Rozdział 24
— Dlaczego nie będziemy razem na zawsze...? Dlaczego nie będziemy... Chcę, aby był tu na zawsze... Dlaczego ty nie chcesz być ze mną na zawsze...? Dlaczego jesteś taki sam jak on? Dlaczego ty też chcesz mnie zostawić? Dlaczego wszyscy muszą mnie zostawić...? — Młody mężczyzna siedział w rogu ciemnej piwnicy, przeraźliwie się trzęsąc. W pomieszczeniu było zimno, jednak chłód mógł odczuć jedynie Koreańczyk, który siedział po drugiej stronie pokoju, obejmując swoje ciało ramionami. Z powodu przeraźliwego chłodu nie czuł już palców, a jego nogi bezwładnie leżały na zimnym betonie. Na jego czole widoczna była zaschnięta krew, która również wcześniej pobrudziła należącą do niego, jasną koszulę. Kości w dalszym ciągu bolały, a kostka lewej nogi była wyraźnie opuchnięta, podobnie jak jeden z policzków chłopaka. Wyglądał w tej chwili żałośnie. Jeszcze bardziej żałośnie od mężczyzny, który od dłuższego czasu wpatrywał się w niego pustymi oczodołami, szepcząc raz za razem pytania retoryczne.
— To ty ich zabiłeś. Chciałeś to samo zrobić ze mną, dlaczego? — Jongin w końcu zdołał wydobyć coś ze swoich zsiniałych ust. Patrzył na ducha nienawistnym wzrokiem, zaciskając skostniałe palce na materiale koszuli. — To ty wywołałeś wypadek moich rodziców! Dlaczego to zrobiłeś?!
Dyo zaprzestał rozmowy z samym sobą i zamknął usta. Wpatrywał się w Jongina długo bez jakiegokolwiek słowa, po czym zmarszczył brwi i momentalnie, zanim ten zdążył mrugnąć, znalazł się przy nim.
— Wszyscy chcieliście mi go odebrać. Złych ludzi powinna spotkać bardzo zła kara.
👻👻👻
— To... to niemożliwe... To się nie dzieje... — szepnął Lu, stojąc na środku dębowego, poniszczonego parkietu. Rozglądał się dookoła, czując jak panika powoli zaczyna odbierać mu zdrowy rozsądek. — To nie może się dziać...
— Jesteś pewien, że to ten dom? — zapytał Baekhyun, patrząc uważnie na zagrzybiałą i poniszczoną tapetę, gruz pod ścianami oraz dziury w szkielecie domu. Gdzieniegdzie znajdowały się resztki drewnianych mebli, jednak trudno byłoby nawet stwierdzić, jakie poszczególne funkcje miały pełnić, bo ich stan był agonalny.
— Tak, Jongin mówił, że to w tym domu z nią rozmawiał... Jestem pewien... — Lu chodził szybkim krokiem po wszystkich pomieszczeniach, panikując w duchu coraz bardziej. — Gdzie indziej ta kobieta niby ma mieszkać?
— Myślę, że ona wcale nie potrzebuje domu... — Sehun powiedział na głos to, co krążyło po głowach wszystkim odkąd tylko przekroczyli mury poniszczonej chatki, w której najpewniej od dawna nie było już żywej duszy. — Bo ona również jest martwa.
— Dlaczego i ta babka miałaby zostać uwięziona na ziemi? — zapytał Chanyeol, pochylając się nad czymś, co kiedyś najpewniej było kredensem.
— Może nie mogła zaznać spokoju przez to, co się stało? — zapytał głośno Baekhyun, gdyż wszyscy zdążyli się rozejść po pomieszczeniach. — Teraz jej się udało, bo wszystko komuś wyjaśniła?
— Ale jakim cudem ten dom... on jest w takim stanie? Dlaczego ona była stara?
— Gdyby zachowała swój młody wygląd, nie uwierzylibyśmy jej. Jeśli Jongin przyszedłby tu z nią porozmawiać, a dom wyglądałby właśnie tak... To byłoby dość... Sam wiesz — odpowiedział Byun.
— Duchy potrafią więcej, niż możesz sobie wyobrazić — dodał Sehun, który znalazł się tuż za Luhanem w pokoju wcześniej będącym najprawdopodobniej sypialnią. Objął go od tyłu i położył brodę na czubku jego głowy. — Jonginowi na pewno nic nie jest, znajdziemy go.
— Jeśli ta kobieta zaznała spokoju, to wszystko co mówiła musiało być prawdą... — Luhan zignorował komentarz dotyczący przyjaciela, bo poczuł przez niego jedynie ból w piersi. — Czyli to naprawdę pan Daejin zabił Dyo... Dlaczego on mści się na Jonginie? Przecież nic mu nie zrobił.
— Teoretycznie... Gdyby spojrzeć na to bardzo pokrętną logiką... — Luhan odwrócił się i wlepił zaciekawiony wzrok w młodszego. — Dyo był wściekły na Daejina, który miał mieć dziecko z inną, prawda?
Luhan pokiwał głową z lekkim wahaniem, ciągle rozglądając się ukradkowo po upiornym pokoju, do którego chwilę później wszedł również ksiądz ze swoim pomocnikiem.
— Dyo na pewno nienawidził ojca Jongina za to, że ten w ogóle się urodził, tak? Tak. Z tego, co pamiętam, rodzice hyunga zginęli w wypadku samochodowym. Co jeśli... śmierć jego rodziców nie byłaby zwykłym zbiegiem okoliczności, podobnie jak dzisiejszy wypadek? Jeśli Kyungsoo nienawidził syna Daejina, to mógł też pałać nienawiścią do jego wnuka...
Luhan skamieniał, patrząc z przerażeniem na Sehuna. Oh spojrzał pytająco na księdza, a ten z uznaniem pokiwał głową.
— Sehun, przecież to było ponad dwadzieścia lat temu! — Chińczyk pokręcił głową, nie będąc przekonanym do tej teorii. — Myślisz, że to wszystko zaczęło się już tak dawno?
— Dla ducha czas nie ma znaczenia. Jest martwy, Lulu.
Han wyjątkowo zignorował zdrobnienie, choć przez chwilę przeszły go przyjemne dreszcze. Zdanie, które wypowiedział łowca duchów, nie wiedzieć czemu, ale zabolało go, i to bardzo. Rzeczywiście tak jest. Dla duchów czas nie gra żadnej roli. Dla nich liczy się tylko to, że pozostają sami sobie. Osamotnieni, zmagając się z czymś, czego nie są w stanie rozwiązać. Dyo nie widział innego sposobu, dzięki któremu mógłby się wydostać z tego świata. Dla niego jedynym rozwiązaniem mogła być zemsta lub śmierć ukochanego. Jedno nie dało rezultatu. Drugie też nie uwolniło go od krainy żywych.
— On miał nadzieję, że być może to jeszcze Jongin go tu trzyma, że przez niego nie może odejść... — Luhan spojrzał na ciemnowłosego szeroko otwartymi oczami. Wbrew sobie zaciskał zęby, przerażony tą perspektywą. — Przecież to ostatni potomek...
— To nie ma sensu. — Baekhyun pokręcił lekko głową, ale sam nie umiał wymyślić czegoś bardziej złożonego i logicznego.
— Dla niego to ma sens, bo nie widzi innego wyjścia. To wszystko nagle składa się w całość. Rodzice Kaia zginęli w tych okolicach, pamiętam, jak mi o tym mówił, gdy się tu wprowadzałem. Wracali z długiej podróży służbowej. Co możemy zrobić w takiej sytuacji, Baekhyun? Jak możemy odesłać go na drugą stronę? Wtedy to wszystko się skończy. Znajdziemy Jongina i... i już wszystko będzie dobrze...
— Ale ja nie mam pojęcia, jak możemy to zrobić... Wiesz jak długo zbierał się w nim cały żal? Odesłanie go to nie jest bułeczka z masełkiem i szynką do tego. To będzie... to będzie trudne, Lu.
— Nie jestem głupi. — Blondyn oparł się o ścianę i pomasował swoje skronie. — Ale nie chcesz mi chyba powiedzieć, że nie da się nic zrobić?
— Na pewno się da, ale... muszę nad tym pomyśleć.
— Super.
Baekhyun pokręcił głową na zaciśnięte w niezadowoleniu usta Chińczyka i powolnym krokiem opuścił budynek, ciągnąc za sobą swojego pomocnika. Ten milcząc, z ciekawością w dalszym ciągu oglądał dom. Takie zjawisko było dla niego niesamowite i bardzo żałował, że nie mógł zobaczyć mieszkania w takim stanie, w jakim zastał kilka dni temu je zaginiony Kim.
W tym samym czasie Luhan ignorując znajdujący się na podłodze brud, usiadł na ciemnych deskach i schował twarz w dłoniach. Sehun zaniepokojony jego wyglądem przyklęknął przy nim i cicho westchnął.
— Żelek? Wszystko w porządku? — zapytał cicho, chcąc trochę rozluźnić blondyna swoim lekko rozbawionym głosem. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, jak głupie to było pytanie. — Dobra, nie było tego.
— Jestem po prostu zmęczony — odpowiedział od razu Lu, unosząc przekrwione od braku snu oczy. — Ale jestem pewien, że Jonginowi nic nie jest. Nie wiem, czuję to... jakbyśmy byli braćmi. Jest dla mnie zbyt ważny, by mogło mu się coś stać, rozumiesz mnie, Sehun? Nie chciałbym... nie mogę nawet myśleć o tym, że mógłbym jakimś cudem stracić was obu...
Sehun uniósł brwi na te słowa i nie kontrolując swoich mięśni, uśmiechnął się lekko.
— Cholera, znam cię tak krótko, Oh. — Chińczyk kontynuował po chwili swój monolog, tym razem przenosząc wzrok na ścianę. Nie wiedział dlaczego, ale czuł w tej chwili po prostu silną potrzebę bycia ze sobą szczerym. Właściwie nie tylko ze sobą, ale i łowcą duchów, który kucał naprzeciwko niego. — I jesteś dupkiem. Sympatycznym dupkiem.
— To miłe.
— Wiem. I... cieszę się, że to właśnie taki dupek przyszedł mnie wtedy uratować. Gdy byłem sam w tym domu... Nie chciałbym być już w nim nigdy bez ciebie. Czułbym się bezpiecznie, gdybyś... gdybyś to właśnie ty, a nie ktoś inny zawsze był w nim ze mną...
Sehun skamieniał na te słowa i zmarszczył brwi, starając się przyswoić informację, która powoli starała się dotrzeć do jego mózgu. Po chwili, gdy zrozumiał sens słów ubranego w różową bluzę blondyna oraz zaskoczony chciał cokolwiek na nie odpowiedzieć, jego głos chyba pierwszy raz w życiu ugrzązł mu w gardle i nie był w stanie się wydostać. Widząc zawód na twarzy starszego z powodu braku jakiejkolwiek odpowiedzi po prostu się nad nim nachylił, i dotykając dłonią jego ciepłego policzka, pocałował lekko suche usta, których pożądał cały czas. Od razu odsunął się od swojego pracodawcy i posłał niepewnemu blondynowi szeroki uśmiech.
— Nie wierzę, że dałem się tak omamić w kilka dni, panie Xi.
— Vice versa, panie Oh.
👻👻👻
Był sam. W końcu był sam, nie licząc towarzyszącego mu chłodu, który sprawiał, że jego ręce stały się już niemalże sine. Nie było tu koca ani żadnego innego okrycia. Skóra na jego nadgarstkach obdarła się przez grubą, przymocowaną do rury linę. Bolała, podobnie jak cała jego szczęka.
Nie było stąd wyjścia. Nie było wyjścia z ciemności. Strach, że zostanie tu na zawsze paraliżował jego ruchy.
Spojrzał po raz kolejny w lewą stronę, gdzie pod dużą, białą płachtą widniała sylwetka starego pianina. Jego wzrok skupił się jednak na tym, co wystawało spod płachty i było dla niego dobrze widoczne w blasku pojedynczej świeczki. Zamknął szybko oczy, nie mogąc dłużej patrzeć na dwie czaszki, które towarzyszyły mu od tak długiego czasu. Na pewno były stare.
Przez cały ten czas Koreańczyk słyszał głosy nad sobą. Słyszał Luhana. Słyszał księdza i Sehuna. Słyszał ich wszystkich, ale oni nie mogli usłyszeć jego.
Po policzkach Jongina spłynęły lodowate łzy, naznaczające na nich wilgotną ścieżkę. Nikt go tu nie znajdzie.
On przecież już nigdy nie będzie mógł wydać z siebie żadnego dźwięku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak się czujecie przed ostatnim rozdziałem? Obiecuję, że będzie długi :)
Dziś mnie naszła wena, ale niestety nie wiem, kiedy możecie spodziewać się kolejnego rozdziału, bo przydałoby się go rozplanować, abym niczego nie pominęła, co pewnie i tak mi się zdarzy... :/
Dziękuję bardzo za aktywność ;\\\;
Miłej niedzieli~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top