🥀~Rozdział 36~🥀

🥀~Stary klient~🥀

Perspektywa Aidena

Uśmiechnąłem się szeroko widząc uśmiechniętego Promyczka. Byliśmy na zabawie już prawie dwie godziny, co chwila tańcząc lub rozmawiając na błahe tematy.

— Śpiąca? — zapytałem, kiedy położyła głowę na moim ramieniu.

— Troszkę — wyszeptała, a ja pomasowałem ją po ramieniu.

— Chodźmy więc już. Dziękuje, że ze mną tutaj ze mną przyszłaś — odparłem i złapałem ją za rękę.

Zaczęliśmy wspólnie kierować się do wyjścia i przeciskać przez tańczący tłum, gdy nagle jakiś pijany mężczyzna wpadł na nas. Odruchowo zakryłem moje słoneczko przed nim.

— Prze— zaczął jąkać, jednak, gdy jego wzrok spojrzał na szatynkę, która była schowana za mnie od razu się uśmiechnął. — O koga ja tutaj widzę.

— Aiden — usłyszałem strach w jej głosie i wcale mi się to nie podobało. Ray złapała za maję ramię, czułem, że próbuje opanować strach.

— Zejdź mi z drogi — warknąłem ostrzegawczo w stronę pijaka.

— Nie wiedziałem, że ta szma... — nie dokończył, bo moja pięść wylądowała na jego twarzy. Nie pozwolę nikomu obrażać mojej Ray. Facet za toczył się, a ja wykorzystując to pociągnąłem Promyczka. Miałem już dość tej zabawy.

— Dziękuje — powiedziała szatynka, gdy byliśmy już blisko naszego domku.

— Dla Ciebie wszystko, kochanie. Nie dam nikomu Cię obrażać. Jesteś dla mnie najważniejsza i ten kto myśli inaczej lub będzie chciał Cię skrzywdzić dostanie po mordzie.

Moje słoneczko zachichotało, a ja lekko się uśmiechnąłem. Bałem się trochę, że źle wspomnienia do niej powrócą, a tego bym nie chciał.

Nigdy nie będę chciał widzieć w jej tego strachu co kiedyś...

— Znów się spotykamy. — odparłem i spojrzałem na szatynkę.

Miała mokre włosy, co świadczyło, że nie dawno brała kąpiel. Chociaż tyle, że mają tutaj łazienkę. Nie po kojące było jednak to, że dziewczyna cała drzała. Była ubrana w poprzecieraną koszulę nocną, z krótkimi rękawami i mogłem się domyślić, że jej zimno.

Nie myśląc długo nad tym, zdjąłem swoją marynarkę i położyłem na jej ramionach.

Ray spojrzała na mnie tymi oczami, a ja dostrzegłem w nich bardzo znajomy błysk. Kiedyś gdy nie byłem tą osobą, którą się aktualnie stałem, miałem nadzieję, że wszystkim da się pomóc, jednak się myliłem..., nie da się wszystkim pomóc, gdy sami tego nie chcą.

— D-dziękuje. — wyszeptała. — Ale tobie może być teraz zimno.

— Nie martw się tym. Dlaczego nie jesteś cieplej ubrana lub nie leżysz w łóżku? Po wykąpaniu powinnaś się chwilę ogrzać, tym bardziej jak jest tutaj klimatyzacja. — odparłem i zmarszczyłem brwi, czekając na jej odpowiedź.

— Ja...— spuściła głowę, a jej dłonie opadły wzdłuż tułowia.

Podniosłem jej podbródek dwoma palcami, zmuszając tym samym, żeby patrzyła mi w oczy.

— Nie zrobię Ci krzywdy. Możesz mi...— przełknąłem na sekundę ślinę, bo dziwnie było mi wypowiedzieć słowa, których dawno nie mówiłem. — Możesz mi zaufać.

W jej oczach na moje słowa dostrzegłem łzy, nie wiedziałem co się dzieje, czy powiedziałem coś złego, ale była to dziwna reakcja.

— Mam tylko to ubranie, do snu. — wyszeptała, a ja zmarszczyłem brwi. — Nie mam kocyka, ani pościeli...

Nigdy nie pozwolę, żeby te czasy wróciły...

********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top