Rozdział 16

Aphrodi pov
Wyszedłem z domu. Wakacje niedawno się zaczęły. Poszedłem drogą, którą bardzo dobrze znałem. Chodziłem nią już od 4 miesięcy. Prowadziła ona do szpitala. W ręce trzymałem małą ozdobną torebkę. W środku było małe pudełko. W nim znajdowały się kolczyki i naszyjnik z podobizną smoka. Był to prezent urodzinowy dla Any. Tak...ma dziś urodziny. Umówiliśmy się wszyscy, że przyjdziemy do niej z prezentami.

Zobaczyłem duży biały budynek. Od razu ruszyłem do wejścia. Przekroczyłem próg i udałem się do windy. Chwilę na nią czekałem. W tym czasie doszli do mnie Mark, Nathan i Martha. Uśmiechnąłem się smutno na powitanie. Chłopcy odwzajemnili uśmiech a dziewczyna mi pomachała. Razem pojechaliśmy na oddział gdzie leżała nasza pani kapitan. Przed salą nikogo nie było. Weszliśmy do sali. W środku czekała na nas reszta. Usiedliśmy. Przejechałem wzrokiem po twarzach zebranych. Każdy był smutny. Po kolei wszyscy ułożyli prezenty obok łóżka. Siedzieliśmy tak w milczeniu wsłuchani w buczenie maszyn. Patrzyłem jak kropelki jakiegoś płynu kapią z torebki do rurki by potem wpłynąć do żyły Annabeth.

Tak naprawdę nie wiem ile tam jeszcze siedzieliśmy. Powoli chcieliśmy się zbierać. Nagle dotąd spokojne pikanie aparatu monitorującego pracę serca zmieniło się. Każdy odwrócił głowę w tamtą stronę. Jej tętno przyspieszyło. To silne serce z powrotem nabrało dawnego rytmu. Nie biło już słabo i wolno tylko pewnie i szybko. Dziewczyna uśmiechnęła się i lekko poruszyła. Axel, który siedział najbliżej chwycił bladą dłoń dziewczyny owiniętą białym bandażem.
- Co ci się śni maluszku ? - lekko uścisnął jej rękę, a ja warknąłem krótko.

Annabeth pov
Widziałam tylko ciemność. Nagle obok mnie pojawiła się kula światła rozświetlając czerń wokół mnie. Jakieś 10 kroków przede mną zobaczyłam stojącego chłopaka. Stał do mnie tyłem dlatego też nie widziałam jego twarzy. Z jego pleców wyrastały skrzydła. Były one w tym samym kolorze co moje, w kolorze chmur burzowych. Miał na sobie srebrną zbroję i hełm. Miecz miał przytroczony do pasa. Dookoła niego skakał smok podobny do Thunder. Rozpoznałam w nim Storm. Smoka mojego o 7 minut młodszego brata. Storm to bliźniaczy brat Thunder. Jako jedni z nielicznych przyszli na świat z jednego jaja. Wojownik odwrócił się do mnie i ściągnął hełm.
Wszędzie rozpoznam te brązowe włosy i zielone oczy. Wpadłam w objęcia brata.
- Co ty tu robisz ? - jeszcze mocniej się w niego wtuliłam.
- Jestem tu by ci pomóc.
- Ale w czym ?
- Musisz się obudzić.
- Po co ?
- Zadajesz strasznie dużo pytań - parsknął śmiechem. - Twój czas jeszcze się nie skończył.
- Kto ci to powiedział ?
- Każdy o tym mówi. Nawet sam Stwórca. To on mnie tu wysłał.
- Co mam zrobić by wrócić ?
- Musisz zapragnąć wrócić na tamten świat.
- Tu i teraz ?
- Tu i teraz.
- Pragnę wrócić na tamten świat. Chcę zobaczyć w końcu moich przyjaciół i rodzinę.
- Głośniej.
- Pragnę wrócić na tamten świat. Chcę zobaczyć w końcu moich przyjaciół i rodzinę !
Wokół mnie pojawiło się srebrne światło.
- Żegnaj Annabeth.
- Do widzenia Sam. Kocham cię braciszku. Przekaż rodzicom że ich też bardzo kocham.
Mój brat i jego smok zniknęli. Wokół mnie znów pojawiła się ciemność.

Zaczęłam słyszeć różne głosy. Jakieś pikanie i brzęczenie. Przyciszone rozmowy. Chciałam się poruszyć ale moje skrzydła i klatkę piersiową przeszył ból. Poczułam czyjś ciepły dotyk na mojej zimnej dłoni. Czułam jak jakiś chłodny płyn spływa mi z kroplówki do żył. Delikatnie uchyliłam powieki. Pierwsze co zobaczyłam to oślepiające białe światło. Szybko zamknęłam oczy. Poczekałam kilka sekund i znów je otwarłam. Rozejrzałam się po sali. W środku, koło mojego łóżka tłoczyła się cała drużyna oraz nasze dwie menadżerki. Spojrzałam na osobę, która trzymała moją dłoń. Ujrzałam chłopaka z idealną opalenizną i prawie białymi włosami. Axel. To on mnie trzymał.
- Axel ? - szepnęłam dawno nie używanym głosem.
- Ciii. Jestem tu. - popatrzył na mnie ze łzami w oczach i się uśmiechnął.

Axel pov
Nie mogłem uwierzyć w to co się stało. Na moich oczach obudziła się nasza przyjaciółka.
- Axel ? - szepnęła.
- Ciii. Jestem tu. - uśmiechnąłem się do niej.
W oczach czułem łzy. Sam nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Rozejrzałem się po sali by zobaczyć jak zareagowała na to reszta. Większość miała łzy w oczach lub głupio się uśmiechała.
- Nie chcę psuć tej pięknej atmosfery, ale może ktoś raczyłby ruszyć zad i iść po lekarza ? - spojrzałem na nich wymownie.
- A tak. Już idę. - Troy ruszył w stronę drzwi.
- Boli cię coś ? - David usiadł na łóżku obok naszej księżniczki.
- Żebra i skrzydła. Ale to nic takiego - krzywo się uśmiechnęła.
Dostrzegłem iskierki radości w jej oczach. Ona sama promieniowała optymizmem i szczęściem. Do sali wszedł lekarz z zastępem pielęgniarek.
- Przepraszam ale musicie państwo wyjść. - powiedział trzymając ręce za plecami.
Zebraliśmy się i wyszliśmy na korytarz czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

Annabeth pov
Zostałam sama z lekarzem i pielęgniarkami. Wymieniono mi kroplówkę i ściągnięto bandaże z rąk i nóg. Przeraził mnie widok blizn i krwiaków. Jedna z pielęgniarek zauważyła moją minę.
- Spokojnie, tego wszystkiego za dwa tygodnie już nie będzie.
Odetchnęłam z ulgą. Nie chciałam paradować po Okinawie cała w bliznach. Kolejna babka w kitlu weszła do sali prowadząc wózek inwalidzki.
- Usiądź. Teraz pojedziemy zrobić ci badania. - postawiła wózek obok łóżka i uśmiechnęła się.
Podniosłam się do siadu. Na szczęście żebra ani trochę nie zabolały. Z pomocą usiadłam na wózku. Wyjechałam na korytarz pchana przez, którąś z sióstr. Pomachałam przyjaciołom gdy ich mijałam.

Jechałam długimi korytarzami, które wyglądały identycznie. Skręciliśmy w kolejną alejkę. Na drzwiach zobaczyłam znak radioaktywności.
- Teraz zrobimy ci prześwietlenie żeby wiedzieć czy twoje żebra już są zrośnięte.
Zostałam odpowiednio ustawiona. Po chwili zdjęcie było gotowe.
- Mam dla panienki dobrą wiadomość - lekarz podszedł do mnie patrząc na zdjęcie - żebra są zrośnięte.
Uśmiechnęłam się z ulgą. Miałam jeszcze kilka innych badań, lekarze sprawdzali czy wszystko w porządku. Powiedziano mi że już dziś mogę zacząć chodzić. Czułam się jak bobas, który stawia pierwsze kroki.

Wieczorem pielęgniarka przyniosła mi leki. Od razu je połknęłam. Powiedziała że dzięki nim blizny i krwiaki znikną. Miałam zostać tu jeszcze dwa tygodnie. A potem mogę wrócić do grania w piłkę. Zgasiłam światło zostawiając tylko małą lampkę na szafce nocnej. Usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam cicho.
Drzwi otworzyły się a do środka weszli Bryce, Xavier, Jordan, Claude i Axel.
- Cześć księżniczko - Jordan uśmiechnął się promiennie.
- Hej - również się uśmiechnęłam.
Zauważyłam że w rękach trzymają śpiwory.
- Po co wam to - wskazałam na śpiwory.
- Dziś z tobą śpimy. Chcemy cię mieć na oku - Xavier mrugnął do mnie.
Ja pokręciłam głową. Chłopcy rozłożyli się w śpiworach na ziemi. Położyłam głowę na poduszce. Nie czekałam długo. Od razu moje powieki zrobiły się ciężkie, a serce zwolniło. Zapadłam w sen.

××××××××

Obudziło mnie otwieranie drzwi. Otwarłam i przetarłam zaspane oczy. Zobaczyłam jak Byron wchodzi do pomieszczenia. Zgrabnie ominął jeszcze śpiących chłopaków. Szybko podszedł do mnie. Przytulił mnie mocno.
- Coś się stało ? - zapytałam w jego włosy.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Muszę się śpieszyć ale nie chciałem wyjeżdżać bez pożegnania. - mruknął zniecierpliwiony.
Złożył krótki pocałunek na moim policzku a potem wybiegł z pokoju razem z walizką. Siedziałam na łóżku niczego nie rozumiejąc. Tępo patrzyłam w ścianę próbując zrozumieć co właśnie zaszło.

Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nic nie odpowiedziałam. Uchyliły się a do sali wszedł Hera.
- Hej - krzywo się uśmiechnął.
Nie odpowiedziałam dalej patrząc na ścianę. Wsłuchiwałam się w pikanie maszyn. Spojrzałam na ręce. Nie było już na nich blizn a krwiaki prawie zniknęły.
- Gdzie pojechał Byron ? - znów spojrzałam na ścianę.
- Pojechał z ojcem ale nie wiem gdzie.
- Na ile  ? - tym razem popatrzyłam na niego.
- Pół roku - ściszył głos.
- Czemu nic nie powiedział - usłyszałam drżenie własnego głosu.
- Nie wiem. Dowiedział się wczoraj.
- Idź już. I powiedz reszcie że ma do mnie nie przychodzić. Zobaczymy się na treningu. - upadłam na poduszkę i przykryłam się kołdrą aż po samą brodę.
Usłyszałam trzask drzwi. Chłopak poszedł. Łzy strumieniami spływały mi po twarzy. Z piersi wydobył mi się szloch. A ja sama dusiłam się własnymi łzami. Oto co właśnie zrobił ze mną wyjazd Byrona...

Cześć siema elo wredotki !!!
Rozdział miał być w poniedziałek ale ja miałam już wszystko napisane i nie chciało mi się czekać.
Chcę serdecznie pozdrowić
_Kya_Chan_
Im_only_illusion
Ranmaru_Kirino
MartaAvengers2006

Dzięki za wszystkie komentarze i gwiazdki.
Kocham was !
Ta Wredna Dama

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top