🥀~Rozdział 40~🥀

🥀~Grób ~🥀

Perspektywa Aidena

Nie mogłem w to uwierzyć, gdzie razem z miłością mojego życia szliśmy. Trzymałem kurczowo jej dłoni, żeby nie popchnęła mnie ciemność. Byłem zły na siebie, że dałem się tak łatwo jej namówić, żeby iść na grobek Odri. Muszę wymyślić, żeby nie patrzeć w jej oczy, może to choć trochę pomoże.

Promyczek oddała uścisk, a do mnie teraz dotarło, że mogłem zmiażdżyć jej drobną dłoń.

— Już nigdy nie zgodzę się na to. Jesteśmy tutaj pierwszy i ostatni raz — powiedziałem, kiedy staliśmy przed bramą.

— Wystarczy jeden raz — wyszeptała i poszła do małego sklepiku.

Zmarszczyłem brwi, jednak gdy zobaczyłem znicz i kwiaty, westchnąłem cicho.

— Czy ty zawsze musisz być dobra dla wszystkich — odparłem i położyłem jej dłoń na plecach.

— Tak należy zrobić — wyszeptała, kiedy chodziliśmy między uliczkami.

Tak, to była zdecydowanie moja kochana Ray. W każdym widziała promyk nadziei. Kiedy zobaczyłem płytę z imieniem mojej byłem, aż mnie zamurowało.

Szatynka mnie nie pospieszała, za co byłem wdzięczny. Przełknąłem ślinę i razem z moją kobietą stanęliśmy przy nagrobku. Wyglądał tak jakby nikt tutaj nigdy nie przychodził. Skrzywiłem się lekko na wspomnienia z Odri.

Promyczek zgarnęła liście i położyła znicz. Nie wiem, czy po tym wszystkim po czuje się lepiej, ale przynajmniej szatynka da mi spokój na jakiś czas. Włożyła kwiaty do wazonu i stanęła obok mnie. Przyciągnąłem ją do siebie i położyłem podbródek na jej głowie.

— Państwo to znajomi tej dziewczyny? — drgnąłem i zacząłem rozglądać się, obok nas stanęła staruszka, a ja znów zacząłem być czujny.

— Można tak powiedzieć — wyznałem i pogładziłem bok szatynki.

— Nikt jej nie odwiedza, chyba nie miała dużo bliskich — wyznała smutno, a ja chciałem już, żeby poszła.

— To przykre, powinien chociaż raz w miesiącu do niej przychodzić. Nie ważne czy była zła, czy dobra. Każdy kto odchodzi z tego świata powinien był pamiętany — zabrała głos szatynka.

— Jesteś naprawdę dobra dziecinko, ma Pan szczęście, że ma taki skatb obok siebie.

— Wiem — mówiąc to pocałowałem Promyczka.

— Nie przeszkadzam wam już dzieciaki — po tych słowach odeszła, a ja utkwiłem wzrok w moje szczęście.
Wyciągnąłem czapkę z kieszeni i nałożyłem jej.

— Dziękuje — wyznała, a ja lekko się uśmiechnąłem.

— Dla Ciebie wszystko, kochanie.

— Wiesz kto to była ta staruszka? — zapytała szatynka.

— Nie mam pojęcia może to ktoś z jej znajomych. Nie wiem, ale to co powiedziała jest prawdą. Jesteś moim skarbem.

Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, a później postanowiliśmy wracać do siebie.

Czułem, że dzisiaj spadnie śnieg, a ja już miałem pewne plany, co mógłbym pokazać szatynce.

Szczerze mówiąc coś w tym było. Po czułem się lżej, jakby część brudu przeszłości ze mnie spadło...

***********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top