1. Niebo jest szare
Styczeń 2015
Nastolatek wzdycha cicho i opiera gitarę o stołek barowy, aby tuż po tym od razu na nim usiąść, czując lekki ból w nogach. Spogląda wymownie na barmana, który od razu z uśmiechem kiwa głową i zabiera się do robienia ciepłej herbaty sencha z cytryną, którą nastolatek tak uwielbia i zawsze pije po swoich występach.
— Było jak zawsze świetnie, Baekhyun — odzywa się wysoki mężczyzna, który właśnie zaczął kroić sprawnym ruchem cytrynę na cienkie plastry. — Marnujesz się z takim talentem u mnie w barze.
— Nie śpiewam doskonale, na gitarze też nie gram szczególnie dobrze. Jestem maksymalnie przeciętny — odpowiada granatowowłosy. Mimo widocznego zmęczenia uśmiecha się pogodnie. — I tak jestem zdziwiony, że dalej mnie tu trzymasz.
— Przestań tak mówić, Baekhyun, bo walnę cię w końcu w ten głupi łeb. — Miedzianowłosy stawia przed nim filiżankę z gorącą cieczą i klepie nastolatka odruchowo po głowie. — Dużo ludzi przychodzi właśnie na twoje występy. Sam widzisz. — Wskazuje dłonią na pomieszczenie, w którym przy niewielkich ławach, rozstawionych przy ścianach i przykrytych lekko poniszczoną cegłą, która tworzy ciepły klimat baru, siedzą klienci popijający alkohol. Nad stołami zwisają długie, czarne lampy, które rzucają na najbliższe otoczenie ciepłe, żółte światło. — Poza tym... potrzebujesz pieniędzy, więc cieszę się, że możesz zarabiać w ten sposób, a i ja mam więcej klientów. Przecież wiesz. Miły układ.
— Wiem, wiem... — Chłopak powraca swoim spojrzeniem, widocznym zza żółtych soczewek, na trzydziestolatka. Uśmiecha się do niego lekko, aby następnie upić kilka łyków herbaty. — Wiem, że mówiłem to już wiele razy, ale... dziękuję, Kris. Za wszystko.
— Oj przestań, dzieciaku. — Mężczyzna przewraca oczami i ponownie czochra farbowane włosy młodszego. — Jesteś głodny?
— Nie. Poza tym, muszę już iść. — Wstaje z krzesełka i szybko dopija resztę gorącej cieczy, która dotkliwie parzy go w język, przez co na jego twarzy wykwita wyraźny grymas, a z ust wydobywa się syk i ciche przekleństwo. — Jest już późno, muszę się pouczyć.
— Uważaj, durniu. — Yifan kręci głową i wzdycha, odkładając czyste szklanki pod blat. — Jak ty na to wszystko znajdujesz czas, co, młody? Sypiasz ty w ogóle?
— Czasem się zdarza. — Baekhyun śmieje się pogodnie, ignorując bóle mięśni i ogarniające go zmęczenie. Macha na odchodne starszemu przyjacielowi i chwyta futerał od gitary. Plecak zarzuca na plecy tuż po tym, gdy opatulił się szczelnie grubą, poprzecieraną już kurtką i wełnianym szalikiem, który dostał od Krisa na święta przeszło rok temu.
Wchodzi po metalowych schodkach na wyższe piętro i dopiero stamtąd wychodzi na pokrytą grubym śniegiem ulicę, która o dość późnej godzinie jest opustoszała, mimo że znajduje się przy jednej z głównych ulic centrum Seulu. Normalni ludzie zamiast zimna i mokrych butów wolą raczej telewizor i ciepły posiłek zjedzony w rodzinnym gronie. Baekhyun jednak nie może pozwolić sobie na ten komfort, więc tylko dzielnie stara się nie wywrócić na oblodzonym, białym puchu, pokrywającym chodniki. Zmierzając w stronę najbliższego przystanku autobusowego, uśmiecha się lekko, wyciągając co chwila dłoń przed siebie, aby złapać pojedyncze, śnieżne gwiazdki. Jedyny plus zimy. Jeden jedyny.
Na szczęście nie musi długo czekać na pustym przystanku, więc już po dwudziestu minutach staje pod małym, czteropiętrowym blokiem, który nie wyróżnia się spośród piętnastu innych niczym konkretnym. Gdzieniegdzie dostrzec można uszkodzoną, wyblakłą farbę i niewyraźne napisy, niekoniecznie z miłymi słowami, które prędzej czy później i tak ktoś zamaluje.
Nastolatek wchodzi z ulgą na klatkę, pocierając zmarznięte dłonie, którym w trakcie drogi nie pomogły nawet grube rękawiczki, które dostał od Krisa w tym roku. Barman zawsze daje mu bardzo praktyczne prezenty.
Chyba nikt nigdy nie troszczył się o niego jak ten poznany dwa lata temu mężczyzna, który spokojnie mógłby zastąpić mu ojca. Baekhyun może szczerze powiedzieć, że Yifan jest dla niego jak rodzina, a za każdym razem, gdy go widzi, od razu czuje to przyjemne ciepło i bezpieczeństwo.
Koreańczyk wchodzi powoli po zaledwie kilku stopniach, aby po cichu otworzyć drzwi na końcu korytarza. Zapala światło w przedpokoju i bezszelestnie zdejmuje z siebie odzież. Pojedyncza żarówka migocze ostrzegawczo, że zaraz nadejdzie pora, kiedy koniecznie trzeba będzie już ją wymienić. Gasi ją więc i po omacku stara się dojść do drzwi po prawej, prowadzących do jego malutkiego azylu. Sycze, gdy uderza małym palcem o nogę komody, jednak nie zatrzymuje się. Dopiero, gdy zamyka za sobą drzwi od swojej sypialni, decyduje się na ciche warknięcie i wściekły wzrok, który wbija w swoją bolącą stopę.
— Ty cholero! — krzyczy ściszonym głosem, jakby to miało choć trochę uśmierzyć jego ból. Po dłuższej chwili zaciskania zębów i myślenia nad tym, jaki świat jest okrutny, nieprzyjemne uczucie minęło, a Baekhyun przestaje po cichu na wszystko narzekać. Zapala w końcu światło i rozgląda się po pokoju, lustrując bałagan na jasnym biurku, szafce z książkami, która tak naprawdę stała się przechowalnią wszystkiego, i na samym końcu na łóżku, które w tym momencie wyglądało jak garderoba. Baekhyun bierze głęboki oddech, aby następnie wypuścić z głośnym świstem powietrze. Starając się ignorować zmęczenie i ból gardła, spowodowany długim śpiewem, sprząta szybko ubrania z pościeli i w miarę porządnie układa je w komodzie, na której szczycie piętrzy się kurz. On sam nie ma jednak czasu tego sprzątnąć, a doskonale zdaje sobie sprawę, że nikt za niego tego nie zrobi.
Gdy udaje mu się ogarnąć wszystko na tyle, że może chociażby usiąść na swoim materacu, bez obijania w bawełnę chwyta gruby podręcznik od historii i stara się skupić zmęczony mózg na datach i starożytnych wierzeniach bizantyjskich. Już po chwili jednak przenosi zmęczony wzrok na swojego hibiskusa, stojącego na szafce nocnej. W zimie nie wygląda on zbyt okazale, ale Baekhyun docenia, że ma choć jedną roślinę w domu, którą udaje mu się utrzymywać przy życiu. Chciałby mieć dom pełny kwiatów. Marzy o domu pełnym kwiatów, jednak kwiaty potrzebują miłości, opieki, dla której on nie jest w stanie znaleźć czasu.
Nie jest w stanie pielęgnować swojej miłości do roślin. Jest w stanie pielęgnować jedynie jeden kwiat, którym może nacieszyć oczy raz do roku.
Odrywa się od swoich myśli i szybko chwyta szklankę z resztką wody, którą wlewa do doniczki, aby następnie powrócić szybko do lektury. Nie ma dużo czasu, a materiału jest niestety sporo.
— Już jesteś, synku? — Po dłuższej chwili słyszy skrzypienie swoich drzwi i kobiecy, lekko ochrypły głos. Unosi głowę znad książki i przygląda się matce, która stoi wpółsenna w przejściu. Jej ciemne włosy uciekają spod luźno związanego koka, a za duży, jasny sweter uwydatnia to, jak chuda jest.
— Tak. Uczę się — odpowiada krótko, patrząc na nią bez emocji. — Coś chcesz? Źle się czujesz?
— Nie robiłeś dziś zakupów? — pyta, nie odpowiadając na wcześniejsze pytanie. Przez cały czas stara się skupić senny wzrok na swoim jedynym dziecku.
— Nie mam na razie pieniędzy na zakupy — Nastolatek odpowiada spokojnym głosem, nieprzerwanie patrząc na twarz kobiety, na której widać bezustannie lekką niepewność. — W lodówce już nic nie ma?
— Nie, a jestem głodna... — szepcze cicho, patrząc na syna z nadzieją. Zaciska swoje szczupłe palce na drzwiach, czekając na odpowiedź.
— Dziś już sklepy są zamknięte, a ja muszę się uczyć. Jutro pójdę, a ty napij się po prostu wody, mamo. Wytrzymasz do jutra. — Baekhyun wraca spojrzeniem do książki, kończąc tym samym rozmowę. Przed wyjściem kobiety słyszy jeszcze tylko ciche 'dobranoc', na które odpowiada tym samym.
Zamyka książkę, nagle tracąc całą motywację do nauki i przebiera się szybko w dresy, gasząc od razu światło, aby oszczędzać prąd. Rachunki są bardzo drogie.
Kładzie się ponownie na łóżku i wzdycha cicho, gdy jego mięśnie zaczynają się rozluźniać. Przynajmniej jego ciało podczas snu ma szansę odpocząć.
│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│
Granatowowłosy Koreańczyk o bladej niczym śnieg skórze i długich, pięknych palcach, siedzi na chłodnej skale, raz za razem dmuchając w tylko sobie znanym rytmie w szczeliny harmonijki ustnej. Ignoruje zimno, jakie go otacza mimo ostrych promieni słońca, przedzierających się zza ciemnych chmur.
Nastolatek dziecinnie buja nogami nad pustką. Swoimi kopnięciami rozszczepia chmury, które tworzą jego prowizoryczny grunt pod nogami, a także oparcie dla skały, która nie pomieściłaby nikogo więcej niż jego szczupłą osobę.
— Piękna melodia. — Baekhyun nawet nie musi rozglądać się po nieskończenie wielkiej przestrzeni, aby rozpoznać właściciela głosu. On sam w końcu postanawia się ukazać, siadając na drugim kamieniu, który zwizualizował się tu dopiero przed chwilą. Byun spogląda w końcu na mężczyznę, którego blond włosy lśnią, gdy tylko słońce wychodzi zza burzowych chmur. Zdaniem Baekhyuna kilkudniowy zarost dodaje mu wieku, tak samo jak drobne zmarszczki przy błękitnych oczach, oraz pojedyncze, siwe włosy, które jednak dobrze ukrywają się w jasnych pasemkach na bujnej czuprynie. Jego ubiór odcina się wyraźnie od niebiańskiego otoczenia, w którym się znajdowali. Pobrudzony strój amerykańskiej armii naprawdę nie pasuje do spokojnego krajobrazu, skąpanego w pięknym błękicie.
— Ostatnio często do mnie przychodzisz — zauważa Baekhyun, patrząc na mężczyznę jak zawsze z uwagą. — Ale nie przeszkadza mi to, nie interpretuj źle moich słów.
— Jestem tu, bo się martwię, Baekhyun. — Mężczyzna wzdycha i opiera się jedną ręką o twardą powierzchnię głazu. Swój wzrok kieruje w stronę słońca, które nie jest w stanie go oślepić.
— Nie masz o co, tato. Jest dobrze — odpowiada chłopak, uśmiechając się lekko. Ponownie przykłada swoje wąskie usta do metalowego instrumentu, wydając serię kolejnych, spokojnych dźwięków.
— Nie widać tego po tobie. Po Jisoo też nie — mówi mężczyzna, gdy tylko jego syn oderwał usta od instrumentu. — Martwię się o nią.
— Nieważne, czego bym nie zrobił. Ona o tobie nie zapomni — szepcze cicho nastolatek, obserwując pustkę, która prześwituje pomiędzy chmurami pod jego stopami. — Depresja trwa już zbyt długo, aby kiedykolwiek minęła. Byłem kiedyś zbyt nieświadomy, by wiedzieć, że trzeba coś zrobić, zanim się rozwinie.
— Na pewno możesz coś zrobić, Baekhyun — Jasnowłosy nie daje za wygraną, zerkając spokojnie na twarz syna. — Jednak nie proszę cię o to. Masz na swoich barkach i tak dużo. Dziękuję, że tak o nią dbasz.
— Tyle, że ja mam dość dbania o nią — Młodszy odpowiada szczerze, wiedząc, że kobieta i tak nigdy nie usłyszy tych słów z jego ust. — Jestem zmęczony kochaniem kogoś, kto nie jest w stanie odpowiedzieć mi choć trochę tym samym.
— Nie mów tak, Baekhyun. Jisoo kocha cię najbardziej na świecie.
— Najbardziej na świecie kocha trupa, który ostatnio często mnie odwiedza w snach — odpowiada młodszy, uśmiechając się ironicznie. Odwraca się w stronę ojca, jednak jego już tu nie ma. Znowu jest sam wśród chmur, które powoli rozstępują się na boki, aby po chwili zniknąć, pozostawiając go sam na sam z ciemnością.
│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│
Otwiera oczy, słuchając od dłuższej chwili lubianej przez siebie piosenki My Chemical Romance, która od jakiegoś czasu służy mu jako budzik. Nic nie potrafi go postawić na nogi tak, jak wyśpiewanie całej pierwszej zwrotki I'm not okay. Dziś jednak wyjątkowo milczy i patrzy nieprzytomnym wzrokiem na sufit, przypominając sobie poszczególne fragmenty dzisiejszego snu. Ostatnio wszystkie wyglądają bardzo podobnie, a w jego głowie pojawia się jedynie pytanie, dlaczego tak właśnie jest.
Nie może sobie pozwolić na dłuższe leżenie pod ciepłą pierzyną, więc z ociąganiem wstaje, pocierając skronie. Mimo zmęczenia po nie najlepiej przespanej nocy wie, że musi być silny i przetrwać kolejny, zimowy dzień.
Pospiesznie ubiera się w pierwsze lepsze spodnie i w swoją ulubioną, czarną bluzę z dużą kieszenią, w której często trzyma dłonie, chcąc je ogrzać. Do plecaka wrzuca wszystkie książki, które według jego pamięci powinny być mu dziś potrzebne, aby następnie szybko wyjść z pokoju, kierując się od razu do łazienki, gdzie szybko ogarnia swoją twarz do porządku, zwracając uwagę na powiększające się, fioletowe cienie pod oczami.
— Mamo, wychodzę — mówi trochę głośniejszym tonem, gdy staje już w progu niewielkiego mieszkania ubrany w kurtkę i buty. Nie otrzymuje odpowiedzi, co go wcale nie zdziwiło, ale chcąc się upewnić, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wchodzi jeszcze na chwilę do salonu, gdzie widzi matkę leżącą na kanapie, która służy jej za łóżko. W dłoni ma pilota od telewizora, który nieprzerwanie włączony był przez całą noc.
Baekhyun patrzy przez chwilę na widok, który codziennie prezentuje się tak samo. Podchodzi do śpiącej kobiety, wyjmuje powoli z jej dłoni pilota i wyłącza odbiornik, aby nie marnować prądu, za który to on płacił. Przed wyjściem okrywa kobietę jeszcze szczelniej kołdrą, która podczas snu zdążyła zsunąć się z jej ramion.
Wychodzi, zostawiając na małym stoliku przy sofie kilka monet, mając nadzieję, że być może kobieta dziś choć na chwilę postanowi wyjść na zewnątrz.
│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│
Nie lubi zimy. Nie lubi mroźnego powietrza i tych irytujących płatków śniegu, które wpadają mu do oczu albo roztapiają się na ciepłych policzkach. Nie lubi widoku drzew przykrytych grubymi, śnieżnymi czapami, samochodów ubrudzonych topniejącym puchem i ludzi ubranych na czarno. Wszyscy wyglądają tak samo nudno i ponuro.
Wychodzi z wąskiej uliczki, którą przemierza na co dzień, prawie wywracając się na śliskim chodniku, który oczywiście nie został posypany solą. Starając się co chwila złapać równowagę, dochodzi w końcu do częściej uczęszczanej ulicy, gdzie może już na spokojnie delektować się krytycznymi myślami dotyczącymi tej pory roku. Przez chwilę nawet myśli o śnie, w którym ponownie zobaczył człowieka, przez którego aktualnie jego życie wygląda w ten, a nie inny sposób. Jest szare, podobnie jak ci wszyscy ludzie na ulicy.
Spogląda przed siebie, obserwując sygnalizację świetlną, która ciągle pozostaje czerwona dla pieszych. Przez przejeżdżające szybko samochody musi przymykać oczy, bo lodowate powietrze z dużą siłą uderza go w twarz, która staje się coraz bardziej czerwona, a oczy suche. W końcu pojazdy zatrzymują się, a on może ruszyć na przód po białych pasach. Gdy znajduje się w połowie przejścia, słyszy pisk opon i głośne trąbienie, przez co przerażony patrzy w bok.
Samochód.
Samochód jadący bardzo szybko.
Samochód jadący bardzo szybko po wpadnięciu w poślizg.
Samochód, który jak na zawołanie zatrzymuje się tuż przed nastolatkiem, gdy ten odruchowo chowa głowę w rękach, aby jakkolwiek się ochronić.
Samochód, który nie krzywdzi chłopca, bo ten tego nie chce.
Byun unosi przerażony wzrok na młodą kobietę, która właśnie wybiega z czarnego leksusa, niemalże wywracając się na swoich wysokich, zimowych botkach. Roztrzęsiona chwyta chłopca za ramiona i nachyla się nad nim, niemalże stykając swoje czoło z jego.
— Wszystko w porządku?! Matko, jest tak ślisko! Nie uderzyłam cię chyba, ale... Matko, na pewno nic ci nie jest? Chcesz jechać do lekarza? — Momentalnie zasypuje go mnóstwem pytań, na które nie odpowiada, wpatrując się w dalszym ciągu szeroko otwartymi oczami na maskę samochodu, który stoi dosłownie trzydzieści centymetrów od niego.
— Jakim cudem... Jakim cudem udało się pani wyhamować? — pyta w końcu, patrząc na młodą, drobną brunetkę swoimi żółtymi oczami. — Przecież ta prędkość...
— Nie mam pojęcia, to chyba cud — odpowiada dziewczyna, która jest chyba bardziej przejęta całą sytuacją niż nastolatek stojący przed nią. Jej ręce się trzęsą, być może również od zimna, bo nie ma rękawiczek, ale na strach wskazuje również rozbiegany wzrok i częste przełykanie śliny. — Coś nagle mną szarpnęło i samochód stanął, nie wiem, matko. Tak cię przepraszam, ja... Ja...
— Nic się nie stało, po prostu... Jestem zaskoczony. Proszę... Jechać wolniej — odpowiada powoli Baekhyun, oddychając już w normalnym tempie. Nie może powiedzieć, że cała sytuacja i fakt, że jeszcze w ogóle żyje, ani trochę nim nie wstrząsnęły. Nie chce jednak wyżyć się na kobiecie stojącej przed nim, bo widzi, jak mało brakuje jej do płaczu w wyniku szoku. Ona sama chwilę wcześniej musiała martwić się o swoje życie, gdy jechała w samochodzie, który wyrwał się spod kontroli.
— Jakbyś jednak... Nie wiem, czegoś chciał, dzwoń do mnie śmiało. — Kobieta szybko wyciąga z ćwiekowanego portfela mały kartonik, który okazuje się być wizytówką. — Spieszę się, ale... Jeszcze raz tak bardzo cię przepraszam!
Baekhyun już tylko kiwa głową i ignorując ciekawskie spojrzenia ludzi wokoło, schodzi z ulicy, ruszając na miękkich jeszcze nogach w drogę do szkoły, która znajduje się tuż za rogiem. Po chwili jednak zatrzymuje się na chwilę i spogląda na swoje dłonie, ukryte pod czarnymi, bawełnianymi rękawiczkami. Czuje się bardzo enigmatycznie i choć dobrze wie, że jest to spowodowane szokiem, coś mu się jednak cały czas nie zgadza. Ma wrażenie, jakby w tamtych chwilach, gdy czekał na ból spowodowany uderzeniem, jego dłonie stały się dziwnie gorące. Czy jego ciało po prostu tak zareagowało na nagły strach i stres?
Kolejna myśl, jaka nie pozwala mu ruszyć dalej to to, jakim cudem tak rozpędzony samochód dał radę po prostu nagle się zatrzymać, nie zabijając ani Baekhyuna, ani dziewczyny siedzącej przed kierownicą.
Co tu się właściwie stało?
Przełyka ślinę i w końcu rusza naprzód, gdy znowu ktoś na niego wpada, jako że stał na samym środku chodnika. Chowa ręce do kieszeni i patrzy na gęsto zachmurzone niebo, z którego na twarz spadają mu drobne, białe drobinki.
Oddycha głęboko kilka razy i postanawia na razie o tym wszystkim nie myśleć. Jest już spóźniony.
│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│
— Byun Baekhyun, do tablicy. — To jest właśnie ten moment, kiedy nastolatek tak bardzo żałuje, że nie pozwolił sobie na zostanie w domu, tylko uparcie postanowił przyjść do szkoły.
Zamyka na chwilę oczy, starając się uspokoić stres, jaki nim przed chwilą zawładnął. To bolesne, jak wielkie potrafi czuć zdenerwowanie, gdy staje na środku klasy, starając się rozwiązać równanie algebraiczne, podczas gdy na scenie, śpiewając dla ludzi, jedyne co czuje, to przyjemność z bycia obserwowanym.
Jedynie gdy ciążą mu na plecach nieprzychylne spojrzenia reszty klasy, widzi, jak jego ręce drżą, starając się napisać coś mokrą kredą na starej tablicy, podczas gdy matematyka nigdy nie była i nie będzie jego mocną stroną.
— Dobrze. Podaj pierwiastek z tego. — Nauczyciel z uwagą obserwuje jego każdy ruch, przez co Baekhyun co chwila zerka na niego rozbieganym wzrokiem, widocznym zza żółtych tęczówek.
Nastolatek unosi brwi i patrzy z niezrozumieniem na liczbę widniejącą tuż przed jego oczami. Z każdą sekundą słyszy coraz więcej złośliwych szeptów, na które nauczyciel nie wiedzieć czemu nie reaguje. Jego dłonie drżą coraz bardziej, a poziom pewności siebie spada, jakby pod tablicą stawał się zupełnie innym człowiekiem. Jakby w jednej chwili spokój, który potrafi zachować w każdej innej sytuacji, wymykał się spod jego palców.
— 16. — Słyszy za swoimi plecami, przez co zaskoczony odwraca się, aby zobaczyć, kto postanowił mu pomóc. Jego wzrok od razu napotyka ten należący do chłopaka siedzącego w rogu sali, w ostatnim rzędzie. Na jego twarz pada blade światło, dostające się tu zza zaszronionego okna. Baekhyunowi wydaje się to dziwne, bo w całej sali panuje nieprzyjemny, charakterystyczny dla zimy mrok, jednak nauczyciel na początku lekcji uznał, że jest wystarczająco widno, aby prowadzić lekcję bez ówczesnego zapalenia oświetlenia.
Byun jeszcze tylko chwilę przypatruje się ciemnowłosemu, aby następnie szybko napisać usłyszaną liczbę na tablicy. Gdy to zrobił, błyskawicznie wrócił na swoje miejsce, zerkając jeszcze przelotnie na swojego wybawcę. Chanyeol jednak już na niego nie patrzy, ale uśmiecha się pod nosem, zawzięcie coś notując. Zresztą, po co ten dość lubiany wśród wszystkich chłopak miałby więcej zwracać uwagę na kogoś takiego jak on? Przecież to jest Park Chanyeol, chłopak zadający się od niedawna z popularnymi, starszymi ludźmi ze szkoły.
A on jest tylko Byun Baekhyunem, który nie może pochwalić się nawet jedną bliższą znajomością z osobą w swoim przedziale wiekowym.
Jednak Baekhyun widzi coś, przez co nie może już do końca lekcji skupić się na swoich notatkach.
Park Chanyeol do końca lekcji uśmiecha się pod nosem i choć nie spogląda na Baekhyuna już nawet raz, granatowowłosy jest pewien, że ten myśli właśnie o nim.
Dlatego właśnie Baekhyun do końca lekcji nie może się skupić na przepisywaniu kolejnych ciągów liczb, bo co chwila zerka na wysokiego chłopaka o odstających uszach, jasnej cerze i ciemnych, migdałowych oczach.
Coś mu tu nie gra. Nie zna Chanyeola, ale z plotek o nim wie kilka podstawowych rzeczy.
Park Chanyeol jest starszy.
Park Chanyeol nie jest miły.
Park Chanyeol jest dziwny.
Park Chanyeol na pewno ma jakiś cel, pomagając mu.
Park Chanyeol wytrąca tym Byun Baekhyuna z równowagi.
│█║▌║▌║ ║▌║▌║█│
Trwa właśnie długa przerwa, podczas której Baekhyun jak zawsze siedzi w klasie, jedząc kwaśne jabłko, bo tylko to znalazł w domu do jedzenia, gdy wychodził. Patrzy cały czas na okno, które wcześniej potarł rękawem mundurka, aby cokolwiek przez nie zobaczyć. Śnieg w dalszym ciągu pada, a temperatura najprawdopodobniej jeszcze się obniżyła.
Wyciąga telefon z kieszeni marynarki, gdy czuje wibrację i bez żadnego zaskoczenia otwiera smsa od jednego z dwóch numerów, jakie ma zapisane w komórce.
Od: Jenny
Jak tam młody? Jak mama?
Baekhyun patrzy chwilę na wyświetlacz, aby po chwili odpisać, oblizując wcześniej palce z kwaśnego soku z owocu, który je.
Do: Jenny
Jeszcze żyję, więc chyba w normie. Mama jak zawsze.
Nie musi długo czekać, bo odpowiedź jak zwykle pojawia się w ciągu kilkunastu sekund.
Od: Jenny
Myślę, że uda mi się niedługo do was wpaść! ^^Jak tylko ten stary buc da mi urlop :/ trzymaj się! Nie jesteś sam :*
Baekhyun uśmiecha się lekko na tę wiadomość, jednak po chwili odkłada zarówno komórkę, jak i ogryzek na blat, aby spleść mocno ze sobą swoje palce w uczuciu bezsilności, które go ogarnia.
,,Nie jestem sam?" myśli i śmieje się do siebie kąśliwie, wiedząc, jak kłamliwe są te słowa. Zaciska wargi i kładzie głowę na rękach, które układa na zimnym blacie ławki. Ponownie wpatruje się w niebo za oknem, ignorując cały świat.
Pogrążony w swoich myślach nie zauważa nawet, że nie jest w klasie sam, a od dłuższej chwili przypatruje mu się jedna osoba, uśmiechająca się pod nosem.
Proszę Cię tylko o odwagę
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top