Death loves life

Zielona łąka niemalże falowała z powodu silnego wiatru, który dzisiejszego dnia wzmagał się z każdą chwilą. Temperatura jednak była niesamowicie przyjemna, a słońce miło prażyło w skórę, aby co jakiś czas dawać jej wytchnienie, chowając się za mlecznymi chmurami.

Niski chłopczyk o jasnej skórze, wyglądającej niemalże tak delikatnie, że mogłaby być wykonana z porcelany, leżał na miękkiej zieleni, wpatrując się w błękitne niebo. W głowie starał się przypasować znane sobie przedmioty i zwierzęta do kształtu chmur, aby następnie śmiać się wesoło, zauważając, jak niektóre wyobrażenia były komiczne.

W pewnym momencie zerwał pojedynczego dmuchawca, który delikatnie bujał się pod wpływem wiatru tuż przy jego twarzy. Chłopiec wziął głęboki wdech, aby następnie uwolnić mocnym wydechem malutkie nasionka, które momentalnie pofrunęły we wszystkie strony, w tym na jego twarz. Usiadł szybko, ręką usuwając małe, białe puchy z ust i włosów. Uśmiechnął się jednak lekko, wpatrując się w niewielki lasek dookoła siebie. Na polanie, na której właśnie przebywał, unosił się zapach sosen, świeżych kwiatów i trawy, za to do uszu docierał cichy szum niewielkiego strumienia, znajdującego się niedaleko. Jasnowłosy chłopczyk kochał naturę. Kochał życie pośród kwiatów, drzew i spokojnego szumu wiatru. W międzyczasie Chińczyk obserwował mrówki, niosące malutkie źdźbła sosen, aby uczynić swoje mrowisko jeszcze potężniejszym. Blondynowi zrobiło się przez chwilę smutno na myśl, że wystarczyłby tylko jeden, głupi człowiek, aby zniszczyć długą pracę tysięcy mrówek przy budowaniu ich domu.

Chłopiec w pewnej chwili momentalnie odwrócił się do tyłu, słysząc głośny trzask łamanej gałęzi. Mimo że słońce świeciło bardzo mocno, i tak musiał wytężyć wzrok, aby móc dojrzeć coś w cieniu wysokich drzew, które sprawiały, że wszystko dookoła wydawało się dość niepokojące i tajemnicze. Dla chłopca jednak ten ukochany przez niego las zawsze był piękny, mimo tego, że był unikany przez mieszkańców wioski przez krążące o tym miejscu niepokojące historie.

W końcu ośmiolatek skupił uwagę na jedynym, konkretnym drzewie, które zdecydowanie różniło się od innych swoim wyglądem. Świerk wyglądał, jakby był bardzo stary i chory. Jego kora prezentowała się niesamowicie blado, gałęzie smętnie zwisały, a igły jedna po drugiej lądowały na trawie. Chłopczyk uniósł brwi na ten widok i przełknął zaniepokojony ślinę, gdy tuż obok wysokiej rośliny dostrzegł wysokiego mężczyznę. Opierał on jedną dłoń na dość grubym pniu, wlepiając swoje ciemne oczy w te należące do blondyna.

Dziecko zaniepokojone obecnością obcego, dziwnego mężczyzny, wstało, aby następnie cofnąć się o kilka kroków.

Nie musisz się mnie bać... Nieznajomy, ubrany w ciemny, długi płaszcz, odezwał się cichym, jednak dobrze słyszalnym, lekko ochrypłym głosem. Chłopczyk w tym czasie zastanawiał się, jakim cudem ten wytrzymuje przy tak wysokiej temperaturze w tym ciemnym ubraniu, które zasłaniało całe jego ciało. Jedyne, co można było dostrzec to blade, szczupłe dłonie oraz równie jasną twarz, na której osadzono ciemne, spokojne oczy i pełne usta, nie zdradzające żadnym drgnięciem nastroju ich posiadacza.

Kim pan jest? Chłopczyk nie odpowiedział na zadane pytanie, dusząc w sobie ochotę, aby uciec z lasu prędko do domu, dobrze znaną sobie ścieżką. Czuł niesamowity niepokój, który jednak nie równał się dziecięcej ciekawości. Nieznajomy wydawał się intrygujący, a chłopczyk chciał poznać powód, dla którego ten mógł go obserwować.

Jak masz na imię? Mężczyzna przyodziany w czerń również zignorował nieśmiałe pytanie chłopca, które wydobyło się z jego lekko drżących ust. Ciemnowłosy doskonale czuł jego strach. Nie był jednak w stanie dalej biernie go obserwować. Robił to już od tak długiego czasu, że serce kazało mu w końcu odezwać się do dziecka, którego uśmiech zawsze sprawiał, że robiło mu się choć trochę cieplej w cieniu opuszczonego przez wszystkich lasu.

Luhan... Po chwili namysłu ośmiolatek zdecydował się na wypowiedzenie swojego imienia. W duchu pamiętał słowa rodziców, którzy zawsze bronili mu mówienia obcym czegokolwiek o sobie, jednak to tylko imię, a nie adres domu.

Piękne. Pasuje do tak pięknego serca, jak twoje. Mężczyzna spuścił na chwilę wzrok z dziecka, aby spojrzeć na swoją dłoń, która wciąż opierała się na spróchniałej, słabej korze. Przełknął ślinę i odsunął rękę tak, że teraz luźno zwisała wzdłuż jego szczupłego, lekko kościstego ciała. Kojarzysz mi się z małym jelonkiem, Luhan. Masz takie niewinne oczy, zupełnie jak jelenie.

Z jelonkiem? Luhan z ciekawości zrobił jeden krok do przodu, aby po chwili oprzytomnieć i ponownie się cofnąć. Mimo wszystko jego niepokój związany ze starszym, z każdą sekundą gładko przemijał, przez sposób, w jaki ten mówił. Jego głos był dziwnie ciepły i dawał mu uczucie bezpieczeństwa, którego Lu nie mógł zrozumieć. Jest pan dziwny.

Nazywam się Sehun. Wysoki nieznajomy w końcu wyszedł spod cienia drzewa, aby dać zalać się jasnym blaskiem promieni słonecznych. W tak ostrym świetle, pomimo wyraźnych cieni pod zmęczonymi oczami i zapadniętych policzkach, mężczyzna wydał się młodemu chłopakowi nieco mniej przerażający, niż w chwili, gdy ten stał w mroku. I jestem bardzo dziwną osobą, Luhan.

∞ ∞ ∞

Gwiazdy dziś pięknie świecą, prawda? zapytał dziesięciolatek, skubiąc dłońmi pojedyncze, suche źdźbła trawy, które zanim tu usiedli, spowite były przez soczyście zielony kolor.

Chłopak nie odrywał wzroku od ciemnego nieba, na którym widać było nikłe, stosunkowo jasne, rozpływające się chmury oraz setki gwiazd. Były różne – jedne świeciły jasno i często, inne właściwie wcale. Niektóre były małe, a niektóre bardzo duże. Jednak wszystkie co jakiś czas spadały, pozostawiając po sobie ledwie widoczne smugi, którymi zachwycał się blondyn.

Gwiazdy mają w sobie dużo piękna. Pomagają też zabłąkanym duszom znaleźć drogę do nieba. Ich światło jest drogowskazem odezwał się ciemnowłosy po dłuższej chwili milczenia, podczas której wpatrywał się w rozmarzoną twarz towarzysza.

Naprawdę tak jest? Luhan uniósł brwi, zaciekawiony wpatrując się w zamyśloną twarz starszego, który szybko z twarzy chłopca przeniósł wzrok na nocne niebo. Sehun, udając, że dopiero teraz ma zamiar skupić swoją uwagę na blondynie, przekręcił głowę, aby móc spojrzeć drobnemu chłopakowi w oczy. Gdy zobaczył, jak blisko znajdują się ich ciała, odsunął się lekko, co nie uszło uwadze młodszego. Przepraszam...

To nic. Sehun pokręcił głową, aby po sekundzie znów unieść głowę w kierunku sierpniowego nieba. Otworzył po dłuższej chwili usta, aby odpowiedzieć na zadane pytanie. Dusze najczęściej szukają swojej gwiazdy, która ich poprowadzi na drugą stronę, Jelonku.

Czy ja też kiedyś będę musiał znaleźć swoją gwiazdę? wyszeptał niepewny chłopiec, chowając lekko zmarznięte dłonie pomiędzy udami. Zignorował jak zawsze dziwne przezwisko, którym czasem określał go starszy.

W pierwszym odruchu Sehun chciał chwycić małe ręce dziecka w swoje, aby je ogrzać, jednak zatrzymał dłonie w połowie ruchu, przypominając sobie, że te są zimne niczym lód. Ponownie zwiększył odległość między ich ciałami, ignorując zawiedziony wzrok drobnego blondynka.

Niekoniecznie. Niektórzy są w stanie dojść do celu, nie mając swojej gwiazdy. Może kiedyś będziesz jedną z tych osób? Sehun ponownie spojrzał na chłopca, spokojnym wzrokiem lustrując jego słabo widoczną w ciemności twarz. Nie przeszkadzało mu to jednak, bo wystarczała mu pewność, że ten po prostu siedzi tuż obok. Był pewien, że jego twarz wyglądała w tej chwili tak, jak zawsze. Na pewno widać było na niej młodzieńczą ciekawość i radość, wyrażającą się w uśmiechu. Luhan miał piękny uśmiech, który sprawił, że Sehun po raz pierwszy zbliżył się do człowieka tak blisko. Uśmiech chłopca był niewinny, pełny życia. Potrafił sprawić, że wewnętrzna pustka, z jaką żył od tak dawna Sehun, przestawała mu dokuczać, tylko dzięki jednemu spojrzeniu na chłopca, którego spotkał po raz pierwszy w lesie, gdy ten kontemplował naturę. Zawsze tam siedział. W jego lesie. Jako jedyny nie bał się tam przebywać i robił to prawie codziennie, z każdym dniem darząc samotnego Sehuna coraz większą sympatią.

Nie wiem, czy bym chciał... Lu pokręcił głową, powracając wzrokiem do twarzy bladego mężczyzny, którego mimika twarzy zawsze pozostawała wyprana z jakichkolwiek emocji. Nie zniechęcało go to jednak. Pomimo tego, że na twarzy starszego od niego mężczyzny nie widniała nigdy żadna emocja, to oczy były zwierciadłem jego duszy i w chwilach radości i rozbawienia rozbłyskiwały delikatnie. To musi być milsze, być przez kogoś prowadzonym, a nie iść samemu... Ja wolę na przykład jak mama chodzi ze mną do sklepu, niż gdy chodzę sam...

Sehun rozczulił się w duchu na to porównanie dziesięciolatka i wtedy też zdał sobie sprawę, że mimo wszystko człowiek, który zdołał obudzić w nim jakiekolwiek pozytywne uczucia, wciąż jest, póki co, tylko dzieckiem.

W takim razie mam nadzieję, że ty będziesz miał swoją gwiazdę, Lu powiedział cicho, zaplatając swoje skostniałe palce na kolanach. Nie tylko po śmierci.

∞ ∞ ∞

Nigdy nie widziałem, jak płaczesz... Sehun poczuł niepokój, gdy pewnego dnia zastał trzynastoletniego blondyna, siedzącego w rozpaczy nad niewielkim strumieniem. Jego policzki były lekko zaróżowione, a oczy czerwone od płaczu. Szloch roznosił się po okolicy, odbijając się echem od drzew. Chłopak nawet nie spojrzał na nowo przybyłego mężczyznę, który wynurzył się z cienia wielkiego świerku, swoją obecnością powodując, że dookoła nagle zrobiło się jakby zimniej.

Sehun niepewnie podszedł do przyjaciela, aby następnie usiąść obok niego na dużym kamieniu i zapatrzeć się na strumień. Na jego ramieniu usiadł biały motyl, który następnie padł martwy na ziemię. Luhan spojrzał na to zza zaszklonych oczu. Odsunął się kawałek, odwracając wzrok od Sehuna, który spojrzał na niego pytająco.

Odebrałeś mi ją tej nocy. Była przecież jeszcze młoda... wychlipał Luhan z pretensją w głosie. Dlaczego mi to zrobiłeś?!

Sehun spuścił wzrok, czując gulę w gardle przez krzyk młodszego. Oparł dłoń na trawie, która straciła swój zielony kolor już w chwili, w której czarnowłosy dotknął jej powierzchni swoimi stopami.

Nie tylko tobie kogoś odebrałem, Lu wyszeptał Sehun, chcąc załagodzić złość ważnego dla niego chłopca, który właśnie płakał z jego powodu. Nigdy nie chciał doprowadzić do takiego stanu kogoś, kto na każdym kroku wyglądał na zadowolonego z życia, ciesząc się każdą drobnostką. Był uosobieniem ciepła i dziecięcej radości, które Sehun obserwował już od jego pierwszej wizyty w ciemnym lesie.

Myślałem, że... że dla mnie... dla mnie zostawisz ją tutaj, ze mną. Potrzebuję jej!

Odeszłaby i bez mojej pomocy, Lu. Ja tylko pomogłem jej zrobić to bezboleśnie. Dzięki mnie nie cierpiała. Twoja mama odeszła spokojnie. Sehun chciał dotknąć ramienia chłopca, jednak opamiętał się i błyskawicznie cofnął rękę, chowając ją za swoje plecy. Dla ciebie sprawiłem, że do ostatnich chwil była spokojna... Wiesz... jej życie i tak dobiegłoby końca, nawet bez mojej pomocy.

Luhan po dłuższej chwili spojrzał na niego niepewnie, dusząc w sobie płacz.

Przysięgasz? zapytał cicho, zaciskając spocone palce na kolanach. Słoneczna pogoda całkowicie nie odzwierciedlała burzy, która dzisiejszej nocy rozpętała się w jego wnętrzu. Wpatrywał się zrozpaczonym wzrokiem na wciąż tajemniczego dla niego mężczyznę, który od dnia, w którym się spotkali, nie zmienił się ani trochę. Przysięgnij, że jedynie złagodziłeś jej cierpienie. Przysięgnij.

Przysięgam.

Zaufam ci, ale nie jestem w stanie dziś cię oglądać Blondyn spuścił wzrok, obejmując się ramionami, chcąc tym samym powstrzymać drżenie swojego ciała. Chcę być sam.

Sehun pokiwał lekko głową, szanując decyzję młodszego przyjaciela i ruszył powoli w stronę lasu. Zanim jednak zniknął w cieniu drzew, odwrócił się jeszcze raz do chłopca, który nie powstrzymywał już swojego głośnego, histerycznego płaczu.

Wiedz tylko, że twoja mama znalazła gwiazdę i jest już bezpieczna. Jest szczęśliwa.

Nie doczekał się odpowiedzi, więc z ogromnymi wyrzutami sumienia, które nie powinny mieć w ogóle miejsca, zniknął w ciemnym lesie, pozbawiając barw wszystkiego w swoim otoczeniu.

∞ ∞ ∞

Oj, Sehun! Naprawdę woda jest dziś przyjemna! Chodź do mnie! Luhan ze śmiechem starał się ochlapać Sehuna, który z typowo chłodną mimiką twarzy przypatrywał się rozbawionemu chłopakowi, który moczył się po pas w chłodnej rzece. Lato w tym roku było bardzo upalne, a piętnastolatek z ulgą już jakiś czas temu zdecydował się wejść do niegłębokiej rzeki, znajdującej się tuż obok ukochanej przez niego leśnej polany. Karcącym wzrokiem obserwował Sehuna, który stał w cieniu jednego z drzew, okrywając się szczelniej swoją ciemną szatą. Luhan nie był na tyle silny, aby jego chlapnięcia mogły sięgnąć ciemnowłosego przyjaciela, którego ciemne oczy z uwagą lustrowały delikatne, blade ciało blondyna, który nie przejmując się gburowatym przyjacielem, postanowił kąpać się tak, jak Bóg go stworzył. Sehun był zafascynowany delikatnością jego ciała, którego naprawdę chciał dotknąć i przekonać się, czy naprawdę jest tak ciepłe i miękkie, jak mu się wydaje.

Sehun, proszę! Dołącz do mnie! Luhan założył rękę na rękę i spojrzał na przyjaciela proszącym wzrokiem. Woda jest naprawdę miła.

Nie chcę uśmiercać istnień, które żyją w tej rzece. Nie chcę uśmiercać i ciebie, Luhan odparł Sehun spokojnym głosem, spuszczając smutny wzrok. Przysiadł na trawie, która pod jego dotykiem natychmiastowo straciła swoje barwy. Gdzieniegdzie dało się też wyczuć zapach zgnilizny.

Nie pomyślałem o tym... przepraszam... Luhan wypuścił głośno powietrze, aby następnie zgiąć nieco nogi, przez co zanurzył się w zimnej wodzie nieco głębiej. Po chwili parsknął śmiechem, na co Sehun zerknął na niego, jakby chciał zapytać, co się stało. Wyobraziłem sobie ciebie, jak pływasz pieskiem. Przepraszam, rozbawiło mnie to.

Jak się pływa pieskiem, Jelonku? zapytał Sehun, nie znając wcześniej takiej nazwy. Luhan często musiał tłumaczyć mu niektóre słowa, które dla ciemnowłosego, żyjącego w lesie, były często bardzo niezrozumiałe.

Hmmm... Luhan potarł brodę dłonią, zastanawiając się, czy jest gotów to pokazać, upokarzając się tym samym przed przyjacielem. Wzruszył w końcu ramionami i uśmiechnął się, zaczynając pływać wspomnianym wcześniej stylem. Sehun patrzył na to, w duchu będąc rozbawionym wyglądem wesołego blondyna. Właściwie nie był jedynie rozbawiony, ale i najzwyczajniej w świecie szczęśliwy, że Luhan właściwie już całkowicie doszedł do siebie po śmierci matki, mimo że pustka w jego sercu na pewno całkowicie nie zniknęła. Sehun widział to w jego oczach na każdym kroku, nawet w takiej sytuacji jak ta.

Czuję się dziwnie, robiąc takie rzeczy, gdy ty tak na mnie patrzysz. Mam wrażenie, że obserwujesz mnie, jakbym był idiotą. Luhan ponownie przykucnął, wlepiając swoje duże, brązowe oczy w Sehuna, którego podkrążone oczy mogłyby wskazywać na kilka tygodni bezsenności.

Przepraszam. Nie myślę, że jesteś idiotą, choć wyglądało to zabawnie odpowiedział od razu starszy, przykrywając swoje kościste dłonie czarnym materiałem ubrania. Nie umiem ci pokazać, że mnie to bawiło.

Wiem, spokojnie, nie przeszkadza mi to. Widzę to w twoich oczach. Młodszy ponownie posłał towarzyszowi szeroki uśmiech, aby następnie wyjść z wody i położyć się na plecach. Wpatrywał się w niebo. Lubię twoje oczy. Widzę w nich szczerość, której nie widzę u innych.

U innych? zapytał Sehun, nie będąc pewnym, o kim ten może mówić.

Nieważne. Po prostu bardzo, bardzo cię lubię i cieszę się, że jesteś ze mną.

Sehun nie odpowiedział, ale pokiwał lekko głową, gdy Luhan obrócił twarz w jego stronę. Blondyn posłał mu delikatny uśmiech. Sehun chciał odpowiedzieć tym samym, ale nie umiał. Nie umiał pokazać młodszemu, jak wielkie szczęście daje mu jego obecność po tych wielu latach samotności i ciągłej walki z nienawiścią do samego siebie. Teraz pogarda, jaką do siebie żywił, przynosząc wszędzie, gdzie tylko postanowił pójść, jedynie smutek i szkody, stała się jakby mniejsza, bo wiedział, że choć jedna, tak ważna dla niego istota, właśnie z jego powodu, tak często się uśmiecha. Sehun po raz pierwszy czynił dobro.

∞ ∞ ∞

Wyglądasz pięknie — Sehun pokiwał głową, obserwując z rozbawieniem Luhana, który z uśmiechem przyjmował co chwilę inną pozycję, chwaląc się nową, kasztanową fryzurą. Pasują ci te włosy.

Wiem Szeroki uśmiech gościł cały czas na ustach szesnastolatka, który w końcu przycupnął na środku polany, tuż obok przyjaciela. Stwierdziłem, że najwyższa pora coś zmienić. Poza tym, Jongin już trochę śmiał się z mojego blondu...

Śmiał się z ciebie? Sehun gdyby umiał, zmarszczyłby brwi, słysząc wzmiankę o czymkolwiek, co mogłoby sprawić jego przyjacielowi przykrość. Był ostrożny, odkąd Lu stracił matkę, a całkiem niedawno ojca, a tym samym przeszedł wielką zmianę. Sehun odnosił wrażenie, że ten wiecznie wesoły chłopiec, uśmiechał się nieco rzadziej mimo upływu czasu od tych dwóch wydarzeń. Z ojcem nigdy nie był blisko, jednak jego odejście i tak potrafiło zostawić w jego sercu dość sporą dziurę, która łatała się bardzo wolno. Jego oczy również już ani razu nie zalśniły aż takim szczęściem, jak przed tymi wydarzeniami. Wciąż jednak dla Sehuna pozostawał tym samym Jelonkiem, który codziennie przychodził na polanę, aby spotkać się z odzianym w czerń przyjacielem.

To nic poważnego, spokojnie. Luhan potarł zmarznięte dłonie, które mimo grubych, zimowych rękawiczek i tak były odrętwiałe z zimna. Też się często z niego śmieję, przyjaciele tak robią.

Ja się z ciebie nie śmieję. Zauważył wyższy, z jak zawsze kamienną mimiką twarzy. Siedział na lodowatym głazie, nie przejmując się jednak temperaturą i białym, gładkim śniegiem dookoła. Właściwie to wolał, gdy wszystko przykrywał biały puch, a drzewa pięły się ku górze, kołysząc gołymi gałęziami. W zimę żadne liście nie miały prawa spaść z jego powodu.

Są różne rodzaje przyjaźni Lu uśmiechnął się, i ignorując zimno, przysiadł obok wyższego. Ty się ze mnie nie śmiejesz i jesteś dla mnie miły. Dbasz o mnie i uczysz mnie wielu rzeczy. Czuję się przy tobie bezpiecznie i ufam ci w stu procentach. Nie marzyłem nigdy o lepszej przyjaźni.

Cieszy mnie to... Sehun odwrócił na chwilę wzrok, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Nikt nigdy, przez setki lat nie powiedział mu czegoś tak miłego, co sprawiłoby, że jego dłonie na chwilę zrobiły się ciepłe. Czuł się szczęśliwy.

Wyglądasz, jakbyś miał się uśmiechnąć. Luhan nachylił się nad starszym, uważając jednak, aby na pewno go nie dotknąć. To dziwne.

Wyglądam tak? zapytał Sehun, a fakt, że jest zaskoczony, można było jedynie stwierdzić po lekko zmienionej tonacji jego głosu i minimalnym błysku w oku.

Trochę. Wyglądasz wtedy ładnie. Lu pokiwał głową i odsunął się trochę, aby dopiero po chwili wstać. Jest zimno, pójdę już. Tobie nie jest zimno?

Nigdy nie było.

Młodszy pokiwał lekko głową i posłał przyjacielowi jeszcze jeden, szeroki uśmiech. Odwrócił się i ruszył w stronę udeptanej ścieżki, którą tu ówcześnie przyszedł. Pomachał na odchodne, już nie odwracając się. Sehun w tym czasie patrzył na zamarzniętą rzekę i swoje blade, chude dłonie.

Jestem ładny? zapytał samego siebie, a jego głos rozniósł się echem pomiędzy drzewami. Sehun pokręcił zrezygnowany głową, chowając ręce do głębokich kieszeni. Nic nie było piękniejsze od uśmiechu Luhana. Hun chciałby, aby ten szczęśliwy grymas nigdy nie zniknął z jego twarzy. Chciał, aby ten wyjątkowy chłopiec był zawsze szczęśliwy, nawet jeśli po śmierci matki, jego wewnętrzna energia, którą Sehun mógł wyczuć, nieco przygasła. Jednak samotnik nie sądził, że znów cokolwiek byłoby w stanie przygasić tak wielki entuzjazm i radość z życia chłopaka.

∞ ∞ ∞

Coś się stało, Luhan? Sehun spojrzał na kasztanowowłosego, który z zaciętą miną obserwował płynący wolno strumień, na którym widać było kolorowe liście, masowo spadające z okolicznych drzew. Wyglądasz na przybitego. Martwi mnie to.

Luhan tylko pokręcił głową i przeniósł wzrok z rzeki na niewielkie ognisko, w którym bez przerwy grzebał gałązką. Oparł policzek na swoim ramieniu i zapatrzył się w buzujące, pomarańczowe płomienie, które z chciwością pożerały szyszki, suche liście i nieco większe kłody.

Chciałbym móc cię dotknąć, Sehun odezwał się osiemnastolatek, zerkając przelotnie na blade, niczym śnieg dłonie towarzysza. Następnie przejechał wzrokiem po jego twarzy, którą znał już na pamięć. Która nie zmieniła się ani trochę mimo biegu lat, pozostając wiecznie wypraną z emocji.

Wiesz, co właśnie powiedziałeś? Głos Sehuna przybrał stonowaną barwę, przez co Lu już wiedział, że ten jest na niego zły. Co się stało, że chciałbyś zrobić coś takiego?

Nie dogaduję się z Jonginem, ale to właściwie nie ma nic do rzeczy. Chciałbym chyba po prostu poznać twój dotyk na swojej skórze.

Dlaczego? Sehun bez skrępowania patrzył młodszemu prosto w oczy, wprawiając go w lekkie zażenowanie.

Bo mnie to pociąga.

Co?

Ty.

Sehun poczuł, jak jego mięśnie nieznacznie się spinają. Twarz Luhana, która znajdowała się niedaleko niego, była w tym momencie zalana pomarańczowym blaskiem bijącym od ogniska. Szatyn uśmiechał się delikatnie, a jego duże, ciemne oczy wesoło błyszczały, obserwując niepewną reakcję starszego. Gdy Luhan nie doczekał się odpowiedzi, a Sehun przeniósł wzrok na ciemny las, westchnął cicho.

Nieważne. Młodszy ponownie skupił się na swoim patyku, który znów włożył w ogień. Starał się udawać, że brak odpowiedzi wcale go nie zabolał, choć gdzieś w środku cały czas czuł niemiłe kłucie. Był smutny, że Sehun mimo tylu przeżytych lat, spędzonych wspólnie z nim, nie był w stanie dostrzec, jak wielkim uczuciem Luhan go darzył i jak ważny był dla niego ten tajemniczy, spokojny mężczyzna. Co do Jongina... Chyba straciłem przyjaciela.

Sehun dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że te słowa skierowane były właśnie do niego, więc wyrwał się z zadumy i wrócił spojrzeniem na pięknego, delikatnego mężczyznę, siedzącego tuż obok. Dla starszego Luhan nie zmieniał się prawie wcale, odkąd się poznali. Przybyło mu trochę wzrostu, jednak jego twarz wciąż była delikatna, radosna. Dla Sehuna równie piękna, co jego dusza.

Dlaczego tak uważasz?

Luhan westchnął cichutko, zastanawiając się, jak ubrać w słowa wszystko, co chciałby teraz powiedzieć.

Wyobraźmy sobie, że ta przyjaźń jest... puzzlami. Kiedyś udało nam się je ułożyć, a one stworzyły śliczny obraz. Jongin jednak... postanowił ciągle zabierać z tych puzzli jeden element. W końcu ten obraz stał się tak wybrakowany, że w tej chwili nawet nie wiadomo, co miałby przedstawiać. On... Luhan zagryzł delikatnie wargę, czując kilka łez, które jedna po drugiej zaczęły spływać po jego policzkach, gorących od mocnego ognia, palącego się tuż przed nim. Z każdym dniem sprawiał, że moje zaufanie przestało istnieć. Zawsze byłem na drugim miejscu. Byłem i jestem zabawką, którą tak po prostu udało mu się zdobyć i może już robić z nią, co chce. Nie chcę być zawsze drugą opcją. Byłem nią już zbyt długo.

Sehun pokiwał lekko głową, nie wiedząc, co mógłby w tej chwili odpowiedzieć. Nie umiał dawać dobrych rad, ani nie znał się na relacjach międzyludzkich. Znał w końcu tylko Luhana, o którego się martwił, bo ten wraz z mijającym czasem stawał się coraz mniej radosnym, wiecznie roześmianym chłopakiem. Im częściej Sehun pozostawał sam ze sobą, tym częściej myślał o zmianie, jaka następowała w oczach Lu przy każdym ich kolejnym spotkaniu. Blask w jego źrenicach dzień po dniu stawał się minimalnie mniejszy, a Sehun czuł z tego powodu pustkę. Był zrozpaczony. Po raz pierwszy w swoim niekończącym się życiu czuł tyle rzeczy na raz, a wśród nich jedna myśl nie dawała mu spokoju. To ludzie niszczyli jego przyjaciela − najważniejszą osobę, jaką kiedykolwiek poznał. Społeczeństwo, w jakim przystało mu żyć, sprawiało, że wewnętrzna energia i niesamowicie wielka chęć do życia znikały z jego ukochanego, nie tak małego już chłopca, tak szybko, jak szybko uchodziło życie ze wszystkiego, czego Sehun tylko dotknął.

Nie chcę, abyś był przez niego smutny. Ja będę z tobą zawsze. Sehun po raz tysięczny powstrzymywał się, aby nie objąć drobnego, lekko drżącego ciała, siedzącego obok niego. Chciałby choć w ten prosty sposób uśmierzyć jego cierpienie. Będę przy tobie każdego dnia.

Luhan nie odezwał się, a to wyraźnie zaniepokoiło ciemnowłosego, który pochylił się lekko nad płaczącym szatynem. Jego milczenie było dla niego czymś niecodziennym, więc poczuł, jak jego skostniałe ręce zaczynają lekko drżeć z powodu napięcia wyczuwalnego w powietrzu.

Luhan...?

Jesteś dla mnie bardzo ważny, będziesz o tym zawsze pamiętać? zapytał cicho młodszy, chowając twarz w miękkim kocu, którym cały czas był przykryty, bo ogień mimo że dawał wystarczającą ilość ciepła, nie sprawiał, że Luhan czuł się bezpiecznie w ciemnym lesie, mimo obecności wyższego przyjaciela tuż obok.

Dlaczego o to pytasz, Lu? Sehun nie rozumiał, dlaczego takie pytanie w ogóle wydobyło się z ust młodszego, bo odpowiedź na nie była dla starszego oczywista.

Odpowiedz mi.

Tak. Będę o tym pamiętać.

Luhan uśmiechnął się delikatnie i uniósł głowę, aby spojrzeć czerwonymi oczami w ciemne tęczówki osoby zimnej niczym lód. Temperatura ciała Sehuna jednak nie miała dla niego znaczenia, bo wystarczyło mu, że czuł w powietrzu ciepło uczuć, jakimi starszy go darzył. I właśnie to sprawiało, że Luhan był pewien, że jego uczucia, które tak usilnie tkwiły w jego sercu, są choć w małym stopniu odwzajemnione.

Dziękuję. Tylko tyle chciałem wiedzieć.

∞ ∞ ∞

Minęło pięć wiosen, podczas których Sehun samotnie przechadzał się po niewielkim lesie, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej pozbawiony życia, podobnie jak wnętrze mężczyzny odzianego w czerń.

Ptaki już nie latały nad suchymi drzewami, a małe mrówki nie budowały mrowisk w tej części lasu. Ryby nie pływały w rzece, a wiewiórki nie robiły jak co roku zapasów na zimę. Las stał się równie pusty, co puste było życie Sehuna, który właśnie wlepiał swój wzrok w powierzchnię rzeki, w której pływały drobne gałązki i blade liście. Mężczyzna znał ten widok już na pamięć, więc zamknął oczy, nie chcąc oglądać szkód, jakie zrobił dookoła. Nie lubił tego ciemnego, pozbawionego życia miejsca, które nazywał swoim domem. Domem, który od długiego czasu dzielił samotnie. Czuł się źle. Przez tyle lat miał przy sobie Luhana, który jednak był poza jego zasięgiem. W końcu był człowiekiem. Miał swoje życie, swoje plany. Nie chciał ich zmarnować, tkwiąc kolejne lata w malutkiej wsi otoczonej lasami, co do których krążyły niepokojące legendy. W końcu zwykli ludzie dostrzegali jedynie zwiędnięte rośliny i martwe zwierzęta na polanach. Nie dostrzegali, że wszystko to było spowodowane samotnością i bólem istnienia Sehuna, który tak bardzo tęsknił za przyjacielem. Chciałby, aby ten był tu, na tej polanie, wraz z nim. Na zawsze. Jelonek znaczył jednak dla niego tak wiele, że nie był w stanie go zatrzymać, nawet wtedy, gdy ten oznajmił mu wyjazd do innego kraju na studia.

Czy ludzi zawsze to tak boli...? zapytał sam siebie, chwytając materiał swojego ubrania na wysokości serca. Ścisnął mocno czarny płaszcz, czując, jak paznokcie wbijają się w bladą skórę pod nim. Od dawna czuł nieprzyjemny ucisk w sercu, który sprawiał, że nie mógł zamknąć oczu, choć na chwilę, ponieważ od razu w głowie pojawiał mu się obraz wszystkich spędzonych z Luhanem lat. Każdy ciepły wieczór, kiedy ten pływał, każdą noc, podczas której obserwowali gwiazdy, każdy uśmiech, który otrzymywał od młodszego oraz każde jego spojrzenie, zza wachlarza długich rzęs. Przypominanie tego wszystkiego stało się dla niego nałogiem, jako że bał się, że być może któregoś dnia nastanie taki moment, że kolory drzew, blask słońca, czy rysy chłopaka staną się mniej wyraźne w jego wspomnieniach. Bał się zapomnieć czegokolwiek o Luhanie. Bardzo go lubił. Bardzo za nim tęsknił.

Zacisnął zęby i pięści. Po chwili spojrzał w niebo, czując coś mokrego na policzkach. Przez chwilę wpatrywał się w ciemne, deszczowe chmury, jednak po dłuższej obserwacji zdał sobie sprawę, że z nieba nie zleciała w przeciągu ostatniej chwili nawet jedna kropla. Zdziwiony przejechał palcem po mokrym śladzie na policzku, aby zorientować się, że to z jego oczu wydobyło się kilka łez. Jego dłonie zadrżały z zaskoczenia, a mięśnie spięły się. On płakał? Był do tego zdolny? Ktoś taki jak on może odczuwać emocje z aż tak wielką siłą? Luhan był w stanie sprawić, że Sehun stał się z biegiem czasu aż tak ludzki?

Spokojnie. Właściwie to przecież po prostu tylko kolejny zły dzień Sehuna. Miesiąc. Pięć lat. Życie.

Ponownie zamknął oczy i wsłuchał się w odgłos wiatru, sunącego spokojnie między grubymi gałęziami. Poczuł, jak delikatne zimno wczesnojesiennego podmuchu uderza w jego twarz, co dało mu poczucie przyjemnego orzeźwienia. Nie lubił ciepła i słońca, bo dawało mu to głupią iluzję, że świat jest miłym i kolorowym miejscem.

Widzę, że dalej zimno kompletnie ci nie przeszkadza. Sehun momentalnie otworzył zaszklone do tej pory oczy i spojrzał w górę. Przetarł szybko powieki, aby lepiej widzieć mężczyznę stojącego przed nim. Otworzył szerzej oczy i usta, widząc Azjatę o delikatnych, ślicznych rysach twarzy, jasnych włosach i delikatnym uśmiechu, który odwracał uwagę od widocznych cieni pod oczami. Dwudziestotrzylatek usiadł obok mężczyzny, którego oczy w dalszym ciągu pozostawały czerwone. Zlustrował jego osobę ciepłym wzrokiem. Po chwili jednak na jego twarzy rozkwitł niepokój, a ciało wbrew sobie przysunęło się do ciemnowłosego na tyle blisko, że mógł poczuć na swojej skórze zimno, emanujące z jego ciała. Czy ty płakałeś, Sehun...? Jak to możliwe?

Tak się zmieniłeś, Lu... wyszeptał starszy, który z całych sił powstrzymywał się, aby nie objąć jasnowłosego. Był niesamowicie szczęśliwy, że znowu może go zobaczyć. Że znowu może słyszeć jego głos i czuć miłe ciepło, które emanowało z jego drobnego ciała. Jego Jelonek wrócił. Znów jest obok.

Luhan uśmiechnął się delikatnie na słowa przyjaciela, aby następnie spuścić wzrok. Po chwili i z jego oczu popłynęło kilka łez, które spadły na dłoń Sehuna, leżącą na suchej trawie. Bezsilność z powodu bariery dotyku, której nie mogli przekroczyć, zawsze bolała ich obydwu, jednak dopiero teraz, po tak długiej rozłące, czuli, jak bardzo jest ona niesprawiedliwa. Mogli jedynie na siebie patrzeć i przez cały wieczór szeptać sobie nawzajem, jak bardzo tęsknili. Jednak były to tylko słowa, które dzieliły centymetry, gdy leżeli obok siebie na wilgotnej ziemi, wpatrując się sobie w oczy.

Wiesz, Sehun... Luhan od dłuższego czasu wpatrywał się w swojego starszego towarzysza, który wzniecał dla młodszego ognisko, aby jego ludzkiemu ciału było ciepło. Na razie nie wracam za granicę.

Sehun obejrzał się przez ramię, dając chłopakowi możliwość dostrzeżenia zaskoczenia na jego beznamiętnej twarzy.

Zostajesz tu ze mną? wydukał cicho, otwierając odrobinę szerzej oczy. Na długo?

Nie wiem, ale na razie... nie chcę tam wracać. Tu czuję się bezpieczny.

To brzmi ironicznie, wiesz? Sehun, gdyby tylko umiał, posłałby mu teraz pobłażliwy uśmiech. W środku czuł jednak stres, związany z tym, co musiało się dziać w ciągu tych pięciu lat, aby Luhan wrócił w takim stanie. Według Sehuna naprawdę się zmienił. Jego spojrzenie było zmęczone, a doroślejsze rysy twarzy podkreślały powagę jego osoby. Schudł, jego postura zdecydowanie się zmieniła. To nieco dziwne, że wolisz przebywać w ciemnym lesie ze mną, aniżeli w wielkim, jasnym mieście pełnym ludzi.

Luhan położył policzek na wilgotnej glebie, nie martwiąc się brudem. Zapatrzył się na płomienie, które właśnie pożerały pierwsze gałązki przyniesione przez jego przyjaciela.

Ludzie są gorsi od Śmierci, Sehun. Lu odezwał się bardzo cicho, jednak ciemnowłosy zdołał to usłyszeć. Po chwili typowo dla siebie posłał starszemu, mimo nie najlepszego humoru, delikatny uśmiech. A Śmierć nie jest tak zła, jakby się mogło wydawać, prawda?

Twierdzę co innego.

Szkoda, że się nie zgadzamy.

Sehun pokiwał głową, aby następnie przysiąść się obok młodszego i zapatrzeć się na jego twarz, pogrążoną w myślach.

Chcesz mi o wszystkim opowiedzieć? zapytał starszy, wiedząc, że on sam nie ma o czym mówić, jako że ostatnie lata spędził samotnie na tej polanie, rozmyślając jedynie o tym, co właśnie w tej chwili może robić jego jedyny przyjaciel. Podczas kiedy u niego najprawdopodobniej działo się mnóstwo rzeczy, a on sam bardzo się zmienił, Sehun pozostał taki sam. Choć właściwie nie taki sam. Zaczął czuć bardziej i nie był z tego faktu w najmniejszym stopniu zadowolony.

Nie ma o czym opowiadać. Jasnowłosy wzruszył ramionami, zaplatając palce za głową. Nie radziłem sobie. I w pracy i na studiach. Czułem się samotny, bo trudno było mi się z kimś zaznajomić bliżej. Jongin chyba za bardzo zaniżył moje poczucie własnej wartości, wiesz? Chyba po prostu nie wierzę, że kiedykolwiek mógłbym być jeszcze dla kogoś na tyle ważnym, aby nazwać mnie przyjacielem. Nie licząc ciebie, dlatego wróciłem. Po policzku Luhana ponownie pociekła pojedyncza łza, której nie mógł powstrzymać, przez wszystkie wspomnienia, które zagnieździły się w jego głowie w ciągu tych pięciu lat. Sehun... wróciłem z dwóch powodów.

Jakich?

Po pierwsze... chyba jestem zbyt słaby, by żyć wśród ludzi, którzy na każdym kroku są w stanie podstawić ci nogę. Którzy śmieją się, gdy ci nie wychodzi. Którzy cieszą się, gdy cię zdobyli, aby następnie odstawić cię na półkę rzeczy zapomnianych. Którzy są w stanie zniszczyć twoją samoocenę. Których jedyną rozrywką jest zaglądanie komuś w kieszeń i życie. Którzy czerpią radość z patrzenia na twoje kolejne upadki i wydatki na leki, które jako jedyne mogą ci pomóc, abyś nie zrobił czegoś głupiego. Którzy... którzy cię niszczą.

Sehun zacisnął usta, nie wiedząc co mógłby zrobić. Chciałby w tej chwili objąć swój największy skarb, którym był ten drobny mężczyzna i schować go przed całym złem tego świata, jednak był jeden problem. Według niego to on sam był największym złem, jakie istniało.

Jaki... jaki jest drugi powód...? wyszeptał cichutko, czując, jak jego chude dłonie, zaciśnięte na materiale płaszcza, drżą z nadmiaru emocji. Patrzenie na Luhana, który rozpaczliwie wymawiał kolejne słowa, odbierało mu oddech i sprawiały, że powietrze wokół nich stawało się niesamowicie zimne.

Ty jesteś drugim powodem. Nie mogłem wytrzymać tak długo bez osoby, którą kocham.

Ciemne, mroczne oczy napotkały te duże, lśniące i czerwone od płaczu. Chłodne, blade, kościste dłonie zbliżyły się do tych miękkich, ciepłych i delikatnych. I tylko zbliżyły. Nie mogły zrobić nic więcej. Okrucieństwo tej chwili wyrywało im obydwu oddech w płucach, gdy i na bladych, zapadniętych policzkach i na tych lekko zaróżowionych, gorących od ciepła ogniska, z każdą kolejną chwilą pojawiało się coraz więcej mokrych ścieżek, wyznaczających poziom ich bezsilności.

Musisz być naprawdę szalony, jeśli mówisz to właśnie mi powiedział Sehun, a gdy otworzył usta, poczuł na nich słony smak. W ciągu tych paru chwil, gdy rozmawiamy, odebrałem życie kilku tysiącom osób.

Szaleństwo we mnie jest minimalne. Zresztą... nie pozwalam ci tak o sobie myśleć. Nie wybrałeś sobie takiego losu. Jesteś dobrą osobą, Sehun. Nie mógłbym kochać kogoś, kto nie jest dobry odpowiedział Luhan, szeroko się uśmiechając. Tuż po tym wybuchnął głośnym płaczem. Zakrył twarz drżącymi dłońmi, nie chcąc, aby widok jego smutnej twarzy sprawiał Sehunowi jeszcze więcej bólu i jeszcze więcej chęci, aby go dotknąć. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie w tej chwili, kiedy gdzieś w środku siebie miał jeszcze jakiekolwiek chęci, by stanąć twarzą w twarz z problemami, jakie gotowało życie. Problemami, z którymi zmagał się właściwie każdy człowiek. Mniejszymi lub większymi, ale każdy. I większość dawała sobie radę, a Luhan chciał jeszcze wierzyć, że i on nauczy się być na tyle silny. Chciał przeżyć dobrze życie, mając przy sobie Sehuna, aż do ostatnich dni, kiedy to będzie mógł spokojnie odejść w jego ramionach. Ma przed sobą jeszcze tak dużo czasu. Tak dużo czasu, za który inni mogliby zabić.

Ta noc nie była najpiękniejszą w ich życiu. Mimo wypowiedzenia na głos swoich uczuć, tak pewnych, dojrzewających przez lata, ta noc była przesycona bólem, smakowała słonymi łzami, kaleczyła swym zimnem i pachniała wilgotną trawą.

∞ ∞ ∞

Ta zima była wyjątkowo biała i wyjątkowo zimna. Sehun czuł się z tym faktem naprawdę dobrze. Siedząc na dużym głazie, znajdującym się przy zamarzniętej rzece, obserwował padające powoli płatki śniegu, które leniwie opadały na ciemne gałęzie drzew dookoła. Mężczyzna co chwila musiał otrzepywać własną czuprynę, na której w krótkim czasie tworzyła się biała, lodowata powłoczka.

Tej zimy umarło też wyjątkowo dużo osób. Zima zawsze obfitowała w ofiary, jednak ten rok przyniósł ich wyjątkowo dużo. Sehun odczuwał to na sobie, jakby to były zaledwie malutkie ukłucia, podobne do skaleczenia się malutką szpilką. To nic dla niego nie znaczyło, ponieważ przez tysiące lat zdążył się do tego przyzwyczaić. Poza tym, nie odczuł nigdy tego jednego, wyjątkowego ukłucia, przez co czuł się spokojny. Luhan dalej żyje dokładnie na tym samym świecie co on, i być może nawet ma się dobrze. Pewności jednak nie miał, jak zawsze.

Przeniósł wzrok z rzeki na przykrytą śniegiem ścieżkę, która i tej zimy nie zostanie przez nikogo wydeptana. Tak przynajmniej sądził, do chwili, w której usłyszał ciche kroki, a przed jego oczami pojawiła się dobrze znana mu sylwetka, która nieśmiało wychyliła się zza drzewa. Trzydziestoletni Luhan uśmiechnął się delikatnie, aby następnie podejść do siedzącego na kamieniu Sehuna. Ten zacisnął wargi na widok bladej twarzy ukochanego i jego sinych ust. Zwrócił też uwagę na chude dłonie i zapadnięte policzki. Jego koścista postura, którą starał się ukryć pod za dużą kurtką, również była doskonale widoczna dla ciemnych, chłodnych oczu. Luhan nigdy tak bardzo się nie zmienił, a Sehun był już u kresu swojej wytrzymałości. Chińczyk nie był już tym małym, szczęśliwym dzieckiem, które każdego dnia rozpieszczało Sehuna swoim szerokim, szczęśliwym uśmiechem. Teraz był jedynie wrakiem, który starał się wbrew sobie wymuszać na twarzy uśmiech, aby nie martwić mężczyzny, którego kochał. Wiedział, że mężczyzna odziany w czerń wszystko widzi. Wiedział, że jest wściekły. Wiedział, że jego reakcja na każdy jego powrót jest taka, a nie inna, ponieważ go kochał. Luhan nie chciał dawać mu już kolejnych powodów do zmartwień.

Nie puszczę cię tam już więcej. Nie pozwolę, by zniszczyli mi cię do końca. Chłodny, głośny głos Sehuna rozniósł się po białej okolicy, powodując na skórze Luhana dreszcze.

Osiągnąłem już swój limit szepnął jasnowłosy, zbliżając się do ukochanego. Chyba nie jestem tak silny, jakbym chciał. Już nigdy nie odejdę...

Sehun poczuł mocny ścisk w sercu na słowa młodszego. Mężczyzna powiedział to z takim spokojem, jakby już dawno podjął decyzję. Jakby był pewien tego, o czym tyle razy rozmawiali.

Nie pozwolę ci na to... szepnął Sehun, wstając z kamienia i cofając się o krok. Nie możesz być, aż w takim... Patrzył na ukochanego z przerażeniem, jednak wystarczyło jedno jego spojrzenie w oczy, aby zrozumieć, że słowo 'stanie' nie zdoła przejść mu przez gardło. Nie chcę... ja... proszę cię...

Błagam cię. Sehun, ja dłużej nie wytrzymam. Nieważne, czy zostałbym tu z tobą, czy nie. Ja o tym wszystkim nie zapomnę. Nie jestem w stanie żyć po tym, jak zobaczyłem, jak okrutny jest świat. Nie chcę żyć w czymś, co wygląda w ten sposób.

Sehun pokręcił w rozpaczy głową, cofając się o kolejny krok. Z jego oczu popłynęły ciemne łzy, które barwiły śnieg wokół jego stóp. Nigdy nie podejrzewał, że prośba Luhana nadejdzie tak szybko. Nie sądził, że będzie mówił o tym tak pewnie, że nie będzie się wahał. Sehun nie sądził, że ten piękny, śnieżny dzień będzie musiał zakończyć się właśnie w ten sposób.

Nie mogę zrobić już nic? wydusił z siebie, zanim Luhan pokręcił głową, zbliżając się do niego na tyle szybko, że Sehun nie zdążył się odsunąć. Młodszy pewnym uściskiem objął jego lodowatą szyję, następnie szybko dotykając jego sinych ust swoimi, nieco mniejszymi wargami. Zimny mężczyzna, nie chcąc tracić nawet ułamka sekundy, szybko odwzajemnił uścisk i ten delikatny pocałunek, zdając sobie sprawę, że usta Luhana różnią się w dotyku od tych, które sobie wyobrażał. Jego wargi były suche i zimne, jednak skóra na jego policzkach tak miękka i ciepła, jak w jego sennych wyobrażeniach. Jego ciało wydawało się zbyt drobne, ale idealnie pasowało do jego, wyższego.

Sehun przymknął oczy, marząc o tym, aby ta chwila trwała tak długo, jak długo on sam żyje. Trwało to jednak jedynie sekundy, w ciągu których ciało młodszego z każdą chwilą stawało się coraz słabsze, aby w końcu bezwładnie opaść w objęcia Sehuna, który uklęknął w zimnym śniegu, wpatrując się w resztkę życia widoczną w pięknych, dużych oczach ukochanego.

Wszyscy szukamy swojej gwiazdy, która będzie nas prowadzić. Znalazłem swoją już tak dawno temu... wyszeptał Luhan, gładząc resztkami sił zimny policzek Śmierci, która wpatrywała się w niego oczami pełnymi ciemnych łez. Tuż po wypowiedzeniu tych słów i jego dłoń bezwładnie opadła na ciemny płaszcz Sehuna.

Po opuszczonym lesie rozległ się krzyk zmieszany z płaczem, który jednak był niczym w porównaniu z tym, co właśnie przeżywała osoba, która codziennie musiała być w stanie pozbawić życia niezliczonej ilości osób, a która po raz pierwszy była w stanie odczuć prawdziwe cierpienie. Nie tylko śmierć górowała na liście największego okrucieństwa zadanego ludzkości. Miłość bolała tak samo. Ktokolwiek kiedyś prawdziwie pokochał, musiał zmierzyć się z uczuciami gorszymi od śmierci. Musiał zmierzyć się z zazdrością, niepewnością, troską i samotnością, którą odczuwał, gdy jego drugiej połowy choć przez chwilę nie było przy nim.

Sehun klęczał na zimnej powierzchni, z całych sił kołysząc i tuląc drobne ciało do swojego, jakby to miało mu jakkolwiek pomóc pokonać pustkę, która ogarnęła całe jego ciało. Płakał czarnymi jak smoła łzami, barwiąc śnieg na ciemny kolor. Płakał, ponieważ nigdy nie miał odwagi zdradzić Luhanowi, że Śmierć nigdy nie będzie mogła być czyjąś gwiazdą, która zdoła bezpiecznie poprowadzić go w stronę bliskich i spokoju, którego Luhan tak pragnął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

One-shot inspirowany filmem na youtube pt. "The life of death" autorstwa Marsha Onderstijr.

Mile widziana opinia/krytyka, czy po prostu zwykłe pozostawienie po sobie śladu :)

Maźnięcie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top