8. Niebo jest piekłem

Ciemnowłosy mężczyzna przechadza się po jasnym, brukowym chodniczku, dookoła którego momentalnie rozrastają się kwiaty różnego gatunku. Patrzy na to z lekkim uśmiechem na twarzy. Te rośliny przypominają mu o czymś bardzo miłym.

Koło niego co jakiś czas przechodzi parę osób, wszyscy w wesołych nastrojach. To sprawia, że i jemu od razu robi się cieplej na sercu.

Niebo jest dla niego piękne. Jest czyste, jasne, harmonijne, potężne. Budynki wyglądają niczym krzywe, senne wieżowce, a rośliny przybierają najpiękniejsze, najbardziej żywe kolory, jakie chłopak do tej pory widywał na Ziemi.

Ciemnowłosy Koreańczyk nagle przystaje i marszczy brwi. Odwraca się powoli, ale nie dostrzega niczego niepokojącego. Są tu tylko ubrani w biel ludzie, którzy postanowili spędzić ten dzień na spacerze.

Chłopak jednak wciąż się rozgląda, wyraźnie czując na sobie czyjś wzrok.

Mija minuta, dwie. To uczucie nie znika, a on już nie ma pomysłu, gdzie mógłby kryć się obserwator. Jest pewny, że to nie wymysł jego umysłu. Czuje przez chwilę złą aurę.

— Chanyeol! — Słyszy poznany kilka dni temu głos, na który odwraca się w przeciwną stronę i uśmiecha szeroko. — Stoisz tak jak kłoda! Stało się coś?

Chanyeol kręci głową, patrząc na podbiegającą do niego nastoletnią dziewczynę o długich, jasnych włosach. Jej błękitne oczy patrzą na niego z niepokojem.

— Szukałem cię — kłamie krótko. — Ile można było wybierać jedną bluzkę, skoro wszystkie mają ten sam kolor?

— Ale krój inny! — Przewraca oczami. — Typowy facet.

Chanyeol wzrusza ramionami i unosi nieco wzrok na odległy punkt, gdzie można dostrzec piętrzącą się białą, niesamowicie wysoką wieżę, której końca nie widać przez liczne chmury.

— Też mnie ciekawi, co tam może być. — Dziewczyna patrzy na nią z wyraźnym błyskiem w oczach. — Jak myślisz?

— Skoro jest tak wysoko, może to najwyższy punkt w Niebie? — zastanawia się, po czym uśmiecha pod nosem.

— Może to tam mieszka Bóg? — Błękitne oczy dziewczyny lśnią jeszcze mocniej na tą myśl. — Ale jestem ciekawa, jaki on jest! Widziałeś dzisiejsze ogłoszenie z Góry?

— Jakie?

— Mają go ogłosić już jutro! Pokaże się nam! Idziesz ze mną pod główny plac? Nie każ mi iść samej! Muszę go zobaczyć! Musi być niesamowity! Tyle lat na Ziemi ludzkość zastanawiała się, jaki on jest i czy w ogóle istnieje. Nie wierzę, że już jutro będziemy mogli dowiedzieć się o tym na żywo!

Chanyeol wzrusza ramionami i kiwa głową. Na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech wywołany radością na twarzy dziewczyny.

— Pójdę z tobą. Chcę zobaczyć nowego Boga na żywo. Nie wiadomo, kiedy następnym razem ta okazja się powtórzy. Jestem bardzo ciekawy, kim jest.

│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│

— Wyglądasz pięknie. — Baekhyun stoi przed dużym lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Wciąż nie rozumie, czemu Jiyeon powtarza to już któryś raz, bo według niego wygląda absolutnie obojętnie. Ma równie granatowe włosy co na Ziemi. Ma równie żółte oczy, bladą skórę. Jedyne, czym różni się jego wygląd od tego ziemskiego, to biały golf i spodnie o tym samym kolorze.

— Bóg ma jakiś obowiązek chodzić w bieli? Znowu mnie tak ubieracie — zauważa, odwracając się w stronę uśmiechniętej dziewczyny o długich włosach.

— Bóg ma kojarzyć się ludziom z jasnością, czystością. To wskazane, abyś tak właśnie się ubierał w sytuacjach, w których możesz zostać zauważonym.

— Ale dziś idziemy do Piekła, a nie do ludzi.

— Tym bardziej. Biały to też symbol potęgi i wyższości nad piekłem, poza tym... Pierwszy wyjątkowo upodobał sobie biel. Chcemy... Z Sehunem pragniemy, aby zachować tradycję jasnego ubioru. Prawda? — Odwraca się w stronę Koreańczyka siedzącego przy stole, notującego coś w swoim zeszycie. Baekhyun bardzo chce zapytać, co tam właściwie jest, ale mina starszego jest na tyle skupiona, że odpuszcza.

— Jest jedna rzecz, którą chciałbym, abyś zapamiętał. Jedna, najważniejsza. Jeśli mnie nie posłuchasz, będzie... bardzo słabo. — Sehun wstaje z siedzenia i podchodzi do niższego. Kładzie mu rękę na ramieniu i patrzy na niego poważnie.

— Właśnie... też chciałam o tym powiedzieć... — Jiyeon zakłada rękę na rękę i również przygląda się mu w skupieniu. — Słuchaj uważnie, to bardzo ważne.

— W porządku... — Baekhyun unosi brwi i wpatruje się w ciemne oczy Sehuna. — Słucham.

│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│

Nastolatek mógłby przysiąc, że piekło wygląda dokładnie tak, jak zawsze to sobie wyobrażał, choć nigdy w nie nie wierzył. Może niemalże zobaczyć w swojej głowie obrazy tego miejsca, które kiedyś musiały pojawić się w jego głowie. Doskonale zna te ciemne skały, które wyglądają, jakby oświetlały je płomienne żyły. Pamięta to gorąco, które od nich bije w postaci pary, która utrudnia widok wśród wąskich, oświetlonych pojedynczymi kinkietami korytarzy. Baekhyun jednak nie potrafi skupić się na enigmatycznym uczuciu płynącym z tego miejsca, zdenerwowany sytuacją, w której się znajduje. Idzie powolnym krokiem, otoczony przez tłum wysokich mężczyzn, których twarze zdobią dziwne, krzywe maski, wyglądające jakby ulepione były nieudolnie z gliny przez dziecko. Ich długie szaty suną po skalistej podłodze, a ciała są spięte, jakby naszykowane były na atak w każdej chwili. Eskorta jest mu zupełnie obca i otuchy dodają mu jedynie Jiyeon i Sehun, którzy idą po jego bokach bardzo blisko. Oni również wydają się strasznie spięci, ale ich twarze idealnie nie dają tego po sobie znać.

Baekhyun bierze głęboki oddech. Podejrzewa, że mogą być nawet bardziej zdenerwowani niż on, mimo tego w jakim chaosie się znajduje od wczoraj. Tyle że to nie Baekhyun będzie zaraz prowadzić bardzo ważną konwersację, lecz oni. Dodatkowo mogą stresować się przeprowadzoną z rana rozmową i faktem, że nie wiedzą, czego mogą się po obecnym Bogu spodziewać. Mogą mu ufać, ale go nie znają. Jedynym wyjściem jest wiara w to, że Pierwszy wybrał tego nastolatka nieomyłkowo.

Przełyka ślinę i stara się nie potknąć z nerwów o żaden krzywy kamień, jaki zaściela podłoże. Jest to jednak naprawdę trudne, bo wie, że z każdą chwilą jest coraz bliższy nieuchronnego spotkania z uosobieniami zła i wszystkich ludzkich krzywd, czyli władcami Piekła.

— Zaraz będziemy na miejscu. Pamiętaj o wszystkim, o czym rozmawialiśmy z rana. Tylko o tyle cię prosimy — mówi Sehun, napinając szczękę. — Gdyby nie fakt, że nalegali na jak najszybsze spotkanie cię, dalibyśmy ci więcej czasu, aby się psychicznie naszykować. Przepraszamy.

— Dam radę. — Baekhyun przez tyle lat ziemskiego życia nauczył się na jakie okazje zakładać jakie maski. Teraz jednak jest nieco gorzej - to nie jest zwykłe wyjście do szkoły. To spotkanie, od którego zależy bardzo wiele. Od którego zależy stabilność raju, który jest nagrodą za trudy życia. — Nie zawiodę was.

Jiyeon uśmiecha się ciepło, ale jej twarz po chwili chłodnieje, gdy dostrzega przed sobą już ciężkie, ciemne wrota, które do tej pory miała zaszczyt widzieć tylko raz. Zerka na Sehuna, a on na nią. Kiwają do siebie głowami. Kto poradzi sobie z tak odpowiedzialną misją, jak nie oni? Są silni, dadzą sobie radę. Zostali w końcu wybrani spośród tylu dusz. Wierzą, że Pierwszy się nie pomylił w stosunku do nich. Muszą być trafnym wyborem.

Szereg zamaskowanych mężczyzn rozstępuje się na boki, dając kobiecie wygodne przejście na przód. Zaciska zęby i w skupieniu występuje przed wszystkich zebranych, aby powoli unieść dłoń do góry. Słychać momentalnie głośny zgrzyt, a podłoga razem ze ścianami zaczynają trząść się na tyle mocno, że Baekhyun, aby zachować równowagę, musi chwycić się ramienia wyższego Sehuna, który opiera się dłonią o gorącą ścianę.

Wrota w powolnym tempie zaczynają rozsuwać się na boki, a dłoń młodej kobiety coraz bardziej drży. Gdy czuje, że te dadzą radę już otworzyć się same, opuszcza rękę i ocierając pot z czoła, szybko cofa się za postawnych mężczyzn, stając tym samym znów obok Baekhyuna.

— Brawo. — Dziewczyna odwraca się w stronę Sehuna, który położył jej dłoń na ramieniu. — Dobra robota.

Uśmiecha się w odpowiedzi, ale ponownie znika on szybko z jej twarzy, gdy jej oczy spotykają te znajdujące się kilkanaście metrów od niej. Momentalnie czuje dużą gulę w gardle, a jej nogi zaczynają drżeć. Nawet ich wzrok jest przerażający.

— Będziecie tak stać? Nie wstąpicie? — Po kamiennej komnacie z łatwością roznosi się krzykliwy, wściekły głos, który sprawia, że i Sehun, i Jiyeon momentalnie trzeźwieją i gestem dłoni rozkazują mężczyznom prowadzić ich dalej. W ten sposób po chwili stają już w nie tak dużej, półokrągłej komnacie, nie różniącej się zbytnio od tych długich korytarzy, które przemierzali, wsłuchując się w przytłumione krzyki cierpienia.

— Przybyliśmy prędko zgodnie z waszą prośbą — mówi Sehun, gdy wraz z Baekhyunem i Jiyeon występują ponad szereg, stając naprzeciwko dwóch kamiennych tronów znajdujących się na wysokim i długim, schodkowym podwyższeniu.

Baekhyun patrzy na to z nieukrywaną ciekawością. Ignoruje nawet drapiące, ciepłe powietrze i duszący zapach skał oraz dziwnego kadzidła. Skupia się jedynie na dwójce mężczyzn znajdujących się zaledwie pięć metrów od niego. Są tak różni od siebie. Jeden przypomina jasnowłosego, pięknego anioła wrzuconego do tego okropnego miejsca zupełnym przypadkiem. Jego chłodna mimika twarzy uwydatnia nonszalanckie wrażenie, które sprawia chociażby sposobem, w jaki siedzi, i w jaki obserwuje ze spokojem Baekhyuna swoimi ciemnymi, spokojnymi oczami. Drugi natomiast wygląda jakby jedyne, o czym marzył, to wyrwanie głów wszystkim, którzy wkroczyli do tego pomieszczenia. Jego zaciśnięte pięści, nerwowe tupanie nogą i wściekłe, ciemne oczy potęgują aurę, jaką wokół siebie roztacza. Ciemne włosy zroszone są potem, podobnie jak reszta jego ciała, które okrywają brudne, ciemne szaty, identyczne jak jego brata.

— Cieszymy się, że postanowiliście spełnić naszą prośbę — odzywa się jasnowłosy, nie uśmiechając się jednak przy tym ani trochę. — Przepraszam za wcześniejsze, niemiłe przywitanie przez mego brata.

Sehun kiwa lekko głową i dłonią wskazuje na granatowowłosego, który ze zmarszczonymi brwiami wpatruje się we władców piekieł. Oh nie chce teraz nawet myśleć, skąd u niego ta dziwna mimika twarzy, ale wzbudza ona jego niepokój.

— Byun Baekhyun, wybrany przez Pierwszego jako jego następca.

— Ciekawi mnie, jak ten wybór się odbywał, hmmm? — Ciemnowłosy opiera twarz na dłoni i uśmiecha się krzywo. — I czy był równie błędny, co ostatni? Kolejny pioneczek?

— Nie nam to oceniać — odzywa się Jiyeon, starając się zachować spokój mimo irytacji z powodu braku szacunku w jego głosie. Patrzy na niego z wyższością. — Usiądź prosto. Pamiętaj, przed kim jesteś. Chyba, że tak bardzo pragniesz skrócenia swoich łańcuchów.

Twarz Dyo momentalnie przybiera wściekły wyraz, ale w tym momencie czuje dłoń na swoim ramieniu i patrzy na Kaia, który posyła mu wymowny, twardy wzrok.

— Rób, co każe. — odzywa się cicho. Spuszcza wzrok na ciasne, zardzewiałe łańcuchy, które rozerwać może tylko jedna osoba. A on naprawdę pragnie wolności i wie, jak ją zdobyć.

Dyo zaciska usta i siada prosto. Nie odzywa się. Jest to trudne przez wszystkie żądze w nim drzemiące, ale obiecał bratu, że postara się zachować spokój choć dziś. On jednak nigdy nie będzie w stanie poczuć zła w nim siedzącego. On przecież urodził się tym lepszym.

Ciemnowłosy milczy więc i zaciska oczy, starając się zapanować nad gniewem. Jest to trudne, więc zostaje w tej pozycji, nie patrząc dłużej na gości.

— Bardzo miło nam cię poznać, Byun Baekhyun. Moje imię do Kai — przedstawia się blondyn, a następnie spokojnie wskazuje otwartą dłonią na swego towarzysza. — Mój brat zwie się Dyo. Władamy tym obskurnym miejscem. Chcemy żyć w pokoju z nowymi władzami Nieba. A przynajmniej dołożymy do tego wszelkich starań.

Sehun i Jiyeon z trudem powstrzymują się od okazania swojego zdziwienia, ale równocześnie na siebie zerkają.

— Cieszymy się z waszej próby współpracy. Chcielibyśmy, aby była lepsza niż za poprzedniego Boga. — Sehun przyozdabia swoją twarz firmowym uśmiechem, a Kai odpowiada tym samym. Dyo na szczęście wciąż milczy, nie patrząc na odzianych w biel ludzi. Brzydzi się ich widokiem.

— Jeszcze dwa dni temu byłeś zwykłym, koreańskim nastolatkiem. Zwykłym szarakiem. Chodziłeś do szkoły, pracowałeś, płakałeś, rozważałeś śmierć. Jak czujesz się z tak wielką odpowiedzialnością, która spoczęła na twoich barkach? Jak się czujesz, będąc zwykłym szarakiem, stojącym twarzą w twarz z największym złem tego świata? — Kai nie zmienia swojego spokojnego tonu, ale wpatruje się w Byuna z nutką rozbawienia i wyższości. — Bardzo jestem ciekaw twoich odczuć. Uwielbiam rozmawiać o prostych, ludzkich emocjach.

Baekhyun nie odpowiada dłuższą chwilę, czując, jak na jego barki spada ciężar jego spokojnego głosu, ale cierpkich słów. On ma rację. Jego pozycja to wielka odpowiedzialność, a on jeszcze chwilę temu był zwykłym nastolatkiem, który nie potrafił zapanować nad swoim życiem. Jak w takim razie ma sprawować pieczę nad całym światem?

— Widzę, że jak zwykle wasze rozeznanie jest bezbłędne. — Baekhyun już otwierał usta, by odpowiedzieć, ale uprzedza go Jiyeon, która uśmiecha się kącikiem ust. Chce szybko przerwać ten temat, bo wie, co Kai chce osiągnąć. Boi się złamania póki co jeszcze prostej psychiki chłopaka stojącego obok niej. — Gdzie wasz informator? Czego w tej chwili poszukuje?

Kai uśmiecha się i zmienia nieco pozycję, przez co opiera się teraz łokciem o podłokietnik, aby wygodniej podpierać sobie twarz.

— Niedługo powinien się zjawić, jeśli naprawdę jesteście ciekawi — odpowiada, z nieskrywanym zadowoleniem obserwując spinającego mięśnie Sehuna. Takiej reakcji oczekiwał. — Aktualnie nie ma żadnej pracy. Chcieliśmy tylko poznać nieco przeszłość Byun Baekhyuna. To nic złego, prawda?

Jiyeon kiwa głową, absolutnie nie wierząc w jego słowa, które dobiera z taką dokładnością. Spogląda na Sehuna, którego aura chwilę wcześniej diametralnie się zmieniła, co jest odczuwalne chyba dla wszystkich. Nie potrafi tego ukryć.

Baekhyun patrzy na niego niepewny. Chciałby się odezwać, ale czuje strach. Do tej pory nie zabrał głosu ani razu i chyba nawet nie chce tego robić. Boi się wagi swoich słów i marzy tylko o tym, aby wrócić do swojej komnaty. Nie chce też spotkać się z informatorem, o którym mowa. Nie jest pewny, czy uda mu się wypełnić obietnicę, którą złożył Jiyeon i Sehunowi przed opuszczeniem Nieba.

— Nie ukrywamy, że nie planowaliśmy dziś długiej wizyty, mającej na celu ustalenie wszystkich szczegółów naszej współpracy. To spotkanie miało służyć zwykłemu przedstawieniu nowego władcy, co zostało już zrobione. Myślimy więc, że nasza wizyta dobiega końca, a kolejna nastąpi już wkrótce — odzywa się Sehun, ignorując wcześniejsze słowa Kaia. Czuć w jego głosie pośpiech i chęć oddalenia się od tego gorącego, dusznego miejsca.

— Spieszycie się? Nie daliście nawet waszemu Bogu dojść do głosu. Chcecie zrobić z niego cichą owcę? Chcecie, aby żył w ciszy i niepokoju jak poprzedni władca?

— O czym on mówi? — Z ust Baekhyuna wymyka się pytanie, zanim ten orientuje się, że jest to właśnie to, czego oczekiwał Kai.

— Niebo nie jest takie idealne, jak może ci się wydawać. Zasadniczo, nie różni się bardzo od piekła. — Kai wstaje, ale nie jest w stanie wykonać żadnego kroku przez długość zardzewiałych łańcuchów. Patrzy z pewnym siebie uśmiechem na Baekhyuna, który cofa się o malutki krok. — Zdradzić ci sekret, dlaczego tak jest?

— Nasza wizyta dobiegła końca. — Sehun przerywa mu ostro i macha szybko prawą ręką, przez co pęd powietrza popycha jasnowłosego znów na kamienne siedzenie. Ten krzywi się z bólu, ale z jego twarzy nie znika uśmiech.

Jiyeon obejmuje ramieniem Baekhyuna i odwraca go w stronę drzwi, po czym gestem dłoni nakazuje stojącym dookoła nich strażnikom, aby osłonić ich plecy. Byun nie rozumie, dlaczego teraz wszystko dzieje się tak szybko, a on zanim się orientuje, zostaje poprowadzony do wyjścia, nie mogąc nawet spojrzeć jeszcze ostatni raz na dwóch mężczyzn skutych kajdanami.

— O co chodzi? Czemu tak nagle wychodzimy? — pyta cicho Baekhyun, patrząc z niepokojem na Jiyeon, która szybkim krokiem nadaje tempo marszu. Jego głos jest jednak zagłuszony przez tupot ciężkich nóg kilkudziesięciu mężczyzn o twarzach zakrytych białymi maskami.

— Zarówno Pierwszy władca Nieba, jak i władcy Piekieł mają wspólne pochodzenie. Cała trójka ma w sobie pierwiastek zła, a Niebo już wkrótce ci to pokaże. — Wszyscy momentalnie stają niczym skamieniali, gdy na środku korytarza pojawia się szczupły mężczyzna średniego wzrostu. Jego twarz wydaje się łagodna, dopóki nie zwróci się uwagi na kocie, przenikliwe oczy. Jego ciemny ubiór odcina się na tle świetlistych, czerwonych skał, a uśmiech na jasnej skórze. — Miło mi cię poznać, Byun Baekhyun.

Baekhyun patrzy na niego zdziwiony, ale momentalnie jego oczy zostają zasłonięte, a ciało natychmiast osłania kilku mężczyzn.

— Odejdź, bo użyjemy siły. — Zdenerwowany głos Sehuna odbija się od ścian.

— Nie planuję dłużej przeszkadzać, chciałem tylko przekazać nowemu władcy, jaki los zgotuje mu Pierwszy, o ile znów się pomylił — odzywa się z uśmieszkiem, a następnie patrzy na Baekhyuna, który nie rozumiejąc, co się dzieje, tkwi w ścisku kilku mężczyzn, którzy blokują do niego dostęp wroga. — Byun Baekhyunie, ciesz się swoją władzą, póki nie znikniesz w nicości. Pierwszy okaże się twoją zgubą prędzej czy później.

— Luhan... — Sehun momentalnie znajduje się przy obcym mężczyźnie, ściskając go za gardło. Ten uśmiecha się do niego słodko i ignorując brak tlenu, dotyka jego policzka.

— Jesteś pewien, że chcesz to zrobić? — Patrzy się prosto w jego oczy, mówiąc ledwie słyszalnym głosem. Jego krtań z każdą chwilą boli coraz bardziej.

Sehun zaciska swoje palce jeszcze tylko chwilę, po czym puszcza go i popycha na ścianę. Luhan jednak wydaje się jakby nie przejmować całą sytuacją. Stoi tylko i obserwuje przemieszczających się ludzi o białych szatach, którzy szybko kierują się w stronę wyjścia z Piekieł.

Powiedział wszystko, co chciał. Tak właśnie w krótkiej chwili wprowadził niepewność w ich szeregi i strach w serce nowego Boga.

Sam nie wie, co go czeka.

Misja wykonana.

Wszystko idzie zgodnie z planem.

Jedyną jego przeszkodą póki co jest Pierwszy, którego identyfikacji nie jest pewny.

Niczym gwiazdozbiór zniknęliśmy i nie ma już dla nas powrotu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top