2. Jak się poznaliście? cz.1

Stiles;

Nie byłaś grzeczną dziewczynką, zawsze robiłaś coś na diabła, lecz tym razem trochę przesadziłaś. Wraz ze swoimi kolegami pomalowałaś sprey’em auto swojego nauczyciela, ponieważ ten postawił tobie kolejną złą ocenę. Oczywiście wzięłaś całą winę na siebie, bo twoi znajomi i tak mają problemy z policją.

A teraz siedziałaś na krześle przed biurkiem szeryfa Stilinskiego. Mężczyzna patrzył na ciebie surowym wzrokiem, ale ty jedynie beztrosko westchnęłaś i okręciłaś kosmyk włosów na palec wskazujący. Szeryf z ewidentnym zirytowaniem spojrzał na ciebie. Uniosłaś leciutko brew, krzyżując przedramiona na klatce piersiowej.

— Może troszkę spokojnie, szeryfie? Irytacja tutaj nic nie da. — mruknęłaś, wzruszając ramionami, przy czym cichutko zachichotałaś.

— Stiles! — warknął szeryf, by jego syn podniósł się i podszedł do niego. — Alkomat.

— Dmuchaj — wymamrotał nieco niezadowolony brunet, przysuwając tobie urządzenie do ust.

— Dmuchnąć mogę ciebie — wyszeptałaś, aczkolwiek już po chwili zaczęłaś wdmuchiwać oddech z płuc.

— ile? — spytał szeryf po dłuższej chwili.

— 0,9 promila — spojrzał brunet na ojca i zacisnął usta w wąską kreskę.

— Zabierz ją do domu, bo nic z jej nie wyciągnę. — zerknął na ciebie szeryf, mrużąc powieki. — Ale szykuj się, że w najbliższych dniach jeszcze się spotkamy.

— Do widzenia, drogi szeryfie. — wręcz wyśpiewałaś, podnosząc się.

Podeszłaś do bruneta, który otworzył tobie drzwi, abyś wyszła z komisariatu, a następnie poprowadził cię do swojego niebiesko–czarnego jeepa. Otworzył ci drzwi ze strony pasażera, abyś wsiadła, co uczyniłaś. Stilinski obszedł auto, wsiadł do niego i uruchomił silnik, aby chwilę później wyjechać spod budynku. Spytał się, gdzie ma ciebie odwieść. Podałaś nazwę ulicy, bawiąc się kosmykiem wlosow. Po kwadransie znaleźliście się przed twoim domem. Gdy już miałaś wysiąść, brązowooki wyciągnął rękę w twoją stronę, na co zareagowałaś zmarszczeniem brwi.

— Tak w ogóle jestem Stiles. — wymamrotał dość niepewnie, wbijając tęczówki w te twoje.

— A ja (y.n)*.  Zapamiętaj to imię, bo na pewno jeszcze nieraz się spotkamy. — uśmiechnęłaś się szeroko, a następnie ostrożnie wyszłaś z samochodu, delikatnie się chwiejąc.

— na pewno nie chcesz, abym pomógł? — podniósł brew.

— Nie, radzę sobie, Stiles! — zerknęłaś na niego przez ramię i puściłaś oczko.

Scott;

Szłaś korytarzem liceum, będąc nieco zaczytana w książce Szekspira. Nagle poczułaś, że na kogoś wpadłaś i lecisz do tyłu. Gdy już oczekiwałaś spotkania się z podłogą, ktoś złapał cię za rękaw bluzy. Gwałtownie złapałaś się dłoni i podniosłaś z jej pomocą. Otrzepałaś z niewidzialnego kurzu ulubioną bluzę, po czym spojrzałaś na swojego wybawcę. Był to wysoki brunet z nieziemskimi tęczówkami. Kojarzyłaś go, bo chodzicie razem na biologię i wychowanie fizyczne. Przegryzłaś policzek od środka, a następnie niekontrolowanie zarumieniłaś.

— Dzięki — uśmiechnęłaś się delikatnie, a on to odwzajemnił, robiąc to dość ciepło.

— Nie ma za co. — mówiąc to, schylił się na chwilę, aby podać twoją książkę — Może w zamian za to, zdradzisz mi swoje imię?

— (y.n) — odpowiedziałaś dość nieśmiało, co było do ciebie niepodobne.

— Jest piękne, jak i jego właścicielka.- uśmiechnął się uroczo, na co twoje nogi zrobiły się jak z waty, co ten chłopak z tobą wyrabiał? — Scott McCall.

— Wiem — szepnęłaś, a chłopak zmarszczył brwi, na co zachichotałaś — Chodzimy razem na biologię i wf.

Brunet zaśmiał, zaś ty dołączyłaś do niego. Nagle zadzwonił dzwonek oznaczający początek lekcji.

— Wybacz Scott, muszę iść na matmę. — posłałaś mu przepraszające spojrzenie, po czym odwróciłaś się na pięcie, będąc gotowa odejść, aczkolwiek ten miał inny plan. Szybko pociągnął cię za plecak do siebie i odwrócił przodem. — Dasz mi swój numer?

— Jasne — zagryzłaś dolną wargę i odebrałaś telefon chłopaka. W mgnieniu oka wpisałaś kilka cyferek. Oddałaś urządzenie i uśmiechnęłaś delikatnie. — A teraz serio muszę iść. — dodałaś szybko, odsuwając się, aby ruszyć szybkim krokiem w stronę sali matematycznej.

Derek;

Jechałaś autem, słuchając ulubionej piosenki. Lekkomyślnie przymknęłaś na chwilę oczy, a już po kilku dłuższych sekundach usłyszałaś przeraźliwy huk zderzających się aut. Otworzyłaś szeroko powieki i przerażona spojrzałaś na maskę swojego czarnego Camaro. Zderzak samochodu był cały zmasakrowany, a auto stojące na przeciwko było w jeszcze gorszym stanie. Na twoje oko to Chevrolet Camaro ZL 1, które było droższe od twojego o dobre dwadzieścia tysięcy jak nie więcej.

Spanikowana odpięłaś pas bezpieczeństwa i wyszłaś z samochodu. Podbiegłaś do zderzaka pojazdu, a następnie dłonią zasłoniłaś usta.

— Kurwa mać! — powiedziałaś cicho, zagryzając mocno dolną wargę, aby stworzyć rankę, aczkolwiek niedługo po tym ona się zaleczyła.

Nagle twoje zmysły drugiego ja 'uruchomiły' się. Wyczułaś prawdopodobnie wilkołaka. Gwałtownie odwróciłaś się przodem do faceta i “drugimi oczami” spojrzałaś na niego. Był wysokim czarnowłosym z kilkudniowym zarostem oraz zielono-niebieskimi oczami, które po chwili zmieniły się na zimne niebieskie. Nozdrza mężczyzny poruszyły się niebezpiecznie, jego oczy rozszerzyły.

— Z jakim zwierzakiem mam doczynienia? — warknął, patrząc na ciebie uważnym wzrokiem.

— Z betą jakiegoś chuja, który zostawił mnie na pastwę losu. —

—  Czyli jesteś samotnym wilkołakiem bez stada.— mruknął, zmieniając kolor oczu na te naturalne.

— A co ciebie to tak interesuje? —  zamknęłaś oczy, aby po chwili znów miały naturalny kolor.

— Jestem po prostu ciekawy. — mruknął, odwracając od niego wzrok.

— Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. — mruknęłaś i stanęłaś na palcach, ale nic to nie dało, bo mężczyzna nadal był wyższy o jakieś dziesięć centymetrów, jak nie więcej.

— Jestem Derek. Derek Hale.— wyciągnął dłoń w twoja stronę, a ty delikatnie ją ścisnęłaś.

— ( y.n ) Argent. — powieki mężczyzny rozszerzyły się gwałtownie.

— Masz siostrę Allison?

— Nie jest moją siostrą, ale za to moją rodziną, lecz nie chcę mieć z nią nic wspólnego. Lepiej powiedz co zrobimy z tym. — wskazałaś na auta wzrokiem, przy czym westchnęłaś ciężko.

— Nic się nie stało. — uśmiechnął się wręcz niewidocznie. Na jego słowa przewróciłaś tęczówkami.

— Ale to drogie auto, raczej chcesz odszkodowanie. Nie powinnam była jechać tak szybko i zamykać oczu. — drugie zdanie jęknęłaś z lekkiej desperacji.

— nie nakręcaj się — mruknął. — Podaj mi swój numer i wszytko będzie cacy.

Zerknęłaś na niego podejrzliwie, ale mimo to podałaś numer swojego telefonu.

——————

Sprawdzone.

Y.n -----> your name

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top