2. Zdobywajmy sojuszników

— Witajcie, zebraliśmy się tu, aby...

— Co ty odwalasz? Skończ gadać takim idiotycznym głosem. Możecie mi powiedzieć, po co mnie tu ściągnęliście? — Donghyuck mruży oczy przez mrugające, irytujące światło. — I po co tak bujałeś tą żarówką? — Chwyta ją w dłonie i przykręca mocniej, przez co w końcu świeci jednostajnym, jasnym światłem. Nareszcie widać dokładnie i ich twarze, i magazynek ze sprzętem do sprzątania, do którego z rana niemalże siłą zaprowadził Donghyucka Jeno.

— Dla efektu! Wszystko zepsułeś! — Jaemin marszczy brwi i ponownie odkręca lekko żarówkę, przez co sceneria znów wydaje się upiorna. — Możesz się wczuć?! To wygląda fajnie, jak na filmach!

Donghyuck wywraca oczami i zakłada rękę na rękę.

— Więc? Czego ode mnie chcecie? Muszę jeszcze zebrać swój haracz za pracę domową z matmy od humanów.

Jeno zerka na Jaemina, który znów przybiera ten nieco upiorny uśmiech na usta.

— Bracie Donghyucku, jesteś nam bardzo potrzebny...

— Bracie? Co ci siedzi w tym łbie, Jae? Jeno, ogarnij swojego chłopaka, bo twoja kuchnia mu chyba na mózg zaszkodziła.

— Oj przestań, daj mu się poczuć jak mafioza.

— Mafioza?

— Jezu, dobra. — Jaemin zrzuca ze swojej głowy bluzę i poprawia żarówkę. Opiera się o ścianę naburmuszony. — Musisz nam pomóc.

— Wiecie, że nie robię niczego za darmo. Nawet dla przyjaciół. Bez urazy oczywiście.

— Nie powiedziałem, że za darmo. Spodoba ci się moja prośba.

— Czyżby? — Donghyuck uśmiecha się lekko i słucha Jaemina z większym zainteresowaniem. - W takim razie mów.

— Nie masz ochoty trochę powkurzać dla mnie Chenle? — Rudowłosy uśmiecha się słodziutko, opierając się o Jeno. — To jest moja prośba.

Donghyuck patrzy na niego uważnie kilka sekund, aby następnie parsknąć śmiechem.

— Słucham? Czy to nie ty przypadkiem głosisz ciągle pogląd 'bądźmy wszyscy dla siebie mili'? Jeno, serio przestań mu już gotować. To mu szkodzi, zmienia się we mnie.

— Dobrze gotuję.

— Tak, tak — ucisza go Jaemin, klepiąc lekko w ramię. Patrzy na okularnika ostrzegawczo. — Więc jak?

— No nie powiem. W sumie to podoba mi się to. Wchodzę. — Donghyuck uśmiecha się nagle szeroko i poprawia swoje okrągłe okulary. — Powiedz mi tylko, po co ci to?

— Nasz szanowny przyjaciel ubzdurał sobie w tej tlenionej łepetynie, że Jisung jest zakochany w Renjunie i postanowił ich zeswatać.

W pomieszczeniu zapada cisza, którą przerywają jedynie odgłosy zza drzwi, jako że długa przerwa trwa w najlepsze. W małym magazynku jednak czas jakby się zatrzymuje i izoluje umysł okularnika od jakichkolwiek bodźców.

— Co za debil — wydusza z siebie w końcu nastolatek, patrząc wielkimi oczami na parę stojącą przed nim. — Skąd on to wziął?

— Nie powiedział nam, ale według siebie ma absolutną rację. Gadał też coś, że Renjun chyba o tym wie, ale tego nie odwzajemnia, dlatego właśnie jest między nimi dziwne spięcie. Zauważyłeś coś?

— E? Nie?

— Mnie bardziej zszokowało to, że Chenle w ogóle chce z kimś zeswatać Jisunga. Przecież to Chenle zachowuje się, jakby był w nim zakochany. — Jeno siada na podłodze, będąc zbyt leniwym, aby stać dłużej niż dziesięć minut. — Lata za nim jak pies, a w wakacje myślałem, że aż chyba popłynę do Japonii wpław, byleby tylko przycumować tu Jisunga, żeby Chenle dał nam już spokój.

Donghyuck stoi chwilę nieruchomo i wyraźnie nad czymś myśli. Po chwili jednak wzdycha cicho i wzrusza ramionami.

— No, te wakacje to była masakra. Ale zbadam temat i chętnie go powkurzam. — Już otwiera drzwi, ale jednak się cofa o krok. — Ty mi powiedziałeś w końcu po co mam go wkurzać?

Jaemin konspiracyjnie chwyta szybko klamkę, przez co drzwi zamykają się niechcący z wielkim hukiem.

— W skrócie po prostu sabotuj jego plan zeswatania Jisunga z Renjunem.

— Nie chcesz, żeby zrobił z siebie debila?

— Nie. — Jaemin kręci głową i uśmiecha się kącikiem ust. — Po prostu to my planujemy zeswatać go z Jisungiem.

Donghyuck ponownie stoi chwilę w ciszy, po czym przenosi wzrok na siedzącego na podłodze Jeno, który uśmiecha się do niego słodko, przez co jego oczy stają się właściwie niewidoczne.

— Życz nam powodzenia, kochany.

— Woo, widzę, że chyba naprawdę chcesz wygrać ten zakład, co, Jeno?

Na twarzy ciemnowłosego pojawia się jeszcze większy, pewny siebie uśmiech.

— Wygram go.

🐬🐤🐬

Chenle przechadza się ze stoickim spokojem szkolnym korytarzem, gryząc patyczek po pomarańczowym lizaku. Rozgląda się po uczniach przemieszczających się z klasy do klasy.

Chenle jest jedną z tych osób, które średnio kojarzą ludzi ze szkoły i niezbyt go oni interesują. W przeciwieństwie do większości osób w tym budynku, w tym po części jego przyjaciół, nie przejmował się szkolnymi plotkami i nie przekazywał kolejnych dalej. To dość wygodny sposób, aby nie żyć problemami innych, zwłaszcza jeśli ma się swoje. A teraz miał, i to bardzo ważny - w końcu nie może zawieść swojego najlepszego przyjaciela, który - według niego - ostatnio ma zły okres i to z winy Renjuna, a tego zrozumieć nie może. Jak Renjun może nie chcieć kogoś takiego jak Jisung? Przecież Jisung jest miły, zabawny, przystojny! Wiadomo, że Renjun może zwyczajnie woleć dziewczyny, ale to nie usprawiedliwia go od łamania serca jego najlepszego przyjaciela!

— Jesteś naprawdę chory psychicznie. — Chenle odskakuje na bok, przez co wpada na ścianę, gdy słyszy koło siebie nagle czyjś głos. Chwyta się teatralnie za serce i patrzy zdziwiony na Donghyucka, na którego twarzy widać wyraźne rozbawienie. — Wiesz, że mówisz to wszystko na głos?

— Co?

— Swój monolog wewnętrzny. Wiesz, że Renjun nie ma serca i tak dalej. — Śmieje się, poprawiając torbę na ramieniu. — Masz szczęście, że słyszałem to ja, a nie twój chłopak.

— Bardzo śmieszne. — odpowiada Chenle, przybierając naburmuszoną minę. — Ale nie wyglądasz na zdziwionego. Jaemin już ci wszystko wypaplał? Co za plotkara.

Donghyuck rozkłada teatralnie ręce, dzięki czemu blondyn wie, że jest to prawdą.

— Chcesz mi pomóc ich zeswatać? — pyta, uśmiechając się szeroko. Podpiera ręce na biodrach i patrzy na Donghyucka swoimi błyszczącymi oczami. — To też twój przyjaciel. Chyba chcesz jego szczęścia? No i szczęścia Renjuna oczywiście?

Ten patrzy na niego jak na kogoś niespełna umysłu.

— Dlaczego miałbym? Nie pasują do siebie. Skąd ci się w ogóle wzięło przekonanie, że Jisung na niego leci, skoro to ty na niego lecisz? — Donghyuck nawet nie ukrywa, że wszystko, co wychodzi z ust jego głupiego przyjaciela, bardzo go bawi.

— To już moja tajemnica. — Drugą część wypowiedzi przepuścił koło uszu. — Poza tym, trzeba być ślepym, żeby nie widzieć zachowania Jisunga. Ale w sumie aż dziwne, że ja to zauważyłem dopiero teraz. Mam wrażenie, że przed wakacjami zachowywał się normalnie. — Stara się tymi słowami przekonać Dongyucka do swojej racji, aczkolwiek pomija największy aspekt swojego przekonania.

— Nudzi ci się. Tyle ci powiem. — Donghyuck kręci głową i klepie go po ramieniu. — Sorry, ale ja ci nie pomogę.

Chenle patrzy z zaskoczeniem, jak nieco niższy okularnik wymija go, kierując się na swoje następne zajęcia.

— Dzięki! Na ciebie zawsze można liczyć! — krzyczy Chenle z nieukrywaną złością. Marszczy brwi i patrzy na oddalającego się chłopaka. Jest naprawdę wściekły, że Donghyuck nawet w tak ważnej dla niego sprawie nie może wykrzesać z siebie choć podstawowych, przyjacielskich odruchów pomocy. — Dlaczego wszyscy jesteście takimi egoistami?!

— Jeszcze mi za to kiedyś podziękujesz. — Donghyuck tylko macha ręką, nawet się nie odwracając i znika za załomem korytarza. Jest wręcz pewien, że wbrew pozorom to właśnie on zna swoich przyjaciół najlepiej i mimo wszystko nie są mu obojętni. Jisung również. I owszem, pragnie jego szczęścia, którego na pewno nie da mu Chenle w taki sposób.

— Oficjalnie się z tobą zakładam, rozumiesz?! — krzyczy Chenle, nie zwracając uwagi na ludzi wokół siebie ani na to, że Hyuck nawet nie odwraca się na jego słowa. — Słyszałem o tych twoich durnych zakładzikach! Więc i ja się zakładam! Daję dziesięć tysięcy won na to, że mi się uda!

— Przyjęte.

🐬🐤🐬

Chmura, która aktualnie płynie nad jego głową, wydaje mu się dziwnym skrzyżowaniem kurczaka z płetwami delfina. Blondyn zaśmiałby się pewnie swoim doniosłym głosem na ten widok, gdyby nie fakt, że czuje się dziś zdradzony na każdym froncie. Co jest nie tak ze wszystkimi w tym roku? Dlaczego ani Donghyuck, ani Jaemin w pakiecie z Jeno nie chcą mu pomóc? Przecież tu chodzi o szczęście Jisunga! Jego Jisung na to zasługuje.

— Masz minę, jakbyś wąchał skarpety Marka. — Chenle zerka w bok, gdzie siada obok niego roześmiany Renjun. Chenle odruchowo zastanawia się, co takiego wyjątkowego w nim jest, że ze wszystkich osób na świecie Jisung zakochał się akurat w nim. To przez te cienkie, ciemne włosy? Mały nos? Wąskie ramiona? Czy może przez tę śmieszną dziurę w uzębieniu? A może to kwestia charakteru? To przez jego poczucie humoru? Przecież na przykład Chenle też jest zabawny. Więc chyba jednak to nie to? Bo wtedy jego przyjaciel mógłby się równie dobrze zakochać w nim? Może Jisungowi podoba się to, że Renjun gra w siatkówkę? Ale to serio by wystarczyło, aby się w nim zakochać?

— Ziemia do Chenle? Słuchasz mnie? — Blondyn podnosi się szybko do pozycji siedzącej, gdy obrywa kępką trawy w twarz.

— Mogłem umrzeć! A co, gdyby wpadło mi to do nosa?

— Oddychałbyś ustami.

— Fakt.

— Czemu leżysz tu tak sam? — Usta Renjuna odruchowo układają się w subtelny uśmiech.

Może to w tym uśmiechu zakochał się Jisung?

Ale Chenle też ma ładny.

Czyli to jednak też nie to?

— Lubię patrzeć na chmury. A, no i nie mogłem nigdzie znaleźć Jisunga. Widziałeś go?

Renjun odruchowo zerka na wysoki budynek szkoły, który nieco przysłaniają stare drzewa.

— Chyba szedł gdzieś z nominami? Nie jestem pewien.

Chenle kiwa lekko głową, wpatrując się tępym wzrokiem przed siebie.

— Idziemy dziś wieczorem do parku? Jeszcze nie mamy dużo nauki w domu. Wykorzystajmy to. Potrzebuję przerwy po tych pięciu dniach.

— Dla mnie w porządku. Powiem reszcie.

Chenle wstaje szybko i dziwnie nerwowym ruchem poprawia jasne kosmyki, które wpadają mu w oczy. Renjun unosi na ten widok zdziwiony brwi.

— Ja im powiem! Muszę rozprostować kości, więc przelecę się szybko po szkole i ich poszukam!

— Mogę pójść z tobą. — Renjun stara się podnieść z ziemi jednym, sprawnym ruchem, ale zostaje sprowadzony do parteru przez pchnięcie przyjaciela.

— E tam! Rozkoszuj się naturą! Poza tym... — Chenle szuka wymówki w drzewach znajdujących się dookoła nich, ale jej nie odnajduje — jestem od ciebie szybszy, ups!

Renjun patrzy szeroko otwartymi oczami na biegnącego ile sił w nogach Chińczyka, który prawie wywraca się na schodach i znika za masywnymi, drewnianymi drzwiami.

— Eh... czy ten głupek naprawdę myśli, że jestem idiotą...?

🐬🐤🐬

Jaemin stoi w rogu szkolnego korytarza, opierając się plecami o stojącego przy parapecie Jeno, który właśnie spisuje od niego zadania z matematyki. Jaemin uważa to za dość niemoralne, ale jego serce nie może odmówić Jeno, którego życiową zmorą jest właśnie ten przedmiot. Mimo że i Donghyuck już interweniował w tej sprawie, umysł jego biednego chłopaka i tak nie może pojąć matematycznych zagadnień.

Stoi więc tak po prostu obserwując korytarz, czy może zaraz nie zjawi się tu jakiś nieproszony nauczyciel, który pozwoli im pożałować, że się urodzili.

— Pamiętasz, gdzie poszedł Jisung? — Jeno odwraca się, gdy Jaemin zadaje mu nagle pytanie. Wzrusza tylko ramionami, nie znając odpowiedzi.

— Bo widzę już trzeci raz Chenle, który chyba uporczywie go szuka.

— Skąd wiesz, że akurat Jisunga?

— Widać to po nim — odpowiada Jaemin, patrząc na blondyna, który co chwila potrąca jakichś uczniów, rozglądając się dookoła. Jest chyba jednak na tyle zaślepiony poszukiwaniem jednej, konkretnej jednostki, że nawet nie dostrzega swoich przyjaciół stojących przy dużym oknie. Zresztą i tak złapał focha i nawet by do nich nie podszedł, mimo tego, że są pokojowo nastawieni. Pierwiastek upartego dziecka jest jednak w Chenle nazbyt dominujący.

— Jak można kogoś kochać i nie zdawać sobie z tego sprawy, Jeno? — Jaemin odsuwa się od swojego chłopaka, który skończył już ostatnie zadanie. Przeczesuje mu odruchowo ciemną, sterczącą grzywkę, która źle się układa przez nieudolnego fryzjera.

— Ja myślę, że on chyba nie wie, co to za uczucie. Może myśli, że to jest równie silne co przyjaźń?

— Wtedy nas też by kochał.

— Nieprawda. — Jeno ziewa mało dyskretnie, przez co Jaemin już wie, że pewnie grał do późna na konsoli. — Nie trudno zauważyć, że to z Jisungiem jest najbliżej. Znają się też najdłużej. Są najlepszymi przyjaciółmi. Może on myśli, że to takie uczucie żywi się do najlepszego przyjaciela właśnie?

Jaemin przez chwilę wydaje się dziwnie markotny przez tą odpowiedź, co nie uchodzi uwadze jego chłopaka.

— A co jeśli to my nie mamy racji, Jeno? Co jeśli to serio tylko przyjaźń, a my jakoś ją rozwalimy? Chenle to jedno, ale Jisung... nigdy nie wiadomo, co mu siedzi w głowie.

— Też prawda. Trzeba zbadać temat i od jego strony. — Jeno patrzy przez chwilę na sufit, zastanawiając się nad ich sytuacją. Następnie zerka na Renjuna, który przed sekundą stanął obok niego.

— Co tam?

— Nudy. Śmiejemy się z Chenle.

— A, to nic nowego. Mówił o parku?

Para patrzy na niego pytająco, przez co Renjun uśmiecha się kącikiem ust.

— Czyli nie dotarł tu. W takim razie ja wam powiem. Widzimy się dziś wszyscy wieczorem w parku. Wiecie, trzeba jakoś miło zakończyć pierwszy tydzień szkoły i te sprawy.

— O! Jesteśmy za! — Jaemin uśmiecha się szeroko. — Sam chciałem nawet coś zaproponować. Ciekawe tylko, dlaczego Chenle nam tego nie po... — Ugryzł się w język, aby następnie spojrzeć porozumiewawczo na Jeno, który najwyraźniej pomyślał o tym samym. — W sumie nieważne... pewnie nie zdążył jeszcze. My lecimy na lekcję. Pa, Renjunnie!

Zostawiają przyjaciela, który nawet nie zdążył się odezwać i szybko kierują się w stronę swojej pracowni chemicznej.

— Myślisz o tym samym co ja?

— Chyba tak. — Jeno kiwa głową. — Po pierwsze, oczywiście jest obrażony, ale przede wszystkim... chciał powiedzieć to tylko Renjunowi i Jisungowi, aby spotkali się tam sam na sam. Znając go, pewnie schowałby się w krzakach i sprawdzał, czy faktycznie coś między nimi jest.

— Idiota.

— Jak rozumiem, nie pozwalamy na to?

— Oczywiście, że nie. Ale skoro on już zaczyna działać, my też powinniśmy coś wymyślić.

— Szkoda mi tylko Renjuna. Nie wie, co siedzi temu Chenle we łbie. Może jednak mu powiemy, że chce go zeswatać?

— Czułbym się z tym źle. Obiecałem Chenle, że nikomu nic nie powiem. A wiesz już ty i Donghyuck. Nie chcę, aby Renjun się dowiedział i wkurzył się na Chenle za jego głupotę... może lepiej niech pozostanie w tej niewiedzy i myśli, że wszystko co będzie odwalać ten głupek to zbiegi okoliczności...

— Jak uważasz. Ja tylko uważam, że te wszystkie podchody jakie dzieją się w naszej grupie, mogą kiedyś doprowadzić do jednej wielkiej dramy.

Jaemin zatrzymuje się i patrzy na Jeno swoimi dużymi, czekoladowymi oczami. Uśmiecha się szeroko, przez co serce Jeno już chyba odruchowo nieco przyspiesza swoje bicie. Od razu go odwzajemnia, bo wie, że ten pojedynczy uśmiech jest przeznaczony tylko i wyłącznie dla niego.

— Więc jedyne co możemy zrobić to psychicznie się do tej dramy naszykować. — Daje mu krótkiego całusa w policzek i łapie go za rękę, ponawiając chód. — Czy nie będzie ciekawie?

— To będzie zdecydowanie dziwny rok.

🐬🐤🐬

— Co?

— Dobrze słyszałeś.

— Od... kiedy?

— Nie potrafię tego sprecyzować. Czasami mam nawet wrażenie, że odkąd tylko się znamy...

— Zawsze myślałem, że jest na odwrót.

— Nie dziwię się. Wiem, jak to wygląda, ale to wszystko jest skomplikowane. On jest. Naprawdę jest. Wiem, że tak to nie wygląda.

— Nie wiesz, jak do niego dotrzeć?

— Tak. Od kilku lat.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

yasss, to już 2 rozdział

Mam nadzieję, że możecie jakoś funkcjonować po wczorajszym obżarstwie (chyba, że nie lubicie funkcjonować to wtedy spoko)

miłego tygodnia i fajnie by było zobaczyć komy albo coś c: 🌼💜

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top