Rozdział 10
W piątkowe przedpołudnie Noelle siedziała na lekcji etyki, na którą zapisała się tylko po to żeby dobrze wyglądało w podaniu na studia. Rysowała coś w swoim zeszycie, jednym uchem słuchając nauczycielki, która opowiadała coś o odpowiedzialności w dorosłym życiu. Na jej ławkę wpadła nagle zwinięta karteczka. Elle machinalnie zasłoniła ją ręką, żeby nauczycielka się nie zorientowała. Rozwinęła ją.
Co robisz po lekcjach?
Odwróciła się i zobaczyła zadowoloną twarz Jeremy'ego. Nie zauważyła go wcześniej, ale krew w jej żyłach od razu się zagotowała. Podarła karteczkę, a chłopakowi odpowiedziała niemym "spierdalaj". Była wściekła. Czy Parker naprawdę nie mógł zostawić jej w spokoju, po tym wszystkim co przez niego przeszła? Przekartkowała swój zeszyt do etyki na sam koniec i zaczęła pisać słowa czegoś co stwierdziła, że będzie refrenem do tamtej piosenki.
And for every song, there's a song we're not singing. For every step, there's a step we're not taking. So let me know if there's something I'm missing. 'Cause this is all I need.*
Noelle pomyślała, że piosenki faktycznie mogą leczyć rany i dawać ukojenie. Wróciła myślami do dnia, w którym poszli pod dom Luke'a. Widziała cierpienie zarówno u niego jak u jego rodziców. Zasługiwali żeby wiedzieć, że ich syn nie umarł za nic, i że bardzo ich kochał. Nie widziała piosenki Emily. Julie zdążyła przeczytać jej fragment, ale Luke nie chciał o rozmawiać o tym utworze. Noelle chciała mu jakoś pomóc, tak jak on starał się pomóc jej.
***
Tego samego dnia Noelle udało się nakłonić Julie żeby pojechała z nią do rodziców Luke'a. Zostawił swój notatnik na stoliku, więc Quinn zdecydowała się zabrać z niego kartkę z zapisaną Emily. Nie chciała jej czytać, uważała, że jest to jednak coś prywatnego i jedynymi osobami, które powinny znać treść tej kartki byli Luke i jego rodzice. Elle zauważyła jednak dwa zdania, które były wyjątkowo mocno zakreślone.
And write in every empty space, the words "i love you" in replace. Then maybe time would not erase me.
Dziewczyna poczuła ukłucie smutku w sercu. Naprawdę było jej żal rodziny Pattersonów i uważała, że zasługiwali żeby otrzymać chociaż to po ich zmarłym synu.
- Jesteś pewna, że powinnyśmy to robić? - zapytała Julie kiedy stanęły przed czerwonymi drzwiami frontowymi do domu i popatrzyła na swoją przyjaciółkę.
- Zaufaj mi, wiem co robię - odpowiedziała Quinn, a w tym samym momencie obok nich pojawił się Luke. Na początku ich nie zauważył, ale szybko to zrobił. Był bardzo zaskoczony, ale jego zaskoczenie zmieniło się w złość.
- Co wy tu robicie? Śledzicie mnie? - Luke podniósł głos, było widać, że się zdenerwował - Tyle mówiłyście o granicach, a teraz przychodzicie tu za mną?!
- Luke, uspokój się. - Elle chciała w jakiś sposób sprawić, że będzie spokojniejszy - Chciałyśmy dać twoim rodzicom Unsaid Emliy. To był mój pomysł, chciałam ci się jakoś odwdzięczyć.
- I w taki sposób mi się odwdzięczasz? - warknął.
- Nie miałeś szansy żeby się z nimi pogodzić! Nie uważasz, że po dwudziestu-pięciu latach zasłużyli żeby chociaż to przeczytać?
Luke zacisnął zęby i wpatrywał się w oczy Noelle, szukając jakiegokolwiek zawahania z jej strony, jakiejkolwiek wątpliwości, ale nic takiego nie znalazł.
- Proszę, Luke... Nie dla mnie, dla twoich rodziców. - chłopak bez słowa odsunął się i wyciągnął dłoń żeby zadzwonić dzwonkiem - Zaufaj mi.
Zawahał się i spojrzał na Noelle, a dziewczyna tylko kiwnęła głową. Luke nacisnął dzwonek i rozległ się przyjemny dźwięk, który chłopak znał aż za dobrze.
Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich starszy mężczyzna w okularach, ubrany w tweedową koszulę i sztruksowe spodnie. Wyglądał na miłego człowieka, więc Elle od razu się uśmiechnęła.
- W czym mogę po... Allison? Allison Nelson? – zapytał mężczyzna patrząc w szoku na Noelle.
Luke od razu zerknął na dziewczynę. Przestraszył się, że jego rodzice mogą wyjawić jej prawdę, a wtedy najprawdopodobniej ją straci. Po części dlatego był też wściekły na Noelle, że pojawiła się w jego starym domu.
- Nie, - dziewczyna pokręciła głową - nazywam się Noelle Quinn i jestem córką Allison.
- Przepraszam. - odpowiedział - Wyglądasz dokładnie jak ona.
- Często to słyszę. - zaśmiała się, ale z tyłu jej głowy pojawiła się myśl. Jak to było możliwe, że rodzice Luke'a znali jej mamę. Dziewczyna szybko stwierdziła, że może znali ją z jej pracy albo coś takiego. Przez krótką sekundę, pomyślała też, że może Luke znał jej mamę i możliwe, że chodzili do tej samej szkoły. Ale przecież Luke na pewno by jej powiedział, gdyby tak było - To jest moja przyjaciółka, Julie, i znalazłyśmy coś w jej studiu. Coś co należało do waszego syna.
W oczach pana Pattersona pojawiły się iskierki, gdy Elle wspomniała o Luke'u i o czymś co należało do niego.
- Proszę, wejdźcie do środka. - odpowiedział i otworzył szerzej drzwi - I mówcie mi Mitch.
Obie dziewczyny weszły do domu Pattersonów. Wnętrze domu emanowało ciepłą atmosferą, chociaż czuć w niej było smutek. Mały kominek i dwa fotele ustawione obok niego. Zdjęcia z dzieciństwa Luke'a wisiały na ścianie. Chłopak był tam razem z nimi. Noelle zauważyła łzy w jego oczach i bardzo starała się nie zacząć płakać razem z nim.
- Kochanie, kto przyszedł? - kobieta w średniej długości, siwych włosach weszła do salony - O mój Boże, Allison - zakryła usta dłonią.
Mitch szybko znalazł się obok żony i objął ją ramieniem. Luke modlił się żeby żadne z nich przez przypadek nie wygadało Noelle kim była dla niego Allison. Wiedział, że Quinn pewnie już się zastanawia skąd jego rodzice znają jej matkę
- Słońce, to jest Noelle, córka Allison. Przyniosła coś co należało do Luke'a - wyjaśnił.
- Przepraszam, kochana. Poczułam się jakbym zobaczyła...
- Ducha? - Elle przerwała, a starsza kobieta pokiwała głową - Znam to uczucie - posłała krótkie spojrzenie Luke'owi.
- Ja jestem Julie. - przedstawiła się Molina - Noelle i ja znalazłyśmy piosenkę, którą napisał pański syn. Jest o dziewczynie o imieniu Emily.
- Ja nazywam się Emily - kobieta spojrzała na swojego męża, a potem na stojące przed nią dziewczyny.
- Myślę, że Luke chciałby żeby pani to zobaczyła - Noelle wręczyła Emily kartkę z piosenką.
Dziewczyny obserwowały jak kobieta czyta tekst i z każdą sekundą w jej oczach pojawia się coraz więcej łez. W tamtym momencie ani Elle, ani Julie nie mogły powstrzymać się od płaczu. Quinn zaryzykowała i spojrzała na chwilę na Luke'a. Jego oczy były czerwone od łez, wpatrywał się w swoich rodziców i nucił piosenkę, którą oni właśnie czytali.
Emily przycisnęła kartkę do piersi i uśmiechnęła się przez łzy. Złapała Noelle za rękę. Dziewczyna spodziewała się, że będzie szorstka, podobna do takiej jaką miała jej babcia, ale dłoń Emily była ciepła i delikatna.
- Dziękuję. - powiedziała kobieta głosem trzęsącym się od emocji - To wiele dla nas znaczy.
- Nie macie pojęcia... - zaczął Mitch.
- Piszemy muzykę w tym samym miejscu co on. - zaczęła Julie - I mogę powiedzieć, że jest to magiczne, szczęśliwe miejsce.
Mitch i Emily uśmiechnęli się, słysząc te słowa. Noelle słyszała jak Luke pociąga nosem za jej plecami.
- Tak dobrze to wiedzieć - przyznał mężczyzna.
- Wiem, że miał tylko siedemnaście lat, kiedy odszedł... - Noelle szybko przetarła mokre od łez policzki - ale jestem pewna, że żył robiąc to do czego był stworzony. Niewielu ludzi to znajduje. Był szczęśliwy - Noelle ponownie uścisnęła dłoń Emily.
Luke zniknął, ale Elle nie odwróciła wzroku od jego mamy. Czuła, że kobieta tego potrzebowała, a to, że Noelle tak bardzo przypominała swoją matkę, w jakiś sposób uspokajało Emily.
- Cudownie było cię poznać, Noelle. - odpowiedziała Emily - Widząc cię czuję się jakby to dwadzieścia-pięć lat wcale nie minęło, a Luke zaraz wszedłby przez drzwi i zabrał cię do siebie. - kobieta westchnęła i, ku zdziwieniu Noelle, pogładziła ją po twarzy.
Elle uśmiechnęła się, chociaż poczuła się trochę dziwnie, jakby zarówno Mitch jak i Emily doskonale ją znali. Zaczęła nabierać podejrzeń, że Luke mógł nie powiedzieć jej czegoś ważnego na temat jego przeszłości.
- Ciebie również było wspaniale poznać, Julie - dodał Mitch, a jego żona się zgodziła.
- Państwa też bardzo miło było poznać - odpowiedziała Julie i uśmiechnęła się.
***
Elle odwiozła Julie pod jej dom i pojechała po szybkie zakupy, o które poprosiła ją mama. Kiedy wróciła, targając ze sobą torbę pełną warzyw, na ganku zobaczyła Luke'a, który opierał się o poręcz.
- Cześć - przywitała się i podeszła do niego. Odłożyła torbę i wbiła wzrok w ten sam punkt co on.
- Cześć - odpowiedział, nadal patrząc przed siebie.
- Przepraszam, że przekroczyłam granicę, ale...
- W porządku, - w końcu spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się - musiałem wtedy wyjść, bo to było...
- Nie musisz się tłumaczyć, naprawdę, chciałam się odwdzięczyć za sytuację z Jeremym, wtedy bardzo mnie to podniosło na duchu. - cicho parsknęła ze swojego nieudanego żartu - Mam nadzieję, że nie jesteś zły.
- Nie, ja... - zatrzymał się, szukając odpowiednich słów, spojrzał w oczy Noelle i w tamtym momencie wiedział, że całkowicie przepadł - Niczego nie żałuję w swoim życiu oprócz tego, że uciekłem od moich rodziców, szczególnie mojej mamy... więc dziękuję.
- Zasłużyliście na to, chociaż tyle mogłam ci dać od siebie - uśmiechnęła się.
- To było idealne. - szepnął i spróbował złapać dłoń Noelle, ale znowu mu się nie udało - Wiesz, Ellie, naprawdę cię lubię, bardzo lubię...
Serce Noelle zaczęło bić jak szalone. Nie tego się spodziewała, wracając ze sklepu z torbą warzyw.
- Ja też bardzo cię lubię, Luke - czuła się jakby zaraz miała zwymiotować z nerwów, ale wtedy stało się coś dziwnego.
Luke jęknął i zatoczył się do tyłu, a z jego ciała wydobył się jakiś dziwny fioletowy błysk. Noelle się przestraszyła i od razu znalazła się obok chłopaka.
- Luke, wszystko w porządku? Co to było?
- J-jest coś o czym powinienem ci powiedzieć. - odezwał się, chociaż było widać, że nadal zwija się z bólu - Odkryliśmy, że naszą niedokończoną sprawą jest zagranie koncertu, którego nie udało nam się zagrać.
- W The Orpheum, tak to ma sens, ale co to było to? - Elle była roztrzęsiona i zdenerwowana.
- Nie mamy dużo czasu. - ponownie jęknął - Zrobiliśmy coś głupiego, wtedy kiedy ominęliśmy dyskotekę, byliśmy w klubie dla duchów.
- Wiem, o tym, Julie mi mówiła.
- Tak, ale właściciel tego klubu, nałożył na nas klątwę. - wytłumaczył Luke i niepewnie się wyprostował, wciąż będąc w ogromnym bólu - Jeżeli nie zrobimy tego co chce, te pieczątki z klątwą nas zniszczą. Od jakiegoś czasu już "migotamy" i to robi się coraz gorsze i gorsze.
- Więc zróbcie to co karze! - Noelle wskazała Luke'owi ławeczkę, żeby mógł sobie usiąść.
- On chce żebyśmy grali w jego klubie już na wieczność. - Noelle poczuła jak cała krew odpływa z jej twarzy. To by znaczyło, że już nigdy nie zobaczy ani Luke'a, ani Alexa, ani Reggiego, a Julie znów odetnie się od muzyki - Jeżeli wkrótce zagramy w The Orpheum to może uda nam się tego uniknąć i będziemy mogli przejść na drugą stronę.
I tak ich straci. Cokolwiek by się stało i tak ich straci, najbardziej jednak zależało jej na tym żeby oni byli szczęśliwi, więc była gotowa zrobić wszystko, aby trafili do nieba czy do innego pięknego miejsca, a nie w ręce tego mężczyzny.
- Lu, zasługujecie na wszystko co najlepsze. - westchnęła, starając się pokonać tę gigantyczną gulę, która uformowała się w jej gardle - Podzwonię, będę pisać na Instagramie, Twitterze, wszędzie gdzie się da. Jakoś nam się uda, obiecuję.
*oryginalna piosenka Always należy do Isaaka Danielsona
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top