<161> Theo Raeken - korepetycje
Na zegarze wybiła pierwsza w nocy, a Bee po raz setny przekręciła się na drugi bok, wzdychając ciężko. Cholera mogłaby wziąć tę insomnię, ewentualnie zakocha się w niej i może wtedy ucieknie. Warknęła pod nosem, czując nagły przypływ irytacji i złości. Naprawdę kochała spanie, a przez to nie mogła spełnić swoich zainteresowań! Przeniosła wzrok na okno, długi moment myśląc, czy wstać i je otworzyć. Oczywiście podniosła się z łóżka i lekkim ruchem rozchyliła okno, aby wpuścić nieco świeżego powietrza, które było niewiarygodnie zimne. W mgnieniu oka znalazła się pod kocem, zawijając w kulkę. Podczas tępego wpatrywania w gwiaździste niebo, w szybę trafił kamyk. Na szczęście jej (i osoby, która je rzuciła), nie pozostawił on po sobie nawet rysy. Nie minęła chwila, a dziewczyna stała przy otwartym na oścież oknie i mrużąc powieki, poszukiwała persony, która śmiała zakłócić jej patrzenie się... gdzieś. Dostrzegła zarys postaci, która podwszła bliżej latarni, a następnie rozchyliła lekko usta.
— Co ty tutaj robisz, Raeken? — głośno szepnęła, opierając dłonie o parapet, a raczej poduszki znajdujące się na nim.
— Nawet nie wiesz, jak cholernie się nudziłem, siedząc sam w bibliotece, bo ktoś zapomniał o korkach z matmy. — jego biodro zetknęło się z latarnią, a brunetka uniosła brwi. Na Odyna! Wczoraj była środa? Kompletnie zapomniała, że w te dni ma z nim korepetycje.
— O-och... — zaśmiała się nerwowo, zaciskając usta w wąską kreskę, przy czym przeniosła spojrzenie gdzieś indziej. — Wybacz? — dodała szeptem, bo on i tak ją usłyszy, nawet z takiej odległości. W końcu wilkołaki, kojotołaki, i inne stworzenia, które matka natura lubi nieco bardziej, obdarzyła je perfekcyjnym wzrokiem, słuchem, a nawet zapachem!
— Wybaczę, jeśli to nadrobimy — uśmiechnął się w jej kierunku dość wrednie, a zarazem uroczo. — Teraz.
Zdziwiona zmarszczyła piegowaty nos, kręcąc głową. Gdy miała zadać pytanie jak niby teraz, on po prostu podbiegł w stronę domu, a następnie skoczył do góry. Przestraszona odsunęła się od okna, prawie upadając na podłogę. Szatyn z gracją i niesamowicie cicho wskoczył do jej pokoju. Na jego cholernie przystojnej twarzy pojawił się uśmiech, a w tęczówkach iskierki, które widziała tylko w "złych" sytuacjach. Zagryzła lekko wargę, zamykając okno, zaś chłopak odsunął krzesło od biurka i usiadł na nim. Wyciągnął z czarnego plecaka podręcznik, na którego okładce znajdował się trójkąt prostokątny, wzór na pole walca oraz inne bzdety matematyczne.
Rozejrzała się po pomieszczeniu, w poszukiwaniu krótkich spodenek. Zawsze spała w majtkach i bluzie, ale chyba była zmuszona to zmienić, jeśli Theo miał zamiar w środku nocy ją odwiedzać z zamiarem nauki najcudowniejszego przedmiotu — matematyki.
— Czegoś szukasz? — mruknął, włączając lampkę stojącą przy zamkniętym laptopie.
— Czegokolwiek, aby ubrać na siebie — odpowiedziała równie cicho, w międzyczasie podchodząc do białej szafy, z której wyciągnęła czarne spodenki dresowe.
— Po co? — uniósł brew, w tym samym momencie spoglądając na nią, co i ona na niego, dzięki czemu spojrzenia skrzyżowały się, a jej tęczówki miały okazję zobaczyć zadziorny uśmiech szatyna. — Jak dla mnie możesz ich nie zakładać.
— Raeken, wylecisz zaraz przez to okno. — zmrużyła powieki, a następnie pomachała palcem wskazującym, tym samym grożąc mu. — Poza tym jesteś zboczeńcem. — wsunęła na tyłek spodenki i związała białe sznurki.
— Nie tak groźnie, De Vichy, bo jeszcze się przestraszę i nici z naszych korków.
Wzruszyła ramionami, biorąc w dłonie taboret, który do tej pory stał przy toaletce, aby postawić go obok szatyna i usiąść na nim.
— Jakoś bym przeżyła tę stratę.
—Wątpię — wyszeptał, wyjmując z szafki (z biurka) zeszyt do matmy.
— Czy ty przypadkiem nie czujesz sie zbyt swobodnie? — uniosła brwi, a jej zdezorientowanie sięgnęło zenitu. Co on sobie wyobrażał, do cholery?
— Hm, myślę, że tak, aczkolwiek nie za bardzo mnie to przeszkadza. — powtórzył jej wcześniejszy gest, czyli wzruszenie ramionami, otwierając kajet na odpowiedniej stronę, na której skończyli ich korepetycje ostatnim razem. — Tobie zresztą też, Beekins.
Prychnęła pod nosem, a gdy tylko usłyszała, jak ją nazwał, przewróciła tęczówkami, jednak leciutko się zarumieniła. Wbiła w niego udawane zirytowane spojrzenie i pokręciła głową, lekkim ruchem piąstki uderzyła go w ramię. Chłopak jedynie cicho się zaśmiał i wyciągnął z jej piórnika linijkę oraz ołówek, a następnie szybko naszkicował funkcję liniową.
— Matko boska, nie mów, że będziemy to omawiać w środku nocy. — wymamrotała, gwałtownie podnosząc się, aby spojrzeć na to okropieństwo. — Przecież nie mam głowy do prostej matematyki w ciągu dnia, a co mówić o funkcjach, o trzeciej w nocy, gdy ledwo żyję, bo nie mogę zasnąć? — dodała, jednak szatyn prychnął z niedowierzaniem i spojrzał na nią.
— Przesadzasz. Zrobisz to jedno zadanie i masz spokój. — odsunął się lekko od biurka, a już chwilę po tym jego dłonie wylądowały na jej biodrach i usadził ją na swoich kolanach.
Szczerze mówiąc, przyzwyczaiła się do tego, bo dosyć często tak robił, jednak za każdym razem czuła się cholernie niekomfortowo i... Dziwnie? Nawet nie ma słów, aby opisać to uczucie. Po prostu zaczęła czuć, jak w klatce piersiowej coś ją łaskotało.
— Ogarnij się — wyszeptała jak najciszej, zabierając się za zadanie.
Dłonie chimery spoczęły na jej biodrach, które zaczął gładzić opuszkami palców. Mentalnie wręcz wyczuła, że uśmiechał się do siebie. Chłopak w pewnym momencie przyciągnął ją ku swojemu torsowi, żeby położyła się na nim. Niekontrolowanie odłożyła ołówek na biurku i podniosła się. Usiadła okrakiem na jego udach, ramionami obejmując kark szatyna. Nie trzeba było długo czekać, by lekko uniosła się, tym samym "stając" na kolanach, dzięki czemu górowała na nastolatkiem. Theo chwilę po tym ruchu ułożył ciepłe dłonie na skórze pod jej pośladkami, uśmiechając się poniekąd zadziornie. Przewróciła tęczówkami i złączyła ich usta.
Chyba nie musiała mówić, że dosyć często właśnie w ten sposób kończyły się ich korepetycje. Och... Są przyjaciółmi z korzyściami. On pomagał jej w matmie i fizyce, a ona "oddawała" mu swoje ciało. Ojej, to aż dwie korzyści dla niej! Jednakże Raekenowi to nie przeszkadzało, a jej tym bardziej.
— Trzeba zamknąć drzwi — wymamrotała, przenosząc lewą dłoń na miękkie i jedwabiste włosy zielonookiego, na co on jedynie zamruczał niczym kot.
— Jest środek nocy, nikt tutaj nie przyjdzie. — odpowiedział, podczas podnoszenia się.
Wciąż trzymał ją za uda, zaś ona nogami obejmowała go w pasie, krzyżując kostki na dolnej części jego pleców. Chłopak w mgnieniu oka znalazł się przy drzwiach i oderwał jedną z dłoni, aby przekręcić klucz.
— Ponoć nikt nie przyjdzie — wyszeptała z cichym chichotem, odrywając się od jego ust, przy czym zjechała pocałunkami na żuchwę chimery.
— Przezorny zawsze ubezpieczony. — ostrożnie ułożył jej personę na łóżku.
Pozbyła się jego bluzy z kapturem oraz podkoszulka, by dosłownie sekundę później przenieść prawą dłoń na cudownie umięśniony tors. Raz spytała go, czy czasem nie miał pogadanki z Bogiem przed swoimi narodzinami, bo jego brzuch i klatka piersiowa, wygląda tak, jakby sam Ojciec go rzeźbił. Odrzekł, że był ateistą i to zasługa Da Vinciego.
Dłonie chłopaka w mgnieniu oka sciągnęły z niej koszulkę i spodenki, aby pozostała w samych majtkach, które nie tak dawno kupiła. Theo westchnął cicho i sięganął ręką do tych jej, aby przyszpilić je do materaca, ówcześnie łapiąc za nadgarstki. Oburzona fuknęła cicho, ale foch nie trwał długo, bo drugą dłoń ułożył pomiędzy jej udami, aby zacząć delikatnie masować kobiecość, która póki co była jeszcze zakryta przez koronkowy materiał. Raeken uśmiechnął się pod nosem i złączył ich usta ze sobą, wręcz połykając jej jęki, które z siebie wydawała. Brunetka zacisnęła dłonie w piąstki, niekontrolowanie poruszając biodrami, dzięki czemu dłoń szatyna przejeżdżała wzdłuż kobiecości.
— Coś ty taka niecierpliwa? — wymamrotał wprost do ucha Bee, gdy tylko odsunął się od ust kochanki. Jego usta po chwili znalazły się na jej piersiach, aby lekko zassać się na twardym sutku. Wydała z siebie sapnięcie i powtórnie poruszyła biodrami, robiąc to cholernie rozpaczliwie.
— Theo, grę wstępną zostawmy na inny raz. — wyszeptała, wbijając w niego podniecone spojrzenie. Chłopak czuł pod palcami, jak ta robiła się mokra, na co uśmiechnął się zadziorniej i zszedł gorącymi wargami niżej i niżej, aż w końcu doszedł do podbrzusza, które kilkukrotnie musnął ustami i przejechał koniuszkiem języka, tym samym kreśląc mokry ślad. — Raeken, bo jak Boga kocham, jeśli zaraz czegoś konkretnego nie zrobisz, to następnym razem ciebie podniecę i zostawię. — szepnęła, wbijając tył głowy w materac.
— Nie gadaj tyle. — puścił jej dłonie i palcami zahaczył o gumkę koronkowych majtek, aby chwilę później ściągnąć je z bioder. Odrzucił materiał na podłogę, przy czym lekkim ruchem mocniej rozsunął nogi Bee, aby koniuszkiem języka przejechać wzdłuż jej kobiecości, zbierając wilgoć, która tam powstała.
Plecy nastolatki wygięły się w delikatny łuk, a z ust uciekł cichy i przeciągły jęk rozkoszy. Wplotła palce w jego włosy i pociągnęła za nie, co było dla niego sygnałem, aby złączył ich usta ze sobą. Szatyn oczywiście wykonał to, opierając się lewym przedramieniem o materac przy jej głowie, zaś drugą dłoń położył z powrotem na kobiecość, aby kciukiem pieścić łechtaczkę, a palcem wskazującym i środkowym zacząć okrążać wejście, co chwilę wsuwając tam opuszki. Brunetka zawarczała w usta kochanka, zagryzając dolną wargę Theo. Zsunęła ręce na spodnie chimery, żeby z nie lada łatwością rozpiąć zamek i zdjąć z niego zbędny materiał. Nastolatek odsunął się od niej, aby samemu zdjąć do końca jeansy i bokserki. Na widok twardej męskości Bee zarumieniła się, przejeżdżając koniuszkiem języka po swojej dolnej wardze.
Gdy szatyn próbował powtórnie zdominować jej ciało, ta prychnęła i mocnym ruchem przewróciła go na materac, aby moment później usiąść na biodrach zielonookiego i oprzeć dłonie o cudowną klatkę piersiową. Biodrami poruszyła w przód i w tył, ocierając się o twardą część ciała szatyna, na co on cicho zajęczał. Złapał talię dziewczyny, po czym jedną dłonią naprowadził męskość do jej wejścia i w tym samym momencie mocnym ruchem pociągnął ją w dół. Ciemnooka jęknęła głośno, gdy tylko poczuła, jak ten ją wypełniał. Odrzuciła głowę w tył, zaczynając kręcić kółka biodrami, co jakiś robiąc to w przód i tył.
— Bee, do cholery, bo zaraz nie będę tak miły, aby dać ci się mną bawić. — Theo powtórnie mocnym nabił brunetkę na siebie, na co oboje cicho jęknęli. Tym razem ta zaczęła lekko poruszać się w górę i w dół. Rozchyliła usta, przy czym nachyliła się nad chimerą, łącząc ich usta ze sobą, by ten mógł połykać jej dźwięki, które pokazywały, rozkosz jaka nią zawładnęła.
Niedługo po tym dziewczyna odczuła, jak przyjemność zebrała się w podbrzuszu, tym samym osiągając orgazm, przez co oderwała się od jego gorących warg i odchyliła w tył. Jej ścianki zacisnęły się na męskości Raekena, a ten ostrożnie, aczkolwiek mocno przyciągnął ją do siebie i przekręcił, by teraz ta leżała pod nim. Nastolatka objęła nogami biodra chłopaka, przybliżając go jak najbardziej siebie. Theo zaczął szybko poruszać się w niej, mając oparte dłonie obok jej głowy, zaś usta złączone z nią. Nie trzeba było długo czekać, aby osiągnął szczyt. Doszedł w brunetce, głośno warcząc w wargi kochanki. Dziewczyna powtórnie zacisnęła mięśnie na nim, a następnie zajęczała, odrywając się od niego. Chimera wyjęła z niej męskość, po czym położył się obok i objął ramieniem jej talię.
— Uwielbiam to — wyszeptała Bee, przewracając się na bok, aby móc wbić w niego ciemne tęczówki. Odczuwała, że najpewniej w szkole będzie ją boleć podbrzusze, jak zwykle po seksie z nim. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i złożył słodki pocałunek na ustach nastolatki. —Zostań ze mną. — dodała ciszej, kładąc prawą dłoń na jego policzku, aby czule go pogładzić, na co ten westchnął ciężko, zastanawiając się nad propozycją.
— Okay, ale jak wytłumaczysz się rodzicom? — zamruczał, zamykając powieki. Na oślep sięgnął po koc, by przykryć ich nagie i spocone ciała.
— O to się nie martw — zaśmiała się cicho, wtulając się w niego.
Zdecydowanie częściej musiał w ten sposób do niej wpadać.
________
Dla każdego z chłopców mam zamiar napisać taką scenkę!
1879 słów
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top