9. Niebo jest świetliste po zmroku



Ciszy panującej w komnacie nie zagłusza nawet jeden, pojedynczy dźwięk. Chłopak siedzi samotnie na swoim wysokim materacu, patrząc tępo na niewielką wyrwę w ścianie, służącą za okno. Widzi jedynie ciemne niebo, na którym nie może dostrzec żadnych gwiazd.

Ma wrażenie, że to jego wina. Że niebo dzisiejszej nocy postanowiło być równie ciemne, co jego myśli. Jest też nazbyt zmęczone, by coś z siebie dać i choć trochę zalśnić ku uciesze innych.

Baekhyun czuje dokładnie to samo.

Jest zmęczony swoimi ostatnimi przeżyciami, ale i zbyt niespokojny, by tak po prostu usnąć po powrocie do wieży. Wciąż czuje w sercu strach, który poczuł, gdy spojrzał w oczy władców Piekła, oraz tajemniczego mężczyzny spotkanego w drodze powrotnej.

Jego ciało mimowolnie drży, gdy czuje na nim silne dłonie, które w tamtym momencie szybko go odciągnęły i zasłoniły oczy, chcąc go ochronić. Tylko czego Baekhyun ma się bać? Nie jest tu wcale bezpieczny, mimo że według wszystkich ludzi, którzy z niecierpliwością czekają na jego jutrzejsze przedstawienie, jest wszechmogący i potężny? Jest kimś, kto ma ich chronić?

Ale jak, skoro on sam nie może ochronić swojej osoby? Jak ma być odpowiedzialny za wszystkich?

Wstaje i powolnym krokiem podchodzi do wyrwy w ścianie, aby następnie niebezpiecznie się wychylić.

Czy jeśli teraz wychyli się jeszcze trochę, to spadnie prosto na jeden z chodników jasno świecącego miasta? Czy roztrzaska swoje kruche, ludzkie ciało?

Wpatruje się w wysokie budynki, które podobnie jak jego wieża, wydają się być ulepione przez szaleńca. To wszystko jednak ma jakiś swój schemat, kunszt. Stolica jest piękna, a w umyśle Baekhyuna z każdą chwilą coraz silniej rośnie ciekawość, jak żyje się tam, na dole. W miejscu, gdzie on sam powinien był trafić, ale zamiast tego na jego barkach spoczął kolejny, ogromny ciężar.

Rozgląda się po ciemnym pomieszczeniu, które oświetlone jest jedynie blaskiem nieba, które rozjaśniane jest naturalnie dzięki milionom świateł zapalonych w Stolicy.

Baekhyun ma wrażenie, że jeśli zostanie jeszcze choć chwilę w samotności, zaraz oszaleje, a wszystkie wątpliwości, każda cząstka strachu zasiana w jego umyśle sprawi, że po prostu padnie w końcu na kamienną posadzkę, nie mogąc się ruszyć. Dlatego też chwyta wiszący na jednym z wyżłobień jasny płaszcz z kapturem, który na siebie zakłada i podchodzi do ściany, za którą zawsze znikają Jiyeon i Sehun. Stara się otworzyć przed sobą przejście różnymi sposobami, już nie tak drastycznymi jak za pierwszym razem, ale one również nie przynoszą pożądanych efektów.

Odwraca się więc i kieruje się w stronę wnęki, która prowadzi go wprost na krzywe schodki, od których bije świeży wiatr. Pokonuje niezliczoną ilość stopni, znów nie odczuwając żadnego zmęczenia. Już po zaledwie kilku minutach wspinaczki, w końcu widzi szczyt, a następnie kłębowisko chmur, dających mu stabilne podłoże.

Jego bose stopy suną gładko po miękkiej, ale jakby nieco wilgotnej powierzchni. Uczucie jest podobne, jakby przechadzało się po łące z rana, tyle że delikatność obłoków była nie do opisania.

Baekhyun podchodzi na samą krawędź, nie czując żadnego strachu przed wysokością. Po raz drugi uderza w niego natomiast piękno otoczenia, w którym się znajduje. Piękno miasta, które jest u jego stóp i tylko on, jedyny może oglądać je teraz z takiej perspektywy. To wielkie miasto, którego końca nie widzi ze wszystkich stron. Stolica naturalnie jest ogromna, skoro pomieścić ma ludzi z całego stulecia.

Dopiero teraz Baekhyun zdaje sobie sprawę z tego, jak wielkie w takim razie musi być całe Niebo i Piekło. Jak wielką liczbę ludzi będzie miał już zaraz Baekhyun pod swoją pieczą? I jak właściwie jego opieka nad nimi ma wyglądać? Nie czuje się przecież wcale silniejszy, mądrzejszy. Nie czuje w sobie wciąż niczego wyjątkowego.

I jeśli Pierwszy się pomylił z jego wyborem... to czym jest to piekło, które zgotowano poprzedniemu władcy, gdy on okazał się pomyłką?

Właśnie zdaje sobie sprawę z tego, że uciekając z ciemnej komnaty przed swoimi myślami, trafił do miejsca, które sprawiło, że ma ich jeszcze więcej. Widok tego niesamowitego miasta jest przytłaczający z tej perspektywy. Sprawia też, że jest nim jeszcze bardziej zaintrygowany. Chce je poznać.

Czując nagły przypływ pewności siebie, otula się szczelniej białą peleryną, nasuwa na głowę kaptur tak, aby ten przysłaniał mu znaczną część twarzy i tak po prostu rzuca się przed siebie.

Momentalnie traci grunt pod nogami, a jego ciało zostaje zaatakowane przez zimny wiatr, który jakby spowalnia jego lot. W ten sposób ku swojemu zaskoczeniu w pewnym momencie ma wrażenie, że nawet nie spada. On delikatnie opada, jakby trzymany przez czyjeś niewidzialne dłonie, które mają pozwolić mu po długiej chwili wylądować miękko na jednym z balkoników, w jednym z wyższych budynków. Jest dziwnie wypełniony energią po tym locie. To było niesamowite, wyjątkowe, magiczne. Było niczym sen.

Jednak teraz też dopiero orientuje się, że przez roztargnienie i rozemocjonowanie zapomniał nawet włożyć na siebie buty. Jego stopy nie czują jednak w ogóle zimna. Ma nawet wrażenie, że podłoże jest bardzo ciepłe i przyjemne.

Opiera dłonie o szare, krzywe barierki i rozgląda się po najbliższej okolicy, którą widzi. Wysokość nie jest dla niego większym problemem. Jego oczy doskonale widzą każde, pojedyncze jednostki i przedmioty, które znajdują się kilkaset metrów niżej. Wniebowzięty tym odkryciem stoi tak kilkanaście minut, obserwując ludzi przechadzających się po uliczkach, jedzących kolację, czy zwyczajnie bawiących się w klubach, kawiarniach. Gdyby nie uśmiechy na ich twarzach i ciepła aura zadowolenia, która od nich bije, ale i gdyby nie sceneria, w jakiej się znajdują, Baekhyun mógłby przysiąc, że wygląda to jak zwykły piątek w dużym mieście. Ludzie spędzają razem czas, bawią się. Żyją.

Za jego plecami w oknie zapala się światło, przez co Baekhyun czuje jak jego serce przyspiesza. Odruchowo podciąga się i staje na barierce, aby następnie bez zastanowienia, z łatwością przeskoczyć na dach niższego budynku, oddalonego o dobre kilka metrów.

Ponownie przypatruje się uliczkom pod sobą. To naprawdę mogłoby wyglądać jak zwykły wieczór w zwykłym mieście.

Ale czy to oznacza, że rodzimy się i cierpimy tylko po to, aby w Niebie przeżywać znów dokładnie to samo, ze sztucznie przyklejonym uśmiechem do twarzy?

Czy to do takiego świata chcą uciec ludzie, którzy mają dość życia? Dość ludzi, relacji społecznych, budynków, powietrza, którym muszą oddychać?

Nie każdy przecież pragnie tego samego, gustuje w tym samym. Jakim cudem więc wszyscy tu wyglądają na tak zadowolonych? Jak bardzo po trafieniu tu, muszą mieć namieszane w głowach, aby to wszystko trzymało się w ryzach? I... kto tak dobrze nad tym panuje?

Pierwszy? Czy to on pomimo swojego zniknięcia wciąż trzyma pieczę nad tymi wszystkimi ludźmi?

Baekhyun rozchyla lekko usta i przymyka oczy, gdy delikatny wiatr muska mu twarz. Chłopak czuje zapach kwiatów i czegoś pięknego, czego nie potrafi nazwać. Nie jest to konkretna woń. Ten wiatr sprawia, że jego ciało lekko się rozluźnia, a serce bije jakby spokojniej.

Nastolatek jednak w końcu przytomnieje i ponownie skupia wzrok na ulicy. Wie, że tak naprawdę nie ma dużo czasu, aby choć trochę poznać to ogromne miasto. Nie chciałby dopuścić do sytuacji, w której Sehun i Jiyeon przyjdą nagle do jego komnaty i nie zastaną tam człowieka, który jutro musi pokazać się przed całym światem martwych już ludzi. Albo może dopiero teraz tak naprawdę żywych, uśmiechniętych.

Przechodzi więc na drugi koniec dachu, aby dostrzec małą, ciemniejszą uliczkę. Ponownie bez zastanowienia skacze z dużej wysokości, aby miękko wylądować na bruk wykonany z nierównych, ale stabilnych, jasnych kamieni. Wychodzi na większą ulicę i rozgląda się, w którą stronę lepiej iść. Wszędzie jednak widzi to samo, więc kieruje się w końcu w prawo, aby po chwili niemal przykleić twarz do szyby jakiejś kafejki. Z szeroko otwartymi oczami patrzy na latające naczynia i sztućce, które poruszają się harmonijnie, przygotowując potrawy dla siedzących przy stolikach ludzi. Ci nie są wcale zaskoczeni, gdy tuż przed ich twarzami pojawia się nagle talerz z potrawą, pchany niewidzialną siłą.

Baekhyun nie jest w stanie nic z siebie wydusić. Czuje się tak, jakby trafił na plan jakiegoś filmu fantasy, gdzie takie rzeczy są możliwe. Czyli w Niebie ludzie nie pracują i wszystko mają podsuwane pod nos?

Wpatruje się w to oniemiały jeszcze dobre kilka minut, aby w końcu ponownie ruszyć przed siebie. Chciałby zobaczyć jak najwięcej tej nocy.

Z uwagą obserwuje wszystkich mijanych ludzi. Baekhyun na szczęście nie wyróżnia się od nich kompletnie niczym. Wszyscy ubrani są rzeczywiście na biało, jak wspominali mu o tym nie tak dawno temu jego pomocnicy. Jednak nie wszyscy na świecie przecież lubią ten kolor. Czy nikt się tutaj nie buntuje? Nikt nie chce zmienić koloru stroju? A może są w Niebie tak szczęśliwi, że ta zasada po prostu im nie przeszkadza i staje się nieważna, przy wszystkich dogodnościach, jakie tu dostają?

Baekhyun ma tyle pytań w głowie. Czuje się okropnie z tym, że wszystko ma dziać się tak szybko. Jak ma jutro spojrzeć w oczy tym wszystkim ludziom, jeśli tak naprawdę aktualnie wie być może nawet mniej od nich? Ma się przedstawić jako ich Bóg, władca, autorytet, podczas gdy sam czuje się zagubiony jak dziecko? Jak ma im z pewnym siebie głosem powiedzieć, że będzie trzymać nad nimi pieczę, jeśli nie ma pojęcia jak, bo nie ma czasu na wyjaśnienia?

Staje w końcu przed czymś, co wygląda z zewnątrz na kwiaciarnię. Czuje się nawet zachęcony, aby tam wejść, jednak stoi tylko niczym kamień, patrząc się na neonowy znak wiszący nad wyżłobionym, krzywym wejściem. W neonowych kwiatach rozpoznaje kalie, przez co spuszcza nieco wzrok i zaciska usta.

Nie ma jednak czasu na wspominanie, bo cofa się odruchowo o krok, gdy słyszy gdzieś blisko siebie przerażony, męski krzyk. Wokoło po chwili rozlegają się inne. Baekhyun unosi wzrok i cofa się o kolejne dwa kroki, gdy widzi na środku brukowej alejki nieznajomego mężczyznę, który dosłownie stoi w płomieniach. Kilka najbliższych osób szybko ucieka od ognia i patrzy z boku na całe zajście, zakrywając dłońmi usta. Nikt nie rusza z pomocą, a wszystko trwa dosłownie sekundy.

Mężczyzna upada na kolana i z nienaturalną szybkością zmienia się w popiół, który wsiąka w pomiędzy białe kamienie, jakby to była woda.

Baekhyun zaciska zęby ze strachu. To, co się właśnie przed chwilą stało, było strasznie niespodziewane i nierealistyczne. To było Niebo. Dlaczego ktoś tak po prostu zaczął płonąć na środku ulicy? Dlaczego ludzie teraz rozchodzą się w swoje strony, jakby nic się nie stało?

— Przepraszam! — Baekhyun chwyta za rękaw swetra młodo wyglądającą, czarnoskórą dziewczynę, która stoi obok niego. Odwraca się w kierunku Baekhyuna i patrzy na niego pytająco.

— Tak? Mogę jakoś pomóc?

— Co... co tu się właściwie stało...? — pyta drżącym głosem, wskazując wolną dłonią na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą miała miejsce publiczna egzekucja. — Dlaczego ten mężczyzna...?

— Jesteś nowy? To była kara.

— Kara? — Baekhyun zmarszczył brwi i spojrzał na nią z niezrozumieniem w oczach. — Za co?

Dziewczyna wzrusza ramionami.

— Nie znałam go, ale musiał zrobić coś w miarę poważnego, skoro trafił teraz na trochę do Piekła.

— Piekła? Z Nieba można trafić do Piekła? — pyta zszokowany. Nawet ta dziewczyna wie więcej od niego.

— Przepraszam bardzo, ale spieszę się właśnie na spotkanie. Mam okrągłą rocznicę z mężem. — Uśmiecha się uprzejmie i macha skrytemu za płaszczem chłopakowi, który stoi na środku ulicy, nie mając pojęcia, co myśleć. Okrągłą rocznicę z mężem? Ta dziewczyna wyglądała na jakieś dwadzieścia lat.

Granatowowłosy rozgląda się dookoła siebie z uwagą. W swoim polu widzenia nie dostrzega nawet jednej starej osoby. Czy to możliwe, że gdy ludzie umierają, nie wyglądają w Niebie tak, jak wyglądali w momencie swojej śmierci, ale tak, jak w uznanym przez nich najlepszym okresie swojego życia? Czy ta dziewczyna może po prostu tkwi tu już od wielu lat i tutaj mogła zawrzeć związek małżeński?

Baekhyun przygryza lekko swoją wargę i chowa dłonie do kieszeni.

Czy tata i mama też są tu młodzi i szczęśliwi?

Chłopak nie chcąc stać ciągle w miejscu, znów rusza w drogę, oglądając gwieździste w końcu niebo nad wysokimi, krzywymi budynkami, palące się w oknach światła oraz piękną roślinność, która rośnie w różnych miejscach przy uliczkach. Stolica wygląda dziko, ale i bardzo uporządkowanie. Ma swój niesamowity, intrygujący klimat. Wszystko wydaje się tętnić życiem, ale człowiek spacerując wśród ludzi wcale nie czuje się przytłoczony.

Do uszu Baekhyuna dociera nagle kłębowisko ludzkich głosów. Z ciekawością idzie za nimi, aż w końcu widzi, że ludzi na horyzoncie pojawia się coraz więcej. W końcu jest tak ciasno, że nie jest nawet w stanie dostrzec punktu, dla którego mogli się tu zebrać. Rozgląda się dookoła i szybko odchodzi od zbiorowiska, gdy orientuje się, że zaczynają stawać dookoła niego i za nim ludzie, mając mimo wszystko jakąś nadzieję, że może cokolwiek dostrzegą. Baekhyun staje kawałek dalej, patrząc na zwiększający się z każdą chwilą tłum. Unosi wzrok i chwilę lustruje budynek, przy którym stoi. W końcu skręca w boczną uliczkę i uważając, aby nikt go nie zobaczył, bierze rozpęd i wskakuje na balkonik znajdujący się na pierwszym piętrze. Udaje mu się dzięki dziwnej sile doskoczyć na tyle wysoko, że chwyta się metalowych barierek i z trudem podciąga, aby móc spokojnie stanąć. Następnie staje na balustradzie i wspina się na wyższe piętro. Wciąż nie ma pojęcia, co dzieje się z jego ciałem, że idzie mu to tak sprawnie, ale z uśmiechem na twarzy udaje mu się dostać w końcu na dach. Odwraca się na chwilę w stronę północy i mruży oczy. Mimo dalekiej odległości, dostrzega najwyższy budynek w całej stolicy. Wpatruje się w okno swojej komnaty. Nie pali się żadne światło. Ta myśl na chwilę go uspokaja. Może nikt nie złoży mu w pokoju żadnej niezapowiedzianej wizyty?

Następnie odwraca się w drugą stronę, skąd dobiegają głośne głosy ludzi i kamienieje. Dopiero po chwili decyduje się na kilka kroków, aby stanąć na krawędzi podłoża. Nie jest w stanie uwierzyć w to, co widzi. Nie są to tysiące osób, zebrane razem na ogromnej, pustej przestrzeni pomiędzy budynkami. Jest to tak ogromne morze osób, że Baekhyun nie może nawet przypuszczać, czy są to setki tysięcy jednostek, czy może powinien o tym myśleć jak o kilku milionach. Nie widzi właściwie ani końca, ani początku zgromadzenia. Nie ma pojęcia, na co mogą patrzeć ci wszyscy ludzie. Punkt, w który najprawdopodobniej się wpatrują, jest dla chłopaka jedynie maleńką kropką, gdzieś bardzo daleko, dobre dwa kilometry dalej.

— Nieźle, co? — Słyszy głos tuż koło siebie, przez co prawie traci równowagę. Zaskoczony odwraca się i patrzy na siedzącego na dachowym podłożu mężczyznę, którego już spotkał. Trzymał on w dłoni papierosa i patrzył na ubranego w biel chłopaka. Jego kocie oczy lustrują jego mimikę twarzy, która wyraźnie ukazuje niepewność. — Wszyscy chcą cię zobaczyć.

— Ten tłum jest dla mnie? — pyta Baekhyun, starając się jak najbardziej kontrolować. Nie może spojrzeć mu w oczy.

— Czekają na jutrzejszy wieczór. Wolą stać nawet tak daleko, nie mogąc cię zobaczyć, niż nie podjąć nawet próby. W końcu masz być ich Bogiem. Kto by chciał przegapić być może jedyną chwilę, w której będzie można cię ujrzeć? — Luhan wstaje z ziemi i podchodzi do chłopaka, aby następnie wskazać jakiś punkt przed nimi. — Ciekawe od kiedy stoją ludzie w pierwszym rzędzie? I jak bardzo byliby zawiedzeni, gdyby cię jutro jednak nie było?

Baekhyun wbija paznokcie w swoją skórę na dłoniach i odsuwa się o krok. Nie czuje się bezpiecznie. Luhan jest wyższy i bije od niego dziwna aura, która przytłacza. Jego postawa sugeruje, jak bardzo pewny siebie jest.

— Coś sugerujesz? — Baekhyun wie, że mimo swoich prawdziwych odczuć, nie powinien okazywać strachu. Zdaje sobie niestety mimo tego sprawę, że jest na straconej pozycji. Nikt nie wie, że on tu jest. Nikt w razie czego nie przyjdzie mu na pomoc, a Baekhyun nie ma pojęcia, czego może spodziewać się po Luhanie - prawej ręce Kaia i Dyo we własnych osobach. Nie ma pojęcia, w jaki sposób z nim rozmawiać i nie jest w stanie przewidzieć, co ten ma zamiar zrobić i jak właściwie go znalazł.

Luhan zerka na niego kątem oka i wydmuchuje dym w górę.

— Nic ci nie zrobię, nie spinaj się tak. — odpowiada beznamiętnym głosem. — Tak sobie po prostu miło rozmawiamy.

— Miło z czyjej perspektywy?

— Mojej. Nie jesteś chyba w pozycji do marudzenia. — Bierze kolejną dawkę nikotyny do swoich płuc i wzdycha. — Jesteś aktualnie jak owca. Nie możesz zrobić nic. Dlatego pozwól mi wykorzystać okazję.

— Na?

— Zadanie ci kilku pytań. To chyba nie problem zważywszy na to, że byłbym w stanie poderżnąć ci te twoje boskie gardełko w każdej chwili, prawda?

Baekhyun zaciska zęby i odwraca się na chwilę, aby szybko zerknąć na okno swojej komnaty. Światło wciąż jest zgaszone, co tym razem wcale go nie cieszy. Nikt nawet nie wie, że zniknął, więc na pewno nikt go nie szuka i nie mógłby zabrać go z tego miejsca. Sam nie czuje się na siłach, by samemu próbować ucieczki. Wątpi, że fakt, że potrafi dość swobodnie przeskakiwać między budynkami, może mu jakoś pomóc. Luhan jest kimś ważnym w Piekle, więc na pewno ma doświadczenie i potrafiłby go schwytać.

Baekhyun w końcu kiwa lekko głową i unosi brodę nieco do góry, starając się nie okazywać strachu.

— Pytaj.

Luhan wpatruje się w jego żółte oczy, które jednak unikają kontaktu wzrokowego. Ubrany w swoją ulubioną, skórzaną kurtkę, uśmiecha się kącikiem ust.

— Jak poznałeś Pierwszego?

Baekhyun drga, marszcząc brwi. Chwilę waha się z odpowiedzią, bo nie jest ona prosta.

— Nie znam go.

Luhan rzuca papierosa na ziemię i przydeptuje go.

— Dobra, to zapytam jaśniej, może to ci trochę odświeży pamięć. — Uśmiechnął się swoimi wąskimi ustami i spojrzał na chłopaka przymrużonymi oczami. — Kto w ostatnim czasie pojawił się nagle w twoim życiu i-

— Odsuń się od niego! — Luhan momentalnie odskakuje na bok, cudem nie spadając z dachu. W ostatniej chwili palcami przytrzymuje się wyżłobienia na krawędzi, aby następnie pokaleczonymi dłońmi podciągnąć się na górę. Z ulgą przyklękuje na jednym kolanie i patrzy z dołu na wysokiego mężczyznę, który patrzył na niego z pogardą. Baekhyun staje za plecami nieznajomego, ale wcześniej zdążył jeszcze zobaczyć jego dość jasną brodę i bladą, okrągłą twarz. Jego miedziane włosy zaczesane są do góry, a nieco otyłe ciało chowa się za szarą marynarką i koszulą. Nie wygląda jak typowy mieszkaniec Nieba.

— Cześć, piesku — mówi Luhan, powoli wstając. Patrzy na mężczyznę z wyraźnym niezadowoleniem. — Ty nie na smyczy w siedzibie?

— Ty nie pod butami Kaia? Wypierdalaj stąd zanim wezwę innych. To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie. Masz jakieś trzy sekundy — odpowiada mężczyzna rozbawionym głosem. Dla pewności, że Baekhyunowi nic nie jest, odruchowo chwyta go za rękaw płaszcza.

Luhan ku zdziwieniu Baekhyuna nic nie odpowiada. Gładko ustępuje i cofa się o dwa kroki, aby następnie bez pożegnania i patrzenia w tył, stracić grunt pod nogami. Baekhyun podbiega szybko do krawędzi dachu i patrzy w dół, jednak nie dostrzega nigdzie ubranego w czerń mężczyzny. Zniknął tak szybko, jak się pojawił.

— Szczury szybko uciekają. — Żółtooki odwraca się powoli do postawnego mężczyzny o wyjątkowo błękitnych, ładnych oczach. Ma dość mały nos i mnóstwo piegów na nim. — A ciebie nie powinno tutaj być. Sehun cię zabije, jak się dowie.

— Kim pan jest? — pyta Baekhyun, czując się przy nim dziwnie bezpiecznie.

— Jeszcze się nie poznaliśmy, choć powinniśmy, jako że będziesz musiał oglądać moją twarz dość często. Einar Solberg, kieruję twoją strażą.

— Dlatego się tak wystraszył?

— Kiedyś zdążył poczuć na swojej skórze naszą siłę. Nawet on by nie chciał powtórki. Nie wiedział, czy jestem tu sam, czy gdzieś nie czekają moi ludzie.

Baekhyun kiwa lekko głową, jednak nie może się skupić na rozmowie. Co Luhan chciał mu właściwie powiedzieć? Do głowy po fragmencie zdania, które zdążył wypowiedzieć, do głowy mogła mu przyjść tylko jedna osoba.

I ta myśl przytłacza go z każdą chwilą coraz bardziej.

— Powiesz Sehunowi i Jiyeon, że tu byłem...? — pyta cicho, otulając się szczelniej płaszczem. Tu, na dużej wysokości wiatr jest dość silny. Głosy tłumu ludzi wciąż docierają do jego uszu.

— Powinienem, ale... tym razem na przywitanie ci odpuszczę. Też byłem tak ciekawy tego świata, gdy tu przybyłem. A domyślam się, że wszystko dla ciebie dzieje się zbyt szybko.

— Jesteś pierwszą osobą, która mnie tu rozumie. — Przyznaje smutno. — Czuję się zagubiony i... przytłoczony. Widzisz tych wszystkich ludzi? Jak ja mam przed nimi wystąpić?

— Wytrzymaj te kilka pierwszych dni. Wiem, że są trudne. Potem Jiyeon i Sehun ci pomogą się odnaleźć. Nie chcą dla ciebie źle. Muszą przestrzegać zaleceń, które otrzymują.

— Od kogo je dostają? — pyta Baekhyun, otwierając nieco szerzej usta. Do tej pory myślał, że oni wszystko kontrolują i ustalają. Nic nie wspominali o tym, że ktoś jest ponad nimi.

— Od Pierwszego.

Baekhyun patrzy w jego błękitne oczy i czuje, że lekko drży.

— Jak... jak on się z nimi kontaktuje? Muszę wiedzieć... muszę wiedzieć kim jest Pierwszy. — Chwyta go za marynarkę i ściska swoje dłonie na materiale ubrania. — Ktoś do cholery musi wiedzieć, kto to jest. Jak nie oni, to kto?!

— Niestety nie wiedzą. Sehun dostaje informacje w swoim notatniku. Nie zauważyłeś, że zawsze ma go przy sobie i często otwiera? Pisząc w nim, kontaktuje się z Pierwszym.

Baekhyun zaciska zęby.

Przez Luhana w jego wnętrzu panuje zamęt. Przez to jedno, niedokończone zdanie.

On zna jedną osobę, która nagle pojawiła się w jego życiu.

Zniknęła nagle, jakby była tylko snem.

I musi dowiedzieć się, kto to jest, zanim kompletnie zwariuje, a czuje, że niewiele mu brakuje.

Czy Chanyeol naprawdę nie istnieje?

Spotkałem Cię wśród gwiezdnego pyłu, to było cudem, ale jesteś już niewidoczny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top