Rozdział 13

— Boisz się iść sam do kibla? — zapytał Sehun, z rozbawieniem obserwując blondyna, od kilku minut stojącego przed drzwiami łazienki z niepewną miną. — Serio?

— Normalnie robił to Jongin, ale skoro pojechał do miasta, to... wejdziesz tam ze mną? — zapytał niepewnie Lu, zerkając na skołowanego Sehuna zza wachlarza ciemnych rzęs. — Odwrócisz się, a ja szybko wezmę prysznic, ok?

— Gdzie go weźmiesz? Na spacer?

— Nie denerwuj mnie.

Sehun stał oparty o ścianę i patrzył się na swojego pracodawcę z lekkim otępieniem w oczach. W jego głowie właśnie toczył się mały bój. Chciałby pójść do tej łazienki. Naprawdę chciał. Jednak myśl, że będzie tuż obok golutkiego mężczyzny, który mu się aktualnie podobał i nie będzie mógł nic z tym faktem zrobić, trochę go odciągała od oczywistego stwierdzenia, że tak, oczywiście wypełni jego prośbę.

— Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Hyung mówił, że będzie za dwie godziny, więc może mógłbyś poczekać do tego czasu? — zapytał spokojnym głosem, który ani trochę nie odzwierciedlał tego, jak naprawdę się czuł.

— Jestem zmęczony, za dwie godziny planuję już dawno spać. Więc? Nie bądź takim chamem, chodź. — Otworzył w końcu drzwi, gdy jego władcza natura dała o sobie znać i spojrzał wymownie na Huna. — No dalej, na co czekasz? Bo nie zrobię ci śniadania. Sam będziesz sobie od dziś gotować.

Sehun udał niezadowolenie i ruszył za starszym do łazienki. Usiadł na podłodze i oparł się plecami o chłodne, brązowe płytki. Odwrócił się tak, aby być plecami do Luhana, jednak pod takim kątem, że dzięki lustrze, które wisiało na równoległej ścianie, mógł widzieć choć małą część tego, co dzieje się za jego plecami. Bacznie obserwował powoli rozbierającego się Lu. Tak jak sądził, jego ciało i pod ubraniem było blade, bardzo szczupłe i delikatne. Nie tylko twarz miał jak lalka, on cały był idealną lalką.

Oh poczuł, jak rumieni się na widok przyrodzenia Lu, które zobaczył jednak tylko przez moment. I chyba tym lepiej dla niego, bo czuł, że zbiera się w nim to charakterystyczne gorąco, które na pewno nie stawia go w korzystnej sytuacji. Zobaczył, jak Luhan przez chwilę z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatruje się w jego plecy, a na poliki Xi wstępuje lekki rumieniec. Lustro na szczęście było ustawione tak, że Han nie miał prawa zorientować się, iż Sehun to wszystko widzi i stara się ogarnąć swoje nieprzyzwoite myśli.

Właściciel domu w końcu wszedł pod prysznic, a Sehun mimo swoich zapędów, schował głowę pomiędzy kolanami, aby nie widzieć tego, czego nie powinien. Luhan w tym czasie szybko namydlił swoje ciało i spłukał je wodą, zerkając co chwilę na łowcę duchów. Nie wiedzieć czemu, nie czuł się przy nim aż tak skrępowany, jak sądził. Był też wdzięczny, że Oh mimo swojego wrednego charakteru, uszanował jego prywatność i nie stara się podglądać.

Wytarł się szybko i założył na siebie koszulkę oraz spodnie dresowe.

— Już możesz patrzeć — powiedział, trzepiąc Sehuna mokrym ręcznikiem w głowę. Szatyn wstał i zerknął na twarz Lu, na której gościł ciepły uśmiech. — Dziękuję, naprawdę.

— Nie ma za co — odpowiedział Sehun i już chciał wyjść, ale Han złapał go za dłoń. Wyższy obrócił się, unosząc brwi w zaskoczeniu. — Co chcesz, żelku?

— Już nic — warknął cicho Lu i wypuścił jego dłoń, po czym wyminął go z naburmuszoną miną. — Nie mów do mnie żelek!

Sehun zachichotał, naśmiewanie się z tego mężczyzny chyba nigdy mu się nie znudzi.

— A, i śpisz ze mną. Nie zasnę sam! — krzyknął jeszcze starszy ze swojego pokoju. — Mam nadzieję, że się cieszysz, co, Oh?

— Oczywiście — odpowiedział sarkastycznie Sehun, mimo że w duchu właśnie cieszył się jak małe dziecko.

👻👻👻

— Cześć, gołąbeczki. — Obudził ich dobrze znany głos. — Widzę, że świetnie się bawicie beze mnie.

— Kai? — zapytał zaspany Lu, pocierając oczy. Sehun, który do tej pory leżał obok niego, podniósł się do pozycji siedzącej. Nie trudno było zauważyć, że już świtało, więc Jongin troszeczkę skłamał z godziną swojego powrotu. — Dopiero przyjechałeś?

— Tak, dziadek gorzej się czuł. Postanowiłem zostać u nich chociaż do rana. Nie najlepiej z nim ostatnio — odpowiedział Kai dość zrezygnowanym tonem. — Zdążyłem też pójść na grób rodziców. Mam nadzieję, że nic nie przegapiłem?

— Oprócz przybitego wisiorka na ścianie... nie, raczej nie — powiedział spokojnym głosem Sehun, który na oazę spokoju jednak nie wyglądał. Wstał i podszedł do tapety, na której już wcześniej zostały wydrapane tajemnicze cztery litery. Teraz pośrodku czworokąta umieszczono wisiorek ze srebra, z okrągłą zawieszką. Przybity został zardzewiałym gwoździem. Jakim cudem to ich nie obudziło?

Kai powoli chwycił medalik, aby następnie go otworzyć. W środku jednak nic nie było, więc nie miał pojęcia, co duch mógłby chcieć przez to przekazać. Zmarszczył brwi i z zaciekawieniem obracał go w dłoniach.

— Co jest? — zapytał Sehun, podchodząc do Jongina. — Jednak o coś z nim chodzi?

— Nie, ale... jakbym go skądś kojarzył... — starszy wzruszył ramionami i podał przedmiot wyższemu. — Choć pewnie mi się wydaje.

— Super. Jakby ten duch nie mógł napisać normalnie, o co mu chodzi. Nie, to by było głupie. On musi dawać jakieś pieprzone wisiorki! — warknął Lu i wyszedł rozjuszony z pokoju. Oh i Kim patrzyli na siebie z uniesionymi brwiami, wsłuchując się w głośne kroki na schodach.

— Irytujący, co, Oh?

— No.

👻👻👻

Kai siedział na kanapie, wbijając wzrok w ekran laptopa, spokojnie oglądając małe okienka z widokiem z różnych kamer. Dobijał go fakt, że przez kilka godzin nie stało się nic, a jego oczy już zaczynały domagać się odpoczynku.
Sehun i Lu w tym czasie zajmowali się sobą. Najmłodszy jeszcze tylko obejrzał dom od zewnątrz i rozejrzał się po ogrodzie, czy może nie ma tam nic podejrzanego, jednak wszystko wydawało się być naprawdę w porządku.

— Nad czym tak myślisz? — Poczuł, jak siedzenie zagina się lekko pod wpływem ciężaru Lu. — Odpocznij trochę.

— Dalej nie wiemy, czemu właściwie to wszystko się zaczęło. Dlaczego inni, którzy tu mieszkali, nie mieli problemu z nawiedzeniem. Dlaczego to zaczęło się dziać, gdy ty tu przyjechałeś? Coś musiałeś zrobić... Czegoś dotknąć, gdzieś wejść... Sam nie wiem.

Han przez chwilę patrzył mu w oczy bez słowa. Przeniósł wzrok na ścianę znajdującą się za nimi, myśląc nad tym, co powiedział jego przyjaciel. Momentalnie krzyknął i jak poparzony upadł na podłogę, cofając się szybko do tyłu. Wskazał zaskoczonemu Jonginowi coś, co znajdowało się za jego plecami, jednak gdy ten się odwrócił, nie dostrzegł niczego niepokojącego, nie licząc brzydkiej szafki.

— Był tam! Stał za nami! — krzyknął blondyn z oczami pełnymi łez. — Wyciągnął dłoń, żeby cię dotknąć!

Koreańczyk wstał szybko z kanapy i pomógł Lu się podnieść. Przytulił jego drżące z przejęcia ciało, odczuwając, że być może do drgawek przyczynił się też chłód, jaki zapanował w pokoju.

— Co tu tak zimno? Napalcie w kominku — odezwał się Sehun, który z grymasem na twarzy spojrzał na trzymających się w objęciach mężczyzn. Wszedł właśnie do pokoju ze swoim nierozłącznym notesem w ręku.

— Dyo się pojawił. Kamera musiała to zarejestrować. To dobrze dla nas. Możemy dzięki temu poprosić jakiegoś księdza o pomoc — powiedział Kai prosto z mostu, wypuszczając Hana z uścisku. Uśmiechnął się z lekką satysfakcją, jednak na jego twarzy ponownie zagościł niepokój.

Sehun uniósł brwi na jego słowa i z podekscytowanym uśmiechem chwycił laptopa, który cały czas leżał na kanapie, gdzie zostawił go jego szef. Cofnął wszystkie nagrania i skupił się na tym w salonie.

— O kurna... — mruknął, widząc na ekranie siedzących na kanapie towarzyszy, za których plecami powoli pojawiała się delikatna, blada sylwetka. Zobaczył jak wyciąga ona rękę w stronę ciemnowłosego Koreańczyka. Nie zdążyła jednak go dotknąć, bo Lu szybko spadł z kanapy i zaczął cofać się po ziemi, aby znaleźć się jak najdalej. Zjawa rozpłynęła się, a Oh zobaczył, jak Jongin uspokajająco obejmuje przyjaciela. Do pomieszczenia po chwili wszedł sam Sehun, rozpoczynając rozmowę.

— Wyjeżdżam — powiedział spokojnie Jongin. Skierował się na korytarz, gdzie zaczął zakładać na siebie cieplejszą garderobę. — Postaram się wrócić już jutro z księdzem. Nie rozdzielajcie się i uważajcie! — Szybko chwycił jeszcze laptopa i kluczyki od samochodu. — Szczerze, to nie sądzę, aby nasz duch miał bardzo złe zamiary... ale i tak uważajcie. Jestem pod telefonem.

Sehun skinął głową, potwierdzając zastosowanie się do poleceń. Lu tylko niemrawo siedział na kanapie, zastanawiając się, dlaczego to wszystko musiało spotkać właśnie jego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top