4. Jak się poznaliście cz.3
Liam;
Chciałaś oderwać się od rzeczywistości, a takim miejscem był tylko las. Ubrałaś się w dresy i bluzę sportową, z szafki nocnej zabrałaś telefon i słuchawki. Zeszłaś na parter i powiadomiłaś swoją mamę SMS'em, że wychodzisz, klucz zostawisz w doniczce z piwonią. Gdy tylko zrobiłaś to, co napisałaś, truchtem pobiegłaś do lasu. Gdy już się w nim znalazłaś, zwolniłaś i szłaś marszem. Włączyłaś sobie pierwszą lepszą piosenkę, po czym założyłaś słuchawki do uszu. Po jakiś pięciu godzinach szwędania się, zerknęłaś na telefon, jego bateria wynosiła jedynie 15%, postanowiłaś już wracać do domu. Tylko którędy szłaś? Przez cały ten czas nie zwracałaś uwagi na to gdzie idziesz. Zrospaczona jak i zdenerwowana usiadłaś na pobliskim głazie. Wyłączyłaś telefon, bo co ci da 15%? Nagle za tobą pękła gałąź. Tętno ci przyspieszyło. Poczułaś ciepły oddech na swojej szyi.
— Kim jesteś? — spytałaś cicho, a wręcz niepewnie.
— Liam Dunbar i z tego co widzę, zgubiłaś się. — przed tobą stanął niezbyt wysoki ciemny blondyn z pięknymi niebieskimi oczami.
— Bystry jesteś. — mruknęłaś, krzyżując przedramiona pod biustem.
— Jak masz na imię? — uniósł brew, a na jego twarzy można było dostrzec ledwo widoczny, uroczy uśmiech.
— (y.n), kojarzę ciebie, tylko skąd? — przymrużyłaś powieki, chwilę później dodając. — Chodziłeś może do prywatnej szkoły?
— Tak, ale wywalili mnie. —zaczął nerwowo bawić się palcami, odwracając od ciebie wzrok.
— To ty rozwaliłeś samochód trenerowi? — rozszerzyłaś powieki, patrząc na niego z lekkim zainteresowaniem.
— Taaak, to ja.
— Ulala nieźle, ale spokojnie mnie wywalili. — wzruszyłaś ramionami, na co ten zetknął na ciebie i uniósł brew.
— Co zrobiłaś?
— Takie tam, rozwaliłam trzy szyby za to, że ta baba od chemii postawiła mi jedynkę za sprawdziam, choć powinnam była dostać dwóję, ale to nic takiego. — uśmiechnęłaś sie szeroko, dumnie wypinając klatkę piersiową.
— Dziewczyno gdzie ty byłaś przez cayle moje życie?
— Na trybunach, patrząc na numer 9. — odrzekłaś, rumieniąc się nieznacznie, na co ten zaśmiał się cicho.
Aiden;
Dzisiaj były twoje 18 urodziny, więc z tej okazji twoi rodzice postanowili, zabrać cię do salonu z motorami, abyś mogła sobie jednego kupić.
Zobaczyłaś cudowny czerwony motor 125 honda! Zakochałaś się w nim od pierwszego wejrzenia. Podbiegłaś do niego i zaczęłaś skakać wokół jak małe dziecko.
— Mamo, tato! To ten! Ten jest idealny! — wskazałaś na niego palcem, po czym usiadłaś na niego.
— Ile on kosztuje? — spytał twój ojciec, jakiegoś wysokiego bruneta z brązowymi oczami
— 12 tysięcy, ale dla tej ślicznej dziewczyny sprzedam za sześć kawałków. — mruknął, wzruszając krótko ramionami.
Twoja mama zerknęła na ciebie, na co uśmiechałaś sie do niej szeroko. Westchnęła głośno.
— No dobrze, w końcu po to tu przyszliśmy.
Zeskoczyłaś z motoru, po czym przytuliłaś rodziców. W takich sklepach niestety robisz się strasznie dziecinna. Rodzice zapłacili za pojazd i umówili się ze sprzedawcą, że dziś o 16:20 ma on stanąć pod waszym domem.
••••••••
Gdy wybiła godzina dwadzieścia po szesnastej, wybiegłaś na podwórko, patrząc na szarą, małą ciężarówkę. Zaklaskałaś w dłonie i szeroko uśmiechnięta podeszłaś do kierowcy, którym okazał się być ten sam chłopak, co go ci sprzedawał.
— Gdzie mam go postawić, ślicznotko? — spytał, patrząc na ciebie z lekkim zainteresowaniem.
— Ymm, przy bramce. Chcę się zaraz nim przejechać. — wymruczałaś z ewidentnym podekscytowaniem w tęczówkach.
— Dobrze. Pomożesz mi?
— Jasne, co mam zrobić? — uniosłaś delikatnie brew, zerkając krótko na niego.
— Wpisz swój numer. — podał ci swój telefon, a ty spojrzałaś na niego zdezorientowana. — No wpisz.
Szybko wpisałaś cyfry na klawiaturze komórki, a następnie ją oddałaś.
— Dzięki, motor stoi pod bramką. Życzę udanej jazdy. — mrugnął do ciebie, na co lekko się zaczerwieniłaś. — Do zobaczenia (y.n).
Chłopak odjechał ciężarówką, a ty stałaś jak wryta.
Isaac;
Nadchodziła zima, więc szukałaś odpowiedniego szalika. Chodziłaś po galerii już kilka godzin, lecz w żadnym sklepie nie było tego idealnego. Zrezygnowana usiadłaś na ławce na jednym z korytarzy. Nagle obok ciebie usiadł wysoki błękitnooki z kręconymi, ciemnymi blond włosami. Przypatrywaliście sobie przez dłuższy czas, aż chłopak spuścił wzrok.
— Ymm, hej? — zagadnęłaś, podnosząc lekko brew.
— Cześć. Czego szukasz w galerii? — spytał, zagryzając dolną wargę. Można by powiedzieć, że stresował się tą rozmową, co nieco cię zaciekawiło.
— Szalika, ale żaden z tych wszystkich co są tutaj nie jest taki jakiego szukam. A ty?
— Szukam rękawiczek, ale są tylko brązowe, a ja potrzebuję czarnych. — westchnął cicho, tym razem spoglądając na ciebie.
— Wiesz, ja w domu mam parę niepotrzebnych, może chciałbyś zobaczyć? — uśmiechnęłaś się ciepło.
— A nie miałabyś nic przeciwko?
— Oczywiście, że nie, sama to tobie zaproponowałam. — dopiero teraz zauważyłaś na jego szyi cudowny, wełniany szalik w kolorze szarym! Takiego szukałaś!
— Chcesz go? — spytał, widząc, jak patrzysz na jego szyję.
— A mogę? — zerknęłaś na niego z lekkim zmieszaniem.
— Jasne — zdjął go i podał ci. — Mi i tak się znudził.
— Dziękuję... — wymruczałaś i zorientowałaś się, że nie wiedziałaś, jak ma na imię.
— Isaac Lahey — uśmiechął się delikatnie. Czyżby czytał w myślach?
— (y.n) (y.s.) — odzwzajemniłaś gest. — Podasz mi swój numer? Moglibyśmy się zdzwonić w sprawie tych rękawiczek.
— Tak, tak.
Porozmawialiście jeszcze trochę i wymieniliście się numerami, po czym uśmiechnięci odeszliście w swoje strony.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top