🥀~Rozdział 31~🥀
🥀~Domek~🥀
Perspektywa Aidena
Po trzech godzinach w końcu znaleźliśmy się przy domku, który kiedyś kupiliśmy z braćmi. Był postawiony w lesie, przy małym jeziorku. To naprawdę była dobra decyzja. Uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że będziemy mieć czas dla siebie z szatynką i w końcu nie będziemy się niczym martwić. Nie wziąłem żadnego ochroniarza, więc mieliśmy prywatność...
Wyciągnąłem nasze torby i zamknąłem samochód. Kiedy wszedłem do domku od razu poczułem ciepło. Kanałem jednemu z naszych ludzi, przed naszym przyjazdem na palić w piecu. Dzięki temu nie musieliśmy marznąć.
Promyczek już znalazła się w kuchni i jak się do myślałem zaczęła przygotowywać nam kolacje. Podszedłem do niej i dałem całusa w policzek.
Szatynka od razu lekko się za rumieniła i podała mi kubek z parującą cieszą.
— Dzięki — wyszeptałem.
— Ale tutaj jest pięknie — zabrała głos. Całą drogę była bardzo cicha, aż zaczynało mnie to martwić. — Takie domki mają w sobie magię.
— Magię? — zaśmiałem się i pociągnąłem ją do salonu, gdzie usiedliśmy na kanapie.
Wciągnąłem ją na kolana i zacząłem smyrać ją po plecach.
— Pewnie, no zobacz. Jest tutaj naprawdę przyjemnie. Kominek, który tutaj jest i drewno nadają klimatu — wyjaśniła, a ja lekko się uśmiechnąłem.
— Masz racje. Coś ma w sobie — szepnąłem i jedno nie chciane wspomnienie przypomniało mi się...
— Aiden no proszę, chodź ze mną tam — prosiła mnie blondynka, a ja tylko wywróciłem oczami.
— Ile razy mam Ci powtarzać, że nie mogę. Muszę załatwić kilka spraw — odruchowo spojrzałem na swój pistolet.
— Ale wszyscy moi znajomi tam będą, nawet Brand znalazł czas, żeby pójść...
Na imię tego faceta spojrzałem na nią i z całych sił starałem się nie wybuchnąć.
— To może bądź z nim, a nie ze mną. Cały czas mówisz o Brandzie, a ja to co? Nie liczę się! — huknąłem, bo miałem powoli jej dość.
— Może tak! Ty nigdy nie masz dla mnie czasu
Cały czas te podejrzenia i krew na rękach. Nigdzie nie byliśmy razem!
— Przecież zawsze to Ci mówiłem! — broniłem się, bo nie miałem pojęcia o co robi mi awanturę. Byłem po moim bracie najważniejszym człowiekiem. Musiałem chronić nasze interesy i rodzinę.
— Nie na widzę Cię!
W tym momencie nie chciałem być z żadną kobietą. Miałem już dosc ciągłych tych awantur...
— Aiden...— usłyszałem głos Promyczka i zamrugałem kilka razy.
— Przepraszam — mówiąc to pocałowałem ją w czoło. — Przypomniało mi się coś.
— Strasznie zacząłeś zaciskać dłoń w pięść. Martwić się — wyszeptała i wtuliła się w mój bok.
— Wiesz, że nie ważne ile będę mieć pracy, będziesz dla mnie najważniejsza — musiałem to powiedzieć, żeby od gonić źle myśli.
Szatynka podniosła na mnie wzrok i lekko się uśmiechnęła.
— Oczywiście. Nie znam się za bardzo na twoich obowiązkach, ale zawsze postaram się jakoś pomóc — powiedziała, a ja naprawdę byłem szczęśliwy.
Nie wytrzymałem i mocno pocałowałem ją w usta...
Była moim aniołem i lekiem, który zawsze poprawił mi humor i stała za mną murem, choć nie wiadomo co by się działo...
********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top