🥀~Rozdział 2~🥀
🥀~Szpital~🥀
Perspektywa Aidena
Dlaczego życie jest tak okropne i niesprawiedliwe. Kolejny raz czekałem przed salą operacyjną i bałem się o szatynkę.
Nie zasługuje na nic co złe, jest taka dobra, taka kochana, a musi jeszcze tyle przechodzić. Cieszyło mnie tylko jedno, że za niedługo zemszczę się na Rogerze. Tym razem przeciął granicę.
Oparłem głowę o zimną ścianę, po czym wróciło do mnie wspomnienie, pierwszego spotkania z promyczkiem.
Po dwóch godzinach miałem już wychodzić, kiedy dostrzegłem ruch w przejściu. Wyostrzyłem wzrok i dostrzegłem drobną postać, która próbowała się przecisnąć przez tłum. Za nią zaczął biec jeden z ochroniarzy. Wyglądało to trochę komicznie,jednak kiedy dziewczyna bliżej mnie mogłem dotrzeć, że była wystraszona.
Nie myśląc długo postanowiłem pomóc tej drobnej osobie. Przecisnąłem się przez tłum i od razu poczułem, że coś się ze mną zderza.
Usłyszałem cichy pisk i spojrzałem w dół, gdzie dostrzegłem drobną dziewczynę. Przy mnie była naprawdę malutka, może miała sto pięćdziesiąt centymetrów?
— Ja...,ja przepraszam Pana. — wyjąkała i zaczęła się nerwowo rozglądać. Na pewno szukała wzrokiem tego ochroniarza, ale na szczęście go nie dostrzegłem.
— Nic się nie stało, ale może przejdźmy gdzieś indziej. — zawołałem, przekrzyczając muzykę.
Dziewczyna zamarła, a ja nie wiedziałem o co jej chodzi, dlatego złapałem ją za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia.
— Ja nie chcę. — załkała, a ja momentalnie stanął i się do niej odwróciłem.
Dzięki temu, że światło tutaj było większe niż w środku mogłem trochę dojrzeć tą drobną postać.
Miała brązowe włosy, które były straszne tłuste, na co się skrzywiłem. Przeniosłem wzrok na jej talię, która pod starymi i znoszonymi ubraniami wyglądała straszna. Wszystko z niej zwisało, co świadczyło, że dziewczyna nie jadła regularnie, albo raz na miesiąc. Mieliśmy dwudziesty pierwszy rok i jeszcze nie widziałem kogoś takiego. Co prawda zabijałem, biłem i zadawałem ból, ale żeby ktoś był w takich opłakanym stanie jak ona, to już przesada. Mogłem przysiąc, że dostrzegłem rozcięcie nad łukiem brwiowym i na wardze.
— Powinnam wrócić do środka. — wyszeptała, a ja znów powróciłem wzrokiem do jej twarzy.
— Poczekaj, ktoś się znęca nad tobą? — dopytałem, chociaż było jasne, że mi nie odpowie.
Widziałem, że już się szykowała do powiedzenia, ale wyrósł nie wiadomo skąd dryblas złapał ją mocno za rękę.
— Ray, ile razy mam Ci powtarzać, że...— urwał, gdy mnie zobaczył. — Nie dostałaś już nauczki? — syknął do niej, a w odpowiedzi dziewczyna skuliła się.
W tedy jeszcze nie wiedziałem, że znów wrócą do mnie uczucia...
Spojrzałem na telefon, który zaczął dzwonić i nie chętnie odebrałem połączenie od Samuela.
— Boże, Aiden. Przysięgam jak tylko Cię zobaczę to tak Ci do kopie, że nie będziesz mógł chodzić — warknął mój kochany braciszek.
— Też Cię miło słyszeć — wyznałem wzdychając.
— Wszystko już wiem, zaraz jedziemy do was. Jak się czujecie? — zapytał, a mi krew się zagotowała.
— Ray znów jest w tym cholernym szpitalu. Samuel ja mam gdzieś prawo, zemszczę się na Rogerze.
— I ja Ci w tym po mogę — powiedział mój brat, a ja lekko się uśmiechnąłem.
— Będę już kończył, brat. Zadzwonię później — wyznałem, gdy zobaczyłem ordynatora.
W tym momencie wszystko miało się zmienić...
*******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top