4. Niebo jest zielone

Luty 2015

— Myślisz, że jest jeszcze nadzieja, aby z tego wyszła, Baekhyun? — Jasnowłosy mężczyzna bawi się swoim sygnetem, wpatrując się w jasną przestrzeń dookoła nich. Chmury dziś płyną wyjątkowo szybko, otulając ich chłodnym powietrzem.

— Wątpię — odpowiada chłopak, machając nogami nad przepaścią. Obserwuje spomiędzy cumulusów świetlisty, nocny Seul, który jednak nigdy nie śpi, w przeciwieństwie do jego mieszkańców. — Choć raczej powinienem powiedzieć, że po prostu ja w to nie wierzę. Tak samo jak w ciebie.

— To czy we mnie wierzysz, czy nie, jest twoją decyzją.

— Dlatego właśnie myślę, że w dalszym ciągu leżysz w piachu. Muszę być bardzo samotny, jeśli tak bardzo lubię sobie wyobrażać właśnie twoją osobę. — Nastolatek patrzy na mężczyznę i wzdycha cicho, bo jak zawsze twarz starszego jest nieco rozmazana. Niewyraźna.

Baekhyun nie pamięta dobrze twarzy swojego ojca, a jego zdjęć nie ma w domu wcale. Matka nie lubi na nie patrzeć.

Mężczyzna ubrany w wojskowe, brudne ubranie wzdycha podobnie jak syn chwilę wcześniej. Kręci głową.

— A jak u ciebie?

— Doskonale wiesz jak u mnie. Siedzisz w mojej głowie — odpowiada Byun, ponownie odwracając wzrok. — Dlatego właściwie nasze rozmowy nie mają żadnego sensu.

— Czujesz się dzięki nim lepiej - mówi blondyn, uśmiechając się lekko.

Baekhyun wzrusza ramionami, myśląc chwilę nad tym stwierdzeniem. Od razu jednak zaprzestaje, gdy w powietrzu zawisa jedno pytanie.

— Czujesz się również lepiej dzięki temu chłopakowi?

Nastaje długa cisza, którą przerywa jedynie subtelny szum spowodowany delikatnym, zimnym wiatrem. Baekhyun marszczy brwi, nie do końca będąc pewnym odpowiedzi, jakiej mógłby udzielić. Właściwie nie jest jej pewny wcale, bo obiekt, który od dłuższego czasu zajmuje mnóstwo jego myśli, wywołuje w nim enigmatyczne uczucia.

— Myślę, że czuję się przy nim dobrze. Pomaga mi. Jest miły. Nie ocenia mnie. Daje mi jedzenie...

— Nie uważasz, że twoja sympatia zatem bierze się jedynie z wygody, jaką on ci daje?

— Nie — odpowiada szybko Baekhyun, marszcząc brwi. Potrzebuje chwili, aby poukładać w głowie swoje myśli. — To... to nie jest tak. Chanyeol jest bardzo wygodny, ale... to nie wszystko... on... po prostu przy mnie jest. Jak nikt inny, poza Krisem.

— Czyli twoja sympatia bierze się z samotności. Czym się więc różni od Krisa?

— Nie, to też nie tak. — Baekhyun kręci głową, ale sam nie wie, co właściwie czuje. — On... jest ciepły. Ma piękne oczy i uśmiech. Jest szczery i... gdy jest obok, jestem szczęśliwy. Myślisz, że to tak łatwo ubrać w słowa to, co się czuje? Nie wiem, czym się różni od Krisa, ale on... jest dla mnie inny. Mam wrażenie, że... potrafi być bliżej od Krisa, mimo tak krótkiego czasu... Nie wiem, jak to powiedzieć, do cholery.

— Rozumiem. — Jackson obejmuje go ramieniem i lekko do siebie przytula. Baekhyun jest zaskoczony. Jeszcze nigdy nie zbliżyli się do siebie aż tak. Nie wie więc, jak zareagować, dlatego jedynie sztywnieje niczym głaz. — I chcę po prostu pomóc ci zrozumieć, co jest w twojej głowie. Jesteś zagubiony przez tego chłopaka. Czuję to.

— Jak mam nie być, skoro pojawił się tak nagle? — duka Baekhyun przez ściśnięte gardło. — Jak sprawił, że... wszystko jest lepsze?

— Dlatego właśnie zrozum, że musisz przy nim być. Bardzo chcę, abyś był szczęśliwy.

— Też tego chcę.

│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│

Budzi go wibracja telefonu, który jak zawsze leży tuż przy jego głowie. Powoli uchyla ciężkie powieki i unosi aparat nad swoją twarzą, aby następnie zmrużyć oczy przez światło, jakie dociera do jego źrenic, gdy odblokowuje urządzenie.

Jest to jeden z trzech numerów, jakie znajdują się w jego telefonie.

Od: Chanyeol 

Wyspałeś się?

Baekhyun wypuszcza powietrze nieco zirytowany, gdy zerka na górną część ekranu, widząc tam wczesną godzinę. Zdecydowanie zbyt wczesną jak na sobotę.

Do: Chanyeol

Lubisz budzić ludzi o 7? Nudzi Ci się?

Kładzie telefon koło swojej głowy, ale jak już zdążył przywyknąć, odpowiedź przychodzi niemalże od razu po wysłaniu wiadomości.

Od: Chanyeol

Nie spałem, zastanawiałem się, czy Ty może też

Baekhyun zmarszczył brwi.

Do: Chanyeol

Dlaczego miałbym nie spać w weekend rano?

Wpatruje się w telefon dłuższą chwilę, jednak odpowiedź wyjątkowo nie przychodzi.

Minuta.

Dwie.

Trzy.

Chanyeol zawsze odpowiada w ciągu kilku sekund, więc brak wiadomości nieco niepokoi granatowowłosego, który z ociąganiem wstaje z łóżka i odruchowo zakłada swoje żółte soczewki, które zawsze leżą w małym pudełeczku na jego szafce nocnej.

Następnie przechodzi do łazienki, myje zęby i chwilę wpatruje się w swoje odbicie. Znowu musi się przefarbować.

— Synku? — Słyszy nieśmiały, dobrze sobie znany głos. Od razu czuje w głębi siebie złość, którą jednak dzielnie stara się hamować. Krzyki czy wyrzuty niczego nie zmienią. Ona się nie zmieni pod wpływem jego łez, które ten wylewa tak często. On nigdy jej ich nie pokaże. Tak samo nigdy nie uniesie głosu na kogoś tak skrzywdzonego przez los, mimo że ta sama osoba krzywdziła go codziennie swoim zachowaniem.

Baekhyun w końcu unosi lekko wzrok, przez co w lustrze widzi swoje odbicie. Stoi za nim niska, drobna kobieta, która nerwowo skubie framugę krótkimi paznokciami.

— Przepraszam cię, synku...

Jej głos odbija się od ścian, przez co nastolatek ma wrażenie, że jest nim atakowany z każdej strony. Czuje się bezbronny, widząc jej pełne bólu spojrzenie tuż za swoimi plecami. Łazienka jest bardzo mała.

— Jest w porządku. Nic się nie stało - odpowiada, w końcu się odwracając.

Między matką a synem nastaje długa cisza, podczas której Baekhyun chce powiedzieć tak dużo. Jednak byłyby to tylko słowa zabarwione jego głębokim żalem do rodzicielki. Wie on, że gdyby w tej chwili otworzył usta, osoba w takiej sytuacji życiowej, w jakiej znajdowała się Jisoo Byun, mogłaby tego już nie podźwignąć. A na jej barkach znajduje się już zbyt wiele ciężkich wspomnień, aby można było do nich dołączyć jeszcze jedno.

— Baekhyunnie... Ja tak za nim tęsknię... — Kobieta momentalnie przerywa ciszę i chowa twarz w pomarszczonych dłoniach, starając się zahamować swój płacz. Jej nogi chwieją się bezsilnie, a ciało opiera na zimnej, białej ścianie. — Tak bardzo za nim tęsknię, synku. Przepraszam cię.

Baekhyun zaciska zęby i chwyta kobietę w swoje ramiona, zamykając jej trzęsące się ciało w uścisku.

— Myślę, że jest mu dobrze w miejscu, w którym teraz jest.

— Gdyby wtedy nie wysłali go do tego Afganistanu, to—!

— Takie gadanie nic nie zmieni, mamo. A my... Musimy żyć. — Baekhyun zaciska oczy pod wpływem zbyt wyraźnych wspomnień, które pojawiają się w jego głowie. Niemalże czuje w nozdrzach zapach charakterystycznej, męskiej wody po goleniu i silny uścisk, jakim został obdarzony dziesięć lat temu po raz ostatni.

Mógł go znów poczuć dopiero tej nocy, kiedy on znów był jak na wyciągnięcie ręki. Był jednak jedynie wyobrażeniem w iluzji sennej rzeczywistości samotnego dziecka, które stara się dorosnąć.

│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│

— Jeśli tak ci się nudzi, mógłbyś mi łaskawie odpisać na smsa, Park. — Baekhyun podchodzi do stolika w rogu pomieszczenia, aby następnie zmierzyć wyższego chłopaka beznamiętnym spojrzeniem. Ten spokojnie się uśmiecha i odsuwa drugie krzesło, dając tym sposobem znak młodszemu, że chętnie posiedziałby razem z nim. Upija kolejnego, już ostatniego łyka kawy i gestem dłoni prosi barmana o kolejne dwie filiżanki, chcąc poczęstować Baekhyuna po długim występie.

— Martwiłeś się, gdy nie odpisywałem? — pyta Chanyeol, unosząc jedną brew. Nachyla się delikatnie nad Baekhyunem, ale ten od razu odsuwa go do siebie, mimo że męski zapach perfum starszego bardzo go kusi.

— Jeśli wzbudzenie we mnie niepokoju było twoim jedynym celem, to musisz być naprawdę naiwny, Park. — Baekhyun zakłada rękę na rękę i posyła czarnowłosemu pobłażliwe spojrzenie. — Nie wiem, co ty sobie w tej główce ubzdurałeś, ale to bardzo zabawne — kłamie i jest pewien, że Chanyeol o tym wie, choć nie daje tego po sobie poznać. Baekhyun naprawdę niepokoił się o chłopaka, który w ostatnim czasie zaczął dla niego tyle znaczyć.

— Ależ oczywiście, Byun Baekhyun nie martwiłby się przecież o kogoś, kogo lubi, czasem całuje i...

— W łeb chcesz? — Baekhyun unosi rękę w geście groźby, ale po chwili uśmiecha się lekko. Lubi przebywać z Chanyeolem. Zawsze czuje się przy nim szczęśliwy, bo aura, jaką wokół siebie roztacza za pomocą swojego uśmiechu i sposobu bycia, jest bardzo ciepła.

— Co to w ogóle za kwiaty? — pyta Baekhyun, dopiero teraz orientując się, że na okrągłym stoliku leży niewielki bukiet bladoróżowych róż, owiniętych w jasny, brązowy papier.

— Dla ciebie.

— Dla mnie?

— Dla ciebie.

Baekhyun patrzy przez chwilę na bukiet, który niedługo potem znajduje się już w jego dłoniach. Czuje, jak jego twarz staje się dziwnie gorąca, więc żeby to ukryć udaje, że strasznie swędzi go nos, który zaczyna pocierać rękawem beżowego swetra, zasłaniając tym samym swoje policzki.

Nawet jeśli są to zwykłe kwiaty, gest Chanyeola jest dla niego w pewien sposób... piękny. Kocha kwiaty, a nigdy ich nie dostawał. Ten pierwszy raz sprawia, że jest bardzo szczęśliwy i przez chwilę nawet zapomina, co powinno się odpowiedzieć w takiej sytuacji.

— Dziękuję... — szepcze cicho i uśmiecha się, chowając nos w różowych płatkach, które z przyjemnością wącha. — Nie musiałeś...

Chanyeol nie odpowiada. Opiera głowę na dłoni i wpatruje się świecącymi oczami w Baekhyuna, na którego bladej skórze pojawiły się delikatne wypieki. Chciałby zatrzymać ten widok w swojej głowie na wieki. Baekhyun jest piękny jak kwiaty, które trzyma. Jest piękny nie tylko zewnętrznie. Chanyeol wie, że jego dusza również jest piękna. Baekhyun jednak nie jest w stanie całkowicie odsłonić się przed zakochanym w nim chłopaku. Jeszcze jest za wcześnie.

Do ich stolika podchodzi Kris, który stawia przed nimi dwie, białe filiżanki z parującą kawą i herbatą. Chanyeol patrzy na niego pytająco.

— Baekhyun nie może pić kawy. — Kris domyśla się, o co chodzi, i klepie swojego muzyka po głowie. — Nie przeszkadzam wam.

Gdy barman odchodzi, Chanyeol ponownie przenosi wzrok na obiekt swoich ciągłych rozmyślań. Ten unosi na niego wzrok, odruchowo wrzucając plasterek cytryny do swojego napoju.

— Wypłukuje żelazo. — Baekhyun wzrusza ramionami, wiedząc, że Chanyeol zastanawia się nad słowami Krisa. — I tak mam go mało, nie będę się dobijać.

— Rozumiem — odpowiada starszy, zaczynając dmuchać w swoje ukochane espresso.

— Więc? Dlaczego nie odpisywałeś? — Baekhyun w dalszym ciągu nie odkłada otrzymanego bukietu, tylko ściska go w dłoniach. Na chwilę jednak spuszcza z niego wzrok i wpatruje się w swojego rozmówcę.

— Mówiłem – chciałem, abyś się pomartwił — odpowiada Chanyeol.

Baekhyun na te słowa wyraźnie marszczy brwi, a dłonią skubie jeden z płatków róży. Jest delikatny i bardzo miły w dotyku.

— A tak na serio? — dopytuje, zauważając cień rozbawienia na twarzy starszego chłopaka.

— Padł mi telefon, byłem cały dzień na mieście.

Baekhyun kiwa głową, a Chanyeol upija kolejny łyk kawy, której zapach dochodził do ich nozdrzy. Zapach kawy bardzo uspokajał, choć smak wręcz przeciwnie, bo pobudzał.

— Miałbyś ochotę gdzieś dziś ze mną pójść? — Po dłuższej chwili ciszy, podczas której Baekhyun popijał swoją herbatę oraz wpatrywał się w bukiet, a Chanyeol jedynie patrzył na zadowoloną twarz Baekhyuna, pada pytanie.

— Chciałbyś może pójść dziś ze mną na randkę?

Baekhyun otwiera nieco zaskoczony oczy, aby następnie przenieść wzrok gdzieś w bok. Poczuł, jak jego serce zaczęło uderzać nieco szybciej niż zazwyczaj, a żołądek ścisnął się delikatnie.

Następnie, po chwili, przeniósł speszony wzrok na ciemnowłosego. Nie był pewny swojej odpowiedzi. Chanyeol w te niecałe dwa miesiące stał się dla niego dobrym przyjacielem, a między nimi nieraz doszło do czegoś więcej niż przyjacielskich gestów. Dochodziło do pocałunków.

Jednak Baekhyun wciąż jest na tyle niepewny swoich uczuć, że wciąż nie wie, czy dobrym pomysłem jest dawać starszemu chłopakowi nadzieję. Baekhyun nie chciałby w pewnym momencie go zranić, gdy uświadomi sobie, że mimo starań Chanyeola być może nie jest w stanie odwzajemnić jego uczucia, które ten mu okazuje na każdym kroku.

Baekhyun nie chce nikogo zranić, bo doskonale wie, jakie to bolesne uczucie.

— Emm... Przepraszam, ale...

— Jeśli nie chcesz, nie musimy tego tak nazywać. Traktuj to jako jedno z naszych spotkań w barze. Tylko... w innej scenerii. — Chanyeol był przygotowany na odmowę, więc uśmiecha się prosząco i dotyka dłoni Baekhyuna, która mocno obejmowała łodygi kwiatów. — Zapomnij o tym pytaniu. Po prostu... masz ochotę ze mną gdzieś pójść?

Baekhyun wzdycha, ale przez proszący, pełny nadziei wzrok Chanyeola w końcu ulega i nieśmiało kiwa głową. Oczy i uśmiech Parka są zbyt piękne, by mu odmówić.

A przynajmniej to Baekhyun nie jest w stanie odmówić sobie spędzania z nim czasu.

Odmówić sobie ciepła jego dużej dłoni, która delikatnie głaska tę jego.

Nie potrafi odmówić sobie bycia blisko niego.

│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│

— Daleko jeszcze? — Baekhyun ogląda przez okno coraz większą śnieżycę i coraz mniej liczne zabudowania, znajdujące się na przedmieściach Seulu. Do tej pory nie wie, gdzie właściwie Chanyeol postanowił go zabrać, jednak ten zapewnił go wcześniej, że na pewno bardzo mu się to miejsce spodoba.

Jadą już ponad godzinę z powodu korków, a Baekhyun przez cały czas patrzy z niepokojem na swoje kwiaty. Nie chciałby, aby zwiędły. Chciałby, aby już zawsze stały na jego półce przy łóżku. Aby budziły go swoim zapachem i przypominały mu, od kogo je dostał. Od osoby, która wyznała, że go kocha.

— Jeszcze tylko chwila — odpowiada kierowca, zerkając ukradkiem na Baekhyuna, który wydaje się zadowolony z przejażdżki ciepłym samochodem. Chanyeol uśmiecha się na widok jego rumianych policzków, aby po chwili powrócić wzrokiem na zaśnieżoną jezdnię.

Śnieg pada z każdą chwilą coraz mocniej i z każdą chwilą jest też coraz grubszy. Temperatura jeszcze bardziej spada, jednak Baekhyun wyjątkowo nie zwraca na to uwagi, choć normalnie już zacząłby kląć w myślach na znienawidzone zimno.

Teraz jednak nie umie tego zrobić. Znajduje się w ciepłym samochodzie obok Chanyeola, trzymając w dłoniach piękny bukiet kwiatów. W powietrzu unosi się zapach charakterystycznych, subtelnych perfum jego towarzysza, który uspokajał wszystkie zmysły młodszego.

Po niecałych piętnastu minutach Park w końcu zatrzymuje się pod sporych rozmiarów budynkiem, który graniczy z kilkoma domkami jednorodzinnymi, przysypanymi śniegiem. Baekhyunowi wydaje się dziwne, że tak ogromny budynek został zbudowany w takim, a nie innym miejscu, ale zatrzymuje swoje spostrzeżenie dla siebie. Wysiada z samochodu i lustruje go wzrokiem, idąc powoli za Chanyeolem, który jak zawsze postanowił nawet nie zapinać kurtki.

Ściany są tak zadbane, jakby to miejsce powstało tu raptem kilka dni temu, a szyby są tak nieskazitelnie czyste, jakby myto je codziennie. Co dziwne, w środku nie paliły się żadne światła, przez co Byun nie mógł zobaczyć, co znajduje się wewnątrz domostwa.

— Fu. Chciałbym, aby przestało padać... — mruczy pod nosem Baekhyun. Starszy parska śmiechem. Jego przyjaciel nie byłby sobą, gdyby przynajmniej kilka razy dziennie nie marudził na pogodę.

Chanyeol wyciąga z kieszeni mały klucz nieozdobiony żadną zawieszką i wkłada go do zamka w dużych, przeszkolonych drzwiach, zza których można było zauważyć długi, widocznie jasny korytarz.

— Ciekawy? — Chanyeol zerka na swojego niższego towarzysza, który z zainteresowaniem wchodzi do środka jako pierwszy. Kiwa głową w odpowiedzi i wsłuchuje się w echo ich kroków. Starszy również przekracza próg, aby następnie wcisnąć włącznik światła. Baekhyun zaskoczony obserwuje, jak po kolei rozbłyskują niewielkie lampki podłogowe, dające bardzo blade, przytłumione światło. Korytarz wyglądał niepokojąco.

— Zaczynam się bać — odzywa się młodszy, gdy Chanyeol chwyta go za rękę i zaczyna prowadzić ku najdalszym drzwiom.

— Nie masz czego. Jesteś ze mną — odpowiada wyższy, gładząc dłoń ukochanego. —A ja nie zrobiłbym ci krzywdy.

— W to nie wątpię — odpowiada zgodnie z prawdą Baekhyun.

Stają przed dużymi, ciemnymi drzwiami, a Chanyeol uśmiecha się tajemniczo. Następnie je otwiera, a Baekhyun mruży oczy przez ostre światło, które nagle dociera do jego oczu. Dłonią zasłania źrenice przez światłem, jako że jego wzrok przyzwyczajony jest do ciemności. Dopiero po kilku sekundach jego ręka bezwładnie opada wzdłuż ciała, a on szeroko otwartymi oczami wpatruje się w widok przez sobą. Powolnym krokiem staje na miękkiej, zielonej trawie i rozchyla usta, starając się jakkolwiek pochłonąć wzrokiem choć część piękna, jakie miał przed oczami.

— To jest... — szepcze cicho, stawiając kolejne kilka kroków. Dotyka dłonią jednej z roślin, wdychając zapach nieznanego sobie, czerwonego kwiatu. Następnie podchodzi do kolejnej rośliny, aby za pomocą dotyku zdać sobie sprawę, że i ona jest jak najbardziej prawdziwa.

— Ogród botaniczny — dokańcza za niego starszy, stając obok niego. Zsuwa z ramion Baekhyuna kurtkę i szalik, jako że w pomieszczeniu było naprawdę parno. — Należy do mojej rodziny.

— Coś tak wielkiego... w zimę? — Baekhyun wciąż nie może uwierzyć, jak coś tak ogromnego i pięknego może istnieć w tę porę roku. Te wszystkie kwiaty wyglądały tak, jakby co dopiero zakwitły. Zapach odurzał jego zmysły, a zieleń raziła go w oczy niemalże tak mocno jak jasne lampy. Hala wyglądała jak dżungla, wśród której można by się zgubić lub spędzić najlepsze chwile w życiu, obserwując dziesiątki kolorowych pąków oraz licząc przelatujące tuż przy twarzy motyle.

— Moi rodzice bardzo o to dbają. — Chanyeol wydaje się niemalże tak szczęśliwy jak jego przyjaciel, jednakże jego szczęście nie spowodowane było pięknem natury, ale fascynacją i radością widoczną na twarzy Baekhyuna.

— To... to niesamowite... — Byun powolnym krokiem przemierzał małą dróżkę pomiędzy gąszczem; grubymi pniami, gałęziami, krzewami i tysiącem odmian kwiatów. Z ciekawością dziecka dotykał, czego tylko się dało i starał się policzyć, ile motyli widział.

Chanyeol obserwował to wszystko w ciszy, nie mogąc nacieszyć się widokiem chłopaka, który wreszcie wyglądał na beztroskiego i szczęśliwego. Zupełnie inaczej niż zwykle - tak, jakby całe ogrodzenie z zimnego żelaza, jakie wokół siebie stawiał, chwilowo zostało zniszczone i dało się przez nie przejść. Baekhyun po raz pierwszy nie starał się zachować swojej beznamiętnej miny, tylko bez przerwy się uśmiechał. To był właśnie Byun Baekhyun, który bez przerwy ukrywał się przed całym światem, a którego Chanyeol tak bardzo chciał poznać.

Baekhyun przemierza piękne gąszcze, aby w końcu otrząsnąć się z transu i przyjrzeć wszystkim szczegółom, które go otaczały, a które do tej pory zdawały się dla niego niewidoczne przez ogrom pomieszczenia.

— Chabry... — szepcze cicho młodszy, kucając przy niebieskich kwiatkach, które kwitły przy ogromnych, wystających korzeniach nieznanego sobie drzewa.

— Lubisz te kwiaty? — pyta głośno Chanyeol, który stara się dogonić młodszego. Ze zdziwieniem obserwuje, jak Baekhyun szybko wstaje i kiwa głową, unikając jego wzroku. Specjalnie nawet odwraca się do tyłu, aby nie patrzeć na wyższego od siebie chłopaka.

Chanyeol uśmiecha się pod nosem. Doskonale zna mowę kwiatów, ale Baekhyun nie musi o tym wiedzieć.

Granatowowłosy kolejne minuty spędza na włóczeniu się po ogromnej dżungli, ignorując fakt, że jego towarzysz zna to miejsce na pamięć, więc woli trzymać się z daleka i jedynie obserwować gościa, dając mu tym samym swobodę w zwiedzaniu. Chanyeol nie chciał się narzucać młodszemu, domyślając się, że mimo iż mieli ten czas spędzać razem, to Baekhyun na pewno woli kontemplować piękno w ciszy. Znał go na tyle dobrze, by wiedzieć, że woli on samotność i brak ograniczenia, zwłaszcza gdy teraz mógł podziwiać coś, co kochał.

— Patrz! Patrz! — woła po jakimś czasie młodszy, podbiegając do przyjaciela, który chwilowo siedzi na grubym korzeniu jednego z drzew. Już po chwili z zaciśniętymi dłońmi zajmuje obok niego miejsce granatowowłosy. — Złapałem motyla!

— Nie powinieneś tego robić — mówi spokojnie Chanyeol, aby następnie chwycić delikatnie dłonie Baekhyuna. Rozsuwa je i pozwala małemu stworzeniu odlecieć między gąszcz. — Gdy łapiesz motyla, dotykasz jego skrzydeł, prawda?

— No tak... — Baekhyun wydaje się zaintrygowany faktem, że starszy nie zaczął po prostu mówić, że motyle to żywe stworzenia i trzeba je szanować, jak mawia to każdy rodzic do dziecka. No, prawie każdy.

— Gdy dotyka się skrzydeł motyla, traci on z nich specjalne łuski, dzięki którym lata. Bez latania nie przeżyje, choć życie i tak ma krótkie. — Starszy uśmiecha się lekko. Patrzy na drobne dłonie chłopaka, które wciąż trzyma pomiędzy swoimi. Baekhyun również na to patrzy, ale po chwili unosi wzrok i głowę nieco wyżej, tak że znajduje się ona na wysokości tej należącej do Chanyeola.

— Dziękuję, że mnie tu zabrałeś — mówi cicho, aby następnie nieśmiało złożyć na ustach Chanyeola krótki pocałunek. Od razu po tym spuszcza wzrok i wpatruje się w czubki swoich butów, które są nieco ubrudzone wilgotną ziemią. Tuż przy jego butach rosną wonne fiołki, a wokół nich roznosi się zapach kalii.

Chanyeol nie odpowiada na podziękowania, ale chwyta młodszego w swoje ramiona i obejmuje go, całując w czubek głowy. Jedną dłonią gładzi ciepły policzek żółtookiego, który jest dla niego przyjemniejszy w dotyku niż najdroższy jedwab.

— Dziękuję, że się przede mną otworzyłeś ten pierwszy raz.

Sama twoja obecność pomagała mi się uśmiechać mimo ran

__________________________

Chaber - nie umiem wyznać Ci swoich uczuć

Fiołek wonny - często o tobie myślę, źle mi bez ciebie

Kalia - serce mi pęknie, jeśli mnie porzucisz

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top