Rozdział 5
Obudził go chłód, który starał się załagodzić, przykrywając się kołdrą, jednak nie mógł jej wyczuć pod swoją ręką przez dość długi czas. Wciąż nie otwierał oczu, więc jego dłoń powędrowała dalej i w końcu odnalazła ciepły, gruby materiał. Pociągnął go w swoją stronę i przykrył się, układając swoje usta w lekki uśmiech. Jego szczęście nie trwało zbyt długo, gdyż poczuł jak coś, a właściwie ktoś odkrywa go z cichym prychnięciem. Zaskoczony otworzył oczy, aby spojrzeć na niezbyt zadowolonego Sehuna.
— O co ci chodzi? — warknął blondynek, patrząc na wyższego, leżącego i opartego na swoich łokciach.
— Powinienem zapytać o to samo. Dlaczego mnie odkrywasz? — odpowiedział pytaniem, marszcząc brwi, a po chwili uśmiechnął się łobuzersko. — Wczoraj do najśmielszych nie należałeś.
— Zamknij się, zabrałeś mi kołdrę! — oskarżył go, wskazując na niego palcem. Drugą dłonią chwycił za materiał, aby go odebrać.
— Chyba sobie jaja robisz. Nie dość, że mnie budzisz, to jeszcze odkrywasz. — odpowiedział, mrużąc oczy. — A twoja kołdra leży dwa metry od łóżka, geniuszu. Daj mi jeszcze spać.
Luhan faktycznie zobaczył swoją zgubę na ziemi, więc szybko wstał i chwycił ją. Przez myśl przemknęła mu dość nieprzyjemny obraz, w jaki sposób mogła się tam znaleźć. Jednak w blasku dnia nic nie wydawało mu się już straszne, a wręcz czuł się zażenowany przez to, jak zachowywał się przed młodszym od siebie chłopakiem.
Wziął głęboki oddech i udając, że niczego nie pamięta, albo po prostu się tym nie przejmuje, położył się ponownie na swoim wygrzanym miejscu. Obrócił się w lewą stronę, tak, że leżał na boku i sam nie wiedział czemu, ale zapatrzył się na łowcę duchów leżącego obok z zamkniętymi oczami. Nawet z rana, choć spali mało, wyglądał przystojnie.
Zignorował jednak swoje myśli i ponownie pogrążył się we śnie. Był na tyle zmęczony po wydarzeniach z nocy, że nie chciał się nawet zastanawiać co tak naprawdę mogło go odkryć.
👻👻👻
— Zamierzasz spać cały dzień? — usłyszał nad uchem przyjemny głos. Odmruknął coś niezrozumiałego i zawinął się jeszcze bardziej w kołdrę tak, że wyglądał jak naleśnik. — Ej! Mówię coś! — Miły głos zmienił się w warknięcie.
— Jeszcze 5 minut...
—Nawet minuty nie dostaniesz — Poczuł wszechogarniający go chłód, co sprawiło, że otworzył oczy i spojrzał z wyrzutem na Sehuna.
— Jestem głodny — powiedział ciemnowłosy, zakładając ręce na ramionach. — Powinieneś dbać o swoich gości.
— Jesteś moim pracownikiem, nie gościem — fuknął Luhan wstając. Wyszedł z pokoju, demonstrując swoją irytację głośnym tupaniem.
— Jak dziecko... — mruknął Sehun, kręcąc głową. Był już ubrany i w pełni przygotowany do wykonywania pracy, więc zanim śniadanie było gotowe, przeszedł się po wszystkich pokojach na górze i stukał w każdą ze ścian, aby sprawdzić, czy na pewno między nimi nic nie ma. Pusto. Jedyne, co zdążyło go zdziwić w trakcie przeszukiwania piętra, to dużo różowych i żółtych walizek, należących do jego pracodawcy oraz kolekcja plakatów z członkami różnych zespołów kpopowych. Ale to nie tak, że przeszukiwał jego rzeczy, nie, wcale. Po prostu był ciekawy, co jest w jednej z walizek i przypadkiem natknął się na kilkadziesiąt par słodkich zakolanówek. Czy Luhan naprawdę jest facetem, podającym się za biznesmena?
Uderzył się otwartą dłonią w czoło, gdy wyobraził sobie chłopaka w owych skarpetkach, z rumieńcami i udami zasłoniętymi jedynie zbyt dużą koszulką. I to koszulką należącą do Sehuna. To było tak cholernie urocze.
— Co się ze mną dzieje ? — spytał sam siebie kręcąc głową, aby odgonić od siebie niepożądane i niezbyt przyzwoite myśli. Chyba odbija mu po zerwaniu. Gdy był z Krisem nigdy nie miał tak perwersyjnych myśli. Chyba że po prostu delikatna i słodka natura niskiego blondyna tak go rozpraszała. W końcu jego były chłopak był totalnym przeciwieństwem tego maleństwa, które go wynajęło.
— Śniadanie! — Usłyszał, więc czym prędzej zamknął różową walizkę i zbiegł na dół, zabierając po drodze swój zeszyt. W trakcie posiłku wypytał Luhana dokładnie o wszystko co działo się przed jego przyjściem. Chińczyk odpowiadał na to lekko, jakby w porównaniu z wczoraj był zupełnie kimś innym. Aha, więc tak się zachowuje, gdy nie szcza w gacie, że coś go dopadnie? Światło dnia jednak zmienia człowieka.
— Co zamierzasz z tym wszystkim zrobić? — zapytał starszy, odkładając pałeczki, będąc już najedzonym. Sehuna zdziwił fakt, że zjadł tak mało, ale nie skomentował tego, pochłaniając swoją porcję.
— Sprawdzę historię tego domu i jego położenie.
— Położenie? — zapytał Luhan, unosząc brwi.
— To wszystko tak naprawdę może mieć miejsce z powodu osunięcia się terenu.
— Chyba sobie jaja robisz — Xi spojrzał na niego nieprzychylnym, a wręcz zirytowanym wzrokiem.
— Zdarzały się takie przypadki, wiem co mówię — odpowiedział Sehun, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Sugerujesz, że wczoraj spadłem z krzesła, bo pociągnęło mnie osunięcie się gruntu? — warknął Lu, wstając nagle. — I że goniło mnie przesunięcie się ziemi?! Nie bądź śmieszny, Oh! — wyszedł z jadalni i wbiegł po schodach, aby zamknąć się w swoim pokoju. Czy Sehun myślał, że on sobie wszystko uroił? Chyba doskonale widział, co tu się wczoraj działo!
Hun pozostawiony sam sobie w pomieszczeniu na dole westchnął i posprzątał po śniadaniu, tracąc apetyt. Nie sądził, aby faktycznie to mogło być coś związanego z terenem, ale musiał sprawdzić wszystkie podstawowe możliwości.
Spędził nad tym całe południe i dzięki swojemu nowoczesnemu sprzętowi mógł wszystko dokładnie sprawdzić, jednak jak się domyślał - to na pewno nie było to.
Następnie prześledził całą historię domu. Nie było to trudne dla kogoś, kto po pierwsze umiał dobrze szukać, a po drugie miał dostęp do bazy danych z agencji.
Budynek, w którym obecnie się znajdował, został wybudowany w 1916 roku i do tej pory mieszkało tu łącznie 9 osób, oczywiście nie licząc Luhana.
Pierwszymi domownikami byli małżeństwo Jina i Sehyun wraz z synem o imieniu Dyo. O rodzicach informacji nie było właściwie wcale, a o synu wiadomo tyle, że pewnego dnia Dyo zniknął, a z powodu braku krewnych dom został przeznaczony do sprzedaży. Kupiło go małżeństwo z dwójką dzieci. Nie zabawili tu długo, bo już po 2 latach przeprowadzili się prawie na drugi koniec kraju. Ostatnimi właścicielami byli małżeństwo Xi, którzy nabyli budynek jako letnią działkę, jednak nie przyjeżdżali tu często, a wręcz wcale. W skrócie dom stał pusty niemalże pół wieku.
Gdy Sehun kończył szukanie informacji, usłyszał kroki na schodach i zobaczył Luhana, który nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem. Przeszedł przez salon i wszedł do kuchni. Sehun wstał i oparł się o framugę, aby patrzeć, jak starszy zaczyna gotować. Faktycznie, było już dość późno i dopiero teraz odczuł głód.
— Nadal jesteś obrażony? — zapytał łowca duchów, starając się pozbyć rozbawienia z głosu.
Cisza.
— Serio? Masz focha jak baba?
Cisza.
— No przepraszam, na pocieszenie powiem ci, że miałeś rację i to nie to, ok? Zadowolony? — Przewrócił oczami, nie widząc reakcji ze strony Chińczyka. — Możesz mi odpowiedzieć? Jeśli się nie odezwiesz, to zostawię cię tu na noc.
— Nie zrobisz tego — warknął starszy, nie patrząc na niego i krojąc jakieś warzywa.
— Zobaczymy — uśmiechnął się kącikiem ust, na co blondyn w końcu odwrócił się, mierząc go wrogo wzrokiem. Sehun miał wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie na niego warczeć.
— Co powiedziałeś?
— Nic, nic — odparł milutko, aby w ciągu sekundy zmienić wyraz twarzy na jak najbardziej uwodzicielski. — Będziesz mi potrzebny dziś wieczorem.
— Słucham?! — Luhan prawie wypuścił nóż z ręki.
— Nic, zboczuszku — zaśmiał się młodszy wracając do salonu. — Muszę zrobić pewien eksperyment, do którego będziesz mi potrzebny. — Zostawił go samego, wiedząc, że udało mu się wzbudzić w nim zainteresowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top