🥀~Rozdział 22~🥀

🥀~Rozmowa~🥀

Perspektywa Ray

Szłam cały czas za Panem Thomasem i coraz bardziej mi się to nie podobało. Przysunęłam się do niego bliżej, gdy zaczynało się robić coraz ciemniej w korytarzu.

— Spokojnie, Promyczku. Zaraz stad wyjdziemy — wyznał i złapał mnie za rękę, gdy prawie upadłam.

— Dlaczego wychodzimy z domu? Aiden mówił...

— To wszystko jest zgodne z planem nie masz się czym przejmować — powiedział, a ja już nie zadawałam pytań.

Znajdowaliśmy się w korytarzu, który prowadził do mieszkania Aidena. Nie miałam pojęcia dlaczego musieliśmy tędy iść, ale nie stawiałam oporu. Czułam, że musi być coś ważnego.

— Teraz idź powoli na górę, Ray — wyznał, a ja nie pewnie spojrzałam na drabinę umocowaną na ścianie.

Kiwnęłam głową i zaczęłam wchodzić na górę. Otworzyłam ciężką klapę i pisnęłam, gdy ktoś złapał mnie za ramiona.

Skuliłam się jeszcze bardziej, gdy mężczyzna zaczął mierzyć do mnie z pistoletu.

— Zostaw ją! — ryknął Pan Thomas, który pojawił się zaraz za mną.

— Szefie..., przepraszam nie wiedziałem. Wybacz mi — zwrócił się do mnie, a ja lekko się uśmiechnęłam.

— Nic nie szkodzi — odparłam i podniosłam się.

W tym samym momencie Pan Thomas wyciągnął telefon i odebrał telefon. Patrzyłam na niego cały czas i strasznie się bałam, że mogło pójść coś nie tak. Nie wybaczyłabym sobie, jeśli Aidenowi coś się stało. Kiedy Pan Thomas skończył połączenie, wstrzymałam powietrze.

— Akcja się udała, będą za niedługo — wyznał, a ja przytuliłam się do niego.
Byłam naprawdę szczęśliwa, że się udało.

Szkoda, że nie wiedziałam czym to się skończy i za niedługo zmierzenie się z przeszłością...

Perspektywa Aidena

Patrzyłem na mężczyznę, który zaczął jeść bułkę. Wyglądał jakby od tygodni nic nie jadł. Na szczęście już wracaliśmy do domu. Reszta chłopaków pojechała do klubów, żeby oblać zwycięstwo i dobrze zasłużyli. Ja wraz z bratem, który kierował wracaliśmy do naszych kobiet.

— Dziękuje, myślałem, że mnie tam zostawisz — wychrypiał mężczyzna, a ja podałem mu wodę.

— Musisz mi odpowiedzieć na jedno pytanie — spojrzałem na niego ostro. — Jesteś ojcem Ray?

Dostrzegłem w oczach mężczyzny ból i smutek, więc już wiedziałem jaka jest odpowiedź.

— Jestem, ale co ze mnie za ojciec — wyszeptał i spuścił wzrok. — Przeze mnie Ray musiała wychowywać się w tej spelunie i była bita. Gdyby nie moja siostra... Naprawdę nie chciałem, żeby tak to wszystko się potoczyło. Może gdybym miał pieniądze —pod koniec głos mężczyźnie się załamał, a ja go rozumiałem. To nie była jego wina.

— Spokojnie, zaraz ja zobaczysz — wyznałem, bo już nie mogłem patrzeć na jego cierpienie.

— Dziękuje, że się nią zaopiekowałeś. Przy Tobie jest szczęśliwa.

— Przez cały czas to ty za nami chodziłeś? — zapytałem, bo byłem przekonany, że byl to człowiek Rogera.

— Jestem Brandon i tak. Przepraszam tylko tak mogłem ją zobaczyć. Jest naprawdę podobna do mojej zmarłej żony — odparł i uśmiechnął się smutno.

— Mama Ray nie żyje? — zmarszczyłem brwi.

— Zmarła kilka dni, po jej na rodzinach — wyjaśnił, a ja kiwnąłem głową.

Bo śmierć jest najgorszą rozłąka dwóch osób. Jednak osoba zawsze jest z nami, tylko jej nie widzimy...

*********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top