Rozdział 6

Zjedli przygotowany przez Luhana obiad w prawie kompletnej ciszy, przez co Sehunowi co chwila zbierało się na śmiech. Jego zdaniem Lu często zachowywał się tak dziecinnie, a zarazem uroczo. Naprawdę coraz częściej zastanawiał się, czy starszy nie okłamał go wcale z tym całym biznesowym życiem i karierą. Po prostu nie wierzył, że ktoś z takim charakterem poradziłby sobie w poważnym miejscu, gdzie na pewno nie wzbudzałby szacunku, prędzej rozczulenie.

— Długo zamierzasz mieć focha? — zapytał szatyn, wkładając sobie kimchi do ust. Oparł policzek na dłoni i zapatrzył się na blondyna, który znów zjadł niewiele. — Zawsze tak mało jesz?

— Nie mam focha — odpowiedział niższy zimnym głosem, nawet na nie patrząc na swojego towarzysza.

— No właśnie widzę — odparł Sehun, wzdychając przeciągle. — Zamierzasz być taki do końca mojego pobytu?

— Być może.

— Nie lepiej jest sobie wszystko wyjaśnić? Zachowujesz się jak dziecko — zmarszczył brwi, powoli tracąc cierpliwość. Naprawdę miał ochotę wziąć teraz Luhana na karnego jeżyka, czy cokolwiek innego. Może wtedy postanowiłby porozmawiać z nim trochę dojrzalej, a przynajmniej nie odpowiadać półsłówkami.

— Nie obchodzi mnie, co o mnie myślisz. Jesteś tylko moim pracownikiem — odłożył pałeczki, nie kończąc posiłku. Spojrzał mu w oczy, a jego głos zabrzmiał poważnie. — Więc prosiłbym, abyś odnosił się do mnie z szacunkiem.

Sehun uniósł brwi. Może jednak ten mały jeleń trochę pasował do tej całej biurokracji, gdy przestawał być przestraszoną lub obrażoną kluchą. Jego chłodnego wzroku mógłby pozazdrościć mu sam hitman.

— Jak chcesz, hyung — odpowiedział Hun, udając, że słowa pracodawcy i sprowadzenie do niższego poziomu w hierarchii tego domu nie poruszyło go ani trochę. Nienawidził, gdy ktoś teoretycznie lepszy jeszcze bardziej to podkreślał. W głębi jednak zrobiło mu się trochę smutno, ponieważ zdążył polubić tego niskiego chłopaka, a przez bronienie go w trakcie wczorajszego wieczoru czuł się potrzebny. Właśnie dlatego robił to, co robił. Nie tylko przez zainteresowanie zjawiskami paranormalnymi, ale i dlatego, że mógł po prostu pomóc, jakkolwiek banalnie to nie brzmi.

👻👻👻

Zapukał do drzwi, ale odpowiedziała mu cisza. Otworzył je więc i spojrzał na Luhana leżącego na łóżku. Czytał jakąś grubą, starą książkę w blasku światła z kinkietu.
Oh rozejrzał się po pokoju. Był pewien, że Chińczyk rozpakował się przez te kilka godzin, które tu przesiedział, walizki jednak ciągle pozostawały porozrzucane po różnych miejscach w pokoju i widać było, że wciąż są pełne.

— Czeka się na 'proszę'.

— Myślałem, że się rozpakowujesz — powiedział Sehun, przeczesując swoje gęste włosy.

— Nie zamierzam się rozpakowywać, skoro nie wiadomo, czy dasz radę zrobić coś z tym, co się tu dzieje — uniósł wzrok znad książki. Jego mimika twarzy nie była już tak opryskliwa jak w czasie obiadu, ponieważ najprawdopodobniej odczuł niepokój związany z tym, że za oknem zaczęło się ściemniać.

— Dobra, w sumie nieważne. Nie powinienem się przecież wtrącać — stwierdził kąśliwie Sehun, wiedząc, że po zmroku ma przewagę, gdyż on w przeciwieństwie do szanownego pana Xi się nie bał.

— Taa... — mruknął Luhan i udał, że nieprzerwanie śledzi litery w książce, jednak często zerkał na przestrzeń dookoła siebie, aby sprawdzić, czy na pewno są tu sami. — Chcesz coś jeszcze? — zapytał stojącego w dalszym ciągu w drzwiach chłopaka.

— Przypominasz sobie, jak mówiłem ci o eksperymencie, który chciałem dziś przeprowadzić? — zapytał, otwierając drzwi szerzej, tak, aby mógł wejść.

— Tak, co w związku z tym? — Pan domu odłożył w końcu lekturę na szafkę.

— Pamiętasz, że mówiłem ci, że jesteś mi w nim potrzebny?

— Pamiętam — powtórzył.

— Także połącz wątki i zejdź zaraz na dół — młodszy mrugnął oczkiem i opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi.

Luhan prychnął na jego zachowanie, ale wyszedł tuż za nim, aby nie zostać sam w pokoju zbyt długo, zwłaszcza, że było w nim zimno, więc przydałoby się już napalić w piecu, aby mury nasiąkły ciepłem.

Zszedł po schodach i zastał w salonie Sehuna, kucającego przy kominku.

— Co robisz? — zapytał blondyn, stając za nim.

— Rozpalam ogień, pewnie jest ci już zimno — odpowiedział od razu, podpalił drewno i zamknął drzwiczki.

Luhana zaskoczyły jego słowa. To zabrzmiało jakby młodszy martwił się o niego. Najprawdopodobniej tak nie było, ale po prostu wyglądało to w ten sposób i sprawiło, że na moment serce Chińczyka zabiło troszkę szybciej.

— Możemy robić już ten 'eksperyment'? — zadał pytanie Luhan, nie komentując głośno tego, co usłyszał.

Sehun spojrzał na zegarek i wyjrzał jeszcze przez okno, oceniając, za ile powinno całkowicie zajść słońce.

— Poczekajmy jeszcze kilka minut. Nie sądziłem, że odfochasz się tak szybko i od razu zejdziesz — zaśmiał się i usadowił na kanapie, pisząc coś jak zawsze w swoim poniszczonym notatniku. — Ale jeśli jesteś ciekawy, mogę opowiedzieć ci trochę o tym domu, chcesz?

Luhan skinął głową i usiadł obok niego. Spojrzał wyczekująco na młodszego, ale gdy ich spojrzenia się spotkały, nie wiedzieć czemu odwrócił wzrok, udając, że wiszący na jednej ze ścian portret jakiegoś mężczyzny jest niesamowicie interesujący.

Sehun ukrywając to, że zachowanie Luhana go rozśmieszyło, opowiedział mu wszystko, czego się dowiedział, uspokajając tym samym starszego, że dom nie stoi na żadnym cmentarzu, nie odprawiano tu czarnych mszy ani nie popełniono morderstwa czy innych rzeczy, które zazwyczaj się robi w horrorach.

— Już jest ciemno, możemy iść. — Sehun przeciągnął się i wstał, kończąc tym samym swoją opowieść.

— Iść?

— Spokojnie, nie zmęczysz się, wybieramy się do pokoju obok — zaśmiał się szatyn i chwycił niechętnego Lu za rękę, aby ten poszedł za nim.

Zaraz, co?

— Sorry! Niechcący. — Szybko wypuścił małą, delikatną dłoń.

— Taaa... — mruknął Luhan. Wyminął go i skierował się do końca korytarza. Pojawienie się na jego ciele gorącego potu starał się tłumaczyć sobie przypływem gorącej temperatury z kominka.

Wszedł do ostatniego pokoju, gdzie planował zrobić swój gabinet. Aktualnie jednak stał pusty, a gdzieniegdzie dojrzeć można było pajęczyny i poniszczone od pleśni ściany. Stał tu mały stolik i dwa krzesła, a firanki w oknie smutno zwisały bez ruchu. Chciał od razu zapalić światło, ponieważ właściwie nie było nic widać, ale Sehun powstrzymał go gestem dłoni.

— Mógłbyś usiąść? — zapytał Oh, wyciągając zza pleców dziwną lampkę. Postawił ją na stole i odszukał wzrokiem kontakt. Luhan w tym czasie zniesmaczony odgarnął z siedzenia kurz, który mógłby pobrudzić mu jego ulubione, czerwone spodnie, i usiadł na twardej powierzchni według polecenia. Przymrużył oczy, gdy lampka rozbłysła i zaczęła miarowo migać, to zapalając się na nowo, to gasnąc.

— Co ty odwalasz? — zasłonił swoje oczy dłonią.

Sehun trochę odsunął od niego stolik, stwierdzając, iż faktycznie stoi on zbyt blisko.

— Uspokój się — powiedział spokojnym, zupełnie niepodobnym do siebie głosem. Stał kawałek za meblem, na którym umieszczone był niesamowicie czerwony blask. — Skup się, proszę, na świetle. — Jego twarz pozbawiona była emocji, co trochę zaskoczyło Luhana. Wykonał jednak  prośbę, zastanawiając się, o co może chodzić.

Poświata była niemalże hipnotyzująca i przez to Luhan miał wrażenie, że jego powieki opadają.

— Zsynchronizuj oddech ze światłem. — Usłyszał po chwili spokojny głos Sehuna, ale miał wrażenie, że dochodzi on z bardzo daleka i jest przytłumiony.

Coraz mniej panował nad sobą, ale zaczął oddychać w tempie, w jakim go prosił Oh.

— Spokojnie... powoli...

Wdech, wydech, wdech, wydech... światło...

— Dziś w nocy pióro przesunie się.

Głos Sehuna mówił jakby z oddali.

— Małe, czarne pióro wieczne — kontynuował. — Będzie na stole w tym pokoju dzisiejszej nocy. — Małe czarne pióro wieczne. — powtórzył.

Luhan już właściwie nie kontaktował porażony głębią czerwonego światła.

Wtedy żyrandol w pokoju rozbłysł, a Sehun wyłączył swoją lampkę z prądu. Luhan szybko pokręcił głową i wstał z krzesła. Był zdziwiony tym wszystkim, co się tu wydarzyło i już otwierał usta, aby zadać Sehunowi pytanie co do tego.

— Nie masz po co się pytać, do jutra na nic ci nie odpowiem — mówił, z precyzją kreśląc na stole okrąg kredą. W środku położył pióro wieczne, na którego widok Lu zmarszczył brwi.

— Nie rozumiem... Co ty robisz?

— Mówiłem, dowiesz się jutro — odparł i w końcu na niego spojrzał. — Ale daj mi klucz do tego pokoju.

— Leży na półce na korytarzu, tylko po co... — Został wypchnięty przez Sehuna, który zamknął za nimi drzwi i szybko poszedł po poszukiwany przez siebie przedmiot. Chwycił go i wrócił do Xi, aby zamknąć pokój na klucz.

— Dlaczego to zrobiłeś?

— Powtarzam ci, Lulu. Dowiesz się jutro — uśmiechnął się, zostawiając onieśmielonego Chińczyka, skamieniałego po usłyszeniu zdrobnienia, którym nazwał go Oh. Młodszy z zadowoleniem ruszył, aby spenetrować mu lodówkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top