.

— Słucham? — Uniosłem brwi, ale zrozumiałem, o co może chodzić. — Tiffany z tobą rozmawiała?

— Również. Więc kim jest ta Channie?

Wywróciłem oczami zirytowany. Nie byłem taki tylko ze względu na jego pytania, ale i dlatego, że naprawdę chciałbym, aby tutaj nie przyszedł i żebym mógł dalej leżeć na kanapie, obejmowany przez Yeola.

Nie, zaraz. Nie chcę tego jednak. To on się na mnie rzucił, mimo tego, że mówiłem mu, że nie zamierzam pchać się w związek z nim.

No tyle, że... naprawdę było tak przyjemnie i nie wierzę, że zarówno Yeol, jak i ja nie mamy w tym wszystkim doświadczenia, skoro nasze pocałunki były tak cholernie wspaniałe. Może to też kwestia uczuć? Nie wiem, nigdy nie kochałem tak jak teraz. Zawsze były to tylko dwudniowe zauroczenia.

— Channie to nikt ważny — odparłem spokojnym głosem, ale potem stwierdziłem, że wypadałoby to trochę uwiarygodnić. — Zerwaliśmy, zresztą to nie było nic poważnego.

— Rozumiem... może postaraj się o to zawalczyć? Matka się naprawdę niepokoi, że ciągle jesteś sam.

— Nie będziemy o nic walczyć bo... zdradziła mnie. To skończony temat, powiem ci, jeśli pojawi się ktoś nowy, dobrze?

— Przykro mi, synu. Nie wiedziałem, że rozstaliście się w ten sposób. — Ojciec przybrał zmartwioną minę, a ja starałem się grać lekko przygnębionego. — W takim razie powiedz mi... jak tam podobało ci się z Kim Taeyeon?

Uniosłem brwi i przypomniałem sobie ładną dziewczynę, z którą spędziłem cały bankiet.

— Sympatyczna. — Przyznałem zgodnie z prawdą. — A co?

— Tak z matką się zastanawialiśmy... dlaczego byś nie spróbował z nią? Oczywiście do niczego cię nie zmuszamy... — Podrapał się zakłopotany po głowie. — ale naprawdę byłoby miło, gdybyś wkupił się dość blisko w jej łaski. Ciągle rosną w siłę i są naprawdę dla nas dużym konkurentem. Zależy mi na dobrych relacjach naszej firmy z Shanne. Poza tym, wygląda na taką, która jest wierna. Cudownie, prawda?

Westchnąłem i oparłem się o zagłówek kanapy.

— W skrócie chcesz, żebym lizał im dupę na każdym kroku, albo najlepiej umawiał się z młodą, aby nas któregoś dnia nie wygryźli?

— Trochę źle to ująłeś... ale tak, mniej więcej o to mi chodzi, Baekhyun.

Westchnąłem, wiedząc, co za chwilę doda mój ojciec.

— Ale oczywiście do niczego cię nie zmuszam — powiedzieliśmy równocześnie, a ten spojrzał na mnie zdziwiony.

Jak ja go znam... Teoretycznie wiem, że faktycznie do niczego mnie nie zmuszał, ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jest po prostu pracoholikiem i histerykiem, więc jeśli firmie faktycznie zacznie się źle powodzić, jego nerwy nieźle na tym ucierpią. Kiedyś nawet trafił z zawałem do szpitala, jak nasze akcje okropnie spadły. Dlatego właśnie wiem, że nie chce mnie przymuszać, ale sam martwi się o siebie, prosząc mnie o coś takiego.

— Przemyślę to, ok? Nie naciskaj. Przyszedłeś tu dziś tylko po to? — Mój ton wbrew mojej woli był dość nieprzyjemny, ale to naprawdę tylko dlatego, że nie chciałem, aby przerywał mi i Yeolowi. Zacząłem masować sobie skronie, czekając na jego odpowiedź.

— Tak, przyszedłem wczoraj, żeby z tobą o tym porozmawiać, ale nie byłeś w najlepszym humorze. Głupio mi też teraz wspominać o Taeyeon, ale sam rozumiesz. Liczy się czas, a to jest naprawdę dobra dziewczyna.

— Dobra, wiem. Jest w porządku. Jak mówiłem, daj mi czas. Mógłbyś teraz już mnie zostawić? Mam dużo pracy. Jak będziesz wychodzić, powiedz Chanyeolowi, żeby przyszedł do mnie za pół godziny.

Ojciec pokiwał głową, wstał i pożegnał się.

Zostałem sam i w swoim zwyczaju podszedłem do okna, aby chwilę pomyśleć. To, jak bardzo w tej chwili moje myśli są sprzeczne, jest naprawdę zadziwiające, ale i męczące. Zarazem chciałem... naprawdę chciałem odwołać teraz wszystko, co wcześniej powiedziałem Chanowi i wyznać 'weź mnie tu i teraz', ale zarazem... cholera! To takie trudne! Czemu on musi być chłopakiem? Życie nie jest fair. Właśnie, dlaczego nie jest? To trochę chyba niesprawiedliwe jednak.

— Kazałeś mi przyjść. — Usłyszałem głęboki głos tuż za sobą i jak poparzony odwróciłem się.

— Nie strasz mnie, idioto! — krzyknąłem,  uderzając go z pięści w klatkę piersiową, na co z zaskoczeniem się odsunął. — Miałeś przyjść za pół godziny.

— No właśnie... minęło już pół godziny — stwierdził, mówiąc to bardzo powoli, tak, abym na pewno go zrozumiał. No bo... jak to pół godziny? Ale spojrzałem na zegar i faktycznie, czas się jak najbardziej zgadzał do tego, co powiedział.

— A... aha — wydukałem tylko i usiadłem na kanapie w miejscu, gdzie zawsze siadałem.

— Więc? — zapytał dość cicho jak na niego, ale w sumie to nawet mu się nie dziwiłem. Sam byłem onieśmielony tym, co niedawno między nami zaszło.

— To co zrobiłeś było... złe.

— Ja tak nie uważam.

— Coś ty się nagle pyskaty zrobiłeś, wiesz? — Wywróciłem oczami i prychnąłem lekko.

— Jeśli ja kocham ciebie i jeśli jest tak, jak mówisz, że też coś do mnie czujesz to... to nie było złe, bo obydwoje tego chcieliśmy, prawda?

— Teoretycznie tak, debilu. — Nie mogłem powstrzymać się od zgryźliwości w tym momencie, ale byłem po prostu zestresowany.

— To może po prostu skończmy to, co zaczęliśmy? — zapytał z widocznym podekscytowaniem w oczach i nachylił się lekko ku mnie, za co od razu zdzieliłem go prostym ruchem dłoni w głowę.

— Chyba ci hormony buzują, dzieciaku. Uspokój się, bo nie ręczę za siebie. — Oparłem łokieć o zagłówek i zapatrzyłem się na chłopaka, który nagle stracił cały zapał. — Nie ogarniam tego, co się w ogóle międzynami dzieje...

— Miłość. — Przerwał mi pewnym głosem.

— ...ale to nie jest w porządku. — Kontynuowałem, sprawiając, że mój głos zagłuszył jego. — Chyba masz zbyt nierealne pojęcie o tym, jak wygląda miłość, Chanyeol. Życie to nie bajka.

— Może nią być, ale ludzie, do których ty się zaliczasz, lubią wymyślać jakieś wymówki, aby życie wcale nie było przyjemne. Hyung, chcesz żyć pracą aż do emerytury? Widzę, że jesteś samotny, a ja... — Zerkał na mnie co chwila i nerwowo bawił się palcami.

— Po pierwsze, nic o mnie nie wiesz. Nie jestem samotny, to tylko twoje wyobrażenie, aby w twoim scenariuszu, który sobie wyryłeś w głowie, wszystko się zgadzało, ja—

— Proszę cię, nie okłamuj samego siebie! — Wstał wyraźnie wzburzony, a ja widziałem w jego oczach mieszaninę smutku, zawodu i wściekłości. — Co ci to niby da?

— Skończmy ten temat po prostu, ok?! — Teraz i ja się uniosłem, ponieważ naprawdę nie lubiłem, jak ktokolwiek w moim towarzystwie, zwłaszcza ktoś ode mnie młodszy, podnosił głos, a już zwłaszcza na mnie.

— Przepraszam... — powiedział cicho i spuścił wzrok, siadając z powrotem na swoim miejscu. — Nie chciałem...

Wypuściłem głośno powietrze i zapatrzyłem się, jak ten zniża głowę coraz bardziej.

— Muszę to wszystko przemyśleć, ale to i tak nie jest najlepszy moment na... cokolwiek. Porozmawiajmy lepiej o projekcie, o którym mówiłem ci dwa dni temu. Pamiętasz, prawda?

— Tak, współpraca z Shanne. Pamiętam wszystko, co mówisz. — odpowiedział od razu, niemalże wchodząc mi w słowa.

— Mógłbyś zostać dziś dłużej i... — Zastanowiłem się, marszcząc brwi. Na początku myślałem, abyśmy po prostu spotykali się tu, ale na myśl, ile to pewnie zajmie nam czasu i do jak późna będziemy musieli tu siedzieć, od razu mnie zniechęciło, aby robić cokolwiek, zwłaszcza, że tutejszy ekspres do kawy wciąż nie był naprawiony, a ja szczerze nie lubiłem kawy, którą zaczęli zamawiać tu ludzie z zaopatrzenia. A bez kawy nie wytrzymam długo, nie ma opcji.

— Emm... Baekhyun? Zawiesiłeś się chyba.

— Tak, przepraszam. — Drgnąłem na dźwięk jego głosu. — Może pojedziemy do mnie? Raczej długo to zajmie, możesz w ogóle dziś? Nie masz jutro wykładów?

— Nie mam. — Uśmiechnął się szeroko, aby po chwili zrobić to jeszcze szerzej, gdy wspomniałem, że mógłby u mnie zostać na noc, aby nie tłuc się w nocy po mieście.

— Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele — odpowiedziałem, biorąc głęboki oddech i zacisnąłem dłoń na kolanie, bo zdałem sobie sprawę, że faktycznie będę z nim sam na sam w nocy, w domu, gdzie pocałowaliśmy się po raz pierwszy. Nie ma to jak kopać dołki pod samym sobą, gratuluję panie idioto Byun Baekhyun.

— To... do zobaczenia, mam na razie dużo pracy i... im szybciej skończę, tym szybciej pojedziemy do ciebie, prawda? — Wstał i zanim odpowiedziałem, zniknął za drzwiami pełen entuzjazmu.

Zaśmiałem się lekko, widząc to, jak żywy stał się na myśl, że będzie miał okazję być ze mną sam na sam. W sumie to i ja się cieszyłem... ale on nie musi o tym przecież wcale wiedzieć, prawda? Tak będzie lepiej.

Zrobiłem wszystko, co na dziś zaplanowałem i aż z nudów zacząłem sprzątać w szufladzie mojego biurka, wyjmując z niej kilkadziesiąt patyczków po moich ulubionych lizakach. Cóż, trochę się ich nazbierało. Wyciągnąłem z ust kolejny i dołączyłem do kolekcji. Można by z tego coś zbudować, albo...no nie wiem w sumie. Może ich nie wyrzucę, tylko gdzieś faktycznie schowam?

Nie, dobra i tak nigdy nie będę miał czasu i chęci, aby je jakoś spożytkować. Wyrzuciłem je więc i zapatrzyłem się na śmietnik nostalgicznym spojrzeniem. Przerwało mi dopiero otwarcie się drzwi i ujrzenie wysokiej sylwetki w nich.

— Skończyłem — powiedział wesoło Chanyeol, nie przekraczając jednak progu gabinetu.

— Świetnie, ja też. Możemy jechać. — Zabrałem mój płaszcz z oparcia fotela, bo ogółem na dworzu było już naprawdę chłodno, a ciemność powoli pochłaniała miasto.

Wyszliśmy z biura i pożegnaliśmy Tiffany, która ku mojemu zdziwieniu jeszcze pracowała. Odprowadziła nas podejrzliwym wzrokiem, czego nie rozumiałem, a Chanyeol jakby lekko się spiął. Czyżby jednak miał z nią choć trochę na pieńku? Jeśli tak, całkowicie mnie to nie dziwi. Sam na jego miejscu pewnie chciałbym utrudniać jej życie, zwłaszcza, że znajdowałbym się na stanowisku Chana, czyli niższym w hierarchii. Jestem w głębi siebie pewny, że szczerze nim gardziła, ale jestem pewien, że Yeol ze swoim zapałem i wytrwałością na pewno jej się nie da.

Skierowaliśmy się od razu do mojego samochodu, który Chanyeol znowu skomplementował, a ja wiedziałem, że na pewno nie robił tego, aby było mi miło, tylko pojazd naprawdę mu się podobał. Czyli jest coś, co nas łączy.

W trakcie drogi słuchaliśmy B.A.P z mojej płyty i śmialiśmy się w momentach, w których nie znaliśmy tekstu, ale staraliśmy się udawać, że wcale tak nie jest. Po napiętej atmosferze, po tym wszystkim, co się między nami stało, nie było nawet śladu, co naprawdę mnie cieszyło, bo znowu czułem się swobodnie w jego towarzystwie, jak wtedy, zanim zdałem sobie sprawę, że nie czuję do niego tylko przyjaźni. Zaśmiałem się, gdy Chanyeol starał się zarapować fragment Yongguka, ale najwyraźniej nie znał tej piosenki na tyle dobrze, więc często mylił słowa i szybko się poprawiał. Mimo to, podobało mi się jego wykonanie, jako, że jego głos po prostu brzmiał świetnie w każdej sytuacji.

Gdy dotarliśmy, zostawiłem ukochany samochód na parkingu i dobrze mi znanym korytarzem przeszliśmy do windy, która zawiozła nas do mojego apartamentu. Momentalnie przypomniałem sobie, co się stało ostatnim razem, gdy tu byliśmy sam na sam. Zacisnąłem usta, zastanawiając się, czy tym razem uda mi się powstrzymać i nie zrobić czegoś, czego potem zdecydowanie będę żałować...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

*Jezu już widzę te hejty na Taeyeon*

Nie wiem, co napisać, so uwielbiam Was

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top